Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2018, 13:39   #25
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Pogodna zazwyczaj niziutka dziewczyna na wieści o koniach zachłysnęła się popijaną wodą i gibnęła przy stole. Oczy bruneteczki natychmiast zaszły łzami na myśl o ukochanym i wiernym Wiesiołku.

To niemożliwe! Jak to?!

Co za gnida posuwała się do takich czynów?

Truć niewinne wierzchowce?

Daireann zatrzęsła się z gotującego się w niej gniewu. Zacisnęła drobne piąstki i gdyby mogła tupałaby ze złości. A na dodatek w karczmie szykowała się awantura.

Niziołczyca pociągnęła lekko Dietricha za pas z tyłu i kiwnęła głową:
- Będę w stajni. Może jeszcze dychają. - chlipnęła cicho z żałości a usta wykrzywiły się jej w podkówkę - Może co znajdę.

Ile miała sił w nogach, pognała w kierunku ostatniego miejsca odpoczynku ukochanego kuca.


***

W stajni

Zatrzymała się na progu, czując ciepłe strużki na policzkach.

Zwierzęta wyglądały jakby spały, gdyby konie zwykle spały na bokach. Mimo pierwszego wrażenia, czuć było, że coś jest bardzo nie w porządku.

Dai ostrożnie posunęła się dalej i przerażeniem oglądała otrute zwierzęta.
Tyle dobrych wierzchowców, niewinnych stworzeń...
Otarła gwałtownie oczy i przyspieszyła kroku ku boksowi swojego Wiesiołka.
Nie chciała patrzeć na wybałuszone oczy, pianę na chrapach i wywalone opuchnięte czarne języki. Mimo to wiedziała, że widok ten będzie jej się śnić przez następne noce.

Dopadła boksu i z niedowierzaniem zobaczyła szybko poruszające się boki swojego konika.
Na kolanach przysunęła się do niego:

- Wiesiołku, Wiesiołku... żyjesz - dziewczyna przesunęła dłonią po boku konika. Był rozpalony, drżący i oddychał płytko i szybko. Przerażone spojrzenie zwierzęcia niemal błagało dziewczynę o pomoc.

Dai myślała uporczywie: woda nie podziała na truciznę. Sprawdziła szybko zawartość kieszeni. Nie miała nic przy sobie. Otworzyła szeroko pysk kucyka by sprawdzić, czy nic nie blokuje dostępu powietrza.

Zaklęła szpetnie, gdy nie znalazła żadnej przeszkody. Kolejno sprawdziła obrok konika drżącymi z nerwów rękoma.

Wiesiołek oddychał coraz gorzej i z rosnącym trudem. Kopyta wierzgnęły zmuszając dziewczynę do kolejnego, desperackiego wysiłku. I wtedy Dai doznała olśnienia.

Wypruła ze stajni na krótkich nóżkach jakby się za nią paliło.

"Gdzie to jest? Gdzie to jest?" Biegła wzdłuż zabłoconej drogi do stajni.

Dopadła niewielkiej kępki podwiędłej roślinki.

"Plantago!"
Nieco nadziei wstąpiło w dziewczynę.

Magiczne ziele jakie pokazywał jej kilka razy jej ojciec. Zerwała liście i otrzepała je z błota już w drodze do konika. Wytarła z resztek ziemi o spodnie i otworzyła szeroko szczęki wierzchowca. Ściskając ziele w dłoni jakby chcąc je zmiażdżyć, wycisnęła kilka kropel soku. Resztę ułożyła na opuchniętym języku konisia.

Przez chwilę nic się nie działo, a oddech Wiesiołka zamienił się w chrapliwy świst. Dai mogła przysiąc, że serce zamarło jej w piersi.

I nagle konik szarpnął się, łapiąc głębszy oddech. Poderwał raptownie na brzuch zapierając się kopytami. Był oszołomiony ale silniejszy!
Daireann chlipnęła z ulgi i szczęścia. Otuliła szyję konia ramionami

- Udało się! Wiesiołku! Udało! - mruczała tuląc czworonożnego towarzysza - Już dobrze, już dobrze. - pocieszała ich oboje.

Garścią słomy otarła spocone boki zwierzaka nie opuszczając go na krok.


 

Ostatnio edytowane przez corax : 09-03-2018 o 16:25.
corax jest offline