Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2018, 23:35   #4
Mr.Tremond
 
Mr.Tremond's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłość
W domu na końcu alei Wiązów zapanowała nienaturalna niemal cisza. Cisza, jakiej nie słyszano tutaj od wielu, wielu lat.
Czyżby to strach zawładnął kocimi sercami i to on był przyczyną takiego stanu rzeczy?
Niewątpliwie wiele kotów bało się gniewu potężnego kapitana Lightwooda. Wszak kocie futro nie raz, nie dwa latało już po pokojach w podobnych sytuacjach.
Dlatego też po zebraniu i przemowie Wielkiego Gatsby’ego, koty w milczeniu rozeszły się po domu i rozpoczęły poszukiwania.

Trudno jednak szukać czegoś o czym nie ma się bladego pojęcia. Koty to jednak sprytne zwierzęta i jak jeden mąż wpadły na jeden, ale jakże genialny pomysł.
Każdy koci mieszkaniec domu na końcu alei Wiązów, przyniesie na wieczorne spotkanie z kapitanem coś, co zainteresuje ich gospodarza. Szansa, że wśród tych przedmiotów będzie akurat ten, którego poszukuje kapitan była niewielka, ale koty liczyły na coś innego. Wierzyły one, że jeżeli każdy z nich coś przyniesie i pokaże kapitanowi, jak bardzo się starał, jak wiele czasu poświęcił na poszukiwania, to kapitan doceni to i nie wpadnie w gniew. A nawet jeśli wpadnie, to nie będzie to mordercza furia, jakiej koty obawiały się najbardziej.

Wielki Gatsby z uznaniem pokiwał na ten przejaw kociego geniuszu i nie podnosząc swojego tłustego tyłka z półki na której się wylegiwał, przykrył łapą znaczek pocztowy ze Statuą Wolności. Rano przez roztargnienie zostawiła go tutaj pani Róża.
- Na pewno tego szuka kapitan - pomyślał Wielki Gatsby - Jeszcze się okaże, że dostanę nagrodę.
Pers z zadowoleniem zmrużył oczy i zapadł w błogą drzemkę.

W tym samym czasie….
Lady Luna
wbrew całej kociej społeczności postanowiła działać w zupełnie inny sposób. Bardziej niż gniew kapitana i jego zguba, zainteresowały ją słowa Amona. Dlatego też gdy tylko skończyło się zebranie ruszyła w poszukiwaniu kocura.
Na wstępie zajrzała do kuchni. Wiadomo przecież, że to ulubione miejsce wszystkich kotów, zaraz po salonie z miło trzaskającym kominkiem.
W kuchni nie było Amona, ale za to pani Róża pogłaskała kotkę i nagrodziła kawałkiem tłustego skrawka mięsa, które z niewiadomych dla kotki powodów nie nadawało się na ludzki obiad.
Przekąsiwszy małe co Lady Luna ruszyła dalej. Swoje kroki skierowała w stronę holu, a dokładniej schodów prowadzących na piętro.
Po drodze minęła kilku współbraci, którzy węszyli po kątach w milczeniu, szukając kapitańskiej zguby.

Instynkt nie zawiódł Lady Luny. Amon z wysoko podniesionym ogonem właśnie maszerował dumnie na górę. Kotka podbiegła do ściany i cichaczem ruszyła za kocurem.
Ten nagle zatrzymał się i odwrócił się w stronę kotki. Patrzył na nią spod przymrużonych powiek, a na dnie jego oczu czaił się gniew i jakiś tajemniczy mrok. Mrok, który jednocześnie przyciągał Lady Lunę, jak i budził w niej wielkie lęk. Amon syknął złowrogo.

W tym samym momencie, zza rogu wyłonił się Mały Tim. Na sobie miał luźną, szarą, płócienną koszulę, a w dłoni dzierżył drewnianą szablę. Jego głowę zdobił, krzywo przewiązany szalki, który udawał piracką przepaskę. Tuż pod jego stopami stała Bonni. Strach dosłownie ją sparaliżował i wyglądała w tym momencie, jak posąg lub co gorsza wypchany trocinami egzemplarz kota.
- O! - zawołał swym dudniącym głosem Mały Tim - Kicia! Chodź będziesz moją papużką. Każdy pirat musi mieć papużkę.


Kompletnie nieświadoma tych zagrożeń...
Coco
musiała się mierzyć z czymś równie niebezpiecznym, co i tajemniczym. W to groźne miejsce doprowadził ją instynkt. jakby powiedzieli jedni, czy też bezmyślność, jakby orzekli inni.
Gdy tylko kotka dała susa w najciemniejszy kąt pod szafą, mrok otulił ją niczym koc. Nie było w nim jednak nic przyjemnego, milutkiego, ani ciepłego. Mrok był zimny, wilgotny i cuchnął stęchlizną i rozkładem.
Coco poczuła, że spada z zawrotną prędkością. Trwoga ścisnęła jej serce. Otaczał ją nie przenikniony mrok i chłód. W oddali słyszała czyjś upiorny śmiech.
Nagle poczuła, że łapią ją ludzkie ręce. Strach jeszcze mocniej ścisnął jej serce, a całe ciało zastygło w bezruchu.
W następnej sekundzie Coco stała już na drewnianej podłodze w niewielkiej izbie, która była jej kompletnie obca. Było tutaj ciepło i przyjemnie. Lęk w momencie opuścił kotkę. Poczuła się pewnie i bezpiecznie.

Pokój w którym znalazła się Coco był niewielki. Całkowicie pozbawiony okien i drzwi. Wypełniał go zapach kurzu i wilgoci, ale także jakiś wonnych kadzideł. Na wszystkich jego ścianach stały wysokie półki, wypełnione po brzegi książkami, czy też należałoby powiedzieć księgami i woluminami. W różnych częściach pokoju ustawiono dziwne i tajemnicze przedmioty o których przeznaczeniu Coco nie miała pojęcia. Instynktownie jednak czuła, że wszystkie bez wyjątku związane są z magią.
Na środku pokoju stało masywne biurko na którego blacie piętrzyły się stosy ksiąg i luźno zapisanych kart papieru. Stała tam też oliwna lampka, której płomień oświetlał całe pomieszczenie.

Nagle Coco poczuła drżenie podłogi, a chwilę później ciężkie dudnienie kroków.
Odgłos kroków zbliżał się i nie zwiastował nic dobrego.
 
__________________
I only have time to coffee
The best is yet to come
Mr.Tremond jest offline