Bardag kiwnął głową dając znać, że rozumie. Tu nie ma wspomnianego przez posłańca rodaka. No cóż teraz i tak nie ma co robić więc skorzystał z zaproszenia i zasiadł do wieczerzy. Mógł iść dalej, ale perspektywa jadła i napitku i ciepłego miejsca na spanie przeważyła.
Siedzieli w czterdzieści osób. Większość smutna poza dzieciakami, które ganiały i bawiły się w najlepsze.
Gdy sołtys przysiadł się do khazada ten kończył obgryzanie udźca świni. Kiwnął głową pozwalając mu się przysiąść.
Informacje i propozycja sołtysa zdziwiły z lekka Bardaga i gdy przełknął i popił piwem odwrócił się do rozmówcy.
- Hmmm. Nie znam się na leśnych zwierzach ani na prowadzeniu śledztw człeczyno.- Zamyślił się przez chwilę.
- Uraczyliście mnie gościną to zobaczę i postaram się coś zrobić w tej kwestii. O świtaniu czy teraz chcecie iść?- Zapytał i sięgnął po bochenek chleba.