To wszystko było dziwne... Tak bardzo, jak bardzo może być dziwnym przebywanie w odizolowanym przez wojsko mieście, którego mieszkańcy masowo umierają wskutek zarazy. A wśród nich kroczą tajemniczy ludzie oferujący uleczenie w zamian za porzucenie wiary w bogów powszechnie wyznawanych w Imperium.
Wrócili do domu zmarłego maga, gdzie spędzili noc. Rankiem obudziło ich dobijanie się do drzwi i prezent pozostawiony na progu. Gdy Oskar odczytał pozostawiony w koszu z żywnością list i wniósł kosz do środka, Erich w milczeniu przyglądał się szykującym posiłek towarzyszom. W jego głowie zderzały się ze sobą sprzeczne uczucia - radość z tego, że Greta żyje z niechęcią do tych, którzy nawoływali do porzucenia swych bogów na rzecz innych. I wszystko wskazywało na to, że jego siostra była jedną z nich...
Zamyślony von Kurst siedział przy stole w milczeniu, nie przyłączając się do posiłku. Osłabienie wywołane chorobą postępowało i z każdym dniem czuł się coraz gorzej. Czy naprawdę jedyną nadzieją było przyłączenie się do tych, którzy sprowadzili chorobę na miasto? Czy jedyną alternatywą była śmierć? - Możemy udać, że chcemy przyłączyć się do tych, którzy szukają wyznawców wśród zarażonych. - Powiedział wreszcie ochrypłym głosem. - Jeśli nam uwierzą, to może uda się ich przekonać, aby zaprowadzili nas do tego, kto stoi za źródłem zarazy. Wtedy go zabijemy... - Wyjaśnił swój plan. - Greta mnie wysłucha. Powiem jej, że wy też chcecie się przyłączyć... - Dodał.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |