Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2018, 17:13   #129
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Zabierajcie się stąd, dobrze? - Zerknęła na Alessandro.
Wampirzyca wypowiedziała kilka cichych słów i czas zwolnił. Nie wiedziała, czy powinna pomagać księżnej Mediolanu, ale co tam. Ruszyła na demona, wyprowadziła cios jednocześnie używając potencji. Agnese zamachnęła się oboma ostrzami tnąc, między skrzydłami demonicy. Uderzenie było niczym młot. Potężny cios wampirzycy doszedł pleców pomiędzy skrzydłami, robiąc wielką wyrwę, skąd popłynęła nie tyle krew, ile czerwony dym. Demonica jednak nie ryknęła, nie wrzasnęła, nie wydała odgłosu, choć cios powalił ją, jednak ciężko ranna zerwała się na nogi skacząc oraz unikając kolejnego ciosu księżnej. Agnese wyprowadziła dwa kolejne ciosy. Jeden poważnie rozciął skrzydło demonicy, natomiast drugi zagłębił się w jej boku. Agnese zaparła się oburącz na ostrzu, starając się rozerwać bok. Udało jej się. Kiedy jednak wyciągnęła klingę, rana błyskawicznie się zabliźniła. Agnese cofnęła się znów używając temporis. Przystąpiła do kolejnego ataku, widząc jak ścierające się kobiety, zwalniają. Miała wrażenie, że wszystko wokół zamarło. Wykonywała kolejne ataki, całkowicie nie zwracając uwagi na ruch demonicy. Ostrza raz po raz zagłębiały się rozcinając skórę demona. Obok zaś pracowała księżna. Jej ostrze przebijało szybkością nawet umiejętności Agnese. Aczkolwiek halabarda rozprysła się niemal natychmiast, więc biła skrzydlatą kobietę głównie palcami zakończonymi wydłużonymi paznokciami.

Wszystko układalo się wspaniale, lecz byłoby chyba zbyt wspaniale. Kiedy już prawie miały ją na widelcu zza drzwi błyskawicznie wypadła grupa kolejnych, mniej więcej wyglądających tak samo, trzymających rapiery. Prawie pokonana istota schroniła się za swoimi kompankami.


Ponadto jeszcze towarzyszyły im chodzące szkielety psów. Wspomniane istoty rzuciły się na wampirzyce po parze. Agnese zerknęła na księżną, po czym ruszyła na demonice. Starała się parować ataki jednej, atakując drugą. Chociaż nie było to łatwe, bowiem usiłowały za nogi ją jeszcze złapać kościane psy. Pomimo tego udało się! Początkowo trafiła nogę, później obcięła, tadaaaam, róg niemal przy czole, co sprawiło, że tamta wręcz się wściekła. Atak! Atak! Atak! Jednak obok zakwilił także kościsty pies. Markiz trzymając jakiś wielgaśny kawał rury podtrzymujący wcześniej baldachim na arenie przyładował psu w jego potworny łeb. Zaś faerie przytrąbił w bok, odrzucając stwora na ścianę tak mocno, że połamał się. Wydawało się, że jest niegroźny, ale był jeszcze jeden, kolejne przeciwniczki oraz istoty walczące przeciw księżnej. Agnese korzystając z tego, że demonice nadal poruszały się w zwolnionym tempie, wyprowadziła kolejną serię ataków. Tutaj poszło już słabiej, niż za pierwszym razem. Jednak tamta już była pokryta kolejnymi skaleczeniami. Co więcej, jej ciało nie leczyło się jak tamtej poprzedniej. Następne ciosy powaliły ją więc, jednak Agnese musiała bronić się przed atakami kolejnej. Dobre było tylko, że faerie oraz markiz we dwójkę próbowali powstrzymać kolejnego psa. Agnese odskoczyła w tył czując jak czas ponownie wraca do normy. Czuła jak narasta w niej głód. Nie mogła tak walczyć… Zatrzymała się, przyjmując postawę obronną i szukając, skąd się to gówno bierze. Wszystko tymczasem przybyło zza rozwalonych drzwi. Najbardziej zaś wkurzające było to, albo wręcz przeciwnie, niewkurzajace, że za całą tą walką odbywała się kolejna, która dochodziła do nich. Tam tłukli się ludzie ... chyba ludzie.


Wśród nich wampirzyca rozpoznała kobietę, która wcześniej na arenie powaliła tygrysy. Cała ta tocząca się burza ludzka wtargnęła pomiędzy walczących. Właściwie Agnese oraz jej przeciwniczka aż musiały odskoczyć od siebie. Ponadto dostrzegła, iż cios faerie przyszpilił kolejnego psa do podłogi, zaś markiz niczym oszalały tłukł go rurą po grzbiecie wreszcie załatwiając na dobre. Także oni odskoczyli pod ścianę raczej tylko się broniąc wewnątrz totalnego morza chaosu. Wampirzyca przez chwilę oceniała swoje siły, gdy walka w tym pomieszczeniu jakby zamarła. W końcu uznała, że jeszcze chwilkę da radę i znów wyszeptała komendę dla temporis. Widziała jak biegnąca na nią demonica nagle zwalnia. Dużo mniej niż poprzednio, ale wystarczająco, by nim istota dobiegła do niej, Agnese zdążyła się zamachnąć i wykonać kolejny atak. Broń ledwo otarła się o przeciwniczkę, ale chociaż spowolniła jej impet. Jednak siła złego na jednego. Ktoś trzasnął tamtą od boku, inny trzasnął jego jedynie po to, żeby zostać trzaśnięty od kogoś jeszcze. Młyn, młyn, młyn. Krew płynęła strumieniem, kiedy leciały na dół kolejne osoby. Jakieś dwie osoby wpadły na skrzydlatą kobietę, zdjęła je, jednak trafiła na gladiatorkę, która wsadziła jej w plecy swój szpic miecza. Wyszło od przodu, zaś kolejny czerwony dym buchnął dokoła. Agnese wolała najpierw skończyć z demonicą nim coś przekąsi. Dopadła do przeciwniczki i wyprowadziła dwa ciosy, przy pierwszym nóż wypadł jej z dłoni, lecąc gdzieś pod ścianę. Na szczęście udało się jej odwinąć drugim i zakończyć wbijając broń w demonicę. Która popatrzyła na nią wściekle, potem padła rozwiewajac się w dym, zaś wampirzycę zaatakował jakiś mężczyzna wielki niczym góra, zaś ubrany jedynie w przepaskę biodrową, zaś w ręku dzierżył krzywy miecz.
- Whaaaaa! Mam cię!

Piękna Agnese odskoczyła, tylko po to by wyminąć mężczyznę, chwycić go za kark i wgryźć się w jego szyję. Uczyniła właściwie to bez problemu. Góra była silna zapewne niczym goryl, jednak raczej mało ruchawka. Kiedy piękna Agnese zeszła z linii ciosu, mogła sama skoczyć oraz uczynić co tylko zapragnęła przechodząc obok jego ostrza, którego nie zdążył unieść ponownie. Jej dłoń przesunęła się po męskim ramieniu, co mogłoby wydać się nawet ponętne, gdyby, nie zatrzymała się na krtani, ściskając ją boleśnie. Nie minęła chwilka, a wampirzyca oparła się o jego plecy, zagłębiając kły w męskiej szyi. Piła łapczywie, potwornie spragniona, po walce. Czując jak krew wypełnia jej usta, zauważyła, że czas powraca do normy. Wyostrzyła zmysły, nie chcąc zostać zaatakowana od tyłu i piła, aż martwe ciało upadło ciężko o podłogę. Pleców jej jednak chroniła dwójka mężczyzn: markiz oraz faerie, którzy odpowiednio zniechęcali każdego potencjalnego przeciwnika. Jednak takich nie brakowało, bowiem zapragnęła się zabawić z Agnese dwójka kolejnych:
- Zginiesz, kardynalska dziwko! - wrzasnął prawy próbując zamachnąć się na nią toporem, zaś jego kolega usiłował zajść kobietę od prawa, ale pośliznął się na jakiejś krwi wywalając się na podłogę, gdzie ktoś natychmiast mu wrypał ostrze. Agnese chwyciła dłoń z toporem i pociągnęła, tak, że mężczyzna stracił równowagę wpadając jej wprost w ramiona. Nim zdążył zareagować wgryzła się w jego ramię, biorąc dwa szybkie łyki, tak że stracił przytomność. Upiła jeszcze trochę nim bezwładne ciało opadło na podłogę. Wampirze żyły wypełniły się błogą pełnią, chciało się jej wręcz uśmiechnąć. Tym bardziej, że właściwie gwałtowna bitwa, która jeszcze przed chwila była niczym chaos burzy, zaczynała przycichać. Zwyczajnie bowiem, większość przeciwników się wybiła. Oprócz seksownej signory Contarini oraz jej towarzyszy stała jeszcze księżna Mediolanu, która wychłeptała właśnie kilka istot. Ponadto kobieta walcząca przeciwko tygrysom, lekko ranna zresztą, oraz dwóch mocniej pokalecznych mężczyzn, jednak nie wydawało się, żeby im groziło cokolwiek. Gdzieś dalej jednak toczyły się walki oraz docierał mocno powiew dymu.

Signora Agnese podeszła do księżnej, oblizując wargi po własnym posiłku.
- Czy nic ci nie dolega Pani?
- Nie, dziękuję, cóż, chyba się nie znamy. Z kim mam do czynienia? Czy jesteś zacna wojowniczko którąś ze strażniczek księżnej Matalesty
? - spytała głosem pięknym księżna Mediolanu. Wydawało się, że mówi piękniejszą tonacją, niżeli najwspanialsi ludzcy przedstawiciele minstrelskiego stanu. Jednocześnie zaś jej mężczyźni nie pchali się do rozmowy wampirzyc. Słusznie zresztą trzymali się z daleka obydwu pań.
- Moje imię to Agnese Contarini, służę księżnej Florencji, ale od jakiegoś czasu przebywam w Rzymie. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - A czy mogę poznać twe imię Pani?
- Eusebia Nuccio, miło mi cię poznać, signora, jestem panią Mediolanu, obecnie na wyprawie do wód. Rozumiesz, kuracja na moje stare stawy
- oczywiście wcale nie wyglądała staro. - Znam księżne Florencji, ale raczej nie pozdrawiaj ich ode mnie. Miałyśmy kiedyś drobne nieporozumienie - wyjaśniła. - Cóż, godzina do świtu, nie wiem, jak ty, ale ja się udaję na wypoczynek. Dziękuję za wsparcie oraz miłego wieczoru. Będziesz dobrze powitana na terenie Mediolanu - machnęła jej jeszcze dłonią oraz ruszyła biegiem gdzieś do przodu, przez wyłamane drzwi.

Signora Agnese odprowadziła ją wzrokiem, machając lekko dłonią. Dopiero gdy zniknęła za drzwiami, obejrzała się na swych towarzyszy.
- Chyba na nas też czas... - Ziewnęła eksponując wysunięte kły.
- Mogę się do was przyłączyć? - usłyszeli nagle głos gladiatorki.
Agnese obejrzała się na nią, zaskoczona.
- A co z twym panem?
- Panią
- skrzywiła się. - Przestała istnieć - wyjaśniła prosto.
- Kto był twą Panią? Wybacz, ale wolałabym się nie narażać w tutejszym środowisku. - Agnese uśmiechnęła się do kobiety. Skrzyżowała dłonie na piersi, zdając sobie sprawę, że jej strój jest odrobinę pocięty.
- Nie jestem ze środowiska tutaj. Moją panią była Neriga, od Czerwonego Oka, ale wyszła tutaj na żer. Niespodziewanie wpadła tej skrzydlatej na ząb. Chciałam pomścić, ale byliście szybsi, zresztą pewnie akurat z tymi drapieżnikami miałabym małe szanse - wyjaśniła.
Wampirzyca obejrzała się na Alessandro, pytającym wzrokiem.
- Skarbie, co… - Wypowiedź przerwało kolejne, teraz już lekko powstrzymane ziewnięcie. - ... ty na to?
- Zgodziłbym się, przynajmniej na trochę. Jutro zdecydujesz
- odparł nieco pytająco, bowiem ostatecznie co on mógł wiedzieć na temat ghuli. - Gilla ją przypilnuje z Borso, myślę tak …
- Chodźmy wobec tego
. - Agnese przytuliła się do markiza.
Ruszyli więc, właściwie tropem księżnej. Korytarzem, kiedy wpadli do pomieszczenia mocno wypełnionego dymem, jednak ognia dalej nie było, albo raczej znalazł się gdzieś niszcząc inne skrzydło. Skoczyli więc na lewo, gdzie wydawało się jest czyściej nieco. dookoła było mnóstwo istot ludzkich, rozmaicie ubranych. Biegali, krzyczeli, albo leżeli zimni. Tutaj musiały być jakieś ostre walki! Jednak obecnie raczej spokój, albo przynajmniej nikt nie chciał atakować czteroosobowej grupki, która wcale nie wyglądała, jakby chciała tanio sprzedać skórę.
- Signora! - nagle usłyszała znajomy głos Gilli, która wypadła gdzieś zza winkla wręcz wpadając prosto ku ramionom Agnese, jakby kompletnie nic jej innego nie interesowało. Wampirzyca objęła ją mocno, nie odsuwając się nazbyt od markiza. Delikatnie pogładziła zmierzwione włosy ghulicy.
- Już dobrze, moja droga, jestem cała i zdrowa. - Jej głos był spokojny, a na twarzy widniał uśmiech.
- Och wybacz. Musimy się śpieszyć. Pędzić tędy, konie są już za zamkiem! - krzyknęła głośno.

Piękna Agnese dała się poprowadzić, ciągnięta za dłoń przez Gillę i obejmwana lekko przez Alessandro. Zdawać by się mogło, że jest najdelikatniejszą istotką w tej grupce. Gdy tylko opuścili pałac, usłyszeli liczne krzyki. Ludzie biegli przepychając się, niektórzy nieśli wiadra z wodą. Podążając za nimi rozespanym wzrokiem, wampirzyca zobaczyła płomienie nad zachodnim skrzydłem zamku. Objęła mocniej Alessandra dodając sobie otuchy, odwróciła wzrok i ruszyła dalej. Nim się obejrzała siedziała w karocy jadąc w stronę pałacu markiza. Agnese czuła jak powoli usypia, nie opierała się więc, gdy Alessandro uniósł ją i poniósł w stronę jej sypialni. Czuła jak powoli traci świadomość otoczenia. Karoca, chwilę potem dziedziniec, korytarz i nagle sypialnia. Dwie pary znajomych dłoni rozbierały ją, ktoś rozplatywał jej włosy, a przed nią było silne, znajome, ciepłe ciało. Objęła je mocno, całując gorące usta. Może jej się wydało, ale druga para dłoni, zaczęła rozbierać także tego bliskiego jej mężczyznę. Alessandro, bo była pewna, że to jego całuje. Tyle tylko zapamiętała, bowiem później zapadła się ku głębinom wampirzego snu.
 
Kelly jest offline