Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2018, 12:35   #19
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
- Ty policyjny psie!
Obaj siedzący po bokach chińczycy po sekundzie wahania, zanim trawione alkolohem synapsy zareagowały, złapali Rafa za ramiona.
Tung trzasnął butelka o kant stołu i zerwał się na nogi szykując do przeskoczenia stolika uzbrojony w dorodnego tulipanka.
Krzeszewski ponad wszystko pragnął wykrzyczeć swe oburzenie...
- Ale panowie! Za co!
...ale przytłumieni alkoholem i rozdrażnieni poczuciem zdrady Chińczycy nie dali mu dojść do głosu.
Tsun i Chung pochwycili dziennikarza za ramiona. Błysnął tulipan, Rafał już, oczyma wyobraźni, widział i czuł swe poderżnięte gardło.
Czas zwolnił.
Ułamek sekundy później zareagowało ciało Rafała według głęboko zaszczepionych odruchów. Dziennikarz zawirował w półobrocie przyciskając ręce do ciała. Chung nie dał się nabrać, ale Tsun, po prawej Polaka, nie zdążył zareagować, puścił rękę. Łamiąc chwyt Rafa ustawił się placami do Tsuna. Przez chwilę wydawało się, że popełnił błąd, ale tylko do chwili nim zadany w tył cios łokciem złamał Tsunowi co najmniej jedno żebro. Chińczyk sapnął i poleciał do tyłu na wyślizgany parkiet. Rafał, czerpiąc energię z ciosu uderzył natychmiast odwrotnie pięścią w splot słoneczny Chunga. Rozrabiaka przeleciał przez kanapę i rąbnął o podłogę. W następnej chwili Złoty Ząb zaczął wymiotować niczym wulkan i, czego dziennikarz już nie widział, zemdlał z bólu.
Uczucie triumfu trwało tylko przez chwilę. Ostatni z Chińczyków zdążył przesadzić stolik i, nim Rafał zareagował, zadał mu dwa szybkie ciosy tulipankiem, otwierając krwawe rany na torsie. Za drugim ciosem szkło skruszyło się, ale Tungowi to nie przeszkadzało. Odrzucił resztki zaimprowizowanej broni, a następnie skopiował ruch Rafała wydostając się z ciasnej przestrzeni między kanapami na parkiet taneczny.
Chińczyk zdążył przyjąć agresywną postawę Wing Chun nim przeciwnik niemal na niego wpadł. Rafa był pierwszy, bo po prostu nie tracił czasu na przybieranie postawy. Zamiast tego zaatakował pięściami tors Tunga mierząc we wrażliwe punkty. Rekini Ząb opuścił gardę, a Rafał, nie tracąc czasu, obrócił się sprawnie o sto osiemdziesiąt stopni, zadając mocne obrotowe kopnięcie.
Trafił z zaskakującą celnością, prosto w szczękę. Tung aż się zatoczył. Nim się wyprostował błyskając zeszklonymi oczami, Krzeszewski zadał jeszcze jedno uderzenie, tym razem ręką - włócznią, w wątrobę. Chińczyk skulił się, a Rafał zadał kolejny cios, podcinając przeciwnika.
Wydawał mu się, że uzyskał decydującą przewagę, ale Rekini Ząb zaskoczył go niemile. Podciągając kolana pod brodę skoczył na nogi i natychmiast zadał cios w podbródek. Głowa dziennikarza odskoczyła w tył. Błyskawicznie i płynnie zadane kopnięcie z wyskoku rzuciło Rafę do tyłu.
Obaj walczący nie zdawali sobie z tego sprawy, ale ich starcie stało się ośrodkiem uwagi całej sali. Rozgrzani i spływający potem tancerze powoli porzucali inne rozrywki by przyjrzeć się potyczce.
Dudniąca muzyka nabrała drapieżnego brzmienia. Ktoś krzyknął z aprobatą, chwilę później dołączył cały chór głosów zagrzewając walczących.
Obaj fajterzy szybko tracili siły, obaj zdążyli wykorzystać większość sztuczek ze swego repertuaru. Pozostały tylko podstawowe odruchy. Prawie.
Dopóki Rafał nie wykorzystał kolejnej sztuczki na inną okazję starannie przechowywanej. Wciągnął potężny haust tlenu i zadał krótki, mocny cios. Pięść dziennikarza musnęła bark Tunga. Tylko musnęła.
Ramię Chińczyka wyskoczyło ze stawu.
Tung zaklął po chińsku, zginając plecy próbował kopnąć przeciwnika w brzuch. Chybił o dobre pół stopy, a pięść Rafy raz jeszcze musnęła jego ciało, tym razem bok. Rozległa się seria ostrych trzasków, powietrze uciekło z płuc Rekiniego Zęba, a on sam pobladł śmiertelnie i zatoczył się.
I to był koniec. Prawie.
Nim Tung zdążył zareagować dziennikarz raz jeszcze kopnął go z obrotu w szczękę. Starczyło. Chińczyk padł jak ścięty.
- FINISH HIM!
Ktoś wrzasnął. Rafa przez długą chwilę nie reagował łapiąc oddech.
Znów wracała do niego świadomość otoczenia. Rozgrzani rozbawieni klubowicze pokrzykiwali, powietrze smakowało potem, tytoniem i perfumami. Światła raniły oczy. Dźwięki...
- Drodzy goście! Wracamy i gramy dalej!
Następny był Massive Attack, Superpredators. Dj wczuł się w nastrój.
Rafał złapał oddech i rozejrzał się. Trójka Chińczyków leżała grzecznie na parkiecie. Co ciekawe nigdzie nie było widać ochrony.
Biorąc pod uwagę jak szybko zareagowali wcześniej na pewnego nożownika wniosek był jeden. Właściciele klubu postanowili go załatwić rękami Tunga i spółki. A to znaczyło, że atmosfera w klubie mogła szybko stać się jeszcze bardziej niezdrowa.
Klnąc pod nosem dziennikarz rozejrzał się. Nigdzie nie widział Johna. Co prawda miał jego numer, ale wolał w tej chwili nie dzwonić. Kto wie? Może Doe poszczęściło się bardziej niż jemu i w tej chwili był na tropie Enzo.
Spocony, zgrzany Krzeszewski potrzebował chwili by wydostać się z klubu. Na zewnątrz okazało się, że burza mocno już przycichła. Padał lekki dokuczliwy deszczyk, ale to nie był problem.
Schroniwszy się pod okapem dachu budynku sąsiadującemu z klubem Rafa sięgnął po komórkę.
- Halo, Marta? Cześć dziewczyno! Jesteś w redakcji? Ok...tak, w Hongkongu. Mam dla ciebie gorący news...
Przez kilka minut Krzeszewski klarował info o kradzieży myśliwców z pokładu amerykańskiego lotniskowca. Jak łatwo się domyśleć, koleżanka Rafała szybko wpadła w dziennikarski amok.
-...Sam nie mam czasu tego zrobić, ale ty masz, nie? Łap concord i fruń tutaj...jak to czemu ty? Oboje jako jedyni w redakcji znamy chiński...No, no, no...tak...Cholera, nie wiem czy będę mógł cię odebrać z lotniska. Mogę być zajęty...nie marudź, kotuś. Wszystko co trzeba już ci powiedziałem, dasz radę...No i super. Zresztą jak będziesz podchodzić do lądowania zadzwoń, może znajdę czas...No super. Do zobaczyska. Ku chwale gazety! No, cześć!
Chowając komórkę Rafał musnął ranę na torsie. Syknął z bólu. Cały gors bluzy przesiąknął krwią.
Lekarza! Królestwo za lekarza!
Chwila grzebania w internecie i dziennikarz już wiedział, że najbliższa całodobowa lecznica jest zaledwie kilka przecznic stąd.
- Radź sobie, John...
 
Jaśmin jest offline