Sierżant podwinął wargę, zagryzając ją zębami. John najwidoczniej zapytał o coś, co sprawiło mu dyskomfort, i ewidentnie nie miał dobrej odpowiedzi, a coś musiał powiedzieć.
- Mamy obecnie sytuację kryzysową, wszędzie pożary... - machną szeroko ręką, jakby to wszystko tłumaczyło - Śmigłowiec zdjął pana kilkaset metrów od szosy, wszystko wokół było już piekłem. Musiał się pan odczołgać od miejsca zdarzenia. Ze zdjęć lotniczych wychodzi, że był tam niezły karambol, ale nie wiemy szczegółów. Teraz to spalona masa metalu. - zadumał się na chwilę, ale zaraz wzrok i ton mu się wyostrzył - Jak nie ma dokumentów, to puszcza się zdjęcie delikwenta przez bazę, czasem kogoś wyszuka. Tak trafiliśmy na to - wskazał na fotkę - I kilka innych zdjęć. Najwidoczniej lubi pan brać pasażerów... pasażerki, które potem nie pojawiają się na kolejnych przystankach. Ciekawe gdzie się podziali... może wszyscy bezpiecznie wysiedli po drodze, prawda?
Odpiął od podkładki woreczek strunowy, w którym był plik takich zdjęć i podał je pacjentowi.
- Śmiało, niech mi pan coś powie o ich losie. Przecież nie rozpłynęli się w powietrzu, prawda?