Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2018, 17:35   #21
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Poranny incydent

Oshausen, Dawny Solland
13 Vorgeheim, 2529 K.I.
Świt

Karl Lehman przystał na proponowane przez poszukiwaczy przygód warunki, choć zastrzegał, że kwestię ostatecznej sumy będą musieli ustalić z jego ojcem, albowiem kwotę przewyższającą dwukrotność zaliczki nie mógł im obiecać. Tuż po ustaleniu warunków, Karl pożegnał swoich ochroniarzy, po czym udał się na górę do wynajętego przez siebie pokoju, tego wieczora nie zaszczycając nikogo swoją obecnością. Czas ten awanturnicy wykorzystali na zasięgnięcie języka wśród mieszkańców wioski, którzy obecni byli w karczmie. Dowiedzieli się w ten sposób trochę więcej o rodzinie ich pracodawcy, poznali tło konfliktu Lehmanów z Viddlebergami, które przez wiele długich miesięcy było głównym tematem rozmów w okolicznych wsiach, a także otrzymali przydatne wskazówki dotyczące czekającej ich podróży. W końcu jednak najedzeni i zaspokojeni zdobytymi informacjami bohaterowie udali się do swoich łóżek z myślą, że był to udany dzień, zwiastujący lepsze dla nich czasy.

Świt przywitał Oshausen łagodnymi promieniami słońca, które powoli wdrapywało się po prawie bezchmurnym niebie. Deszcz dawno już ustał, choć po ulewie został ślad w postaci licznych kałuż, miejscami zamieniających gościniec w grząskie trzęsawisko, a i wciąż dało się wyczuć chłodny powiew górskiego wiatru, który przetaczał się przez wioskę. Pogoda sprzyjała wręcz podróżom, zaś ciepłe promienie słońca, zakradające się przez nieosłonięte okna do pokoi sypialnych, znacząco ułatwiały pobudkę.
Wciąż ziewając i rozciągając się, awanturnicy zeszli po skrzypiących schodach do głównej sali, gdzie zastali spożywającego śniadanie Karla Lehmana. Siedział przy tym samym stole co wczoraj, obok krzesła postawił swój podróżny plecak, zaś o blat stołu oparty został miecz, który spoczywał w pochwie, acz po rękojeści dało się zauważyć, że było to kunsztownie wykonane ostrze. Karl też wyglądał znacznie lepiej, kiedy nie był do cna przemoczony. Prawdę mówiąc; przestał przypominać bezdomnego włóczykija, a zaczął wyglądać na prawdziwego szlachcica, który nie stronił od antałka i pojedynków, czego świadectwem była długa, szpecąca jego twarz blizna.

Mężczyzna na widok przebudzonych awanturników, machnął w ich stronę niedbale ręką, zapraszając do stołu.
- Zadbałem o śniadanie dla was. Wczoraj informowałem karczmarza, że planujemy dziś wcześnie opuścić gościnne progi jego domu, dlatego będziemy potrzebowali najeść się z samego rana. Posiłki już są gotowe, zaraz Gretta wam je przyniesie. Dostaniemy też coś na drogę - powiedział z delikatnym uśmiechem zadowolenia na twarzy, po czym wrócił do spożywania swojego posiłku. Chwilę później awanturnicy również otrzymali swoje porcje.
- Jeśli chcecie coś kupić, to zróbcie to od razu po śniadaniu. Flisak już na nas czeka, zabierze nas w górę rzeki. Podróż powinna zająć większość dnia, ale przynajmniej siły będziemy oszczędzać. Później czeka nas Przełęcz Lodowego Wichru i jakieś dwa dni drogi marszu do Khazid Grentaz. Tam chwilowy odpoczynek i dalej w stronę Scharmbeck… - Karl chciał coś jeszcze dodać, ale w tym samym czasie drzwi otworzyły się na oścież, równie gwałtownie co wczoraj, kiedy to wichura prawie wyrzuciła je z zawiasów. Do sali głównej wpadł zaaferowany stajenny, dysząc i prychając, jakby zagoniły go tu dzikie bestie.
- Ko-Konie! Wszystkie pozdychały! - Wysapał, cały biały na twarzy jak kartka papieru. Dłonie miał drżące i przepocone, cały czas nerwowo spoglądając w ich stronę.
- Co? Czym żeś je wczoraj karmił?! - Uniósł się karczmarz, który chwilę wcześniej oparty był o szynkwas, zajęty żmudnym czyszczeniem plamy, pozostawionej na blacie. Teraz jednak stał nieruchomo, wyglądając jakby miał eksplodować gniewem lada moment, zaś trzymana przez niego ściera spadła samowolnie na podłogę, czego widać nie zauważył.
- Dobrze ino, że kuce wytrzymalsze som - odezwał się jeden z krasnoludów, ten sam który wczoraj wyśmiał ofertę Karla Lehmana. Razem z resztą swoich braci-handlarzy zajmował miejsce przy palenisku, grzejąc się przed czekającą ich podróżą. - Najwyżej se pierdną raz, czy dwa i pociągną dalej, he he...
- Kuce kurwa też! Wszystko padło! - Niemalże wrzasnął wyraźnie zdenerwowany stajenny. - Karmiłem je tym co zawsze! Miały świeże siano i warzywa z paszą wymieszane, tą sama, co ją stary Randolf dla nas robi, a to poczciwy człek. Ktoś je kurwa otruł w nocy!
Po tych słowach, szczególnie po ostatnim zdaniu, w karczmie wybuchła wrzawa. Krasnoludy z początku miotały obelgami na lewo i prawo w swoim twardo brzmiącym języku, w międzyczasie naradzając się. Chwilę później jednak zaatakowały wspólnie karczmarza, osaczając go i domagając się od niego natychmiastowego zadośćuczynienia. Ten jednak odmawiał zapłaty, tłumacząc, że nie miał żadnego wpływu na ów incydent. Wyglądało na to, że dojdzie do rękoczynów, lecz po chwili, jeden z krasnoludów powiedział coś, co odwróciło od karczmarza uwagę jego braci.
-...czym my kurwa dostarczymy zamówione towary do Nuln? Sami będziemy ciągnąć wozy przez Wissenland?... Czekaj no! Już ja wiem, kto mógł otruć wierzchowce! - Odezwał się dawi, który wyglądał na przywódcę grupy. Krasnolud odwrócił się na pięcie i zmierzył Karla Lehmana przenikliwym, pełnym nieufności spojrzeniem.
- Tyś tu kurwa nowy! Pewnie zasrany imperialny rasista, co krasnoludami gardzi! Dawać tu, panowie-towarzysze, psubrata w zad chędożonego! Już my mu jeno pokażemy jak się dawi obchodzą ze zdradzieckim ścierwem!
Obserwujący całą scenę awanturnicy nawet nie zdążyli zarejestrować, kiedy Karl wstał od stołu z mieczem w dłoni. Jedynym śladem po tym, że kiedykolwiek przy nim siedział, było samoczynnie upadające na ziemię krzesło.
- Spróbujcie mnie tknąć, a zobaczycie co ten umgi jeszcze potrafi - wycedził przez zęby z gniewnym wyrazem twarzy. - Nie tknąłem żadnego z waszych wierzchowców. Nie przyłożyłem do tego ręki, słowo daję. Jeśli stajenny ma rację, to mój koń też zdechł i jestem równie pokrzywdzony, co i wy, a może nawet bardziej, zważywszy, że na moje życie czyha wiele osób i teraz pozbawiono mnie jedynej możliwości skutecznej ucieczki, kiedy sytuacja obróciłaby się na moją niekorzyść. W przeciwieństwie do was nie zamierzam jednak na ślepo szukać winnych, ani nie wypłacę wam odszkodowania, jeśli rzeczywiście to ja byłem celem. Nie odpowiadam za zdradzieckie poczynania swoich wrogów… - wypowiadając te słowa, spojrzał z ukosa na wynajętych przez siebie awanturników, szukając na ich twarzach wyrazów poparcia.
- To naprawdę nie byłem ja. Musimy się czym prędzej stąd wynosić. Zwietrzono mój trop… - zwrócił się do nich z wyraźnie słyszalną determinacją w głosie, która dotychczas pozwalała mu przetrwać wbrew przeciwnościom losu. Krasnoludy jednak wydawały się być nieprzekonane, a ich wrodzona chciwość sprawiała, że były głuche na wszelkie argumenty ze strony Karla, który stał się dla nich nowym kozłem ofiarnym. Widać utrata wierzchowców zabolała tak bardzo, że nie byli w stanie zdusić targającego nimi gniewu.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline