-
Zabrać? - na twarzy gliniarza wykwitły szeroki, ale złośliwy uśmiech -
Nie, popatrz na nie dokładnie. Wyrzuty sumienia, co? Prędzej czy później pękniesz...
-
Co Pan tu robi? Ile razy będziecie powtarzać tą farsę?! Ma pan nakaz?!! - od drzwi rozległ się ostry, kobiecy głos. W drzwiach stała starsza, bardzo zadbana kobieta w garsonce i z identyfikatorem personelu szpitalnego; zza niej, nieco nieśmiało, wyglądał sanitariusz.
Gliniarz zacisnął zęby, ale nie powiedział ani słowa. Odwrócił się na pięcie i wymaszerował z pokoju, bezceremonialnie przepychając się z wchodzącą parką. Stojąc już w drzwiach, sierżant jeszcze zmarszczył usta i zrobił w kierunku Johna
gwałtowny gest "patrzę na ciebie", a potem w korytarzu rozbrzmiały jego energiczne, oddalające się szybko, kroki.
Zdjęcia z kamer, zdmuchnięte jego nagłym ruchem, rozsypały się po podłodze; Raphael od razu przykucnął i zaczął je zbierać.
Kobieta pokręciła z dezaprobatą głową, wprawiając w ruch luźne, złote kolczyki.
-
Nie powiedział Pan mu niczego, co mogło by być użyte później przeciw panu, mam nadzieję? - stwierdziła bardziej, niż spytała -
Denise Vil, dział prawny szpitala. Miło poznać w końcu osobiście i to od razu w dobrym zdrowiu. - wyciągnęła do Johna długą, szczupłą i zadbaną dłoń. Uścisk miała zadziwiająco mocny jak na taką drobną kobietę.
-
Musimy załatwić kilka spraw przed zwolnieniem, niestety. Cała ta papierologia... - usiadła przy stoliku i wyciągnęła na blat kilka zadrukowanych drobno kartek -
Proszę przejrzeć i podpisać. To standardowe dokumenty; zaświadczenie, że wszystko zostało opłacone, że nie wnosi pan żadnych skarg, protokół odbioru rzeczy i tym podobne. - podała mężczyźnie elegancki długopis -
...jeśli ma pan jakieś pytania, to śmiało. Gwarantuję tajemnicę adwokacką! - zaśmiała się lekko, olśniewając śnieżnobiałym uśmiechem.