Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2018, 17:15   #179
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Baron mógł w każdej chwili uciec przed Victorem, choć czuł, że ma przed sobą człowieka władającego mocą umysłu niezrównaną nawet dla niego. Hermann stopniowo udostępniał kolejne zapisane zwoje mózgu, pilnie strzegąc tajemnic nie mających związku z ich sytuacją.

Victor Kasapi badał jego intencje względem Czarnego Oka, jego samego oraz Chrysomallos. Pytał o chęć zmienienia ludzkości, pytał czy jest w stanie zabić za lepszą przyszłość, za przetrwanie ludzkości wywołać wojnę, na skalę jakiej Imperium od dawien nie widziało. Na te pytania musiał odpowiedzieć zgodnie z prawdą, gdyż próba zatajenia zostałaby odkryta, tak samo jak własny umysł doskonale “wie” kiedy z premedytacją kłamie.

Bruno musiał przyznać, że... Czarne Oko jest dla niego bardziej narzędziem, niż rodziną. Był lojalny, ale do momentu. Nie był bezwolną marionetką, ani nie wykonywał ślepo ich rozkazów. Póki dążyli do tego samego, czyli do ochrony siebie nawzajem i dominacji nad normalnymi ludźmi, póty był z nimi. Niektórych członków Czarnego Oka darzył znacznie głębszym szacunkiem i uczuciem, niż uzasadniałaby to wynikająca z bazującej na zwykłej obopólnej korzyści współpraca.
Chrysomallos, Bruno postrzegał to jako swego rodzaju objawienie, niemalże o religijnych proporcjach. Możliwość, by wreszcie zakończyć prześladowania i eksterminację psioników. Mniej mu zależało na zmienianiu ludzkości. Przyznać musiał, że czuje, iż psionicy są czymś lepszym od zwykłych śmiertelników, od tej całej hałastry i tłuszczy wijącej się niczym robaki przez uniwersum... dlatego wydawało mu się nieco niesmacznym, by wszyscy zostali obdarzeni taką mocą. Był gotów jednak zaakceptować takie rozwiązanie, jeśli miałoby to przynieść psionikom spokój i władzę.
Oporów przed morderstwem nie posiadał. Czasem owszem gnębiło go sumienie, jednak jego rąk kleiło się tyle krwi... nie... by osiągnąć cel był gotów zatopić całą galaktykę we krwi.

Zahary Durra nie do końca rozumiejąc co właśnie się dzieje, pytająco uniósł brwi, kiedy Victor szczerze, acz nieco straszliwie wyszczerzył zęby w uśmiechu. Przedstawiciel Konsorcjum patrzył jak psionik wycofał się z umysłu Barona. Excaliburczyk sprawiał wrażenie jakby właśnie dowiedział się dokładnie tego, czego spodziewał się i pragnął usłyszeć.

- Och… prócz ustosunkowania do Czarnego Oka, mogę się z tobą zgodzić Baronie Hermanie. Widzisz… są dla mnie jak rodzina. - Victor schylił się by podnieść strzykawki i posprzątać tym samym ślad swojej obecności. - Nie przeszkadza nam to jednak, dopóki nasze cele są zbieżne, a są zbieżne. - ostatnie słowa Victor podkreślił szelmowskim uśmiechem.

- Do rzeczy Viktorze, proszę... - wtrącił łagodnie Zahary, oglądając górne blachy kontenera.

- Och… oczywiście. Przedstawię krótko co się wydarzy. Zgodnie z tym co ustalili nasi koloniści w obecności Zaharego, dołożą wszelkich starań, by nas odszukać. Nas czyli załogę Excalibura. My rzecz jasna ukryjemy się i będziemy dokładnie lustrować otoczenie i nie zostaniemy wykryci. Zgodnie z tym co zostało powiedziane przy naszym poprzednim spotkaniu, nasz obóz niefortunnie pochłonęła lawina. Odkryją to, ale prawdopodobnie odkryją też, że to dym w oczy. Tutaj albo zechcą to zatuszować, aby nie drażnić kapitana Argos, albo zostanie to wyjaśnione. Myślę, że wiele zależy tu od tego kto aktualnie będzie sprawował władzę w kolonii. Wiem, że nasz drogi Zahary próbuje pozyskać odpowiedniego sojusznika, ale nawet wtedy to dość ryzykowne zakładać, że wszystko zostanie uciszone. Znajdzie się choć jeden nadgorliwiec. Argos zacznie węszyć, aż w końcu nas odnajdzie, mimo naszych najszczerszych starań. Dowiedzą się o Chrysomallos i wybiją je. Kolonistów przy okazji być może też, tak samo jak wybijali psioników na więziennych planetach. W Imperium nikt nie będzie o tym słyszał. - Viktor skrzywił się widocznie - Chyba że… - Excaliburczyk zrobił pauzę, jakby chcąc sprawdzić, czy Bruno myśli podobnie jak on.

Baron zamyślił się. Przez głowę przemknęło mu kilka opcji. Można było nagłośnić w imperium sprawę, zadbać o to, by nie było tak łatwo wybić kolonistów, ale to ciągnęło za sobą kolejne problemy i też nie było pewnikiem. Nie powstrzymało by też nikogo od wybicia samych chrisomallos.
Można było dopomóc, aby nadgorliwcom przydarzył się całkiem zwyczajny wypadek... ale w ten sposób mogli usunąć jednego, może dwóch, nim stanie się zbyt oczywistym, iż ktoś pomaga w przejściu na drugą stronę niewygodnym osobą....
Można było połasić się na samego Argos. Plany abordażu dawno temu zostały już przygotowane...
Można było spróbować wywieść chrisomalos... ale to było problematyczne, póki Argos blokował system...
A jak by tak odwołać okręt wojenny? Zorganizować w najbliższym systemie jakiś kryzys? Wywołać nacisk na kogoś z wojskowych... Jednak Bruno nie wiedział, jak silne nadal, po czystkach o których opowiadał Victor, pozostało Czarne Oko...
[i]- chyba, że? - zachęcił Bruno Victora by ten kontynuował, postanawiając się obecnie nie wypowiadać na głos.

- Chyba, że uderzymy. Dalsze ukrywanie się, choć odwleka wszystko w czasie, niczego nie rozwiązuje. Nie wierzę w to, że Argos nic nie wie o Ikhorze, a przynajmniej, że nic nie podejrzewa. Chcą nas dopaść i nie odpuszczą, a póki tu są nie dopuszczą żadnego statku Czarnego Oka do planety, choćby miał najlepszą przykrywkę. Powinniśmy sprowadzić jak najwięcej żołnierzy na planetę. Będzie to wyglądać, jakbyś chciał nas szybciej dopaść, myślę, że Benjamin nam w tym pomoże... - tu zwrócił się bezpośrednio do Zaharego uśmiechając się i rozkładając niewinnie dłonie na boki. - ...po części gubernator już to rozpoczął.
Victor przeszedł kilka kroków po kontenerze, by po chwili znów podjąć monolog.
- Kiedy Argos będzie szukał nas na planecie, my uderzymy na orbicie. Pod przykrywką kolejnego lotu na Nadzieję Albionu rzecz jasna. Trzeba nam tylko… przekonać… pilota.
- Kevin Walker. - wtrącił Zahary, patrząc na Bruno.
- Och… mając w garści Argos mamy i Avalon. Pozostanie nam jedynie poinformować Czarne Oko i zniknąć “gdzieś we wszechświecie”.
“Gdzieś we wszechświecie” nie było terminem, który Bruno słyszał pierwszy raz. Oczywiście oznaczał on ukrytą przed imperium placówkę Czarnego Oka.

Bruno uśmiechnął się szelmowsko. Wreszcie działanie jakie lubił.
- Załatwię to. W ten czy inny sposób... - Mężczyzna zamyślił się na chwilę.
- Jest już wyznaczone jakieś okno czasowe? Ilu ludzi będzie miał objąć transport?

Victor spojrzał na Zaharego, jakby oczekując, że to on odpowie na to pytanie. Ten odchrząknął lekko.
- [i]Załoga Argos liczy bez oddziału Juno Hope i uziemionej Nicol Brooks trzydzieści siedem osób. W tym trzech pokładowych lekarzy, trzech kucharzy, dziewięciu inżynierów, ach... i Thorr Peyravernay... Część inżynierów z pewnością przeszło szkolenie bojowe, co daje około dwudziestu pięciu do trzydziestu zbrojnych. GUV jest w stanie zabrać siedem osób nie licząc pilota, chyba żeby wykorzystać miejsce na ładunek.
Excaliburczyk kiwnął głową.
- Musimy postawić na sprawdzonych w boju. - Victor chwile coś zliczał - sześciu ludzi ze mną, siedmiu z tobą, Baronie.
- Być może Kara Knight zdecydowałaby się dołączyć, gdyby dowiedziała się, że jej siostrze nic nie jest. Nie włada w prawdzie psioniką, ale takie akcje to dla niej nie pierwszyzna. - zasugerował Zahary, na co Victor odparł, by Bruno ją sprawdził.
- Co do czasu… - dodał - warto byłoby ściągnąć najpierw nieco marines na Avalon. Zastanówmy się jak tego dokonać.

- No tak. Nie można twierdzić, by liczby były po naszej stronie. Ale powinniśmy sobie spokojnie dać radę.- Baron był dość pewien swego. Razem z Zaharym spędzili wiele czasu rozplanowując różne scenariusze. 7 na 30 może i brzmiało kiepsko, ale nigdy nie zamierzali grać czysto, co przechylało szalę na ich korzyść.
- Myślę, że jest kilka opcji.
- Pierwsza to kryzys, do którego zwalczenia gubernator poprosi o wsparcie. Niestety, najpewniej oznacza to skasowanie planu z upozorowaną zagładą ekskaliburczyków...
- Kolejna opcja, to, by Argos odnalazło coś na planecie, co chciało by zabezpieczyć i zabrać. Jakiś aktywny artefakt Argonautów? Jakieś ważne dane, które zostały po Ekskaliburze?
- Pozostałe dwie opcje wiążą się z zniknięciem zagrożeń i poluzowaniem czujności. Np, jeśli uwierzono by w zniknięcie ekskaliburczyków.
- Można by wtedy zorganizować jakiś festyn, czy uroczystość i zaprosić załogę. Okręt bojowy jest ciasny, kapitan może skusić się by dać ludziom trochę odetchnąć. mogło by to ściągnąć na powierzchnię znacznie więcej załogantów.
- Można by też zaproponować wspólne ćwiczenia na powierzchni. Podobnie jak z festynem, Kapitan mógłby się na to zgodzić z podobnych powodów.
- Jakieś inne pomysły?


Chwila ciszy nie była długa, gdy w końcu to Zahary odezwał się jako pierwszy.
- Trwa właśnie wyprawa do Argonauckich ruin. Gdyby ślad o nich zaginął… - po chwili namysłu podjął drugi temat - “Artefakt Argonautów” nie mógłby być Ikhorem, a o niczym innym nie wiemy, prawda Viktorze? - Zahary poprawił uparte kosmyki włosów, zaczesując je za ucho, zaś Viktor nie kwapiąc się odpowiedzieć, uniósł brwi w oczekiwaniu. - Nie sądzę, by kapitan skusił się na festyn, a na pewno nie zwolni z tej okazji swojej załogi, ćwiczenia zdają się być lepszą opcją.

- Jest jeszcze jedna opcja... - Bruno wydawał się poruszać ten temat niechętnie.
- Moja... Panna Brooks.- poprawił się szybko. - Szpieguje dla kapitana... mogę jej podrzucić jakąś informację. Coś, co zainteresuje kapitana na tyle, by wysłał tam oddział szturmowy.

- Och… to nie jest zły pomysł - przyznał Viktor. - Podobnie zresztą jak wcześniejszy związany z artefaktem... To nie musi być prawdziwa spuścizna po Argonautach. Jednocześnie nie jest to nic agresywnego, co z automatu zamknęłoby dostęp do statku poprzez transport statkiem cywilnym. Powinniśmy zmusić ich do działania w ukryciu przed kolonistami. Połączyłbym te dwie opcje. Argos oczekuje, że coś takiego znajdzie.

Baron kiwną głową.
- Nicol wie, że czasem znikam. Dbam o to, by mnie nie śledziła, ani nie wcisnęła jakiegoś urządzenia. Niemniej... mogę to użyć. Zwierzyć się, że coś znalazłem. Właśnie owy artefakt. Opowiedział bym, że coś go chroni. Jakieś stworzenie? Nie... rój stworzeń. Dlatego nie mogę się dostać do niego, a zmusiłoby to kapitana by wysłał silny oddział. Są gdzieś jakieś rozległe jaskinie? Jakaś kopalnia albo coś, gdzie trzeba będzie maszerować długo piechotą? - plan wymagał dopracowania, ale począł nabierać rozsądnych kształtów.
Zahary oparł się o ścianę kontenera.
- Ergon Mensk i Dragan Maedy nie są dziećmi i wiedzą, że Bruno także nim nie jest. Będą czujni. To powinno wyglądać na przypadek choć i tak może być to odebrane jako podstęp. - Zahary na chwilę zmrużył oczy - Powiesz o tym w rozmowie ze mną. Ale tak, by nie dawało to podstaw do powiązania mnie z załogą Excalibura... lub w rozmowie z Victorem. Nicol zaś będzie akurat w zasięgu słuchu.
- Wnętrze wulkanu - Victor uśmiechnął się drapieżnie widząc reakcje rozmówców- [i]No co? Malownicze miejsce.
- Albo góry obok obozu Excalibura. Bliskość wroga wymusi większą liczebność oddziału, choć będziemy musieli zadbać o to, by was nie nakryli. - dodał Zahary, a Victor znów uśmiechnął się drapieżnie.
- [i]Lub odwrotnie, Zahary. Lub odwrotnie…

- Wulkan brzmi znakomicie. Gdy zdobędziemy okręt, jedna salwa powinna nas uwolnić od marines. Co do rozmowy, wolałbym, by Ergon Mensk nie był świadom również moich konszachtów z ekskaliburczykami. Po co podjudzać jego podejrzenia. Zainscenizujemy rozmowę bardziej handlową. Udam, że potrzebuję zbrojnych ludzi i sprzętu by wydobyć artefakt oraz miejsca na okręcie, by go wywieść. Wszystko to może mi załatwić Zahary. Za udział w zysku z artefaktu, oczywiście. Bardzo przyziemna i wiarygodna historyjka.
- Nie musimy wymyślać też, czym artefakt jest. Niech się domyślają. Powiem, że znalazłem "to", o czym rozmawialiśmy,ale jest chronione. Zahary wyrazi wątpliwości, że po takim czasie jakikolwiek system obronny działa, a ja na to pokażę nagranie. Prosta podróbka, gdyby Ergon Mensk miał źródło, z pewnością by się zorientował, ale będzie miał tylko zeznanie świadka, czyli Nicol, która będzie obserwowała projekcję holograficzną. A jeśli uprzednio z nocnej wyprawy wrócę ranny i nie w humorze, dziewczyna doda dwa do dwóch i wyjdzie jej wynik, na jakim nam zależy.


Mężczyźni ustalili ostatnie szczegóły i rozeszli się.

Tej nocy Bruno postanowił wprowadzić w życie pierwszą część planu. Podczas dnia udawał nieco podekscytowanego, radosnego wręcz. Lecz nie zdradził Nicol dlaczego.
Wieczorem kochali się wyjątkowo gwałtownie. Gdy tylko dziewczyna zasnęła, Bruno wykradł się z ich sypialni. Wiedział, że nie śpi, jego dron był uzbrojony w nadzwyczaj czułe sensory.
Odziany w swój pancerz, wyruszył na swej platformie anty grawitacyjnej w stronę wulkanu, o którym rozmawiał z Victorem.
Przez chwilę obserwował dziewczynę, poprzez oko pluskwy, którą zostawił w swoim "apartamencie". Przeszukiwała jego rzeczy. Nie zostawił jej jednak nic.

Gdy wrócił nad ranem, Nicol już nie spała. Przywitała go dziwnym spojrzeniem.
- Gdzie znowu byłeś? - rzuciła sennym lekko wibrującym głosem. Dziewczyna przeciągnęła się w łóżku, naprężając rozkosznie swoje ciało. Kołdra osunęła się, odkrywając cudowne jędrne piersi.
Bruno uśmiechnął się do niej. - Ślicznie wyglądasz z rana. Niczym rzeczna nimfa. - odłożył hełm na bok. Dostrzegł, jak Nicol na chwilę zatrzymała wzrok na zadrapaniach na napierśniku i na lewym udzie.
-Nie słodź. Tęskniłam za tobą, obudziłam się po północy, miałam ochotę... no miałam ochotę na powtórkę. - Nicol zarumieniła się wstydliwie, nie okryła jednak swego ciała.- Lecz ciebie znów nie było.
- Wiesz, że mam problemy ze snem. Trochę rozkoszowałem się czystym niebem i latałem trochę tu to tam. - odparł przepełnionym złością głosem. - Przepraszam. - rzekł szybko, biorąc głęboki wdech. Dziewczyna wyślizgnęła się z pod kołdry i przytuliła się do niego. Jej piersi spłaszczyły się na jego twardym napierśniku. - Co taki zły? Czy coś się stało? - zapytała szeptem.
Spięte ciało mężczyzny wyraźnie, aczkolwiek powoli rozluźniło się. Objął nagą dziewczynę, kładąc jedną pancerną rękawicę na jej krągłej pupie a drugą na plecach. Ciało Nicol zadrżało, rozgrzana skóra pokryła się gęsią skórką pod dotykiem chłodnego kompozytu pancerza. Dziewczyna położyła głowę na ramieniu mężczyzny. Bruno wciągnął w nozdrza zapach jej włosów, jej skóry, jej cudownej kobiecości.
- Nie nic, Po prostu... coś mi nie wyszło. Ale to nic ważnego. - odparł nieco nieobecny, uniósł dłoń i pogłaskał dziewczynę po głowie. - Jesteś taka cudowna, taka delikatna.
Nicol uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Ich usta spotkały się w namiętnym pocałunku.
Bruno uniósł nagą dziewczynę i przeniósł ją na rękach do łóżka. Czuł, jak jej spojrzenie prześlizguje się nad jego ramieniem na ślady jakie pozostawia. Jego buty lepiły się od wulkanicznego pyłu.
Bruno zrzucił panią doktor mało delikatnie na łóżko. Przez chwilę stał nad nią, niczym odziany w stalową zbroję rycerz zdobywca z dawnych czasów, rozkoszujący się widokiem swej zdobyczy, swej branki. Jego spojrzenie błądziło po jej krągłościach, a na ustach gościł drapieżny uśmieszek. Dziewczyna nie pozostała mu winna, wpatrywała się w niego z pod poczochranych czarnych włosów lśniącym od pożądania spojrzeniem. Prawie bezwiednie jej dłoń prześlizgnęła się po jej ciele, pieszcząc delikatną skórę piersi i wieńczące je sztywne sutki. Bruno powoli ściągał pancerz wpatrując się w nagą niewiastę. Druga dłoń Nicol powoli sunęła niżej ku jej łonu, policzki paliły od pożądania. A on tak boleśnie powoli pozbywał się swego rynsztunku. Rozmyślnie ją dręczył, jedynie na chwilę przerywając niesamowicie intensywny kontakt wzrokowy by rozkoszować się przedstawieniem jakie mu fundowała.
Kochali się długo i drapieżnie, dziko, wręcz niczym wygłodniałe zwierzęta.
Wiedział, że to nadejdzie. Spodziewał się tego. Wręcz zdziwił się, że zajęło jej to tak długo. Lecz wreszcie usłyszał to. Ochrypłym z rozkoszy głosem, dysząc ciężko leżąca pod nim dziewczyna wypowiedziała wreszcie to pytanie, tą prośbę.- Powiedz... uuhm... powiedz mi, gdzie... ohh... gdzie byłeś... tak... yhm... na prawdę? - Jej paznokcie zagłębiły się w jego plecach, a głowę wcisnęła w jego ramię, jakby bała się spojrzeć mu w oczy.- Powiedz... powiedz mi yhm.. - jęczała i kusiła.
Bruno zatrzymał się, przyciskając ją mocno. Uniósł się nieco, patrząc w jej rozognioną twarz, w załzawione lśniące oczy. Pogładził dłonią jej policzek, czuł wilgoć łez, a może tylko potu, potem ześlizgnął się na jej szyję. Nie pierwszy raz w miłosnych igraszkach zacisnął palce na jej delikatnym gardle. Zastanawiał się, jak to będzie, gdy zostanie zmuszony zacisnąć je na dobre. Odciąć powietrze, patrzeć jak sinieje, jak rozpaczliwie drapie jego rękę, jak nic nie rozumiejącymi oczyma panicznie błaga go o litość. Będzie potrafił to zrobić? Nie był pewien. Była tak pełna życia, czuł jej drgające ciało pod sobą. Bijące od jej skóry gorąco. Wyczuwał trzepoczące niczym kanarek w klatce serce pod piersią. Czy będzie potrafił zgasić to cudowne istnienie?
Wpatrywał się w nią roziskrzonymi oczyma. Poluźnił żelazny uścisk. dziewczyna zaciągnęła życiodajny oddech, Jej piersi uniosły się.
Pokiwał głową przecząco. - Kiedyś ci powiem, obiecuję. Znalazłem coś... ale to teraz nie ma znaczenia. Nie pytaj o to. - wyszeptał chrapliwym głosem. - Obiecuję, kiedyś ci powiem... - dziewczyna milcząco skinęła głową i wtuliła się znów w jego ramię.
Ich ciała znów zadrgały w rytmie miłosnych igraszek. Niechętnie, przepełniony proroczymi obawami, Bruno wślizgnął się w wnętrze jej umysłu. Musiał wiedzieć. Czy... czy ona to wszystko robiła tylko dlatego, by pozyskać informację, czy była tak zimna i wyrachowana? Czy może jednak ten ogień w jej oczach był prawdziwy? Była zdradliwą kurwą, czy zagubioną słodką dziewczyną? Musiał to wiedzieć... i równocześnie bał się tego co znajdzie...

Zdolność czytania w myślach była darem i przekleństwem równocześnie. Czasem by było lepiej nie wiedzieć... wiedza często była bardzo bolesna... Pamiętał jak wślizgnął się w umysł swojej pierwszej dziewczyny. Był jeszcze młody. Ona również. Była taka słodka, taka niewinna... taka urocza... lecz tylko na wierzchu. Wewnątrz, w jej umyśle? Była małą rozpustną kurewką. Jego mentor ją wynajął dla niego. Jego pierwsza wielka miłość była kłamstwem. Częścią jego szkolenia. Był wściekły. Był zdruzgotany. Czuł od rażenie do niej. Skrzywdził ją... nie opuściwszy jej umysłu, czuł dokładnie to co ona... każąc nijako ich obu...
Nie była ostatnią. były następne, które coś od niego chciały, które go zdradzały, chciały wykorzystać lub które go szpiegowały dla jego wrogów. Wszystkie skończyły źle... Czasem groteskowo źle.
Gorzej bywało, gdy się mylił... Gdzieś z dalekiej przeszłości powrócił zapach małolaty. Pachniała świeżą trawą, górskim potokiem i poziomkami. Zawsze żuła jakąś gumę i miała taki słodki rudy warkocz. Kate. Tak, Kate miała na imię. Małolata przypałętała się do nich na jakiejś obskurnej stacji kosmicznej. Chciała go okraść, mała słodka złodziejka. Zabrał ją ze sobą. Ich romans był szczenięcy, lecz bardzo intensywny.
Lecz pewnego razu... ktoś pokazał mu dowody, że szpieguje ich dla władz. Wpadł w szał. Nie sprawdził jej umysłu, zawierzył dowodom. Przez odmęty umysłu przebiły się wspomnienia. Niechciane, pogrzebane. Poczuł zapach krwi i moczu. Z daleka doszedł go szloch, zniekształcony przez złamany nos. Prawie, że potrafił dostrzec kapiącą z bezzębnych ust krew. I te oczy. Pełne niezrozumienia i rozpaczy, gdy oddawał ją swej pirackiej braci. Niepotrzebnie coś go wtedy tknęło, by spojrzeć do jej umysłu. Ciarki przeszyły go, gdy wspomnienia tego, co tam napotkał znów go bezlitośnie zaatakowały.
Pamiętał jak lodowate zimno przebiegło przez jego kręgosłup. Jak stał i patrzył, gdy jego ludzie ją brutalnie brali... co miał wtedy zrobić? Zawołać, hej przestańcie, a do niej, sory mała, pomyliłem się? Wiesz, to tylko małe nieporozumienie? Nie mógł tego uczynić...
Owszem przerwał im, wreszcie... choć i tak za długo pozwolił, by niemoc go sparaliżowała. Upozorował awarię okrętu. A potem, gdy już kurz opadł, nie pozwolił im jej więcej tknąć. Lecz szkoda się dokonała. Była złamana i on... trochę też. Zostawił ją na najbliższej stacji z garścią kredytów w ręce... dość, by starczyło na skromne życie do starości... ale jakoś nie czuł się nic lepiej z tego powodu... wręcz przeciwnie...

A jak miało być tym razem? Co odnajdzie w słodkiej główce Nicol? Co skrywała jej dusza? Ogień? Lód? Czy była kurwą, czy jego małym kwiatuszkiem? Dlaczego zdecydowała się go szpiegować? Czy nic do niego nie czuła? Czy miała wyrzuty sumienia. Czy chciała się zemścić, za los jaki jej zgotował? Czy brzydziła się sama siebie, że daje dupy komuś, kogo nie nienawidzi? Czy może była tylko zastraszona i zagubiona? Musiał to wszystko wiedzieć, choć równocześnie bał się odpowiedzi... Ktoś mądry ostrzegł go kiedyś, by nie zadawać pytań, na które nie chce poznać odpowiedzi... w jego przypadku, było to bardziej prawdziwe niż w przypadku większości ludzi.
 
Ehran jest offline