Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2018, 21:53   #13
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna śledzi figury rozstawione na szachownicy. Bezcielesnym okiem szuka i znajduje.
Cyriak siedzi w ogrodzie. Obraz jest nieruchomych Aura pokazuje spokój i zamyślenie. Tyle że aura powinna drgać i być ruchoma, a ta jak namalowana. Nosferatu chce Annę oszukać. I pewnie nie tylko Annę. Botskay dysponuję tą samą mocą. Też podgląda. Też jest złodziejem i Anna domyśla się, że ta atrapa jest dla niego, by nie poznał kroków Cyriaka.

Patrzy więc Anna na Helenę. A Helusia goła stoi przy otwartym oknie i pohukuje cichutko. Na balustradzie po chwili ląduje puszczyk. Zrywa się po paru uderzeniach serca. Hela ma aurę jak normalny ghul, z bladymi naleciałościami. Jest jednocześnie zaciekawiona i zaniepokojona
Księżna zabawia się tudzież negocjuje horyzontalnie z wytatuowanym najpewniej diabelską sztuką jegomościem. Anna wycofuje się prędko zdegustowana widokiem. Nie lubi Dragomiry jeszcze bardziej.

Gangrele zaś chleją i bawią się w głównej sali wieczernej. Tzn wszyscy oprócz świętego Anzelma i jego syna, ci siedzą o suchych pyskach. Cud, że krzyżem nie leżą. Pospolutuje się z nimi trochę Nosferatów, bardzo brzydki Hieronimus treser, oraz nieznany Annie delikwent. Kim on, Anna nie wie.

Ciemnowłosy Tremer rozmawia z innym Tremerem, sądząc po stroju. Jest zaniepokojony faktem, że Aurora zaczęła przymilać się do Turków. Bo to niby przeszczepi konflikt Turcy versus chrześcijańska Europa na konflikt między zborami. I może doda ich zmaganiom rumieńców, ale nic dobrego z tego nie wyjdzie. Annie niewiele mówią jego obawy.
Zagląda co u Saracenów. Pasza podejmuje krwią bardzo ładną wampirzycę.

Sarijah za stanowiskiem poduszkowym podpiera ścianę. Rozmawiają o magach w imperium osmańskim i pozycji klanu Tremere w tymże. Wampirzyca z początku jest nieufna, ale z każdą chwilą pasza coraz bardziej ją uwodzi swoją kunsztowną wymową, dolewa do kielicha raz po raz. Aurora jak rozumie Anna. Pasza ją tytułuje: królowo Saaby a ona z ostrożną przyjemnością pozwala się głaskać komplementami.

Hospodar w swych urządzonych z przepychem komnatach rozmawia z niewiastą spowitą w czarne koronki.

Poleca jej zająć się grobowcem, bo ten idiota markiz nie dość że nic nie ustalił, to jeszcze dał się zasiec szeryfowi. Kobieta stwierdza, że to było ukartowane, na co hospodar odrzeka, że oczywiście że było.
Aura kobiety jest Szarobrązowa naznaczona siecią purpurowych nitki. Czyli depresja i zgorzknienie i skłonności do agresji. Czy mogłaby być Baali? Wygląda raczej na Lasombrę ale wygląd bywa zwodniczy.

*

Anna wracając do swojej komnaty zwyczajowo już zgarnęła z kuchni tacę z wąpierskimi wiktuałami. Do dzbana zamiast jednak jednego kubka wzięła dwa.
Ułożyła tacę na podłodze i uśmiechnęła się do stróżującej Nadjeżdzy.
-Dimitriemu krew nosiłam bo tu z głodu usychał - wyjaśniła. - Nie wiem czy ty sie lepiej zabezpieczyłaś.
Diablica uśmiechnęła się zwodniczo, przeplotła palce i czerwony sznurek, którym się bawiła, utworzył na jej dłoniach skomplikowaną pajęczynę.
- Jak widzę kogoś w wylocie korytarza, to wołam… jeszcze żaden nie odmówił - wyszeptała jak wielką tajemnicę. - Widziałam twojego Gangrela. Piękne łydki, zgrabne racice, ale twarz taka, że tylko worek na głowę.
-Zapoznalaś Semena. Będzie ich więcej, nie trać wiary - Anna otworzyła drzwi do swojego pokoju i zniknęła na moment we wnętrzu. Gdy wróciła z trudem targała przez próg duży wygodny fotel z wysokim oparciem. - Szkoda, że mój pan mąż nieobecny. Na nim byś oko z chęcią zawiesiła. Te sznurki to tylko zabawa? Wyglada jak zaklęcia.
- Tak troszeczkę, dla zabawy - Nadzieja ściągnęła pełne usta. - Nie mów nikomu. Masz męża? Też kiedyś miałam… przerobiłam go na balistę. Chyba jeszcze nawet działa… Eh, niech ten Dmitri wraca, to i tych książąt co zjechali sobie zapoznam. No i liczę, że wśród owych przestępców co walczyć mają, też Gangrele będą… - paplała radośnie, rada, że wreszcie ma do kogo, skakała z tematu na temat, przy żadnym nie zatrzymując się na dłużej.
-Przestępcy jacyś mają walczyć? - Anna wytarła nieistniejący pot na czole i na ostatniej prostej przeciągnęła fotel pod drzwi. - Będzie ci wygodniej niż na zimnym kamieniu.
- O tak. Podobno sześciu. A który wygra, temu kara będzie darowana. Hojnie, prawda?
Diablica zapadła się z wdzięcznością w fotel, smukłą łydkę zarzuciła na podłokietnik, a przy tej okazji Annie mignęło coś w fałdach spódnicy. Coś jak ogon z rogowym kolcem.
-Nie przepadam za takimi atrakcjami - przyznała Anna i usiadła boczkiem na drugim podłokietniku. - Ale wy chyba szkoleni bojowo jesteście, prawda? Siedmioro strażników hospodara. Szepcze sie o was w kuluarach.
- Nikt nie jest bezbronny - Nadzieja zmrużyła kocio oczy, palcem obwiniętym czerwonym sznurkiem zakręciła, nim wycelowała go w pierś Anny. - Ty też przecież nie. To jak taniec - rozmarzyła się. - Zawsze lubiłam tańczyć, nawet za życia.
-Nie bardzo rozumiem - Anna przykucnęła i rozlała krew do dwóch pucharów. - Nie ma co porównywać mojego klanu z twoim w kwestii bezbronności. Mnie nie stworzono do walki. Starczy na ciebie spojrzeć by wiedzieć, że ciebie tak. Choć Lasombra raczej twemu ojcu doradza niż go zbrojnie ochrania. Jest jedną z siedmiu, jak ty?
- Signora Tofana? Owszem… ale papa bardziej na mężach polega. Hieronimusa nam daje za przykład - pokiwała głową poważnie, by podkreślić wagę słów ojcowych. - Mówi, że to przez to, że taki mądry łeb mu się tak rozdął, i wyssał resztę ciała. Pewnie dlatego go nie odmienił, boby um uciekł ze szczętem - wysunęła podejrzenie. - Sprytny on bardzo. Jak mnie wilkołak łońskiego roku pochlastał, i nawet tatko nogi mi naprawić nie mógł, bo wszystko się rozpadało, to mi Hieronimus na śrubach deszczułki takie umocował. Nawet chodzić na tym mogłam, jak się nieco zarosło… a teraz i śladu nie ma!
Co rzekłszy, podwinęła spódnicę, okazując aż po udo smukłą nogę, a przy okazji i ogon, kołyszący się lekko jak u zaciekawionego kota.
- Ale ja to go nie lubię.
-Opiekun bestii - Anna pokiwala głowa i musnęła ogon zaciekawiona. - Po co wam ten nosorożec? Musiało być trudnym go tu przytaczać z Siedmiogrodu. I jakie jeszcze ciekawe bestie macie? Moze mnie kiedyś odprowadzisz po waszym Zwierzyńcu?
Na to Nadzieja klasnęła w ręce z uciechu, ogon pokryty delikatnym meszkiem wysmyrgnął się spod Aninej dłoni.
- To przedni pomysł. Tatko z rogacza wielce dumny… jeno że tam paskudztwa Hieronimusa jeszcze - zmartwiła się, usta skrzywiła z niesmakiem. - Naprawdę bardzo, bardzo obrzydliwe. I śmierdzą. Lepiej nie patrzeć, bo się potem śnią. Ale może papa rogacza wyprowadzi i wszystkim się pochwali? - zadumała się.
-Mógłby - Anna przyznała że to przednia myśl. - Tym bardziej, że pewnie niarad po dzisiejszym pojedynku. Brak ci De Mortaina?
- A to ktoś go ubił? - zmartwiła się Nadzieja. - Szkoda… zawsze był dla mnie miły.
-Ano ubił. Ale trochę jego wina, palił się do tego pojedynku jak podlotek. Ale cóż się spodziewać, że przegrał skoro aspiracji by dołączyć do wspaniałej siódemki nie wypełnił. Widać nie był dość dobry. Opowiesz ty mi o nich? Ktoś urodny tam jest? Urodniejszy niż Hieronimus?
- Brat mój Ders - oczy Nadziei przymgliły się lekko. - Choć się na ten bal nie postarał zbytnio. Ale wszak ojca przyćmić nie chciał.
-Nie postarał, znaczy twarzy sobie nie dorzeźbił jak marzenie? - Anna upiła mały łyczek z pucharu. - Ciemne włosy, kręcone, mnisia szata, to on?
- Nie wyrzeźbił, ale potrafi - zapewniła Diablica gorąco i rozpłynęła się całkiem, rozmemłała na miękko, ale zdało się Annie, że kąciki pięknie wykrojonych ust w dół się gną z jakowegoś smutku. - Ni w mieczu, ni w łuku nikt mu nie dorówna, chyba że tatko. A jak na lirze pięknie gra! Te szaty dzisiejsze to skromne, ale zobaczysz jeszcze…
Ders się malował jako najdoskonalsze dzieło Boga, a przy tym mąż pełen talentów i wszelkich zalet, najwspanialszy brat, jakiego siostra mogłaby nie tylko pragnąć, ale i wyimaginować sobie z najskrytszych pragnień.
- Mówiłaś, że nie do walki cię stworzono. A do czego? - przerwała peany na cześć Dersa.
-Jestem nudnym molem książkowym. Znam się na ziołach, czasem tez wieszczę. Walczyć, nie walczę nigdy. Ale z radością mnie w tym wyręcza pan małżonek i jego gangrelska wataha. A powiedz ty mi, skoro ty taka twarda jak żelazo i na urazy odporna, czy ciebie ogień się ima? Szukam kogoś kto by mi pomógł z czymś, ale do tego odporność na płomienie mi potrzebna…
- To powodzenia! Na ogień nie ma mocnych, nie znajdziesz takiego… Wieszczysz? Powróżysz mi?
I dłoń o pięknym zarysie znalazła się tuż przed Aniną twarzą, przebierając smukłymi palcami.
Anna ujęła jej dłoń i się uśmiechnęła.
-Obawiam się, że to tak nie działa. Nie mam nad tym kontroli. Niezbyt jestem przydatną osóbką. A ta siódemka waleczna to prócz ciebie i Derna zawiera jeszcze jakichś diablich dziedziców? - Anna brnęła w temat diablicg strażników.
- Och nie. Ojciec nie ma więcej dzieci. Może Helenę zmieni… - rozmyślała Nadia, a rękę Ani ze swoją uplatała czerwoną tasiemką. - Ale to potrwa jeszcze. Ja całe lata byłam śmiertelną żonką. Szkoda, że nie potrafisz wywróżyć przyszłości - posmutniała na moment. - Hieronimus potrafi, ale by zaraz tatce powtórzył, żem pytała.
-Pomyślę o tobie przed snem, może coś i wyśnię - pocieszyła ją Anna i poczochrała czule włosy na czubku głowy. - Lubię cię, jesteś bezpośrednia i spontaniczna. Diabły rzadko takie są. Chyba innaś niż nowa żona? Nie jesteś… zazdrosna? Ze cie zastąpiła?
- Teraz mam więcej czasu i wolności - uśmiechnęła się i głowę rogatą do głaskania nachyliła. - Mogę robić co chcę. Prawie. Pewnie, to wielki zaszczyt żoną ojcową być. Ale i obowiązek ciężki. Raczej się nie nadaję.
I raczej nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia.
-Czemuż obowiązek ciężki? Chyba jedynie reprezentacyjny a tobie do reprezentacji niczego nie brakuje. Cudna jesteś i nader miła. Gdybym mogła kiedyś mieć siostrę, chciałabym by ciebie przypominala.
- A bo to siedzieć trzeba, na owych naradach, z brzuchem wciągniętym, a tam wszyscy kłamią albo chcą czegoś. A potem - pod klucz. Albo tatce przy pracy asystować. Ale cośmy się pobawili, to moje - zaśmiała się cichutko. - Grajków mi spraszał a śpiewaków, tańcowaliśmy noce całe! A raz to namówiłam go - i żeśmy precz uciekli. Dwór zostawili, i wędrowali od zamku do zamku w przebraniu, a po lasach ojciec roślinom kazał, by się w obrazki cudne zwijały. Teraz to tak nie robi… i zabaw takich nie ma już, od kiedy Helenę ma. Pewnie martwi się, bo ona taka - zerknęła na drzwi i dokończyła szeptem - jak kij od miotły.
Anna położyła palec na ustach i głowę nadstawiła by zobaczyć kto idzie. Po schodach piął się energicznymi susami rzeczony Ders, najzłotszy z braci świata.
Anna zamilkła, zamarła i czekała na rozwój wypadków. Tzimisce rozjaśnił się w uśmiechu, który nie dla Anny był przeznaczony. Siostrę bynajmniej nie po bratersku w usta ucałował, rzekł kilka słów po rusku, na co Nadzieja oplotła go ramionami jak bluszcz i pomknęła w stronę schodów, przez ramię Annie rzucając, że jeszcze się zobaczą. A Ders podparł ścianę, poddając Annę drobiazgowym oględzinom. Mimo tego, wzrok nie wydawał się nachalny.
Anna suknię arabską otrzepała choć nie było z czego, zerwała się na równe nogi.
-To… mój fotel - dla podkreślenia własności rączkę wsparła na oparciu. - To znaczy, moge ci go użyczyć tak jak użyczyłam twojej… siostrze? - Trochę to było dla Anny zagmatwane, że córka z ojcem i siostra z bratem… I chyba tą naiwną dziewczęcą dezorientację było znać w jej sarnich błękitnych oczach.
- Z chęcią skorzystam - głos miał głęboki ale cichy. Nachylił się po zapomniany czerwony sznurek porzucony na posadzce, do nozdrzy go przytknął na moment, nim w rekaw schował. - Dzięki ci, pani Anno.
Uwadze Anny nie umknęło, ze znał jej imię. Głowę przekrzywiła i aurę diabła obejrzała a także jego powierzchowne myśli. A te były rozjaśnione i promienne po kontakcie z siostrą, choć ta radość przygasała jak zostawiony na kamieniu węgielek, a pod spodem kryła się gorycz i tęsknota. Dumał też, kto i kiedy, i w jakim zakresie Aniną twarz rzeźbił, bo że to miało miejsce, był pewien.
-Ona jest bardzo miła. Nadia. Wróci jeszcze czy ty ją na stałe zastąpisz?
- To miejsce Dmitrija i jego zadanie - rozłożył dłonie. - Lecz ma siostra zapewne nie będzie miała nic naprzeciw odwiedzinom. Mieszkamy piętro niżej… Winienem się przedstawić?
-Ders, syn Stefana Botskay - dopowiedziała Anna. - Jeden z siedmiu strażników, ukochany Nadjeżdży, jak przypuszczam.
- W istocie jesteś Złodziejką - uśmiechnął się szybko, podobnie jak siostra. Przysiadł na piętach, plecami wspierając się o ścianę. - I lennikiem Skrzyńskich. Rada jesteś ze służby?
Anna otworzyła usta jak ryba.
-To bardziej… współpraca i ochrona wzajemnych interesów - wyjaśniła. - Kto ci powiedział, żem ich lenniczką? To dość świeża sprawa.
- Czy nie zarządzasz ziemią w ich imieniu? Od dość dawna? - wysnuł z rękawa czerwony sznurek i rozsnuł go na palcach. Wzór hipnotyzował, choć nie był tak skomplikowany jak te, które bez wysiłku tworzyła Nadia.
-Tak, zasiedziałam się na ziemiach Bożywoja dość długo. To kto zdradza moje sekrety? - zamaskowała niewiedzę uśmiechem. - Kochana Gertruda?
Anna zawiesiła wzrok na czerwonym sznurku. Musnęła go palcem niby niechcący odwołując się do swych mocy by poznać przeznaczenie przedmiotu. Botskay ponoć wyznawał sie w kabale, i czerwone sznurki byłyby nią chyba jakoś związane. Kiedyś musiała o tym czytać…
Sznurek nie był czerwony od barwników roślinnych. Był czerwony, bo hospodar nasączył go własną krwią. Dla swej córki, zbyt beztroskiej i naiwnej, by ułatwić jej wieczne trwanie w świecie pełnym demonów, z których każdy był chytrzejszy od niej. Coś wiło się między włóknami. Nie żywego, ale i nie martwego, niematerialnego.
- Nie miałem jeszcze przyjemności - Ders momentalnie oplótł sznurkiem i jej palec, tworząc nowy wzór. - Lecz Tzimisce nie odda swej ziemi nikomu, kto nie cieszy się jego przyjaźnią i zaufaniem.
-Tak. Tak sądzę, że mnie i rodzinę Skrzyńskich coś takiego łączy - rzekła na odczepnego, skoro i on nie chciał jej podać źródeł. Spojrzała na swój splątany sznurkiem palec. - Co to za znak i co czyni? Zwiąże mnie dla odmiany z siedmiogrodzkimi diabłami?
- Jakie to byłoby proste - uśmiechnął się. - Lecz nie ma takich cudów. Nie miej mi za złe. Naprawdę nie wiedziałem, że złożyli ci ofertę, dopóki sama tego nie powiedziałaś.
Anny uśmiech nawet nie drgnął.
-Dlaczego miałbyś sie interesować taka plotką jak ja i złożonymi mi ofertami?
- Płotki dość odważne - pozakładał pętle na jej palce, dzięki czemu wyzwolił jedną dłoń - by podpłynąć do krakena i mówić mu, co winien czynić a czego nie, zawsze mnie interesują. Płotki dość mądre, by zbić się w ławicę tym bardziej.
Nawinął na palec kosmyk włosów wampirzycy i kciukiem musnął policzek.
- To nie był Bożywoj - stwierdził, nie zapytał. - On nie jest artystą, brakuje mu bożej iskry.
Anna cofnęła głowę.
-Zaczynam się zastanawiać, kto tu jest złodziejem tajemnic, ja czy ty? Co do plotek pominąłeś inną prawidłowość. Kraken je połyka i nawet nie wie czemu zniknęły. Jak pan De Mortain. Czy ktoś po nim zapłakał?
- Mortaina zabiła jego własna wyrywność - w głosie Dersa nie było cienia żalu. - Zapewne niektórym będzie go brak, ale uwierz mi, łzy za nim już wylano. Z innych powodów niż smutek po jego śmierci.
-Wiedziałeś panie, że zabił jednego z was? Myślałam, że są takie czyny jakich diabły nie wybaczają. Nie wspominając o tym, że karmił Helenę swoją toreadorską mocą, która nakazuje uwielbiać. Może ona płacze? A ojciec twój winien rad być, że się go pozbył. Takim jak on nigdy nie wolno ufać, bo pójdą tam gdzie zwietrzą lepszy interes.
Wiadomośc o diablozimie nie wywołała żadnej reakcji, za to słowa o Helenie skrzetnie skrytą irytację.
- Cóż, teraz już nigdzie nie pójdzie. A ty znowu dyktujesz krakenowi, co ma czuć, tym razem.
- Moment, bo sie pogubiłam. Twojemu krakenowi czy mojemu? - oblizała słodko usta. - Jestem troche chaotyczna w mym postępowaniu, pewnie dlatego na zawsze pozostanę plotką. Ale możesz rzec Lasombrze, że to było ustawione. Widać księżnej aż tak bardzo nie zależy na sojuszu, tylko… po co wobec tego was zaprosiła?
- W tym zamku kraken jest tylko jeden - odrzekł z łagodnym uśmiechem. - Zaś signora Tofana na tyle dobrze zna namiętności, które szarpią i nieumarłymi, że wiedziała, że zmianę w pojedynku ustawiono, nim padły pierwsze ciosy.
Wplótł znowu palce w sznurek, tym razem węzeł był skomplikowany i przestrzenny.
- A księżna zrobi wszystko, by ten sojusz doszedł do skutku.
- Taaak, wiem - skrzywiła się Anna. - Jest tak bardzo pozbawiona finezji ze desperacja rozkłada jej nogi przed twoim wytatuowanym druhem. I nasz rację co do krakena. Jest jeden a imię jego Bozywoj - zatrzepotała uroczo rzęskami.
Ręce plączące sznurek drgnęły niekontrolowanie.
- Zdaje się, iż to jednak coś więcej niż wspólnota interesów - przyganił jej z usmiechem.
- Cóż, możliwe - zaśmiała się perliście. - Kocham go - wyznała uroczyście ale zaraz potarła skroń. - Albo paszę? Nie, nie - pacnęła się w czoło. - Przecież ja jestem zamężna! Czasem wszystko mi się myli - zatoczyła palcem pętle wokół skroni.
- Małżeństwo to szlachetne powołanie. I wysoko sobie je cenię - odparł spokojnie. Pociągnął palcem i dwie z pętli przewędrowały z Aninej dłoni na jego.
- A wie pan co ja sobie cenie? Drogie stroje i prezenty. Uważam, ze to wartości szalenie niedocenione. - Anna złożyła usta w ciup. Ostentacyjnie przyłożyła wierzch dłoni i oczko pierścionka do diablej ręki. - No i moze jeszcze nosorożce… Bozywoj nie ma nosorożca, to karygodne.
Dygneła jak nieprzyuczona służka.
- Jakies dobre rady na koniec herbatki?
Diabla prawica spadła na jej dłoń, docisnęła palec z pierścionkiem do skóry, i nie stało się nic.
- Tak. Nie udawaj Drahomiry, Anno. To ci nie pasuje do koloru oczu. Jak przestaniesz, wtedy rozważę prezenty i drobne dowody wdzięczności za to, że przestałaś, gdym uprzejmie prosił.
Ostatnie pętle zsunęły się jak wąż z jej dłoni, Diabeł podniósł się gibko i zasiadł w zaoferowanym tak hojnie fotelu.
- Mylisz sie, nie udaje księżnej. Nie jestem bogata, nie znam sie na polityce, nie staram sie zadowolić twego ojca. Powidz wiec… skąd to porównanie?
- Ostatnie akty twego przedstawienia były nader siermiężne. I zdaje się miały mnie zniechęcić. Udało się.
Zarzucił nogę na nogę, a w fotelu rozsiadł się jak władca na tronie, nie jak strażnik pod drzwiami.
- Moze dlatego ze sie z nimi nie kryłam - wzruszyła ramionami. - Wierz lub nie ale w moim pierścieniu mieszka duch. Mówi mi kto jest dobry a kto zły. De Mortain był zły - stwierdziła z uporem dziecka.
- Niezaprzeczalnie - skinął jej. - Do zobaczenia, Anno.
- Nie zapytasz co powiedział o tobie?
- Nie pytam duchów o zdanie. Rozkazuję im.
- Ja nie lubię rozkazywać nikomu. A teraz jeśli wybaczysz… - uśmiechnęła się przepraszająco i zaczęła cofać korytarzem. - Wybaczysz, szalonym wybacza się więcej.

*

Kwadrans później, gdy Ania była już gotowa do wyjścia, z wyszykowaną księgą obłożoną w skrawek jedwabiu, na korytarzu wszczął się rwetes. Jakiś mężczyzna krzyknął, a potem był nieludzki łomot i jęk. Jakaś kobieta błaga po rusku.
Anna wypuszcza się duchem na zwiady, tak jest bezpieczniej. A tam fotel leży rozbity w drzazgi. Drzwi do pokoju Heleny są otwarte. Do górnej części framugi Ders dociska dłoń Dmitrija. Ciało Gangrela w tym miejscu rozplywa się jak kałuża, tkanka wsiaka i zespala się z drewnem i kamieniem. Gangrel wrzeszczy. Na ramieniu Dersa wisi Helena zanosi się szlochem i błaga. I Ania ruski na tyle rozumie, że wie, że nazywa Dersa Panem mężem.

Anna wróciła do ciała i z impetem dawaj, wyrwała na korytarz. Dopadła do kotłującej się trójki i objęła kruchą rączką nadgarstek diabła.
- Błagam, niech pan przestanie. Pan go zabije - i by zyskać jego uwagę i przebić się przez furię zakończyła miękko i łagodnie wypowiedzianym imieniem. - Balincie, proszę.

Wolno rozchylił palce. Dmitrij zawisł na ręce wrośniętej w nadproże jak Jezus na krzyżu na Golgocie. Helena osunęła się na kolana i zaczęła całować jego buty, a hospodar w ciele swego syna kantem dłoni naparł na Anny ramię, by mu się z drogi usunęła.

Anna poddała się jego sile i nastąpiła krok w tył starając się jedynie nie przewrócić. Już pluła sobie w brodę za wszystko to co powiedziała, myśląc że to Ders. Czy Balint uwierzył, że ma niepokolei w głowie? Czy poczuł się obrażony, że uznała Bożywoja jedyną istotną figurę we Frydlancie? Na pewno. Znała już diabły na tyle, by poznać jacy są przewrażliwieni głownie na swoim punkcie. Anna poczekała aż Botskay zniknie za rogiem i poczęła kląć szpetnie, jak się nauczyła będąc córką grabarza.
Podeszła do Gangrela, gapiąc sie na jego wrośnięte w drzewo ręce i zalała ją fala bezradności.
- Powinnam cię odciąć? Co robić? - krzyknęła do Dimitrija. - Powiedz coś!
Głowę uniósł krzywo.
- Zamknij Helenę w jej klatce - wydusił. - Nie ruszaj mnie.
Anna starała się dźwignąć rudowłosą i choć tamta była drobna to okazała się dla Anny nie lada wyzwaniem. Dopiero gdy spaliła krew zaciągnęła ją do jej Komnaty i usadziła na krześle.
- Clotilde! - Wydarła się wystawiając głowę za drzwi. - Przynieś moja nocną koszulę i zaparz herbaty!
Gdy tamta przybiegła Anna ubrała roztrzęsioną kobietę bo jej nagość potęgowała rolę ofiary.
- Skąd? - zapytała twardo. - Skąd wiedziałaś, że to on?
- Podsłuchiwałam - wymamrotała Helena. - Przez drzwi. Bawił się jak kot. Ders taki nie jest.
Anna wcisnęła jej w dłonie ciepła filiżankę.
- Czy ty i Gangrel… czy on cię hołubi?
Helena aż przestała szczękac zębami o porcelanę, oczy jej się zwezily.
- Jestem żoną hospodara - sapnęła z oburzeniem. - To mój strażnik, niższy klan.
Kłamała naprawdę dobrze. Gdyby nie gwałtowne sceny pod drzwiami, może i by jej Anna uwierzyła.
- Chcesz żeby wyżył? Zginąłby gdybym w porę nie przyszła. Czuj sobie co chcesz, w środku i on tak samo ale na zewnątrz nic nie pokazuj, rozumiesz? - Anna westchnęła. - Piłaś jego krew? To on cie nauczył rozkazywać ptakom?
- Co za obrzydliwe insynuacje! Wszystko powiem mężowi - rudowlosa zadarła dumnie podbródek.
- Przecież wiesz, że on wie. Po cóż w przeciwnym razie by w taki gniew wpadł. Poza tym nie kłam mnie więcej, i tak czytam w twojej głowie jak w otwartej księdze. Powtórzę, jak bardzo ci zależy żeby on żył?
Helena rozejrzała się plochliwie, dłonią szybko usta zakryła i tknela palcem skroni.
- Oczywiście że chcę, żeby żył. To dobry woj i wierny sługa, a dać się ponieść glodowi to niewielki wystepek u wampira. Ale te kłamstwa, doprawdy… to pewnie markiz je rozpuszczal!
- Mój Boże, czyim ghulem ty naprawdę jestes, męża czy Gangrela? - Anna przez cały czas grzebała w głowie Heleny żeby dokopać się prawdy. - Powiedz jedno, dlaczego Botskay cię wybrał? Pomimo mankamentów twojej skóry czy właśnie z ich powodu?

A w głowie dziewczyny dudnilo jakby kościelne dzwony biły.
Nie mów nic na głos, on może słuchać.
Nic nie wie, ubilby na miejscu i mnie, i jego.
Pomóż nam, pomóż. Chcemy uciec. Tu nie jego ziemia. Miną lata nim będzie tu pewny siebie jak w domu.

W głowie Heleny naprawdę dudnily dzwony. Dzwonili na komplete. A nowicjuszka Marica, zamiast spieszyć do refrektarza, linę spuszczala w dół po klasztornym murze, gdzie na dole bielalo blade oblicze Gangrela.
- Wybrał mnie bo taką miał wolę… nie muszę z tobą rozmawiać! To moja komnata! Wyjdź!

„Pomyślę. Daj mi czas” - Anna posłała jej do głowy pojedyncza myśl. „Teraz muszę iść.”
Anna zamyka dziewczynę w komnacie, klucz w zamku przekręca i tenże wsuwa do kieszeni Gangrela.
 
liliel jest offline