Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2018, 17:14   #85
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlotta wyprowadziła ich na zewnątrz i zatrzymała dorożkę. Odezwała się dopiero gdy zajęli miejsca.
- O co właściwie chodziło, kochanie? - Spojrzała na niego zaniepokojona.
Wyjaśnił dziewczynie.
- Dostał polecenie śledzenia nas. Nie wiem, od kogo. On sam także nie wie, ale ma spotkać swojego zleceniodawcę za dwa dni. Ciekawe jednak, czy sprawy bankowe, czy sprawy wiesz jakie. Musimy uważnie sprawdzać, kiedy będziemy jechali, czy nas nie śledzi. Pojedźmy pod jakiś klub, gdzie organizują karty, później ruszymy piechotą.
- Dobrze. - Charlie zastukała w budkę, a gdy dorożka lekko zwolniła, podała adres jakiegoś klubu.

Ruszyli tam więc, natomiast miast rozmawiać Gaheris obserwował, czy ktoś za nimi nie jedzie. Wyglądało na to, że mężczyzna pozostał w lokalu. Gdy wysiedli nie widział nikogo podejrzanego. Pomimo tego przeszli szybko parę ulic obserwując, czy nikt ich nie śledzi. Dopiero kiedy byli pewni, że nikt właśnie ich nie śledzi, ruszyli do siedziby księcia. Jednak nie przerywali obserwacji. Na początku kilka razy zdało im się, że kogoś widzą jednak Charlie wchodziła wtedy w jakąś uliczkę i wrażenie znikało. Do księcia dotarli więc po dłuższym czasie. Gaherisowi od razu rzuciła się w oczy większa ilość straży, a także kilku kręcących się po okolicy cichych dżentelmenów w nietypowych kostiumach. Pomimo tego rycerz trochę niepokoił się. Pomyślał, iż spyta księcia, czy ewentualni śledzący byli jego obstawą. Jeśliby jednak było faktycznie inaczej, chciał zaproponować poszerzenie kręgu obserwacyjnego. Warto było nie tylko pilnować siedzibę księcia, również jej okoliczny teren. Wydawało owszem, mu się, iż wałęsają się tacy, ale albo należałoby zwiększyć ich sieć, albo już była powiększona, zaś te dziwne odczucia to była właśnie dodatkowa siła. Póki co zwyczajnie ruszyli do księcia i właściwie tyle.

Gwardia wpuściła ich do środka. Tu przejął ich jeden z ghuli i poprowadził na piętro. O dziwo przyjęto ich w gabinecie, a nie w tym saloniku co zazwyczaj. Peel siedział za olbrzymim biurkiem, a po pokoju kręcił się młody mężczyzna.

[MEDIA]http://www.sapaviva.com/wp-content/uploads/2017/06/boyle-r.-300x300.jpg[/MEDIA]

Gdy weszli najpierw pokłonił się ale po chwili jego oczy zalśniły i podbiegł do Charlotty.
- Madame, czyżbyś ty może miała być mym przewodnikiem? Jednak nie ma nic wspanialszego nad brytyjskie kobiety. Ta elegancja… ach jakąż Pani ma łabędzią szyję! Aż ciężko uwierzyć by tak piękna istota…
- No to nie wierz Boyle. - Głos Peela przerwał wywód mężczyzny. - Twoim przewodnikiem będzie Henry Ashmore. - Książe wskazał na stojącego w wejściu wampira. - A Charlotta jest jego narzeczoną.
- Ach… - W głosie mężczyzny pojawił się zawód, ale puścił dłoń kobiety i wyciągnął w stronę Gaherisa. - Robert Boyle.
Rycerz oddał uścisk.
- Henry Ashmore, cóż Herr Boyle, nie dziwię się, iż Charlotta zrobiła na panu takie wrażenie - przyznał. - Ale rozumie pan, planujemy właśnie ślub - dał do zrozumienia obcemu, że nie życzy sobie pewnych spraw, jednocześnie załatwił to tak, iż nie ma nic przeciwko podziwianiu ukochanej. Ostatecznie chyba każdy mężczyzna chciałby, żeby jego dama była kimś specjalnym w oczach innych panów. - Jest pan, jak mniemam, owym wiedeńskim specjalistą, którego przybycia, przyznam szczerze, bardzo oczekiwałem. Czy Wasza Książęca Mość wspomniał już panu Boyle, jak wygląda sytuacja, czy powinienem to uczynić sam?
- Co nieco wspomniałem. Uznałem jednak, że będzie lepiej gdy część rzeczy opowiesz na miejscu.
- Zapowiada się ciekawie. - Boyla wyraźnie przepełniał entuzjazm. - I muszę podkreślić, że specjalistą jestem rodzimym, ale nie było mnie tu trochę…
- Ponad wiek Boyle. Wiek spokoju dla tego biednego kraju. - Peel sięgnął po jakiś dokument. - Jeśli pozwolicie wróciłbym do pracy.
- Wasza Wysokość, jeśli pozwolisz, chciałbym zwrócić uwagę, że kiedy dojeżdżaliśmy, odniosłem wrażenie, że jesteśmy obserwowani. Jeśli przypadkiem, to nie ochrona Waszej Wysokości, wydaje mi się, iż warto byłoby rozejrzeć się po ulicach - Gaheris dodał na odchodnym kłaniając się. - Wasza Książęca Mość …

Wyruszając obok Charlotty i Roberta Boyle wspomniał mu.
- Bardzo się cieszę, iż pan przybył. Jeśli dysponuje pan mocą Nadwrażliwości, proszę spojrzeć na mnie. Chyba to wiele wyjaśni na początek - zaproponował Wiedeńczykowi.
- Och, nie musisz mi mówić per Pan. Zaproponowałbym imię, ale jest kłopotliwie zbieżne z imieniem księcia. Wystarczy Boyle. - Mężczyzna rozglądał się z zainteresowaniem po rezydencji księcia. - Obejrzałem sobie was gdy weszliście. Pozwoliłem sobie też skorzystać z naszej pięknej damy jako źródła informacji. O dziwo wszystko pokrywa się z tym co powiedział mi książe!
- Hm, dlaczego miałoby się nie pokrywać? - przeleciało rycerzowi przez myśl, że Wiedeńczycy pogrywają sobie na własnym podwórku intrygując przeciwko własnemu księciu. - Natomiast Boyle, Robert to popularne imię. Osobiście znam nie tylko księcia noszącego to właśnie ładne imię. Skoro jednak obejrzałeś nas oraz wiesz, co jest grane to pytanie zasadnicze: czy da się cokolwiek zrobić?

Dyskutowali idąc korytarzem, jednak Gaheris chciał po drodze jeszcze jednej rzeczy. Wypstrykał się trochę z zasobów krwi. Dlatego właśnie zdecydowanie planował poprosić jakiegoś ghula lub wampira, zanim opuszczą siedzibę Roberta Peela, ażeby mógł skorzystać ze wspaniałych zasobów słodkiego płynu.
- Czasem książęta nie mówią wszystkiego. - Boyle mrugnął do nich. - Zawsze da się coś zrobić, nie ma zaklęć nieodwracalnych. Pytanie jaka będzie cena.
Gaheris dostrzegł jednego z ghuli, którzy przynosili im.niegdyś posiłek.
- Dobry wieczór, mógłbym prosić kielich czegoś odpowiedniego? - spytał ghula witając się uprzejmie. Robertowi zaś odparł. - Owszem Boyle, może racja, jednak byle owa cena ni była zbyt wysoka, bowiem niekiedy skórka nie jest warta wyprawki.
- No, no nie spodziewałem się, że ktoś tak wiekowy jak ty powie coś takiego. - Mężczyzna uśmiechnął się. - Nie martw się, mnie płaci Wiedeń, niestety magia jest jaka jest, zawsze trzeba czymś zrównoważyć zaklęcie.
Ghul przyniósł dwa kielichy, więc Boyle też skorzystał.
- Wobec tego za powodzenia - podniósł kielich obejmując Charlie. - Właściwie wiesz doskonale, iż za owe zrównoważenie właśnie już mocno płacę. Zresztą nie tylko ja. Innych paru także. Zaś wiekowy, hm, czytam dużo gazet - przyznał zadowolony. Artykuły prasowe, mądrzejsze oraz durniejsze sprawiały, że powoli dostosowywał słownictwo. Niekiedy potrafił błysnąć idiomem.
Boyle wypił za toast.
- Płacicie za jego zaklęcie, owszem. Niestety za moje pewnie też będzie jakaś cena. - Odstawił kielich i uśmiechnął się. - Ale nie ma co gdybać. Zobaczmy co tam wyczarowano.
- Wobec tego ruszajmy. Chyba najlepiej będzie powozem. Pewnie właściwie jakiegoś przygotowano oraz przy wyjściu ktoś nas pokieruje - ruszył tam z Charlie, jeśliby zaś środka komunikacji nie było, pewnie ruszyliby po jakiś powóz.
- Tak… czeka tam mój transport. - Boyle wyszedł pierwszy. Rzeczywiście po budynkiem oczekiwała ich dorożka. Miała zamykane nietypowe okiennice, które zapewne umożliwiały by w środku było zupełnie ciemno. Lejce trzymał jeden z nietypowo ubranych mężczyzn. Czyżby przyjechali tu z Boylem? Charlie podała adres i ruszyli. Skoro jednak gotowe to gotowe. Jechali po prostu pod pub, który nie wątpił, iż jest pilnowany przez ludzi księcia.

Boyle przyglądał się miastu z zainteresowaniem.
- Tyle się zmieniło… - Uśmiechnął się do siedzących naprzeciwko narzeczonych. - Jeśli mogę spytać. Nie przeszło ci nigdy przez,myśl by pozostać człowiekiem? Po tyle wiekach móc zjeść. Ba! Zmienić fryzurę.
- Oczywiście, że przyszło. Chyba każdemu przyszło, ale bycie wampirem także ma swoje zalety.Tym bardziej, że widzisz, jestem tolerancyjny oraz nie dyskutuję na temat gustów kulinarnych. Jedni wolą sałatę, inni preferują krew. Właściwie widywałem ludzi, którzy byli znacznie gorsi niżeli bardzo złe, szalejące wampiry. Więc wcale się nie uważam za specjalnie pokrzywdzonego, tym bardziej, iż znalazłem prawdziwą miłość. Prawdziwie nieczęsto bywa wśród naszego rodzaju, jednak niekiedy bywa. Dlatego wcale nie żałuję takiego istnienia. Ponadto widzisz, jestem konserwatystą. Jeszcze nie słyszałem, żeby zaistniał taki właściwie przypadek. Dlatego wolałbym, ażeby wszystko pozostało po staremu. Tym bardziej, że mając tą postać łatwiej mogę bronić tych, których kocham.
- Postaramy się więc ją zachować. - Boyle uśmiechnął się do Charlie. - Rozumiem, że Pani także woli narzeczonego jako nieśmiertelnego?
Kobieta zarumieniła się.
- To bez różnicy. Henry to Henry niezależnie od tego co się dzieje.
- Dokładnie, dziękuję kochanie. Widzisz Boyle, wampir to także człowiek, tyle że wampir. Albo przynajmniej potrafi być człowiekiem będąc przy okazji jeszcze wampirem. Liczę na ciebie, iż uda się zatrzymać ów proces. Jeśli nawet nie przywrócić, to po prostu zatrzymać. Wprawdzie bowiem procesy regeneracyjne spowolniły, jednak istnieją dalej.

Wiedeńczyk uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
 
Aiko jest offline