Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2018, 18:50   #60
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Brown.
Zafascynowany ogniem, jak dziecko nową zabawką, pchnięty dopiero przez Browna kulawiec oprzytomniał na tyle by zauważyć szarżującą na niego śmierć przyobleczoną w bladą maskę grozy. Mógł jeszcze teraz salwować się ucieczką w jedną z bocznych uliczek, liczyć na to, że klucząc między budynkami oszuka przeznaczenie, lecz zamiast tego....
...cofnął się, zanurzył w huczącej rzece płomieni. Ogień od razu objął jego szaty, buchnął podsycony większym jeszcze żarem jakby ktoś wlał czarkę oliwy do paleniska, jak wygłodzony zmorfieniec pożerający wszystko na swej drodze, pochłonął szmaty, w które przyobleczony był kuternoga. Wojownik, zaskoczony, wytracił impet, zgubił rytm kroków, lecz zaraz powziął ostateczną, szaleńczą w skutkach decyzję i Brown widział już co się stanie. Umysł podsunął mu szybką projekcję przyszłości... przyspieszenie, wybicie i runięcie z góry na swoją ofiarę, jak jastrząb na niczego nie spodziewającego się gryzonia, ostateczny cios, który zakończy życie igrającego z ogniem i paradoksalnie przyczyni się, jeśli nie do śmierci to do trwałego kalectwa atakującego, który nie miał szans wyjść bez szwanku z nienasyconego żywiołu.
Agatone zadziałał instynktownie. Cienie oderwały się od ściany budynku, nisko sunąc po brukowanym placu szybko zbliżyły się i gdy wielkolud ze wzniesionym orężem wybijał się w górę, wystrzeliły za nim, oplotły w kostkach i silnym uchwytem ściągnęły go raptownie w dół, prosto w objęcia pożogi. Olbrzym nie próbował się ratować. W ostatniej, desperackiej próbie, wyciągnął jeszcze ramię z bronią, by sięgnąć ofiary. Chybił.
Mistrz podziemi, koryfejos cieni musiał oderwać się od spektaklu, który rozgrywał się w rzece ognia, gdy tłum podążający za wojownikiem z okrzykiem "zmorfieniec!" na ustach zwrócił się przeciwko niemu. Kolejne cienie oderwały się od budynku i ruszyły w sukurs swemu panu. Brown upajał się swoją władzą.


Jednooka.
Przestała zwracać uwagę na Esejis, który usunąć się musiał ze sceny, obserwując ją zapewne z oddalenia, zafascynowana zjawiskiem, które wytryskiwało z wnętrzności ziemi. Krew Theosa bryzgała szafirowo-chabrowymi kroplami. Kilka z nich spadło na odsłoniętą skórę jej rąk przynosząc kojący chłód. Pustym oczodołem widziała jak rozlewały się w błękitną plamę wnikając w strukturę skóry, zmieniając jej fakturę dając ulgę i pożądanie. Chciała więcej. Chciała jeszcze. Pragnęła się zanurzyć w wartkim, ożywczym strumieniu. Zaczęła pełznąć do źródła. Podpierała się łokciami, wiła się niczym padalec, wpijała palce w rozmokłą glebę zrywając pazury do krwi, nie zważała na nic ogarnięta niepojętym łaknieniem aż w końcu pogrążyła się w rwącym lazurze. Światło wypełniło ją całą, ciało i umysł, przeszywając ekstazą, w której się zatraciła, zapominając oddychać, myśleć, żyć... aż wreszcie wypluło nią na zewnątrz. ZMIENIONĄ.

Tydzień później.
Kudłate, masywne mulari, po sześć w zaprzęgu na każdy wóz-fortecę, szły równo, wóz za wozem, tuzin sunących wolno ciężkich pojazdów przykrytych całunem pyłu wznoszącego się nad kawalkadą. Obok, z twarzami przykrytymi chustą szli w czerwonych szatach Diatrysi, ci z nich, którzy nie byli dotknięci dysfunkcją ruchu. Drugie tyle siedziało na wozach. Odsiecz z serca cesarstwa wysłana po rozpaczliwych pismach nadchodzących ze Skilthry. Sól tej ziemi. Salvatores. Zbawiciele ludzkości. Pogromcy skrzywieńców.

Wieże miasta wyłoniły się z wolna i równie wolno rosły, by ukazać w końcu dachy wyższych zabudowań i szańce. Nikt ich nie witał, nie posłał przodem umyślnego, choć pełznący w tumanach kurzu ogromny wąż musiał być widoczny z daleka. Gdy przybyli pod bramę zastali ją zamkniętą mimo, że był środek dnia. Nie tyle nawet zamkniętą co uchyloną tak, że jeden człowiek tylko mógł przez światło wrót się przecisnąć.

Mulari stanęły. Sapały i prychały zniecierpliwione. Prócz ich zniecierpliwienia w powietrzu nie rozchodził się żaden głos. Gwar rozmów, przekleństwa strażników, szczęknięcie psa, te zwykłe odgłosy towarzyszące miastu, których należałoby się w takim miejscu spodziewać... nic... Tylko nienaturalna cisza.

Jeden z zakonników, garbaty, przysadzisty Diatrys ze niekształconą twarzą, oderwał się od kolumny i podszedł powoli do ciężkich wierzei. Nie zdążył dojść do wąskiego przejścia gdy wiatr wraz ze swądem spalenizny przyniósł z miasta coś jeszcze... Ciężką ciszę przerwał jego zachrypnięty, przeraźliwy wrzask.

- Morrr-fa!

KONIEC
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline