20-02-2018, 22:34
|
#14 |
| - Nie! - zawołał nagle Albrecht. Gdzieś z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że lepiej by się stało, gdyby bazyliszek był martwy. Zagrożenie wyrwało go na chwilę z kajdan rozpaczy, dało mu cel. "I dawało mi szansę na śmierć", pomyślał.
Nie miał po co żyć. Miał martwą boginię, które pewnie nie istniała. Dzieci, których nigdy nie widział i kobiety, które nie chcą go widzieć. A teraz również świadomość niezrozumiałego kontaktu z Sigmarem, której w pełni nie rozumiał.
Brat był kotwicą, która nie pozwalała falą nieszczęśliwych wypadków zatopić go. Teraz go nie było, a on tonął w czarnej toni rozpaczy.
- Nie wejdziemy do tego grobowca. To święte miejsce, to przeklęte miejsce - rzucił dwoma stwierdzeniami, które dla każdego poza nim bez wątpienia brzmiały obok siebie absurdalnie. - Zostawmy je w spokoju, tam są już tylko smutek i śmierć. Oddajmy Morrowi tych, których straciliśmy. Potem... - No właśnie, co mają zrobić potem? - Kiedy to zrobimy, możemy ruszyć do... Gbersdorpu, dobrze mówię? Ulli, tak? |
| |