„Słodki Zeuu a nasz Paanie, daj nam wieczne spoczywaanie… „ Zanucił w myślach zdębiały wilkołak obserwując trójkę spizganych dresów.
„A nie… to była było z Jezu…” Poprawił się i zamknął rozdziawione usta, co by nie wyglądać jak jeden z tych szympansów przed TV.
Wróć… szympansy były o wiele inteligentniejsze od osobników tych tutaj… Po pierwsze udzieliłyby pomocy swojemu członkowi stada… a nie go, krótko mówiąc… dobiły.
- Panowie… - zaczął weterynarz, ale szybko zgubił wątek.
- Mówcie mi Franek… - Znowu urwał, jakby się wewnętrznie poddał z samym sobą. Jego jasne spojrzenie bystrych oczu, lustrowało zadymione wnętrze mieszkanka, szukając jakiegoś racjonalnego punktu zaczepienia… i trafiło na krzyżyk. Taki święty… Wisiał… na ścianie… ściana była biała… - Ja pierdole… - zaklął, gdy część jego mózgu nadal nie dawała za wygraną i nie dopuszczała do świadomości tego, co rejestrowały oczy. Musiał się wziąć w garść… musiał ratować tego idiotę przed śmiercią w wielkich męczarniach!
- Pomysł przedni nie powiem… ale… jeśli cement związał na amen… to trzeba mu będzie amputować wszystkie cztery kończyny… nie wiem czy taki był wasz cel… tego… tego… tej… waszej pomocy. - Ostrożnie ważył każde słowo, co by nie zostać źle zinterpretowanym i nie dostać w ryj. Wprawdzie marysia działała odprężająco, ale nawet sama Matka Natura nie wie co się mogło uroić (i jeśli w ogóle cokolwiek) w umysłach tu zebranych.
- Ogłaszam najwyższy stopień zagrożenia życia, trzeba poinformować służby bezpieczeństwa… Straż Pożarną, trzeba rozciąć te rury i sprawdzić czy nie doszło do martwicy tkanek… czy wy nie wiecie, że jak beton zastyga to się kurczy? KURCZY! - Wilk ugryzł się w język powstrzymując dalszy swój wywód. Potrzebował pomocy, jeśli goście wpadną w panikę, albo złapią złą fazę to z trójką (nawet jeśli jednym kaleką) sobie nie poradzi!