Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2018, 09:04   #611
Leminkainen
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Gordon ciężko zniósł ostatnie wydarzenia. Zanim do końca wyliże rany zejdzie jeszcze sporo czasu. Opatrzenie ran było zbawienne. Odespanie również bardzo pomogło. Tak samo zmiana ubrań i zadbanie o odrobinę higieny. Następnie należało zadbać wreszcie o ciepły posiłek. Niestety nie wiedział za bardzo co się dzieje. Trzeba było ruszyć na dół Łosia i dowiedzieć się gdzie jest Nico i Lynx. Martwił się też Brennan’em. Zdecydowanie zbyt długo się nie widzieli. To nie w jego stylu żeby po prostu znikać bez słowa.

Zszedł na dół i zamówił u Rudego Jack’a ciepły posiłek. Rozsiadł się spokojnie przy jednym z wolnych stolików umieszczonym nieco na uboczu. Poczekał spokojnie na jedzenie i zjadł wszystko błyskawicznie. Wyglądało to jakby nie jadł od tygodnia... Po dokończonym posiłku Walker zauważył Nico wchodzącą do lokalu i od razu zbystrzał. Machnął do niej i zawołał ją. Kiedy podeszła od razu rzucił pytaniami:
-Nico… co się dzieje? Trochę zbiło mnie z nóg… Jak sytuacja?
- Zajebiście, Nowojorczycy walczą z gangerami a ja idę na wyprawę żeby poszukać miejsca gdzie mieszkańcy Cheb mogliby uciec - Powiedziała Nico z ironicznym entuzjazmem i uśmiechem pracownika McDonald’sa.
-No cóż… sprawa eskalowała szybciej niż mogło się wydawać… Chodzi o miejsce na stałe czy tylko przeczekanie tego całego syfu? Może należałoby zgłosić się do Czerwonych? Przecież zaczęliśmy się z nimi dogadywać po zbieraniu kwiatków… może oni byliby gotowi pomóc Chebańczykom, chociaż na jakiś czas ich przyjąć do siebie… może będziesz w stanie przekonać ich… pozytywne nastawienie aż od ciebie bije... - zabójca maszyn uśmiechnął się krzywo. Nie znał Nico długo ale zdążyli już wiele wspólnie przejść więc bez większego namysłu zaproponował jej pomoc - W ostateczności można też zaszyć się w jakichś ruinach, oczywiście najpierw trzeba by je wtedy przeczyścić i odpowiednio przygotować... Przyda ci się kolejna lufa? Jeśli chcesz mogę ruszyć z tobą, nie jestem jeszcze w pełni sił ale mogę się przydać…
-Idziemy na bagna, z tymi wszystkimi bandażami - Nico wskazała na Gordona - raczej nie najlepszy pomysł, nie utrzymasz ich w czystości. Ale dzięki.

-Myślę że w obecnej chwili nie możecie sobie pozwolić na myślenie o czystości bandaży… już i tak tyle krwawiłem za tą mieścinę więc chciałem dokończyć to co zacząłem… ale w porządku… jak chcesz. Gdzie jest Dalton? Pójdę do niego, może jemu się przydam… - Walker wstał i kiwnął głową w stronę zastępczyni szeryfa. Był gotowy zebrać się i ruszyć w drogę odnaleźć szeryfa.
-Ostatnio był przy głównym moście. - odpowiedziała Kanadyjka.
-Dzięki… szczęścia na bagnach… - zabójca maszyn wstał i zaczął zmierzać powoli ku schodach - Jakbyś jednak zdecydowała że potrzebujesz pomocy to wal jak w ogień, ruszam do Dalton’a.
-Ok, trzymaj się. - Nico zabrała parę drobiazgów do plecaka, dodatkową torbę pemikanu i poszła na umówione spotknie*

Po chwili kanadyjka znowu ruszyła w drogę. Znowu pieszo ale tym razem w stronę rzeki. Szła główną ulicą, mijając po kilku zalewanych ulewą budynkach biuro szeryfa. Jeden z nielicznych budynków w jakich świeciło się światło zdradzając ludzką obecność. Zmagając się z aurą która bębniła o okoliczne dachy, ściany tak samo jak o asfalt który już spływał potokami rwących kałuż jak i o płaszcza tropicielki. Widoczność była fatalna. Widać było bryły domów zaledwie o kilka domów dalej. Dalej rozciągała się kurtyna ulewy utrudniająca orientację terenową. A jeszcze nie była prawdziwa noc. Wedle Eliotta zaś zmierzch nie musiał przynieść poprawy pogody.

Zastępczyni szeryfa orientowała się już w głównych arteriach Cheb na tyle by mimo to odnaleźć bez większych trudności umówione miejsce spotkania. Daney i Matt czekali na nią przy zejściu z wybetonowanego brzegu. Właściwie łódź tam czekała a oni sami schronili się w jednym z nadbrzeżnych budynków. Wyszli z niego dopiero gdy zauważyli przemoczoną sylwetkę idącą wzdłuż brzegu. Zapakowali się na łódź i mężczyźni wzięli się za wiosła. Płynęli na południe czyli w górę rzeki. Przynajmniej jak na razie droga wiodła ich tak samo jak kilka dni temu z Brianem i Eliottem wracali z bagien. Tylko w odwrotną stronę. Obydwaj towarzysze Nico przytłoczeni chyba aurą nie byli zbyt rozmowni. Wiosłował Matt. Z wymruczanych uwag Nico dowiedziała się, że potem mają się zmieniać. Daney okrył się jakąś płachtą zapraszając gestem Kanadyjkę pod ten improwizowany daszek.

Przepływali w okolicy drugiego, mniejszego mostku którym wcześniej Eliott przeprowadził Nico z bezpiecznego schronienia do biura szeryfa gdy doszły ich dźwięki eksplozji. Gdzieś, tam, dość odległej ale jednak coś tam chyba wybuchło. Matt zakaszlał i odwrócił się w stronę dziobu przestając wiosłować i wtedy doszła ich jakaś strzelanina. Ale pewnie gdzieś dalej, poza Cheb.

Nico odchyliła kaptur żeby lepiej słyszeć.

Słychać było automaty. I broń maszynową. I liczne eksplozje. Zdecydowanie przekraczało to siłą ognia to co Nico widziała u mieszkańców Cheb czy nawet ludzi szeryfa. Wyglądało jak na jedno z tych starć gdzie ktoś ma parę sztuk ciężkiego sprzętu i nie waha się ich użyć. Ulewa i budynki utrudniały precyzyjne zlokalizowanie strzelaniny. Ale z tego co było słychać musiało to być podobnie jak ostatnio w Cheb często było słychać odgłosy dobiegających walk z Wyspy. Ale tam większa część trasy jaką pokonywał dźwięk przebywała po jeziorze czyli pustej przestrzeni. A jak wiedziała z wcześniejszej wyprawy i DuClare i pewnie jej dwaj towarzysze na południe były bagna i lasy więc zdecydowanie gęstszy i trudniejszy do przebycia teren nie tylko dla ludzi. Więc pewnie było to jakoś bliżej. Ale nie na tyle by płynąć na pewny adres chyba, że walka trwałaby tak długo aż dopłyną na tyle blisko by zobaczyć ją na własne oczy. Dwaj towarzysze zastępczyni szeryfa patrzyli na nią pytająco. Wydawali się kompletnie zaskoczeni odgłosami i natężeniem walki. Przy czymś takim nawet we trójkę wydawali się mikro uzbrojeni. Kanadyjka i tak znacznie zawyżała średnią, zwłaszcza w Cheb bo obydwaj Chebańczycy mieli tylko sztucer i strzelbę.
-Automaty czyli pewnie nie od nas - Nico popatrzyła na swoich towarzyszy - W całej naszej obecnej wyprawie chodzi o to żeby znaleźć miejsce gdzie mieszkańcy będą mogli uciec, więc nie ma sensu żebyśmy teraz zawracali
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline