Francisca, słuchała z zainteresowaniem i od czasu do czasu kiwała głową. Częstogoj mówił, a wenecjanka bardzo lubiła jak ludzie mówili. To było takie miłe, po tym całym dniu nieuporządkowanych wydarzeń w tej celu czuła się jak na rozmowie z kimś zaufanym.
~ Nigdy nie ufaj ludziom, którzy wydają się godni zaufania ~ przypomniała sobie słowa, o których zapominała od wczorajszego wieczora. Tyle, że z opatem niewiele ją łączyło i raczej w niewielkim stopniu był w stanie jej pomóc. Powinien się jednak ucieszyć, bo tym razem będzie musiał liczyć zaledwie do trzech.
- Dziękuję za to że opat podzielił się ze mną tym wszystkim. To bardzo ważne i szlachetne. Obawiam się jednak, że w niektórych przypadkach niezbyt dokładnie się wyraziłam – uśmiechnęła się uprzejmie, pierwszy raz, ale zaraz ponownie jej twarz przestała wyrażać cokolwiek.
- Najpierw jednak sprawa najważniejsza. Na barkach opata spoczywa odpowiedzialność za ten zakon, za jego trwanie w Panu i służbę Bogu i ludziom. Sam opat wie, że nie jest prosto odpowiedzieć na pytania, co to dokładnie oznacza. Czasem, bardziej niż tradycji i powierzchownych sądów trzeba słuchać głosu sumienia i gorliwie się modlić o łaskę. Praca oświeconych ludzi przynosi swoje efekty, czasem po wielu latach, nie myślę więc, że zarówno opat jak i bracia mają poczucie, że wszystko zostało stracone. Nie oczekuję też, że opat w chwilę po... po tym wszystkim będzie miał jasność co robić dalej. Niemniej stoimy... Inkwizycja stoi w obliczu podjęcia konkretnych decyzji, które będą miał również znaczenie dla zakonu. Błędem byłoby nie zapytać o zdanie samych zainteresowanych. Wszystko zaś sprowadza się w tym momencie do jednej decyzji i jego pytania: W której diecezji opat widzi lepsze warunki dla swojego zakonu? Pod czyją pieczą będzie wam lepiej pracować dla dobra Królestwa Bożego na ziemi? - uniosła lekko ręce mówiąc to wszystko, a potem ponownie złożyła je na kolanach – Nie mogę obiecać nic więcej poza tym, że potraktuję odpowiedź na to pytanie poważnie, ale... - westchnęła długo wypuszczając powietrze, tak jakby intensywnie myślała. - Będę uważniejsza – spowiedź, żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy w dwóch słowach. Opat na pewno nie mógł liczyć na więcej. Włoszka zastukała palcem w stół. ~ Powinien to docenić ~ pomyślała mimowolnie.
- Opat może nie wiedzieć, ale wieść o tym, że Inkwizycja przybędzie, a także dużo więcej innych roznosi się po okolicy z szybkością, która znacząco przekracza toczenie się kupieckich wozów. Piotr potrafił w nieznany mi sposób wpływać na szczury, które go słuchały. Skoro on, to może i inni potrafią to robić – uniosła brwi i potarła palcem o blat stołu, coś najwyraźniej przyszło jej do głowy.
- Może coś opat o tym wie? To bardzo ważne. Dla Inkwizycji to znaczące utrudnienie w pracy.
- Pytałam też o przyszłość – ponownie uśmiechnęła się, tym razem z pewnym zakłopotaniem – nie chcę znać własnej. Dość mam problemów z tym co jest teraz – to w zasadzie mógłby być żart, gdyby nie to, że po uśmiechu nie pozostał już żaden ślad.
- Ziemia płocka i okolice kipią od znaków. Niepokój o Boże Królestwo narasta z dnia na dzień. Próbujemy poznać charakter tego zjawiska, ale na razie nam się wymyka, jeśli mogę być szczera. Poza tym jesteśmy tu zaledwie kilka dni, a opat zna te tereny już od dziesięcioleci. Każda wskazówka lub przeczucie mogą mieć dużą wagę. Stąd moje pytanie.
Wskazała palcem na krzyż.
- Ciekawy wzór, prawda? Niespotykany zbyt często na południu. Znalazłam go kiedyś u jednego z kupców i bardzo mi się spodobał – obróciła krzyż postawą w kierunku opata – nasze ziemie kryją w sobie tyle tajemnic. Tyle wiedzy i historii, dla których symbolem jest ten prosty znak. Ktoś, gdzieś, w miejscu, o którym istnieniu nie mam nawet pojęcia chwali Pana na swój sposób i na swój sposób wyraża wdzięczność za jego łaski. Czyż nie jest to piękne, że łączy nas wspólna wiara, choć wcale się nie znamy? - przez chwilę opat zobaczył w oczach kobiety jakieś żywsze emocje.