Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2018, 23:55   #55
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Pojedynek


Janowi nie trzeba było dwa razy powtarzać natychmiast ruszył do przodu. Zaczęło się! Ryk wokół wszczął się niemożebny, a ostatnim, co Janek zobaczył, nim skoczył ku przeciwnikowi, była Biruta zagryzająca wargi i uśmiechnięta łaskawie i z aprobatą Jaune obok. Uznał, że nie ma co tańcować wokół siebie jak panny na wiejskim weselu, przyskoczył i mocarnym ciosem znad głowy roztrzaskał tarczę przeciwnika. Nie zdarzały mu się takie uderzenia bez wzmocnienia krwią, toteż rad był. Byłby bardziej, gdyby ręka tamtego obwisła, jak powinna. Wszak na pewno coś tam się połamało albo przynajmniej uszkodziło niebagatelnie. Pozwolił sobie na chwilę zdziwienia i to był błąd. Dostał rękojeścią w twarz, a chwilę potem młody wojownik pochwycił go lewą ręką, unieruchamiając na moment uzbrojoną prawicę. Nim Janek zdążył ją wyrwać, tamten przywarł do niego jak kochanka i ugryzł go w policzek. Jan wyrwał się, krew ciekła mu pod przeszywalnicę, i musiał przyznać, że po rycersku honorowa to ta walka nie będzie. Młodzik siekł w zapamiętaniu, i Janowi zdarzyło się ustąpić pola przed siłą zadziwiającą u człowieka. Dodatkowa owa dość duża siła była poparta najwyraźniej patrząc po wciąż działającej ręce oponenta całkowitą niewrażliwością na ból.

Tylko wielu lekcjom szermierki i wyćwiczonej technice zawdzięczał, że zdołał tamtego sięgnąć. Spod przeciętego kaftana na piersi popłynęła krew, ale młodzieniec zdawał się na to nie zwracać uwagi. Jakby nawet zdwoił wysiłki, atakował zajadlej, gdy normalny człek stałby się ostrożniejszy i zachowawczy. Jan własną ranę uleczył krwią. Starał się wykorzystać agresję i ofensywność przeciwnika przeciw niemu samemu. Kontrował go i obserwował miał też przewagę tarczy. Której nie odrzucił honorowo bo i przeciwnik honorowy nie był.

Rana zasklepiła się, a Janek poczuł gdzieś w głębi trzewi znajome ciągnięcie i rodzącą się pustkę. Właściwie to by mógł tego wymalowanego człowieczka zagryźć i spić na oczach wrzeszczącej tłuszczy. Właściwie to czemu jeszcze tego nie robi…? Zamiast tego zatańczył wokół przeciwnika. Zmylił go sprytnym zwodem i wyprowadził cios w tors. Widok krwi upajał, acz Jankowi brakowało ryku bólu. Poprawił mu ciosem tarczą, przynajmniej powietrze z tamtego uciekło… tyle że jednocześnie odsłonił się, a wymalowany wykorzystał to skrzętnie. Potężny cios spadł na Janowe udo. Odgryzł mu się zaraz, ciosem głową między oczy, z zamachu drasnął prawą rękę.
I wtedy na usta Sambojowego wyznawcy wystąpiła krwawa piana. Jego oczy stały się puste, z gardła dobył się charkot, w którym Jan wyczuł jakiś język, jakąś mroczną mową całkowicie mu nieznaną. Z rany na udzie młodego Diabła polała się jucha. On natomiast miał już dość podchodów. Rana krwawiła się nie zasklepiała. Przeciwnik wpadał w szał i zaraza mógł jeszcze bardziej wzmocnić swoją sporą już siłę. Trzeba było kończyć i Jan odrzucił miecz, rzucił się na przeciwnika i zwarł z nim przytrzymując go. Sprytnie wyminął po drodze cios przeznaczony dla niego. Chwilę potem odsłonięte kły boleśnie wgryzły się w szyję ofiary. Jednak nie pociągnął ni kropli. Choć był już na sporym wysuszeni bał się szału. Nigdy nie oddał się jego objęciom i ten wymalowany cudak nie będzie tego przyczyną!
Na wszelki wypadek wysłał szybką myśl do June w mowie umysłów.
- Gdybym wpadł w szał. Zatrzymaj mnie proszę Pani. - to że chciał wstydu uniknąć okazując słabość wąmpierza nie dodał. Bo gdyby wypił młodziaka coś czuł, że jego szał na niego może przejść.

Rana na szyi Sambojowego woja była tak ogromna, że żaden zwyczajny śmiertelnik nie byłby już w stanie zrobić nic. Poza próbami zatrzymania istnego potoku krwi i nadchodzącej kostuchy. Jucha tryskała na wszystkie strony. Jan spodziewał się, że przeciwnik zacznie wiotczeć mu w uścisku. Dałoby się go jeszcze wyratować. Nie takie rzeczy robili wąpierze. Jan nie chciał go zabijać. Nawet popatrzył przez moment na Johana z dumą. Nie zabił. Pokazał kunszt i klasę. Nawet łaskę okaże. Wtedy... człek w szale wyszarpnął sztylet i wbił prosto pod bark Jana. Pianę toczył z pyska i nie zamierzał odpuszczać. Wyboru młody Tzimisce nie miał ponownie wgryzł się w przeciwnika kończąc jego żywot.

Ciżba wiwatuje. Samboja uśmiecha się uroczo. Janek ledwo się na nogach trzyma… ale dochodzi do siebie krwotok zatrzymuje gdy w końcu się skoncentrował odpowiednio.
Jan nachyla się nad trupem klepie go bo po piersi. I żegna słowami.
- Dobra walka. - po czym uśmiechnął się do Biruty i delikatnie skinął głową June. Wychodzi na środek uderza mieczem o tarczę jak werblem. Daje przedstawienie pod zgromadzoną publikę.
- Prawdę mi rzekli wojownicy tej wyspy twardy i nieustępliwi - werbel miecza i tarczy potem chwilą ciszy.
- To zasługa ich Pani! - uśmiechnął się do Samboi starał się wyglądać entuzjastycznie. Po prawdzie uważał to za marnotrawstwo ludzkiego życia. Johanowi wysłał tylko krótkie... Próbowałem żyć nie chciał.
 
Icarius jest offline