Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2018, 01:03   #24
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Zabójca i Wiking

Victor sprawdził amunicję robioną na zamówienie. Dwanaście pocisków wybuchowych. Musiał z nimi uważać, bo zmieniały jego pistolety w granatniki. Strzał z przyłożenia z pewnością zaowocuje również obrażeniami dla strzelającego. Cztery naboje “kwasowe” jak je określił rusznikarz. Podobno wewnątrz zawierały wyjątkowo żrącą substancję, która w ułamku sekundy koroduje metal. Victorowi wydawało się to dziwne, gdyż pociski były z jakiegoś tworzywa sztucznego. W każdym razie w przeciwieństwie do czerwonych wybuchowych, te miały zielone koszulki.

Kolejne dwa były niebieskie. Podobno w ich wnętrzu znajdował się kondensator o wysokiej pojemności, który przy zderzeniu z celem wywoła impuls elektromagnetyczny. Człowieka porazi prądem i sparaliżuje. Systemy komputerowe w najlepszym wypadku spali, a w najgorszym wyłącz na kilkadziesiąt minut. Victor wyraził swoje niezadowolenie wspominając, że pociski wybuchowe zrobią to samo z systemami komputerowymi, a zabicie człowieka będzie skuteczniejsze niż sparaliżowanie.

Rusznikarz rozłożył ręce w akcie bezradności i powiedział, że jeżeli nie chce, to nie musi kupować amunicji. Wilkołak zagryzł zęby i słuchał o kolejnych nabojach. Kolejne pięć wyglądało zupełnie normalnie. Tak też określił je rusznikarz. Zwykła amunicja.

Na koniec zostawił sobie perełkę. Odlany ze srebra płaszcz pocisku. Ostateczna broń przeciw bestiom pustyni.
- Panocku, jeden taki i wilkołaka zdmuchnie.
Victor zaśmiał się pod nosem, spakował amunicję i ruszył do wozu.



Pir zadowolony wrócił z mapą i wcisnął się do ciężarówki. Victor jedynie na nią zerknął. Prychnął, wyrwał ją z rąk młokosa i wyrzucił. Była dla nich nic nie warta. Owszem, obejmowała cały obszar znany Pirowi. Nawet kilkadziesiąt kilometrów dalej. Ale Victor wiedział, że będą musieli przebyć dużo dużo dalszą drogę. Płaskowyż był na skraju zachodniego wybrzeża. Miasto wikingów zaś było na wybrzeżu wschodnim. Najemnik zaczął być dla młodego wilkołaka czymś w rodzaju mentora. Choć próżno było szukać w nim wsparcia i dobrych rad. Za to błędy punktował bezlitośnie i nie stronił od krytyki.

Po trzech dniach jazdy na pustyni dotarli do osady o nazwie Rozdroże. Rozdroże było położone na skrzyżowaniu trzech dróg. Jedna prowadziła na południowy zachód. Do innych mniejszych wiosek. Trasa karawan, która często też była napadana przez różnych żądnych łatwego zysku parchów. Druga z tras prowadziła na północny zachód. Była rzadziej uczęszczana. Ale też jakiekolwiek zaistniałe problemy mogą doprowadzić ich do śmierci na odludziu.

Mieszkańcy Rozdroży patrzyli na nich dość krytycznie. Był to twardy lud, który każdego dnia walczył o przetrwanie.

Albinos i Superżołnierz

W podziemiach Tomy przyjął formę bojową, a Malakai patrzył z podziwem. Nie na formę Crino, bo ta nie robiła na nim wrażenia. Wszak sam był przeszło trzy metrową bestią. Ale na kombinezon i karabin. Kombinezon nie rozdarł się, tak jak miało to miejsce z jego ubraniami. Zamiast tego rozciągnął się szczelnie osłaniając ciało drugiego wilkołaka. Karabin zaś, choć przewieszony na plecach rozłożył się. Zniknęła osłona spustu, tak, że mimo wielkich, uzbrojonych w szpony łap Tomy nadal mógł z niego strzelać.

Kolba też się rozłożyła rozszerzając swoją objętość, a lufa zdawała się wydłużyć. Czyli broń nie traciła też na celności. I tu zaczynały się wątpliwości albinosa. Bo oto miał przy sobie wilkołaka z przyszłości. Albo z przeszłości. Z super dronem, superkarabinem i w super zbroi. I tenże właśnie superżołnierz szarpał się pazurami z wielkim stalowym sejfem. Mijały kolejne minuty, aż w końcu wyrwał go ze ściany. Potem zaczął okładać go niczym jakiś szaleniec. Sejf zdawał się nie reagować. To znaczy pojawiały się na nim rysy, ale niewiele ponad to. Malakai nasłuchiwał, choć nie było to łatwe w czasie gdy Tomy walczył z nieożywionym przeciwnikiem. Choć gdy ten zaczął walić sejfem o blat biurka łamiąc je na kilka części zaczął wątpić w inteligencje swego towarzysza. Ale to działanie odniosło spektakularny sukces. Na sejfie pojawiło się pierwsze wgniecenie. To dawało nadzieję. Wystarczyło popracować z nim kilka godzin i dostaną się do cennej zawartości. O ile nie zostanie zniszczona kolejnymi atakami o biurko.

Jednak Malakai nie zdążył się podzielić swoimi wątpliwościami. Gdy postąpił dwa kroki w stronę niszczyciela dwudziestowiecznych sejfów coś ciężkiego spadło mu na plecy. Ugryzienie bardziej go rozbawiło niż zadało realne obrażenia, choć gdy strącił z siebie stwora zorientował się, że przez tymczasową barykadę wdarły się kolejne dwie istoty. Rozpoczął swój taniec z ostrzem. Po chwili snop światła latarki przecinały fontanny krwi.

Sejf okazał się skuteczną bronią, gdy Tomy zmiażdżył nim głowę jednego ze stworów. Jednak do niego docierały informacje o zbliżającej się fali istot. Czerwone punkty zlały się i mrugały. Luna powtarzała jedynie:
- Uwaga, bezpośrednie zagrożenie. Szanse przeżycia 46%. Szanse otrzymania ciężkich obrażeń 92%. Rekomendowana ucieczka.

Malakai bez trudu pociął kolejne dwa potwory. Jednak przez drzwi wlewały się kolejne. Byli osaczeni, a na zewnątrz czekało ich jeszcze więcej. Mogli zaryzykować przebicie się i bieg w głąb bazy, albo przebicie się i powrót z sejfem do szybu windy. Tak czy inaczej nie czekając na decyzje Superżołnierza Albinos zaczął się przebijać.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline