Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2018, 14:46   #62
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Po dziennym lunatykowaniu (czy w ogóle można lunatykować w dzień?), Alicja przespała noc jak kamień. Nazajutrz obudziła się całkiem rześka, śniadanie dodatkowo poprawiało jej nastrój, bo zaraziła się dobrym humorem od rodziców. Szczególnie matka była podekscytowana wspólnymi zakupami.
Tym razem Will nie dostąpił zaszczytu wożenia Liddellów. Lorina wolała skorzystać z usług dorożkarza, argumentując to niewiedzą w zakresie tego, kiedy wrócą. W podróży dobry humor jej nie odstępował i podpytywała co też Alicja chciałaby kupić.
- Myślę, że modny szal byłby nieodzowny - zaproponowała.
- Tak, na pewno się przyda. - Grzecznie przytaknęła Alicja. Nie czuła potrzeby posiadania nowego szala, lecz dobry humor matki był dla niej w tym przypadku cenniejszy niż własne zdanie.
- Co jeszcze chciałabyś kupić? Może rękawiczki?
- Może... zobaczymy w trakcie co nam wpadnie w oko? Nie ma co kupować na siłę... - Powiedziała ostrożnie dziewczyna, bojąc się, że zakupowy szał całkiem pochłonie jej rodzicielkę. Lorina zazwyczaj nie była rozrzutna, dbając o domowy budżet prawie tak sprawnie, jak Henry dbał o budżet spółki. Od czasu do czasu ulegała jednak pokusie i to mógł być właśnie ten dzień.
Dorożka zawiozła je do Ludgate Hill, na plac straszący wielką reklamą mydła Bovril Vinolia.


Nie udały się jednak do apteki, tylko do butiku na rogu. Ekspedient w średnim wieku poderwał się zza lady na dźwięk dzwonka potrąconego drzwiami. Odruchowo poprawił muszkę i z usłużnym ukłonem zapytał.
- W czym mogę paniom pomóc?
- Szukamy czegoś ciepłego na nadchodzące mrozy - lakonicznie wyjaśniła matka.
- Oczywiście, oczywiście - zgodził się entuzjastycznie, choć ani nie było za bardzo z czym się zgadzać, ani nie było podstaw do entuzjazmu. - Mają panie na myśli ubrania wierzchnie, bieliznę, czy może dodatki?
- Zaczniemy od strojów wierzchnich, prawda Alicjo?
- Proszę? Tak, tak. - Odparła szybko dziewczyna, przyglądając się kilku manekinom na wystawie, odzianym od stóp do głów i gdyby nie brak mimiki, do złudzenia przypominającym żywych ludzi. Zupełnie jak dzieła Lalkarza. Zanim jednak wyobraźnia dziewczyny zaczęła się rozkręcać, ekspedient odwrócił jej uwagę płaszczem. Był gustowny, ale jego krój wychodził już z mody.
- Ja... nie chcę wyglądać jak grzyb... znaczy em... nie jest w moim stylu. - Alicja próbowała złagodzić swoją wypowiedź.
- Och, najmocniej przepraszam. Może zatem coś bardziej w tym stylu? - zaprezentował kreację z wyjątkowo bufiastymi ramionami.
Ich wydatność sprawiła, że dziewczyna odruchowo pomyślała o skrzydłach Gąsienicy.
- Em... nie... może coś bardziej... stonowanego? - zapytała niepewnie.
- Wyjątkowo dzisiaj wybrzydzasz - zwróciła uwagę jej matka, ale nie powstrzymała sprzedawcy. Wprost przeciwnie. - Ale faktycznie, może jednak ma pan mniej przesadzone płaszcze?
Mężczyzna zastanawiał się przez parę sekund.
- Mam pewien krój europejski, z Francji - powiedział w końcu. - Już pokazuję.
Podprowadził klientki do manekinów z tyłu sklepu, na których wisiały znacznie smuklejsze kreacje, podkreślające talię.
Oczy Alicji aż się zaświeciły na ten widok dopasowanego kroju, lecz taka długość... czy zdoła do niej przekonać matkę?
- O, tak, słyszałam, że są teraz bardzo modne, prawda? - zagadnęła sprzedawcę.
- O tak, tak. To prawdziwy szał w Paryżu - wymienione miasto zrobiło spore wrażenia na Lorinie, niemniej starała się udawać brak zainteresowania.
- No nie wiem. Ci Francuzi są zbyt wulgarni w swoich gustach.
- Daj spokój mamo, przecież i tak wszystko rozłoży się na sukni. Po prostu nie będzie mnie... pogrubiać. - Powiedziała Alicja, której od jakiegoś czasu zaczęło zależeć na wyglądzie. Mniej więcej od wizyty w muzeum.
- Chyba faktycznie nie zaszkodzi - matka była w bardzo dobrym nastroju i bez oporu uległa słowom swej córki. - Śmiało, przymierz - zaproponowała.
Dziewczyna więc wzięła płaszcz od sprzedawcy i udała się do wskazanej przez niego, dyskretnie odgrodzonej od reszty sklepu kotarą przebieralni. Ubiór był trochę zbyt luźny, ale wyglądał na Alicji bardzo ładnie. Trochę krawieckich poprawek i doskonale pasowałby do tych mniej bufiastych sukienek, które miała w domu. Do tego był nadspodziewanie ciepły, szczególnie wysoki kołnierz musiał dobrze chronić od wiatru.
Ostateczna decyzja należała jednak do matki Alicji, toteż dziewczyna wyszła, by jej się pokazać.
- Mamo?
Pani Liddell przyjrzała się wszystkiemu uważnie i krytycznie, co chwilę prosząc by dziewczyna odwróciła się to w lewo, to w prawo. W końcu zapytała ekspedienta.
- Robicie poprawki na miejscu?
- Oczywiście, proszę pani. Bierzemy miarę i nasze krawcowe wszystko poprawiają.
- Trzeba ją trochę zwęzić w talii - Lorina najwyraźniej była skłonna dokonać zakupu.
Alicja uśmiechnęła się, jednak nic już nie powiedziała, pozwalając matce zaplanować stosowne przeróbki. Uważnie przyglądając się mężczyźnie, pozwoliła mu zmierzyć swoją córkę w talii i w klatce piersiowej. Sprzedawca skrupulatnie zapisał sobie na karteczce wyniki.
- Poprawki byłyby gotowe za dwa dni - poinformował. - Pozostaje jeszcze kwestia zapłaty - zakończył niby mimochodem.
- Ależ proszę pana, wprost przeciwnie. Pozostaje jeszcze kwestia płaszcza dla mnie - zaprzeczyła. - Alicjo, może ty byś mi coś doradziła?
Dziewczyna rozejrzała się, a czując pustkę w głowie, zapytała:
- Może... może też byś taki chciała, mamo? W sensie podobny do mojego. W końcu po tobie mam tę talię…
Komplement trafił na podatny grunt, ale jednak kobieta trochę się krępowała.
- To chyba zbyt odważny krój dla kogoś w moim wieku.
- Mamo, a co ma do tego twój wiek? Sama powtarzasz, że ciotka Giselle tylko zazdrości ci figury, dlatego zawsze komentuje długość twoich rękawów od sukni. - Przekonywała dziewczyna.
- Może masz rację - dała się przekonać. - Dobrze, przymierzę. A ty w tym czasie poszukaj jakichś dodatków - poleciła, samej znikając za kotarą.
To było ciężkie zadanie, dlatego gdy tylko matka poszła do przymierzalni, Alicja spojrzała błagalnie na sklepikarza.
- Do takiego płaszcza nadałyby się skórzane rękawiczki - podpowiedział. - I jakiś szal, najlepiej w kontrastującym kolorze. Przy wystawie mamy spory wybór - podprowadził klientkę.
Dziewczyna spojrzała niepewnie w kierunku manekinów i bez przekonania podeszła do wystawy, by przyjrzeć się dodatkom.
- Nie wiem... może ten zielony? Jak oczy matki.
- Zieleń bardzo ładnie kontrastuje z czernią, doskonały wybór - pochwalił, ale jak to sprzedawca pewnie bardziej liczył na zysk, niż na zadowolenie klienta. Alicja była jednak zadowolona, że kwestia decyzji została rozwiązana. Pozostawało tylko pytanie czy matka będzie zadowolona. Czekając na nią, dziewczyna obserwowała ruch na ulicy, widocznej za przeszkloną witryną butiku. Londyńczycy, z natury nawykli do tego że pogoda dzieli się na złą i fatalną, nie przejmowali się za bardzo zimnej i spacerowali po okolicy. Ci zamożniejsi, korzystali z dorożek i powozów.
- I jak wyglądam? - Lorina zwróciła na siebie uwagę. Płaszcz, który dobrał jej ekspedient leżał lepiej niż na Alicji.
- Wspaniale mamo. - Powiedziała dziewczyna ze szczerym zachwytem.
- Jesteś pewna? - spytała, ale w głosie można było wyczuć, że tylko stara się zachowywać pozory.
- Bardzo ci w nim do twarzy. Bardziej niż mi nawet. - Odparła prostodusznie dziewczyna, która nie miała w sobie ani odrobiny zazdrości, gdy chodziło o kogoś bliskiego.
- No niech będzie. A te dodatki? - zapytała.
Alicja wskazała wybrane rękawiczki i szal w kolorze dojrzałej zieleni. Matka przymierzyła cały komplet i już bez udawanej skromności stwierdziła:
- Bierzemy.
Sprzedawca nie zdołał ukryć radości, bo rachunek za to wszystko był dość słony. Lorina jednak uiściła zapłatę bez słowa.
- Rękawiczki i szale weźmiemy. Płaszcze po poprawkach odbierze nasz służący - oznajmiła. Po chwili wyszły na ulicę z zapakowanymi zakupami.
- Odwiedzimy jeszcze aptekę, zgoda? - zapytała matka.
- Oczywiście. - Zgodziła się jej wyjątkowo grzeczna i współpracująca dziś córka.
Apteka, naturalnie, znajdowała się pod ogromnym szyldem. Lorina jednak nie miała zamiaru kupować mydła, choćby dlatego że w domu było go pod dostatkiem. Kupiła jednak laudanum i melisę, co wzbudziło ciekawość panny Liddell. Wcześniej takich środków nie nabywała. Jednak, jak gdyby nigdy nic, poprosiła o zapakowania sprawunków i ponownie wyszła na ulicę.
- Chyba możemy wracać - oznajmiła, rozglądając się za wolną dorożką.
Alicja zaś tylko przytaknęła jej głową. Zastanawiały ją zakupy matki, lecz nie chciała być wścibska. No i po prawdzie od pewnego czasu rodzicielka wydawała się mniej nerwowa, toteż może to i lepiej?
Znalezienie wolnej dorożki zajęło dziesięć minut i to tylko dlatego, że jakiś oczekujący przy zatoczce dżentelmen ustąpił im miejsca. Młody woźnica jechał całkiem szybko, przez co pojazdem dość mocno trzęsło. Aby nie skupiać się na niewygodach, Lorina zagadnęła.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiłam dając ci się namówić. Co ludzie powiedzą na taki ubiór?
- Że jesteś piękną kobietą mamo. - Odpowiedziała z przekonaniem Alicja - Sama mówiłaś, że potrzebujemy czegoś nowego.
- Co cię dzisiaj tak wzięło na komplementowanie swojej matki? - zaśmiała się.
Alicja uśmiechnęła się zawstydzona.
- Może dorastam i... nie widzę sensu buntowania się dla zasady. - Odrzekła po chwili.
- Och, czyli te wszystkie lata bez komplementów to był bunt? - zainteresowała się.
- Wiesz mamo... - dziewczyna zacięła się, lecz po chwili znalazła dość odwagi, by dokończyć - To działało w obie strony…
Tak poważnej odpowiedzi na swój żart, Lorina się nie spodziewała. Nie umiała znaleźć słów przez dłuższy czas.
- Uważasz, że nie chwalę cię wystarczająco? - spytała w końcu.
Zapadło między nimi milczenie. Dopiero po chwili Alicja spojrzała w oczy matce i powiedziała:
- Po prostu... to porównywanie mnie do Liz... często mnie złościło. Nigdy nie będę taka, jak ona.
- Zawsze myślałam, że jest dla ciebie wzorem. To w końcu starsza siostra - odpowiedziała w ramach obrony przed zarzutami. - Nigdy nie chciałam wyrządzić ci w taki sposób przykrości.
Nie bardzo wiedząc jak to skomentować, Alicja poklepała mamę po ręce.
- Ciekawe co powie tata, jak zobaczy cię w tym płaszczu. - Zmieniła temat.
- Już dobrze wiesz, co powie - machnęła ręką, - Ile to wszystko kosztowało?
Napięcie się trochę rozładowało, zresztą woźnica gnał tak, że nie było za dużo czasu na rozmowy. Wkrótce wysiadały już przy swoim domu. Służąca odebrała od nich zakupy, choć przecież nie było za bardzo co nosić. Alicja musiała przyznać, że było to całkiem udane i nietypowe popołudnie, nawet jeżeli zazwyczaj nie lubiła zakupów.


Wieczorem czekało ją kolejne nietypowe zdarzenie, również zainicjowane przez matkę. Po kolacji poprosiła córkę o chwilę rozmowy i wręczyła jej buteleczkę laudanum, tę samą którą kupiła w aptece.
- Martwią mnie twoje koszmary - zaczęła. - Rozmawiałam o tym z doktorem Bumbym i polecił łyżeczkę lekarstwa przed snem. Ma działanie uspokajające.
Dziewczyna spojrzał na butelkę z obrzydzeniem, lecz przezornie nie zdradziła swoich odczuć.
- Mogę spróbować. - Powiedziała jak najbardziej neutralnym głosem, w głowie jednak planując, że wyleje to świństwo przez okno lub... gdziekolwiek.
Matka chyba nie przeczuwała jej intencji, a kwaśną minę zinterpretowała po swojemu.
- Gdyby okazało się dla ciebie nie do strawienia, to doktor powiedział, że zamiast laudanum można pić napar z melisy, ale działa słabiej.
- Dobrze mamo. To ja... już pójdę do siebie, dobrze? - zapytała Alicja.
- Dobrze. Tylko pamiętaj: łyżeczkę. Ani mniej ani więcej - nakazała surowo.
- Łyżeczka. Jedna. Pamiętam. - Powtórzyła dziewczyna i skierowała się w górę schodów do swego pokoju. Opiekuńczość matki już jej nie zatrzymywała. Pozostawało pytanie, co zrobić z buteleczką? Lorina na pewno będzie sprawdzać czy zażywa lekarstwo, taka już była jej natura.
Pierwszą dawkę Alicja postanowiła więc zaaplikować nieszczęsnemu kwiatkowi, który stał na parapecie jej okna. Nie zaprotestował, chociaż z drugiej strony nie prosił też o dolewkę. To jednak powinno rozwiązać sprawę laudanum. Oznaczało to też, że świat snów mógł ją znowu zaskoczyć, szczególnie że czekała w nim kotka, przed którą kiedyś doktor Bumby tak bardzo ją ostrzegał.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline