Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2018, 20:57   #61
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXVI. Jesienne zakupy


Spacer przez polanę przerwał wyjątkowo chłodny powiew wiatru. Dość chłodny by przywrócić Alicję do rzeczywistości. Co prawda dalej stała w polu, ale to jak przystało na jesień było obumarłe, w dodatku dziewczyna doskonale je rozpoznawała. W swych fantazjach zaszła na posesję państwa Brooków, farmerów od których jej matka często kupowała warzywa, a która znajdowała się o dobrą milę od jej domu. Czuła, że drży z zimna. Szal wystarczał by pochodzić po własnym ogrodzie, ale okazał się niewystarczający na dalszą wędrówkę.
Alicja przystanęła i rozejrzała się niepewnie. Może faktycznie wariowała? Może powinna o tym powiedzieć doktorowi? Dziewczyna szybkim krokiem skierowała się w stronę domu, by wrócić zanim ktoś ją zauważy i faktycznie napyta sobie biedy.
Nie do końca jej się to udało. Zaraz za bramą przypadkiem przyłapał ją pan Tom. Na twarzy starszego mężczyzny od razu odmalowała się troska na widok zmarzniętej dziewczyny.
- A cóż to się stało, panno Alicjo? - zapytał i niewiele myśląc zdjął z siebie kożuch, narzucając go na jej ramiona. Pachniał fajkowym zielem.
- Nic, nic, ja... - Alicja szukała gorączkowo w głowie jakiegoś wytłumaczenia - Jaaa zobaczyłam rannego... em... kota. Chciałam mu pomóc, ale uciekł.
Ogrodnik poklepał ją przyjaźnie po ramieniu.
- Zawsze miała panienka dobre serce - pochwalił. - Może napiłabyś się ciepłej herbaty na rozgrzanie? - zaoferował zaraz.
- No cóż... jeśli to nie problem, to chętnie. - Odpowiedziała dziewczyna, patrząc na mężczyznę. Uśmiechnął się szczerbato, choć równocześnie sympatycznie.
- Właśnie nastawiłem sobie wodę, akurat wystarczy dla dwójki.
Tom miał na posesji Liddellów swoją szopę, w której trzymał narzędzia i trochę swoich szpargałów. Gdy Alicja była jeszcze mała, te wszystkie grabie, nożyce i wiadra wydawały jej się być rycerskim rynsztunkiem. Teraz stary ogrodnik nie przypominał jej już w niczym rycerza, ale jeśli rycerzy byli tacy jak Dyludylowie, to może i lepiej? W szopie było trochę cieplej, bowiem na żelaznej kozie właśnie wrzała woda. Mężczyzna szybko naszykował dwie filiżanki.
- Ten kot miał jakąś obrożę?
Alicja aż podskoczyła na dźwięk jego głosu. Lubiła Toma, więc nie chciała go okłamywać. Jakże jednak mogłaby mu powiedzieć prawdę, że pobiegła za ptako-kotem?
- Nie. Nie miał. - Powiedziała po chwili.
- Z takimi dzikimi dachowcami lepiej uważać - ostrzegł dobrotliwie. - Ranne prędzej pannę podrapią, niż pozwolą sobie pomóc.
- Wiem... zresztą i tak mi uciekła. - Odparła Alicja i nagle zreflektowała się, ściągając płaszcz i oddając go Tomowi.
- Dziękuję, już mi cieplej. - Powiedziała z uśmiechem.
- Do usług panienko - odebrał płaszcz i zawiesił go na gwoździu w ścianie. - Nie chciałbym, żeby złapało pannę jakieś choróbsko. W końcu żaden dobry czyn nie uniknie kary - zarechotał po zacytowaniu powiedzenia.
- Ta herbata z pewnością mi pomoże. - Odparła uprzejmie Alicja.
Rozmowa jakoś nie chciała się nawiązać, więc wkrótce panna Liddell dopiła filiżankę i po pożegnaniu się z ogrodnikiem wróciła do domu. Tutaj jednak też nie zaznała spokoju. W przedpokoju bowiem spotkała gosposię, panią Proust.
- Matka panienki szuka - powiedziała z lekką naganą. - Gdzie się panna podziewała, po całym domu szukałam?
Dziewczyna spojrzała nieco gniewnie na gosposię.
- Poszłam na spacer do ogrodu. Nikt mi nie mówił, że muszę być w domu cały czas. - Odpowiedziała sucho. - Zaraz zajrzę do matki.
Pani Proust skrzywiła się na takie słowa, ale nic więcej już nie odpowiedziała.
Matki nie trzeba było długo szukać, siedziała w salonie czytając tomik wierszy. Widząc córkę uśmiechnęła się i zagadnęła.
- Szukałam cię - powiedziała. Bez nagany, po prostu by jakoś zacząć konwersację. - Nie chciałabyś pojechać ze mną jutro do miasta? Robi się coraz zimniej i trzeba chyba kupić nowe płaszcze.
Ponieważ spodziewany atak wyrzutów nie nastąpił, Alicja poczuła się nieco winna swojej eskapadzie i by zmazać to wrażenie, skinęła głową.
- Czemu nie, chętnie pojadę, tylko rano zrobię jedno rozliczenie dla papy. Reszta nie jest pilna. - Odparła wesoło, choć po prawdzie zakupy kojarzyły jej się raczej z męczarnią niż przyjemnością. Lorina również wydawała się być ucieszona z jej decyzji. Bardzo możliwe, że doceniała entuzjazm córki właśnie dlatego, że wiedziała iż tego nie lubiła.
- Zatem jutro w południe. Powinnyśmy wtedy najmniej zmarznąć.
 
Zapatashura jest offline