Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2018, 00:57   #8
Mr.Tremond
 
Mr.Tremond's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłość
- Timmie! Timmie! Co ty wyprawiasz do jasnej cholery! - dudniący z kuchni krzyk pani Róży dobiegł odbijał się od ścian niczym opętaniec w ataku histerii - Zostaw koty w spokoju! W tej chwili!
Cisza, jaka zapadła po tym wybuchu była dojmująca i w ciągu jednej chwili objęła cały dom na końcu alei Wiązów.
Ucichły wszelkie szmery i szurania, każdy odgłos wszelkiego życia po prostu przestał istnieć. Dom na końcu alei Wiązów zmienił się w przerażającą, bezdźwięczna pustynię. Mrok i zło otuliły przyjazne pielesze domu, cuchnącym wilgocią i pleśnią kocem tragedii.

***

Dosłownie dwa uderzenia kociego serca wcześniej.
- O! - zawołał swym dudniącym głosem Mały Tim - Kicia! Chodź będziesz moją papużką. Każdy pirat musi mieć papużkę.
Sparaliżowana strachem Bonnie, stojąca u stóp Małego Tima, wyglądała w tym momencie, jak posąg lub co gorsza wypchany trocinami muzealny egzemplarz kota.
Syn pani Bamber z szerokim uśmiechem pochylił się w stronę kotki. Bonnie w ostatnim odruchu instynktu przetrwania, obróciła głowę w kierunku Małego Tima. Jego wielka niczym bochen wiejskiego chleba dłoń jakby w zwolnionym tempie zbliżała się do karku kotki.
Cała groza sytuacji w tym momencie dotarła do stojących na schodach Amona i Lady Luny. Oba koty wpadły na ten samym pomysł. Było już jednak za późno. Zdecydowanie za późno.

Bonnie skoczyła gwałtownie do przodu, nie uchroniło jej to jednak przed pochwyceniem przez wielką łapę Tima. Jeszcze szerszy uśmiech zagościł na twarzy olbrzyma.
- Papużko! Papużko! Chodź do mnie! Będziemy przyjaciółmi! - radosne słowa tworzyły olbrzymi dysonans z dudniącym głosem syna pani Róży.
W Bonnie przebudziła się prawdziwa, dzika i prymitywna bestia, która drzemią w każdym domowym mruczku. Bonnie zasyczała wściekle. Wysunęła pazury, obnażyła ostre niczym szpilki zęby i jak oszalała, zaczęła drapać i gryźć zaciśniętą na jej karku dłoń.
Grymas bólu pojawił się na twarzy Małego Tima, a jego wielka niczym bochen wiejskiego chleba zacisnęła się mocniej na karku małej kotki. Grymas bólu w mgnieniu oka przeobraził się w grymas wściekłości. Dłoń olbrzyma zamknęła się niczym żelazny potrzask. Coś trzasnęło i chwilę później główka kotki imieniem Bonnie opadła bezwiednie.

Woń śmierci rozeszła się po holu, a dusza biednej kotki, odleciała do kociego raju.

Oczy Małego Tima rozszerzyły się gwałtownie. Przerażenie zakrólowało w jego sercu. Umysł i intelekt chłopaka był, co prawda mocno ograniczony, nie na tyle jednak, by nie wiedział, co się stało i co zrobił.
W geście obrzydzenia i lęku, odrzucił od siebie pozbawione życia i czucia ciało kotki. Upadło ono na podłogę u stóp olbrzyma z głuchym stuknięciem.

Amon i Lady Luna nie mogli uwierzyć w to, co się stało.

To nie był jednak koniec przerażających wydarzeń.

***


Każdy grabarz wie, że…
...- ziemia przeczy snom




Coco na powrót znalazła się w najciemniejszym kącie pod szafą. Od razu poczuła się bezpiecznie. Kryjówka Panny Havisham napawała ją mimo wszystko, jakimś dziwnym lękiem. Gdy poczuła znajome zapachy od razu się uspokoiła. W powietrzu było jednak coś jeszcze. Coś co ścięło jej krew w żyłach. Wszystkie mięśnie zastygły w bezruchu.

Znała ten zapach. Znała go aż za dobrze.
Lepka woń śmierci i towarzysząca jej zawsze dojmująca cisza zapanowały nad domem na końcu alei Wiązów.

Dziewczyno wracaj!
Noc!
Jak każda noc
Sączy krew
Dziewczyno wracaj!

Po kogo przyszłaś Kostucho? - kołatało się jej w głowie. Czyżbyś zabrała pannę Havisham?
Nie!
To niemożliwe!

Dziewczyno wracaj!
Noc!
Jak każda noc
Sączy krew
Dziewczyno wracaj!

- Timmie! Oj! Timmie! Coś ty narobił! - przerażony głos pani Róży Bamber zadźwięczał w ciszy,

***

Nagły błysk oślepił wszystkich. Bezgraniczne białe światło zalało cały świat. W śnieżnobiałej pustce wirowały blade cienie. Niczym na piekielnej karuzeli krążyły wokół niewidzialnego środka.

Ogromna noc
przelała się
oczyma, uszami
i nosem
prosto w lustro
w przestrzeń czymś pustą
i wewnątrz krąży

I budzić mnie kazała,
sam się wskrzeszać swoim pędem
wokół pary duchów moich osi,
tańcem ognie podnieść,
a z drzew, deszczu i niezgody
hałas dalej lepić

i krążyć i krążyć i krążyć
otępiały opętaniec
spętany otępialec
osmolony utopielec
opleciony skazaniec

obudzony zaskroniec
pojebany zagorzalec
złapany zagmatwaniec
zapluty nagrzaniec
odrodzony ulepiec

I tak kołami do świtu
więzy ze sobą zacieśniam,
nieskończoności zaplatam
koniec z końcem. (*)



***

Życie wróciło do domu na końcu alei Wiązów. Nie było to jednak to samo życie, co jeszcze kilkanaście minut temu. Coś się wydarzyło. Coś pękło. Skaza na idealnym obrazie, choćby najdrobniejsza, odbiera mu całą jego perfekcje. Drobna rysa, zmienia się w głęboką, ropiejącą ranę.
Ideał pogrzebany.

Większość kotów na nowo zebrała się w salonie. W milczeniu i skupieniu wpatrywali się w swego nieformalnego lidera i przywódcę. Króla, jak nie raz miał w zwyczaju o sobie mawiać.
Wielki Gatsby był jednak przerażony tak samo mocno, jak wszyscy jego pobratymcy. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedział, co miał powiedzieć. Presja, oczekiwanie i wpatrzone w niego oczy kociej społeczności zmusiły go w końcu do zabrania głosu.

- I cóż wam mogę powiedzieć… - zaczął, a jego głos drżał delikatnie - Nie mam słów, aby wam wyjaśnić, to co zaszło. Nie mam słów, aby was pocieszyć lub zapewnić, że wy będziecie bezpieczni. Jedyne, co mogę powiedzieć, to to że żyjemy. Bonnie odeszła. Bonnie jest już w lepszym świecie. My jednak żyjemy. Skupmy się na tym. Skupmy się i cieszmy się tym faktem. Bonnie na zawsze pozostanie w naszej pamięci. To pewne. Nie zapominajmy jednak, że nasz gospodarz wyznaczył nam zadanie. Musimy mu sprostać. Jeśli tego nie zrobimy, to będzie początek naszych kolejnych nieszczęść. Ruszajcie zatem i nie zawiedźcie kapitana Lightwooda.

Wielki Gatsby zakończył swą mowę i ze smutkiem położył leb na wysuniętych przed siebie łapach. Koty pokornie rozeszły się po wszystkich kątach domu na końcu alei Wiązów. Żaden z nich jednak nie czuł ani pociechy, ani wsparcie. Nie tego oczekiwali od swego przywódcy. Nie tego.

____________
(*) Furia - Opętaniec
 
__________________
I only have time to coffee
The best is yet to come
Mr.Tremond jest offline