- Fajna dziewucha - Sully rzucił do Howl zerkając za odchodzącą dziennikarką. Minę miał jakby coś kombinował, albo wpadł na jakiś genialny (rzecz jasna w jego mniemaniu) pomysł. To nieczęsto kończyło się dobrze.
- No, fajna. - Howl zapaliła tym razem zwykłego papierosa, po czym wyciągnęła paczkę w stronę Chrisa. - A ty jesteś najgorszym kolegą świata, dobrze wiem że mamy VIP-room, byłam tam kwadrans temu. Myślisz że po co ta moja gadka była, co? - Poprawiła okulary przeciwsłoneczne, podczas gdy perkusista skwapliwie poczestował się fajkiem. - No, mniejsza. A ty tu co, jak wychodziłam to mieliście szykować się do próby?
- Przerabiają tekst tej piosenki, co Liz zaproponowała, a ja się na tym średnio znam. Pomyślałem, że się przejdę sprawdzić jak tu idą przygotowania. - Sully wzruszył ramionami. - Nie wiem po co jej gadałaś o tym szukaniu miejsca do kimy. W sumie bardziej mnie interere jak jej zaproponować jakieś miłe miejsce na nocleg.
Howl przez chwilę tylko na niego patrzyła, z oczami skrytymi za ciemnymi szkłami.
Potem jej dłoń uniosła się do czoła, w geście nazywanym popularnie facepalmem.
- Domyślny też nie jesteś - wymamrotała cicho. - No, serio, mniejsza - odezwała się głośniej. - Nie będę się z tobą bić, chociaż ja tu byłam pierwsza. Ale jakby co, to jutro po południu pewnie będę się stąd zawijać z nimi.
- Aha… wiesz, możliwe, że tu koło południa trzeba będzie spieprzać. - Perkusista spojrzał na kumpelę. - Załatwiłem ewakuację Dobrych Glin, Liz nie chce uciekać, woli dać się spacyfikować, a ty?
- Chris… - Howl jednak ściągnęła okulary i popatrzyła na niego poważnie. - Chyba ciężka noc była, co? Dasz radę dziś grać jak tak ledwo kontaktujesz? Może idź się spróbuj gdzieś kimnąć - przypomniała sobie o papierosie, strzepnęła popiół i zaciągnęła się - bo kojarzysz gorzej niż Liz wygląda, a to już dużo. Przecież mówię. Jutro po południu pewnie zwijam się z ekipą z Amuse.
- Ćpałaś? - Chris zainteresował się przekrzywiając głowę. - Jak chcesz się z nimi zwijać
po południu, skoro o 12:00 Pacyfy możliwe iż zrobią tu strefę nieograniczonego, radosnego wpierdolu?
- No po dwunastej to po południu. - Howl wzruszyła ramionami i znowu wetknęła okulary na nos. - I co zrobią to się okaże, słyszałeś co mówiła Mia przed chwilą? Może rzeczywiście odpuszczą tuż pod nosem kamer. A jeśli nie… To jak mam już dostać wpierdol, zresztą, nie pierwszy - znowu wzruszyła ramionami - to przynajmniej wolę żeby to sfilmowali i puścili, najlepiej na żywo. A Dobre Gliny to dla mnie tylko kolejne poli-korpo.
- Aye, ale kupiłem ich. W tej kwestii pomogą, jak pod Warsaw. Mam nadzieję, że do niczego nie dojdzie, ale w razie jatki… Dobrze byś wiedziała gdzie spadać. Tu może być naprawdę srogo.
Howl wskazała mu gestem, żeby odeszli gdzieś kawałek. Gdy już znaleźli się w miarę możliwości na uboczu, odezwała się cicho.
- Co to znaczy “kupiłem ich”?
- Dałem im coś za uwolnienie chłopaków z pierdla i jutrzejszą ewakuację. Nic związanego z zespołem.
- Nie wnikam jakie masz układy z Dobrymi Glinami. Chociaż z tego co gadałam z ojcem, to musiało być spore “coś”. - Howl odpaliła nowego papierosa od niedopałka poprzedniego. - Wydział Zabójstw Dobrych Glin serio uważa że mamy jakieś info które pomoże schwytać Melomana, czy to tylko taka ściema?
- Nie wiem, według mnie ściema obliczona na to aby wytłumaczyć ich osłonę przed Pacyfami. Ale co się roi we łbach tych z wydziału zabójstw to... - Chris rozłożył ręce.
- A kto ma wiedzieć, jak nie ty? - Howl zmarszczyła brwi, wyglądała na nieco rozgniewaną, ale może to temat mordercy tak na nią wpłynął. - Widzieliście coś, tam, pod Niewidzialnym, co stało się jakąś kartą przetargową żeby puścili Billa i JJa? Serio, chciałabym wiedzieć czy ktoś z kapeli ma informacje które pomogłyby schwytać mordercę mojej przyjaciółki, i zatrzymał je dla siebie, Chris.
- Cóż, jak powiedziałem Howl… nic związanego z bandem, melomanem czy morderstwami. Słowo. - Przy ‘bandzie’ zawahał się lekko wspominając reakcję Liz. - Ot wpadło mi coś w łapki dotyczące półświatka, to przehandlowałem za Billa, JJ-a i za jutro. Nic więcej.
- Mówiłeś, że nie związane z zespołem. - Howl przekrzywiła głowę. Wyglądała, jakby przez chwilę czegoś nasłuchiwała. - A Liz? O co się pożarliście?
- A takie tam... - Sully machnął ręką robiąc niewinną minę. - Parę rzeczy, między innymi to, że uważam iż powinniśmy stąd spadać jak będzie za gorąco, a ona twierdzi iż przyjęcie propozycji Alamo, koncert itepe oznacza…, że to też nasza walka. I ewakuacja byłaby… no nie mieliśmy porozumienia. Co do innych kwestii spornych, to ją spytaj, ja nie wiem czy ona chce bym strzelał z ucha o pewnych sprawach. - Wzruszył ramionami zapalając kolejnego fajka.
- Mi mówiła tyle, że to jej zdaniem nie fair wobec ludzi którzy przyjdą na demonstrację. I w sumie coś w tym jest, że ich mamy co, zachęcić do protestu a potem spadamy bezpieczną furtką? - Howl przygarbiła się, oparła plecami o jakąś niezbyt czysto wyglądającą ścianę. W tym momencie wyglądała na jeszcze drobniejszą, niż zazwyczaj. - W sumie zabawne, tyle się nasłuchałam że przesadzam i panikuję, a teraz jesteśmy w Alamo i… Wszystko stało się takie realne. Tylko ja mam już wyjebane. Wszystko co zamierzam to trzymać się Liz, może da się namówić na to żeby zwiać z ekipą z Amuse i jej bratem.
- No na ucieczkę z nimi - kiwnął głową w kierunku ekipy ‘maglującej’ właśnie Schizo - szanse raczej niewielkie. W kwestii Dale’a musicie się z nim umówić by był blisko w takim razie.
- Szanse szansami, przecież nie zostawię Liz - pokręciła głową nieco zrezygnowanym ruchem. - Plus, Pacyfikatorzy mogą się czuć na tyle pewnie, żeby grozić tobie przemocą w holowizji, w końcu jesteś podejrzany a nawet więcej, mają nagranie… Ale co, pobiją dwie laski za to że grały na gitarach i śpiewały piosenki? Zresztą, mniejsza o to. - Ta rozmowa dwójki bardzo przytomnych i wypoczętych ludzi ewidentnie ją zmęczyła. Skuliła się jeszcze bardziej, o ile było to jeszcze możliwe. - Co potem? Co dalej, po Alamo? Dobre Gliny będą cię ukrywać?
- Eeee.. no pogrzało cię? - Perkusista wybałuszył oczy. - Ja nie mam z nimi jakichś git kontaktów. Tak po prawdzie - podrapał się po głowie - to nie myślałem jeszcze o tym “co potem”.
Howl, o dziwo, zaśmiała się.
- Może i pogrzało. Ostatnio ogólnie miewam dziwne pomysły. - Potrząsnęła swoją burzą loków. - Mój ojciec uważa, że jesteś zdrowo szurnięty, Chris. W sumie chyba coś w tym jest. - Nie wiedzieć czemu, wyszczerzyła się jeszcze szerzej. - No, w każdym razie tak jak Liz mówiła, przydałoby się dziś obgadać ten kontrakt, bo to by nam może rozwiązało te problemy. Przy okazji - nagle spoważniała, i chociaż na jej twarzy pozostał uśmiech, to raczej taki stanowiący zaprzeczenie wesołości - i mój taki jeden problem też.
- Gadałem o tym z Liz - Sully skrzywił się - decyzja o kontrakcie musi być jednogłośna, a ja nie zagłosuję za. Ale… jak wszyscy inni będą chcieli podpisać, to się wstrzymuję, nie będę przeciw. Wychodzi mi na to, że decyzja już w sumie zapadła - dodał gorzko. - A twoje problemy? Może udałoby się pomóc? Zawsze lepiej najpierw zwrócić się do przyjaciół niż do korpo, nie? - Lekko szturchnął ją łokciem w bok.
- Przyjaciele to póki co mają takie pomysły, jak to na co mnie namawia Liz, czyli żebyśmy spuściły we dwie wpierdol i takie tam. - Mimo ponurej miny, poklepała go po ramieniu. - A to chyba niczego by nie rozwiązało, tylko eskalowało. Nie, ja chcę spokoju, a potem będę się z tym “problemem” - to słowo wymówiła z kpiną - mierzyć na własnych warunkach. I oczywiście, że jednomyślność to jedyna opcja, zawsze do tej pory tak decydowaliśmy. Ale są jeszcze Anastazja i JJ, nie mam pojęcia co powiedzą. Zresztą, ten kontrakt jest na niecałe półtora roku, to w sumie niedługo.
- Aha, półtora roku... - Chris nie wyglądał jakby wierzył w to co mówi. - Jebnij, spuść wpierdol jak komuś się należy i ma cię to uspokoić. Po co tłumić emocje? Chcesz to tez mogę ci pomóc. Komu chcesz skuć twarz?
Howl przez chwilę się zastanawiała. Gdy w końcu sięgnęła po kolejnego papierosa, lekko trzęsły się jej ręce.
- Chodzi o moją… Byłą, ale właśnie nie sądzę, żeby wpierdol pomógł. Nie w czasach kiedy medycyna bardzo szybko może usunąć jego ślady. No, wprawdzie - mówiła prawie szeptem - wpierdol który ona mi załatwiła zostawił ślady które trochę trudniej było usunąć, no ale właśnie, nie chcę się mścić w ten sposób, nie byłabym w stanie jej przelicytować. Zresztą niech sobie będzie, tylko niech przestanie o mnie gadać.
- Aha. Lepiej wymyślić coś co ją udupi zamiast sięgać po przemoc. - Sully pokiwał głową. - Choć ot tak w ryj strzelić to się humor tak czy owak poprawi, niezależnie od planowanej zemsty. W tych czasach medycyna zaje, ale palnikiem fosforo… - urwał spoglądając na koleżankę, która tylko szerzej otworzyła oczy. - Znaczy nie ważne, jakbyś potrzebowała pomocy to mów, tylko wolałbym jej nie tykać, u mnie w domu się podchodziło do tematu raczej staromodnie. Wiesz, dziewuchy nie tykać. Ojciec to irlandiec starej daty.
- No, dobra. - Howl przełknęła ślinę. - Palnik to by i było oczko wyżej niż to, co ona mi urządziła. Ale tylko żartowałeś, prawda? I… Jeśli już, to raczej znasz ludzi, którzy mogliby… Robić takie rzeczy, prawda?
- Tak, żartowałem - odpowiedział czochrając lekko jej włosy. - I nie, nie znam, ale pogadaj z Liz, ona tu może mogłaby pomóc - dodał mruknięciem. - To ten… gotowa na drugi z najważniejszych naszych koncertów obok “Niewidzialnego”?
- Ni chuja. Dawno tak nie byłam zmarnowana - Howl przez chwilę nad czymś jakby się zastanawiała, w końcu objęła Chrisa lekko i poklepała po plecach. Różnica ich wzrostu i postury dawała wizualnie ciekawy kontrast, ale w praktyce sprawiła, że przez moment nic nie widziała. To, o dziwo, sprawiło że westchnęła z ulgą. - To znaczy, jasne, dam radę, przecież żyję dla takich momentów jak ten.
- To chodźmy. - Cmoknął ją lekko w czoło. - Jutro odpoczniemy, w jakiejś melinie, hotelu, albo... areszcie.
- Albo w korpo-strefie. - Mruknęła. - No, to przynajmniej ja, mam ochotę się tam zakopać na tydzień. Ej, mam pomysł - nagle się ożywiła. - Jeśli wyjdziemy z tego wszystkiego, z pomocą Amuse czy nie, zróbmy tygodniową imprezę. W Warsaw, każdy zaproszony. Chociaż na takie ilości alkoholu to kasa z kontraktu by się przydała - zaśmiała się cicho.
- Wpadło trochę eurobaksów ostatnio ze sprzedaży naszych kawałków, jestem za. Tydzień nietrzeźwienia brzmi godnie po tym cyrku.
- Prawda? - Howl zdecydowanie zapaliła się do tego pomysłu. - Ej, serio chcę połazić z tymi z Amuse, poradzicie sobie póki co bez dodatkowej gitary i dodatkowego wokalu jeśli uda wam się ogarnąć próbę, co? Ale z tym że chcę podrywać reporterkę żartowałam, mam niestety te, no, kłopoty sercowe. A do was przylezę jak będzie trzeba i załatwię co mam do załatwienia, ok?
- No na próbę to specjalnie potrzebna nie jesteś. - Chris pokiwał głową. - A co do problemów sercowych… następna. Wy obie to się potraficie w tych kwestiach zakręcić jak korkociąg.
- Dzięki, Chris, wiesz jak dowartościować muzyka. Że niby co, ja i Liz? Nie, to nie tak, no znasz mnie, mi niepotrzebne takie przeboje jak u niej. Ja jestem prosty człowiek. - Machnęła ręką. - Tylko czasem, no… Ktoś coś sobie uroi i to komplikuje życie.
- To dobrze, że nie tak jak Liz. Już myślałem, że ty dla odmiany znalazłaś chłopaka wśród Bezbole… - Urwał jakby dopiero słysząc orientując się co chciał powiedzieć. - Eee, tak. Dobra. Komplikacje są bez sensu. Najlepiej prosto z mostu - zmienił temat.
- Tja, Chris, wiem co chciałeś powiedzieć. - Howl znowu spoważniała. - A, zresztą, Liz to słyszała, to pewnie niedługo powtórzy… Gości z gangu unikam jak mogę, po tym jak moja była nasłała na mnie pięciu. - Rzuciła to tonem jakim się komentuje pogodę. - Wiem kim jest John, ale ze względu na Liz póki co to hmm, ignoruję. Zresztą, co ja bym mogła.
- Hm, tak… - Sully wyglądał jakby niezbyt fanatycznie chciał kontynuować temat Johna. - A tak z ciekawości, to z kim w takim razie masz te sercowe problemy? Jak to nie wpieprzanie się z mojej strony?
- Z nikim z gangu, to pewne - zaśmiała się. - A co?
- A ciekawski jestem. - Wyszczerzył się w uśmiechu.
- W sumie to żadna wielka sprawa, a i tak go nie znasz. - Wyciągnęła kolejnego papierosa, ale tylko popatrzyła na niego z obrzydzeniem. - No, byłam na pogrzebie, rozmawiałam ze znajomą, i ona mi coś takiego powiedziała, że eee, Simon nadal do mnie coś czuje, czy coś. Zjebane. - W końcu jednak namyśliła się i odpaliła fajkę.
- Nie kumam. Co zjebane? Chcesz go czy nie?
Howl zaciągnęła się powoli dymem.
- Że niby takie rzeczy zawsze się od razu wie?
- A nie? - Podrapał się w głowę. - Noooo, może. Dobra, czasem się to komplikuje, ale mam na to radę. - Sully rozpromienił się. - Schlej się na amen, tak do poziomu szpadla i podejmij decyzję wtedy.
- Tja, jak będę widziała podwójnie - prychnęła śmiechem - to dopiero będę mogła wybierać i przebierać. Ale tak ogólnie to czasem jednak coś stoi na przeszkodzie. Chociażby martwa żona.
- Żywa to by może i stała. Martwa to martwa. Facet potrzebuje teraz pociechy, jak się nią staniesz, to z czasem… Hm, ale wiesz, ze ja nie jestem dobrym kandydatem do takich porad?
- Tam porady. - Machnęła ręką. - Po prostu czasem dobrze się wygadać. No, czasem jest tak, że widzisz kogoś i mówisz “no dobra, bierę” i ten ktoś też tak mówi i wtedy jest łatwo. Ale skomplikowane też nie zawsze znaczy źle, zobaczymy. Póki co tylko mu zaproponowałam tak luźno że może chciałby z nami jechać w naszej ekipie gdyby się szykowała jakaś trasa czy coś. Wiesz, żeby się oderwał od tego wszystkiego, no, ale to zanim wiedziałam, że kurwa jakieś uczucia.
- Jak będzie trasa to niech jedzie. Naprostuje się to jakoś, nie przejmuj się. Dżizas, dziewucho… - Chris roześmiał się. - Meloman, koncert prawie pod lufami Pacyf, motyw kontraktu z Amuse, a Ty skupiasz się na romansach z problemami. Szał.
- Na wszystkim się skupiam - odparła trochę obrażonym tonem. - Dziesięć wątków na raz.
- Mhm, no ale są pewne priorytety, nie? - Uśmiech nie schodził perkusiście z twarzy.
- Sam powiedziałeś: “po co się martwić, jak i tak nic nie zrobisz”. To że jedne rzeczy się dzieją nie znaczy że nie można ogarniać innych. Zresztą, to było bardzo intensywne… Ile właściwie dni?
- Ale co ile dni?
- No… - Zastanawiała się przez chwilę. - Dziś jest niedziela, no to od czwartku… No, to już prawie cztery bardzo intensywne dni. Wiesz, martwię to się akurat naprawdę wszystkim naraz, ale bardzo poważne rzeczy z którymi nic nie zrobię jeszcze nie znaczą, że mam nie próbować rozwiązać jakiś mały problem i komuś bliskiemu pomóc.
- Przecież ja nie krytykuję. - Sully mrugnął. - Uważasz, że to ważne, to kombinuj nad tym Simonem. Wszystko jakoś się ułoży Howl-Romantico.
- Nie no, chcesz coś powiedzieć, to powiedz. - Wzruszyła ramionami. - Chyba że to znowu jakieś głupie żarty, jak ten ostatni tekst Anastazji.
- Nic nie chcę powiedzieć. Nie wpieprzam się w cudze sprawy sercowe Howl. Dla mnie to w ogóle abstrakcja tak się z tym pierdzielić. Proste piłki, jasne sytuacje. Nie raz przez to się obrywało z liścia, ale oszczędzało to mindfucków i brandzlowania się z własnymi myślami, zbierania się w sobie… - Zerknął ku ekipie reporterskiej przy której przystanął Dale przysłuchując się wywiadowi Mii ze Schizo. - Dziś w nocy może czeka mnie kolejne kucie ryja, ale przynajmniej się tym nie zadręczam. Ty masz inaczej, nie wnikam i nie oceniam czy to lepiej czy gorzej.
- Weź się tak nie chwal, bo serio, mi też się czasem zdarzyło oberwać. - Zaśmiała się, ale po chwili jej spojrzenie mimowolnie uciekło tam gdzie Chris patrzył, i wtedy spochmurniała. - Zazwyczaj bardziej robię, niż myślę czy się zbieram, przez to potem mam największe problemy. - Wbiła spojrzenie w czubki swoich butów. - To przez moje robienie są różne fucki. Dobra, spadam, bo no, właśnie, muszę coś zrobić.
- Zbieraj energię na występ Howl, ja skoczę zobaczyć jak im idzie w VIP Room. A i podziękuj ode mnie ojcu za komplement!
Gdy Chris zgodnie z zapowiedzią zmierzał do ich miejscówki oddanej do użytku przez szefostwo Alamo, zaczął klecić wpis na swoim blogu.
Cytat:
Jak wiecie czasem streamuję koncerty na SenseNet.
Tym, którzy na to liczą względem czadu jaki dajemy w Alamo mam tylko do powiedzenia: NIE DZIŚ.
Wpadajcie real, będzie zajebiście ]:->
|