Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2018, 16:17   #148
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Fajna dziewucha - Sully rzucił do Howl zerkając za odchodzącą dziennikarką. Minę miał jakby coś kombinował, albo wpadł na jakiś genialny (rzecz jasna w jego mniemaniu) pomysł. To nieczęsto kończyło się dobrze.
- No, fajna. - Howl zapaliła tym razem zwykłego papierosa, po czym wyciągnęła paczkę w stronę Chrisa. - A ty jesteś najgorszym kolegą świata, dobrze wiem że mamy VIP-room, byłam tam kwadrans temu. Myślisz że po co ta moja gadka była, co? - Poprawiła okulary przeciwsłoneczne, podczas gdy perkusista skwapliwie poczestował się fajkiem. - No, mniejsza. A ty tu co, jak wychodziłam to mieliście szykować się do próby?
- Przerabiają tekst tej piosenki, co Liz zaproponowała, a ja się na tym średnio znam. Pomyślałem, że się przejdę sprawdzić jak tu idą przygotowania. - Sully wzruszył ramionami. - Nie wiem po co jej gadałaś o tym szukaniu miejsca do kimy. W sumie bardziej mnie interere jak jej zaproponować jakieś miłe miejsce na nocleg.

Howl przez chwilę tylko na niego patrzyła, z oczami skrytymi za ciemnymi szkłami.
Potem jej dłoń uniosła się do czoła, w geście nazywanym popularnie facepalmem.
- Domyślny też nie jesteś - wymamrotała cicho. - No, serio, mniejsza - odezwała się głośniej. - Nie będę się z tobą bić, chociaż ja tu byłam pierwsza. Ale jakby co, to jutro po południu pewnie będę się stąd zawijać z nimi.
- Aha… wiesz, możliwe, że tu koło południa trzeba będzie spieprzać. - Perkusista spojrzał na kumpelę. - Załatwiłem ewakuację Dobrych Glin, Liz nie chce uciekać, woli dać się spacyfikować, a ty?
- Chris… - Howl jednak ściągnęła okulary i popatrzyła na niego poważnie. - Chyba ciężka noc była, co? Dasz radę dziś grać jak tak ledwo kontaktujesz? Może idź się spróbuj gdzieś kimnąć - przypomniała sobie o papierosie, strzepnęła popiół i zaciągnęła się - bo kojarzysz gorzej niż Liz wygląda, a to już dużo. Przecież mówię. Jutro po południu pewnie zwijam się z ekipą z Amuse.
- Ćpałaś? - Chris zainteresował się przekrzywiając głowę. - Jak chcesz się z nimi zwijać po południu, skoro o 12:00 Pacyfy możliwe iż zrobią tu strefę nieograniczonego, radosnego wpierdolu?
- No po dwunastej to po południu. - Howl wzruszyła ramionami i znowu wetknęła okulary na nos. - I co zrobią to się okaże, słyszałeś co mówiła Mia przed chwilą? Może rzeczywiście odpuszczą tuż pod nosem kamer. A jeśli nie… To jak mam już dostać wpierdol, zresztą, nie pierwszy - znowu wzruszyła ramionami - to przynajmniej wolę żeby to sfilmowali i puścili, najlepiej na żywo. A Dobre Gliny to dla mnie tylko kolejne poli-korpo.
- Aye, ale kupiłem ich. W tej kwestii pomogą, jak pod Warsaw. Mam nadzieję, że do niczego nie dojdzie, ale w razie jatki… Dobrze byś wiedziała gdzie spadać. Tu może być naprawdę srogo.

Howl wskazała mu gestem, żeby odeszli gdzieś kawałek. Gdy już znaleźli się w miarę możliwości na uboczu, odezwała się cicho.
- Co to znaczy “kupiłem ich”?
- Dałem im coś za uwolnienie chłopaków z pierdla i jutrzejszą ewakuację. Nic związanego z zespołem.
- Nie wnikam jakie masz układy z Dobrymi Glinami. Chociaż z tego co gadałam z ojcem, to musiało być spore “coś”. - Howl odpaliła nowego papierosa od niedopałka poprzedniego. - Wydział Zabójstw Dobrych Glin serio uważa że mamy jakieś info które pomoże schwytać Melomana, czy to tylko taka ściema?
- Nie wiem, według mnie ściema obliczona na to aby wytłumaczyć ich osłonę przed Pacyfami. Ale co się roi we łbach tych z wydziału zabójstw to... - Chris rozłożył ręce.
- A kto ma wiedzieć, jak nie ty? - Howl zmarszczyła brwi, wyglądała na nieco rozgniewaną, ale może to temat mordercy tak na nią wpłynął. - Widzieliście coś, tam, pod Niewidzialnym, co stało się jakąś kartą przetargową żeby puścili Billa i JJa? Serio, chciałabym wiedzieć czy ktoś z kapeli ma informacje które pomogłyby schwytać mordercę mojej przyjaciółki, i zatrzymał je dla siebie, Chris.
- Cóż, jak powiedziałem Howl… nic związanego z bandem, melomanem czy morderstwami. Słowo. - Przy ‘bandzie’ zawahał się lekko wspominając reakcję Liz. - Ot wpadło mi coś w łapki dotyczące półświatka, to przehandlowałem za Billa, JJ-a i za jutro. Nic więcej.
- Mówiłeś, że nie związane z zespołem. - Howl przekrzywiła głowę. Wyglądała, jakby przez chwilę czegoś nasłuchiwała. - A Liz? O co się pożarliście?
- A takie tam... - Sully machnął ręką robiąc niewinną minę. - Parę rzeczy, między innymi to, że uważam iż powinniśmy stąd spadać jak będzie za gorąco, a ona twierdzi iż przyjęcie propozycji Alamo, koncert itepe oznacza…, że to też nasza walka. I ewakuacja byłaby… no nie mieliśmy porozumienia. Co do innych kwestii spornych, to ją spytaj, ja nie wiem czy ona chce bym strzelał z ucha o pewnych sprawach. - Wzruszył ramionami zapalając kolejnego fajka.
- Mi mówiła tyle, że to jej zdaniem nie fair wobec ludzi którzy przyjdą na demonstrację. I w sumie coś w tym jest, że ich mamy co, zachęcić do protestu a potem spadamy bezpieczną furtką? - Howl przygarbiła się, oparła plecami o jakąś niezbyt czysto wyglądającą ścianę. W tym momencie wyglądała na jeszcze drobniejszą, niż zazwyczaj. - W sumie zabawne, tyle się nasłuchałam że przesadzam i panikuję, a teraz jesteśmy w Alamo i… Wszystko stało się takie realne. Tylko ja mam już wyjebane. Wszystko co zamierzam to trzymać się Liz, może da się namówić na to żeby zwiać z ekipą z Amuse i jej bratem.
- No na ucieczkę z nimi - kiwnął głową w kierunku ekipy ‘maglującej’ właśnie Schizo - szanse raczej niewielkie. W kwestii Dale’a musicie się z nim umówić by był blisko w takim razie.
- Szanse szansami, przecież nie zostawię Liz - pokręciła głową nieco zrezygnowanym ruchem. - Plus, Pacyfikatorzy mogą się czuć na tyle pewnie, żeby grozić tobie przemocą w holowizji, w końcu jesteś podejrzany a nawet więcej, mają nagranie… Ale co, pobiją dwie laski za to że grały na gitarach i śpiewały piosenki? Zresztą, mniejsza o to. - Ta rozmowa dwójki bardzo przytomnych i wypoczętych ludzi ewidentnie ją zmęczyła. Skuliła się jeszcze bardziej, o ile było to jeszcze możliwe. - Co potem? Co dalej, po Alamo? Dobre Gliny będą cię ukrywać?
- Eeee.. no pogrzało cię? - Perkusista wybałuszył oczy. - Ja nie mam z nimi jakichś git kontaktów. Tak po prawdzie - podrapał się po głowie - to nie myślałem jeszcze o tym “co potem”.

Howl, o dziwo, zaśmiała się.
- Może i pogrzało. Ostatnio ogólnie miewam dziwne pomysły. - Potrząsnęła swoją burzą loków. - Mój ojciec uważa, że jesteś zdrowo szurnięty, Chris. W sumie chyba coś w tym jest. - Nie wiedzieć czemu, wyszczerzyła się jeszcze szerzej. - No, w każdym razie tak jak Liz mówiła, przydałoby się dziś obgadać ten kontrakt, bo to by nam może rozwiązało te problemy. Przy okazji - nagle spoważniała, i chociaż na jej twarzy pozostał uśmiech, to raczej taki stanowiący zaprzeczenie wesołości - i mój taki jeden problem też.
- Gadałem o tym z Liz - Sully skrzywił się - decyzja o kontrakcie musi być jednogłośna, a ja nie zagłosuję za. Ale… jak wszyscy inni będą chcieli podpisać, to się wstrzymuję, nie będę przeciw. Wychodzi mi na to, że decyzja już w sumie zapadła - dodał gorzko. - A twoje problemy? Może udałoby się pomóc? Zawsze lepiej najpierw zwrócić się do przyjaciół niż do korpo, nie? - Lekko szturchnął ją łokciem w bok.
- Przyjaciele to póki co mają takie pomysły, jak to na co mnie namawia Liz, czyli żebyśmy spuściły we dwie wpierdol i takie tam. - Mimo ponurej miny, poklepała go po ramieniu. - A to chyba niczego by nie rozwiązało, tylko eskalowało. Nie, ja chcę spokoju, a potem będę się z tym “problemem” - to słowo wymówiła z kpiną - mierzyć na własnych warunkach. I oczywiście, że jednomyślność to jedyna opcja, zawsze do tej pory tak decydowaliśmy. Ale są jeszcze Anastazja i JJ, nie mam pojęcia co powiedzą. Zresztą, ten kontrakt jest na niecałe półtora roku, to w sumie niedługo.
- Aha, półtora roku... - Chris nie wyglądał jakby wierzył w to co mówi. - Jebnij, spuść wpierdol jak komuś się należy i ma cię to uspokoić. Po co tłumić emocje? Chcesz to tez mogę ci pomóc. Komu chcesz skuć twarz?

Howl przez chwilę się zastanawiała. Gdy w końcu sięgnęła po kolejnego papierosa, lekko trzęsły się jej ręce.
- Chodzi o moją… Byłą, ale właśnie nie sądzę, żeby wpierdol pomógł. Nie w czasach kiedy medycyna bardzo szybko może usunąć jego ślady. No, wprawdzie - mówiła prawie szeptem - wpierdol który ona mi załatwiła zostawił ślady które trochę trudniej było usunąć, no ale właśnie, nie chcę się mścić w ten sposób, nie byłabym w stanie jej przelicytować. Zresztą niech sobie będzie, tylko niech przestanie o mnie gadać.
- Aha. Lepiej wymyślić coś co ją udupi zamiast sięgać po przemoc. - Sully pokiwał głową. - Choć ot tak w ryj strzelić to się humor tak czy owak poprawi, niezależnie od planowanej zemsty. W tych czasach medycyna zaje, ale palnikiem fosforo… - urwał spoglądając na koleżankę, która tylko szerzej otworzyła oczy. - Znaczy nie ważne, jakbyś potrzebowała pomocy to mów, tylko wolałbym jej nie tykać, u mnie w domu się podchodziło do tematu raczej staromodnie. Wiesz, dziewuchy nie tykać. Ojciec to irlandiec starej daty.
- No, dobra. - Howl przełknęła ślinę. - Palnik to by i było oczko wyżej niż to, co ona mi urządziła. Ale tylko żartowałeś, prawda? I… Jeśli już, to raczej znasz ludzi, którzy mogliby… Robić takie rzeczy, prawda?
- Tak, żartowałem - odpowiedział czochrając lekko jej włosy. - I nie, nie znam, ale pogadaj z Liz, ona tu może mogłaby pomóc - dodał mruknięciem. - To ten… gotowa na drugi z najważniejszych naszych koncertów obok “Niewidzialnego”?
- Ni chuja. Dawno tak nie byłam zmarnowana - Howl przez chwilę nad czymś jakby się zastanawiała, w końcu objęła Chrisa lekko i poklepała po plecach. Różnica ich wzrostu i postury dawała wizualnie ciekawy kontrast, ale w praktyce sprawiła, że przez moment nic nie widziała. To, o dziwo, sprawiło że westchnęła z ulgą. - To znaczy, jasne, dam radę, przecież żyję dla takich momentów jak ten.
- To chodźmy. - Cmoknął ją lekko w czoło. - Jutro odpoczniemy, w jakiejś melinie, hotelu, albo... areszcie.
- Albo w korpo-strefie. - Mruknęła. - No, to przynajmniej ja, mam ochotę się tam zakopać na tydzień. Ej, mam pomysł - nagle się ożywiła. - Jeśli wyjdziemy z tego wszystkiego, z pomocą Amuse czy nie, zróbmy tygodniową imprezę. W Warsaw, każdy zaproszony. Chociaż na takie ilości alkoholu to kasa z kontraktu by się przydała - zaśmiała się cicho.
- Wpadło trochę eurobaksów ostatnio ze sprzedaży naszych kawałków, jestem za. Tydzień nietrzeźwienia brzmi godnie po tym cyrku.
- Prawda? - Howl zdecydowanie zapaliła się do tego pomysłu. - Ej, serio chcę połazić z tymi z Amuse, poradzicie sobie póki co bez dodatkowej gitary i dodatkowego wokalu jeśli uda wam się ogarnąć próbę, co? Ale z tym że chcę podrywać reporterkę żartowałam, mam niestety te, no, kłopoty sercowe. A do was przylezę jak będzie trzeba i załatwię co mam do załatwienia, ok?
- No na próbę to specjalnie potrzebna nie jesteś. - Chris pokiwał głową. - A co do problemów sercowych… następna. Wy obie to się potraficie w tych kwestiach zakręcić jak korkociąg.
- Dzięki, Chris, wiesz jak dowartościować muzyka. Że niby co, ja i Liz? Nie, to nie tak, no znasz mnie, mi niepotrzebne takie przeboje jak u niej. Ja jestem prosty człowiek. - Machnęła ręką. - Tylko czasem, no… Ktoś coś sobie uroi i to komplikuje życie.
- To dobrze, że nie tak jak Liz. Już myślałem, że ty dla odmiany znalazłaś chłopaka wśród Bezbole… - Urwał jakby dopiero słysząc orientując się co chciał powiedzieć. - Eee, tak. Dobra. Komplikacje są bez sensu. Najlepiej prosto z mostu - zmienił temat.
- Tja, Chris, wiem co chciałeś powiedzieć. - Howl znowu spoważniała. - A, zresztą, Liz to słyszała, to pewnie niedługo powtórzy… Gości z gangu unikam jak mogę, po tym jak moja była nasłała na mnie pięciu. - Rzuciła to tonem jakim się komentuje pogodę. - Wiem kim jest John, ale ze względu na Liz póki co to hmm, ignoruję. Zresztą, co ja bym mogła.
- Hm, tak… - Sully wyglądał jakby niezbyt fanatycznie chciał kontynuować temat Johna. - A tak z ciekawości, to z kim w takim razie masz te sercowe problemy? Jak to nie wpieprzanie się z mojej strony?
- Z nikim z gangu, to pewne - zaśmiała się. - A co?
- A ciekawski jestem. - Wyszczerzył się w uśmiechu.
- W sumie to żadna wielka sprawa, a i tak go nie znasz. - Wyciągnęła kolejnego papierosa, ale tylko popatrzyła na niego z obrzydzeniem. - No, byłam na pogrzebie, rozmawiałam ze znajomą, i ona mi coś takiego powiedziała, że eee, Simon nadal do mnie coś czuje, czy coś. Zjebane. - W końcu jednak namyśliła się i odpaliła fajkę.
- Nie kumam. Co zjebane? Chcesz go czy nie?

Howl zaciągnęła się powoli dymem.
- Że niby takie rzeczy zawsze się od razu wie?
- A nie? - Podrapał się w głowę. - Noooo, może. Dobra, czasem się to komplikuje, ale mam na to radę. - Sully rozpromienił się. - Schlej się na amen, tak do poziomu szpadla i podejmij decyzję wtedy.
- Tja, jak będę widziała podwójnie - prychnęła śmiechem - to dopiero będę mogła wybierać i przebierać. Ale tak ogólnie to czasem jednak coś stoi na przeszkodzie. Chociażby martwa żona.
- Żywa to by może i stała. Martwa to martwa. Facet potrzebuje teraz pociechy, jak się nią staniesz, to z czasem… Hm, ale wiesz, ze ja nie jestem dobrym kandydatem do takich porad?
- Tam porady. - Machnęła ręką. - Po prostu czasem dobrze się wygadać. No, czasem jest tak, że widzisz kogoś i mówisz “no dobra, bierę” i ten ktoś też tak mówi i wtedy jest łatwo. Ale skomplikowane też nie zawsze znaczy źle, zobaczymy. Póki co tylko mu zaproponowałam tak luźno że może chciałby z nami jechać w naszej ekipie gdyby się szykowała jakaś trasa czy coś. Wiesz, żeby się oderwał od tego wszystkiego, no, ale to zanim wiedziałam, że kurwa jakieś uczucia.
- Jak będzie trasa to niech jedzie. Naprostuje się to jakoś, nie przejmuj się. Dżizas, dziewucho… - Chris roześmiał się. - Meloman, koncert prawie pod lufami Pacyf, motyw kontraktu z Amuse, a Ty skupiasz się na romansach z problemami. Szał.
- Na wszystkim się skupiam - odparła trochę obrażonym tonem. - Dziesięć wątków na raz.
- Mhm, no ale są pewne priorytety, nie? - Uśmiech nie schodził perkusiście z twarzy.
- Sam powiedziałeś: “po co się martwić, jak i tak nic nie zrobisz”. To że jedne rzeczy się dzieją nie znaczy że nie można ogarniać innych. Zresztą, to było bardzo intensywne… Ile właściwie dni?
- Ale co ile dni?
- No… - Zastanawiała się przez chwilę. - Dziś jest niedziela, no to od czwartku… No, to już prawie cztery bardzo intensywne dni. Wiesz, martwię to się akurat naprawdę wszystkim naraz, ale bardzo poważne rzeczy z którymi nic nie zrobię jeszcze nie znaczą, że mam nie próbować rozwiązać jakiś mały problem i komuś bliskiemu pomóc.
- Przecież ja nie krytykuję. - Sully mrugnął. - Uważasz, że to ważne, to kombinuj nad tym Simonem. Wszystko jakoś się ułoży Howl-Romantico.
- Nie no, chcesz coś powiedzieć, to powiedz. - Wzruszyła ramionami. - Chyba że to znowu jakieś głupie żarty, jak ten ostatni tekst Anastazji.
- Nic nie chcę powiedzieć. Nie wpieprzam się w cudze sprawy sercowe Howl. Dla mnie to w ogóle abstrakcja tak się z tym pierdzielić. Proste piłki, jasne sytuacje. Nie raz przez to się obrywało z liścia, ale oszczędzało to mindfucków i brandzlowania się z własnymi myślami, zbierania się w sobie… - Zerknął ku ekipie reporterskiej przy której przystanął Dale przysłuchując się wywiadowi Mii ze Schizo. - Dziś w nocy może czeka mnie kolejne kucie ryja, ale przynajmniej się tym nie zadręczam. Ty masz inaczej, nie wnikam i nie oceniam czy to lepiej czy gorzej.
- Weź się tak nie chwal, bo serio, mi też się czasem zdarzyło oberwać. - Zaśmiała się, ale po chwili jej spojrzenie mimowolnie uciekło tam gdzie Chris patrzył, i wtedy spochmurniała. - Zazwyczaj bardziej robię, niż myślę czy się zbieram, przez to potem mam największe problemy. - Wbiła spojrzenie w czubki swoich butów. - To przez moje robienie są różne fucki. Dobra, spadam, bo no, właśnie, muszę coś zrobić.
- Zbieraj energię na występ Howl, ja skoczę zobaczyć jak im idzie w VIP Room. A i podziękuj ode mnie ojcu za komplement!

Gdy Chris zgodnie z zapowiedzią zmierzał do ich miejscówki oddanej do użytku przez szefostwo Alamo, zaczął klecić wpis na swoim blogu.

Cytat:
Jak wiecie czasem streamuję koncerty na SenseNet.
Tym, którzy na to liczą względem czadu jaki dajemy w Alamo mam tylko do powiedzenia: NIE DZIŚ.
Wpadajcie real, będzie zajebiście ]:->

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline