Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2018, 02:30   #613
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Moczenie w lodowatej wodzie, długie minuty napięcia szarpiącego nerwy aż do granic wytrzymałości. Zmęczenie, zniechęcenie, stres i strach o Żywego zajmującego się bombami… ale udało się! Rozpieprzyli ten pływający szajs, a chociaż woda bagna zabarwiła się na czerwono, raptem dwóch towarzyszy szamanki przeszło przez Barierę, zostawiając świat materialny na rzecz świata Popiołu.

San Marino była zmęczona jak diabli. Powieki same jej opadały i kiwała się apatycznie, obejmując ramieniem Petera. Patrzyła w ogień łowiąc jednym uchem opowieść Vicky, a drugim reakcję otoczenia. Zaczynała lubić tą laskę, była zabawna i tak energicznie relacjonowała całe zajście, że nie szło zachować poważnej miny. Niestety nie mogli odpocząć, wciąż pozostawało to, po co tu przybyli - zdobycie broni.

- Zostań tu z Boomer - wyszeptała mężowi do ucha, ściskając go po raz ostatni, a potem wstała, rozprostowując z trudem zamarznięte stawy. Jakoś się udało i tu napotkała nową przeszkodę. Cholernie ciężko odchodziło się od ogniska… tylko trzeba było. Widziała jak Diabeł zaczyna zbierać ludzi na drugą część zadania. Podeszła do niego na sztywnych nogach, udając że wcale nie trzęsie się z zimna i zmęczenia. toczyła się z wysoko uniesioną głową, roztaczając po zebranych szyderczy uśmiech trupa.
- Mówca idzie z Diabłem - oznajmiła stając tuż przed nim i zakładając ramiona na piersi żeby ukryć jak mocno trzęsą się jej ręce - Jeżeli Diabeł ciągle go chce. Została koparka - pokazała głową na pracującą maszynę - Plama mówiła, że kopie coś ważnego, jakieś robocie bebechy. Je też weźmy. Kto wie do czego się przydadzą.

San Marino a jak tutaj ją nazywali w bandzie Czacha, obserwowała jak ten cały numer z nurkowaniem i wysadzaniem a potem ta wesoła paplanina Vicky przyniosła jedną ale zauważalną zmianę. Vicky będąc pod wrażeniem tego całego szalonego numeru jaki właśnie razem odwalili we czwórkę tak to opowiadała. Jawnie identyfikując się z całą pozostałą trójką i paplając o wszystkim wesoło. Tam opowiadała jak Czacha i Plakatowy zanurkowali tam, innym razem jak Krogulec na nią krzyczał albo jak ją ostrzelały te kutry. Albo jak się ten cały cholerny złom osuwał razem z nimi spod nóg i rąk i jak trudno było wejść w tej ulewie w tej cholernej, bagiennej wodzie na cokolwiek. Albo jak się przekradali obok tego czegoś co tam grzebało w tej kupie gruzu za nie wiadomo za czym.

Zaś słuchacze, ci postrzelani, przemoczeni, zmarznięci i dopiero co opatrzeni przez Brzytewkę członkowie bandy słuchali z zapartym tchem. I w tym wszystkim jakoś chyba wszystkim umykał fakt, że Vicky opowiadała i traktowała Nixa jak kogoś swojego. Z ich bandy. A oni to przyjmowali bez zmrużenia oka. A przecież Nix nie był z ich bandy. Nawet na pierwszy zmarznięty rzut oka para Pazurów odbijała się wojskowymi barwami na tle skórzanych,wyćwiekowanych i obwieszonych piórami i naszywkami kurtek. Do tego szef przecież albo go nie lubił albo przynajmniej jawnie za nim nie przepadał. Ledwo tolerował i to pewnie sporo ze względu na Czachę. Ale ona był Mówcą i gadała z duchami. A Runnerzy to cenili. Aż do teraz. Teraz nagle wyglądało, że po tym całym szaleństwie na tej zatopionej farmie para Pazurów jakoś została zaakceptowana przez bandę. Nawet jak byli całkiem od nich inni. Nawet Nix bo Boomer to chociaż jako całkiem niebrzydka dziewczyna pewnie w naturalny sposób miała niższy próg wejścia u w większości męskiej części bandy.

- Daj spokój, nie wygłupiaj się Emi. - powiedział Nix i wstał ruszając razem z szamanką w stronę Guido. Ten lekko uniósł brew słysząc i widząc co się dzieje ale po chwili zastanowienia chyba machnął ręką.

- Dobra, chodźcie. Potem się zmienimy. - powiedział szybko nie chcąc tracić ani chwili. We trójkę zaczęli brnąć przez ulewę i bagienną wodę sięgającą czasem po kolana a czasem po pas. Bez przeszkód doszli do wraku kutra. Rozłożył się od środka jak jakiś poczerniały, osmalony i podziurkowany odłamkami kwiat. Mężczyźni szybko znaleźli to co ich najbardziej interesowało. Resztki przedniej wieżyczki. Półcalówki. Podwójne. W tym się obaj zgadzali. Trochę gorzej było z oszacowaniem znaleziska. Jedna broń wydawała się raczej cała a druga raczej nie. Ale nie byli pewni czy da się to naprawić czy nie. Ostatecznie po chwili główkowania i narady postanowili zacząć wykręcać tą pewniejszą lufę.

- Emi, weź poszukaj takich skrzynek. W nich powinno być ammo. - Nix zwrócił się do żony klepiąc metalowy pojemnik wciąż przyczepiony do gniazda broni. Sam z Guido zaczął się zabierać za wymontowanie półcalówki ale sądząc po tym jak obydwaj klęli, sapali i pocili się nie szło im łatwo. Zwłaszcza, że mieli do dyspozycji jedynie najprostsze narzędzia albo jakieś pręty i kamienie w roli dźwigni i młotków. Obydwaj jednak uparcie próbowali rozbroić i zdobyć wreszcie tą cholerną broń.

- A co mi za to dasz Śliczny? Musi być fant, żebym na pantoflarę nie wyszła, która tańczy jak jej jaśniehrabia powie, a nie chcę cię znowu bić… no przynajmniej nie przy ludziach - San Marino zerknęła im przez ramię jak idzie robota. Nawet bez tego na słuch nie wyglądało na proste, łatwe i przyjemne zajęcie. Tym bardziej cieszyła się, że jej przyszło mniej upierdliwe zadanie grzebania się w śmierdzącej wodzie w poszukiwaniu skrzyń wyładowanych pestkami. - A w tym transporterze nie było żadnego klucza płaskiego czternastki albo czegoś w tym stylu?

- Fant?
- podporucznik Pazurów na chwilę podniósł głowę znad zimnego i mokrego żelastwa przy którym grzebali z Guido. Wydawało, że się zastanawia. W końcu pomachał zapraszająco palcem by żona zbliżyła się do niego. Gdy znalazła się w zasięgu tym samym palcem zahaczył ją o rant kołnierza przyciągając do siebie. A tam, z bliska już czekały jego usta by zetknąć się z jej ustami.
- No. Masz zaliczkę. Ale uważaj z tymi rachunkami byś na minus nie wyszła jak chcesz się tak co chwilę liczyć. - Pazur wydawał się mimo wszystko rozbawiony i zadowolony z tego przerywnika. Ale jednak nadal mieli tutaj robotę do zrobienia. Pomysł z kluczem obydwu improwizowanym robotnikom tego zabagnionego złomowiska przypadł do gustu.

- Heej! Zorganizujcie jakiś majcher z transportera czy co! - Guido krzyknął do grupki w garażu jaka próbowała się ogrzać przy ogniu z ogniska. Ci słysząc to poruszyli głowami ktoś wstał ale Bliźniacy byli szybsi. Pokuśtykali do transportera i zniknęli w jego wnętrzu. Jak tam coś zostało pomocnego zostawała nadzieja, że ci dwaj to znajdą.

Szamance zaś brodzenie w tej lodowatej wodzie chłostanej tą cholerną ulewą też nie szło lekko. Traciła z zimna już czucie w palcach. Nie była już pewna jaki kształt czy fakturę mają przedmioty jakich dotykała. Ale chyba coś miała. Pasowało na jakieś ugrzęźnięte w złomie pudło. Mogła to być ta skrzynka z amunicją albo coś innego. Ale kuter tak łatwo nie oddawał swoich fantów ludziom i musiała się z tym cholerstwem mocować tak samo jak szef i mąż obok z tymi półcalówkami. Aż się szło rozgrzać i spocić chociaż szkoda, że łapy wciąż drętwiały z zimna.
Mogła poprosić o pomoc Nixa, wystarczyło podnieść głowę i otworzyć gębę. Popatrzyła nawet w jego kierunku i prawie się odezwała, ale na szczęście w porę ugryzła się w język. O nie, po jej zimnym, nieżywym całkowicie trupie. Nie poprosi go o pomoc, żeby potem mógł się pysznić i obrastać w piórka, że poradził sobie tam, gdzie ona nie dawała rady… i to z głupią skrzynką!
- A mogłam być dalej martwa - wyburczała pod nosem z jawną pretensja do świata, rozglądając się dookoła aż znalazła długi metalowy drąg. Chwyciła go w zgrabiałe dłonie, wyrywając z resztek burty. Jako dźwignia powinien się nadać… no i nie będzie o nic prosić Plakatowego. Nie przy szefie i nie za często, bo jeszcze mu odwali z nadmiaru dobrobytu i szczęścia.

Drąg wbił się w zalewany ulewą wrak. Potem szamanka musiała nim poszarpać, podźwigać i coś tam pękło, coś się obsypwało, coś inne osunęło i wreszcie ten kanciasty kształt stał się bardziej widoczny. Tak, to była taka skrzynka co pokazywał Peter. Teraz już poszło łatwiej i Czacha dała radę wyszarpać skrzynkę już gołymi rękami. Całkiem ciężka. I mao wygodna do noszenia. Można było pewnie od biedy wziąć taką jedną w jedną rękę, drugą w drugą i tak zasuwać kawałek. Ale na dłuższą metę i to wydawało się żmudne i męczącę. Na razie jednak udało się zdobyć skrzynkę i obydwaj pracujący mężczyźni oderwali się od swojej roboty by spojrzeć na postawiony obok kształt.

- Zzzajebiście! No to mamy czym strzelać. - ucieszył się Guido widząc pełną skrzynkę naboi do wkm-u. Im samym udało się coś wymontować czy wyłamać ale chyba dopiero byli na etapie torowania sobie drogi do zamontowanej wciąż broni.

- Jedna skrzynka starczy na minutę lub dwie jak w ogniu ciągłym. To już całkiem nieźle. Teraz byśmy mieli takie cudo to by inaczej to wyglądało. - Pazur zgodził się kiwając głową na tą skrzynkę.

- Może gdzieś tu jest druga. Przydałaby się druga - zasapana nożowniczka odstawiła ciężką skrzynię na bok i westchnęła z ulgą. Już coś mieli, dobry początek, ale wciąż za mało - Czekajcie - mruknęła, schylając się i gmerając przy bucie. Skostniałe palce kiepsko działały, ale po dłuższej chwili udało się jej wyłuskać z nogawki to, czego szukała. Podrzuciła wielofunkcyjne narzędzie w dłoniach, uśmiechając się tryumfalnie - Trzymajcie, bo nie wiadomo ile tamtym kaleczniakom zajmie znalezienie czegoś przydatnego - wyciągnęła szpej w stronę mężczyzn.
- Ja poszukam drugiej skrzyni. To gówno miało jeszcze miotacz i inne działka. Nie mogła zostać tylko jedna skrzynia.

- O! I zajebiście!
- szef wyraźnie ucieszył się na widok multitoola podanego przez czarnowłosą szamankę i bez wahania wziął od niej to uniwersalne narzędzie. Gmerał przy nim chwilę aż ustawił odpowiednie narzędzie i z jego pomocą przystąpił do dalszej rozbiórki wraku. Sama Czacha wróciła do przeglądania reszty kutrowego złomowiska. Podeszli do nich Bliźniacy brnąc przez wodę i niczym najcenniejsze trofeum albo dar przynieśli jakieś kleszcze, śrubokręt i klucz. Tymi narzędziami zagospodarował Pazur i jakoś dzięki takiemu wsparciu obydwu pracującym mężczyznom jakoś zaczęło iść raźniej. Bliźniacy już pozostali w pobliżu udzielając mnóstwa “pożytecznych” rad za to nie kwapiąc się absolutnie do czegoś podobnego do uczciwej pracy. Jednak ich bezczelny, radosny i rubaszny sposób bycia zdawał się stawać okoniem wokół całemu temu zamieszaniu i ponuractwu. Zwłaszcza, że sami wyglądali dość żałośnie, jak dwa zmokłe kurczaki z potrzaskanymi kończynami.

San Marino zaś grzebała we wraku dalej. W końcu jej pręt w zapadających ciemnościach wymacał coś obiecującego. Po chwili odgrzebywania i wyłamywania resztek złomu zorientowała się, że to kolejna skrzynka z półcalówkami. Znowu po chwili pracy udało się postawić jako trofeum obok tej pierwszej. Wedle Nixa przy każdej wieżyczce powinien być zapas amunicji do broni jakiej używała. Nie wiedzieli jaka była w oryginale w tych dwóch rozwalonych ale w tej tylnej był jakiś granatnik lub coś podobnego. Powinny więc tam być jakieś granaty. Takie jak do granatników pewnie.

Nixowi i Guido udało się wreszcie zdobyć własne trofeum. Wymontowali wreszcie pierwszą półcalówkę. Obydwaj wznieśli ją wysoko w ramionach jak najlepsze trofeum krzycząc triumfalnie. Głowy grzejące się przy ogniskach zwróciły się w ich stronę a gdy rozpoznali o co biega od strony skraju lasu i budynków zajmowanych przez bandę doszedł ich podobnie radosny i triumfalny krzyk. Zaczął się niemrawo i rósł nierównomiernie ale wreszcie objął całą bandę. Mieli to! Udało się! Mieli to po co tu przybyli! Bo przecież nie po to by rozwalać jakieś głupie kutry…

San Marino też się darła, dając się ponieść fali entuzjazmu i w jego przypływie wygrzebała z wody kamień, po czym z tej całej radości i podniosłej atmosfery rzuciła w latynoskiego złamasa, bo był bliżej.
- A wy byście się ruszyli, kaleczne ryje - wydarła się do kompletu na braci krwi, zabierając się na szukanie następnej skrzyni, chociaż najchętniej walnęłaby się gdzieś w cieple i wreszcie poszła spać - Postarajcie się kurwie być chociaż odrobinę mniej bezużyteczni niż w rzeczywistości. Raz w życiu zróbcie dobre wrażenie, od tego was nie pokręci!

- Dobre wrażenie? No ja to czemu nie ale on? Wiesz nie ma tu żadnego kołpaka do zajebania no to widzisz jak fajfus zwisa.
- Paul wykorzystał sytuację wskazując na trzęsącego się z zimna Latynosa choć sam wyglądał podobnie. Właściwie wszyscy tak wyglądali. Obydwaj też jednak szczerzyli się razem z resztą bandy na te pierwsze trofeum. Zanim Hektor zdążył się odwzajemnić do rozmowy wtrącił się Guido.

- Dobra zbierajcie się. Weźcie to cacko i ty Plakatowy znasz się na tym? To sprawdź czy wszystko gra. I przyślijcie Krogulca i Vikę. - szef mówił ciszej by pewnie tylko grupka przy kutrze go słyszała i wskazał na dźwiganą armatę oraz wydobyte z wraku skrzynki. Banda widoczna przy ogniach w zrujnowanym domu i garażu wciąż wiwatowała. A on wskazał kolejno na zdobytą broń i amunicję. Pazur zawahał się ale po chwili zastanowienia skinął głową.

- Dobra, to wy weźcie po skrzynce a my z Emi weźmiemy to cholerstwo. - powiedział spokojnie ale też tak jak i Bliźniacy i jego żona już nieźle nim telepało od tego zimna i wody. Szef jeszcze jakoś się trzymał ale on dotąd nie przebywał tyle w tym bagnie co oni. Bliźniacy słysząc Plakatowego jak i co do nich mówi wydawali się być zgodnie i płynnie na nie.

- Słyszałeś go? Tobie to się wyobraża, że kim kurwa jesteś? - Paul zaczął patrzyć i mówić do Nixa zaczepnie jak zwykle. Hektor zaczął kiwać głową i pewnie chciał coś powiedzieć w ten sam deseń ale Guido znowu się wtrącił.

- Róbcie co mówi. - oderwał się od wieżyczki przy której znowu zaczął grzebać pozostawionymi narzędziami i spojrzał na obydwu Bliźniaków. Z wyraźną irytacją w spojrzeniu.

- No! Słyszałeś?! Masz targać te skrzynki! - Hektor płynnie zmienił front jakby nigdy nie zamierzał mówić nic innego i na zachętę trzepnął dłonią w wygoloną i przemoczoną potylicę kumpla. Sam zaczął kuśtykać w stronę skrzynek, Paul też, Nix schylił się by chwycić za ciężką broń z jednej strony i oddać drugi koniec żonie, a szef wrócił do przerwanej roboty.

- Na waszym miejscu bym uważała - nożowniczka z sapnięciem złapała i podniosła swoją część półcalówki. Splunęła w wodę, nadając do złamasów obok - Jeszcze się potkniecie i te krzywe wity do końca połamiecie. Co robiliście jak my tu zapierdalaliśmy z bombami żeby wysadzić to kurestwo w powietrze? - zahaczyła ich jadowicie milutkim uśmiechem, przedzierając się przez gruz i wodę za Nixem. - Pacz Śliczny jakie złamane, kaleczne cwaniaki. Na gotowe przyszli i jeszcze udają, że są do czegoś potrzebni. Albo że coś konkretnego potrafią - pokręciła głową na te dwa beznadziejne przypadki.

Bracia krwi w ogóle zdawali się nie dostrzegać jadowitego tonu i zjadliwego spojrzenia siostry krwi. Każdy złapał po jednej skrzynce i tak razem brnęli przez te utopione w bagnie podwórko dawnej farmy. Szamanka odkryła, że to cholerstwo które dźwigali jest cholernie ciężkie. Normalnie jakby jakiś kawał dźwigaru z Peterem nieśli przez te bagno i ulewę. Dobrze, że do tego rozwalonego domu nie było aż tak strasznie daleko.

- No jak? My mieliśmy najważniejsze zadanie ze wszystkich. - Hektor powiedział pewnie siebie pusząc się przy tym jak paw. Znaczy na tyle co sapanie przy każdym kroku nogą w łupkach, po tym bagnie i z ciążącą skrzynką w łapie mu pozwalała. Nix nie wytrzymał i się zapytał.

- O. Ważniejsze niż rozwalenie tych kutrów? A jakie? - zapytał i sadząc z tonu i miny coś chyba niezbyt dostrzegał te arcyważne zadanie jakie mieli wykonywać Bliźniacy.

- My pilnowaliśmy Brzytewki. Wiesz jak Guido by się wkurwił jakby znowu ją ktoś zajebał? - Hektor odpowiedział mu dalej kuśtykając przez wodę. Paul pokiwał głową na znak poparcia.

- Albo jakby gdzieś się zapodziała. A weź tu same bagna i szukaj kogoś. - dorzucił swoje trzy grosze jaśniejszy z Bliźniaków. - I pilnowaliśmy by wam fury nikt nie zajebał. A nawet zbajerowaliśmy tamtą foczę z łódką byście mieli czym się tutaj rozbijać. - Paul też wcale nie wydawał się stropiony, że niby wykonywali z kumplem jakieś mniej ważne zadanie.

- Mhm. I pewnie jeszcze we dwóch byście sami tu wszystko rozjebali. - Nix pokręcił głową widząc, że nie przebajeruje dwóch speców od bajery wszelakiej. Oczywiście obydwaj z poważnymi minami spojrzeli na siebie, potem zgodnie na niego. I pokiwali z pewnością głowami, tą czarną i tą podgoloną. Pazur chyba stracił ochotę do kontynuowania wątku bo prychnął rozbawiony na tyle ile dźwiganie tej cholernie ciężkiej półcalówki mu pozwalało.

Doszli do ruin domu i Runnerzy mimo, że postrzelani i zmarznięci otoczyli ich kręgiem klepiąc po ramionach i przyglądając się zdobyczy. Ciężko było. Ale nawet taka mokra i usyfiona wyglądała imponująco.

- Guido mówił, że Krogulec i Vicky mają iść do niego. - powiedział Pazur ocierając pot z czoła. Szło się zmachać przy dźwiganiu tego czegoś. I jakże przyjemnie było wrócić do ciepła bijącego z ogniska.

- Idę zobaczyć co z Boomer. - Nix zerknął na żonę i ruszył po schodach na górne piętro gdzie zostawili ledwo chwytającą rzeczywistość najemniczkę.
San Marino też się zwinęła, krocząc między Żywymi w stronę ognia.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline