Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2018, 21:21   #11
Mr.Tremond
 
Mr.Tremond's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłośćMr.Tremond ma wspaniałą przyszłość

Lodowa dłoń zacisnęła się na gardzieli młodej kobiety. Długi i twardy pazur starucha, przebił delikatną i cienką skórę na jej szyi. Wąska strużka ciepłej krwi spłynęła wolno na odsłonięty dekolt.
- Jeszcze raz!


Pytam!
Gdzie?
Gdzie to jest?

Gdzie!

Słowa, jak perły nawlekam na sznur twego cierpienia. Cierpliwie. Dzień po dniu. Każda kropla krwi, każdy jęk bólu, to znak mojego triumfu. A on nadchodzi. Nadchodzi nieubłaganie. Jest coraz bliżej i bliżej.

Czy doczekasz kolejnego świtu?

Głuche dudnienie, raz po raz wydobywało się z różnych kątów pokoju. To tu, to tam rozlegało się ciężkie stukanie kroków. Nikt jednak nie przyszedł, a przynajmniej tak się zdawało, a przynajmniej taką wszyscy mieli nadzieję.

A śmierć kroczy bezgłośnie. Bezszelestnie.

Rozrywam na strzępy resztki twego jestestwa. Drżysz. Żadne słowo nie dobywa się jednak z twoich ust.

Gadaj!
Gdzie to jest?

Lodowa dłoń zamknęła się wokół domu na końcu alei Wiązów. Mroźne powietrze wypełniło wszystkie pokoje i korytarze. W kątach pojawił szron na ścianach. Ogień w kominku nadal trzaskał rytmicznie, budząc miłe i sympatyczne skojarzenia. Nie dawał on jednak już niemal żadnego ciepła.
W przerwach pomiędzy deskami podłogi wykwitły przepiękne, lodowe kwiaty.

Czas przelewał się przez palce. Nieubłaganie zegar wybił kolejną godzinę. Kolejny głuchy odgłos kroków dobiegł z salonu. Powiew mroźnego powietrza przeszył wszystkich do szpiku kości.
Zbliża się - szepnął ktoś.
Nadchodzi - dodał inny głos.
Idzie po nas - pisnął ktoś w panice, wciskając się pod fotel.

Zabawę czas zacząć!

Totentanz
.
***
Wysokie lustro w przedpokoju od zawsze fascynowało Lady Lunę. Jego gładka i wypolerowana powierzchnia kusiła równie mocno, co okrawki mięsa rzucane przed panią Różę na podłogę. Wiedziona instynktem kotka stanęła przed starym zwierciadłem. Mała łapka kotki dotknęła jego zimnej i nieprzyjemnej w dotyku powierzchni.

Zwierciadełko, zwierciadełko powiedz przecie...


Kocia łapa zanurzyła się w lustro, jakby było ono niewzruszoną do tej pory taflą jeziora. Błysk zrozumienia. Błysk objawienia. Gorzki, niczym piołun smak prawdy w ustach i ból.
Stalowe szczęki imadła zacisnęły się na głowie Lady Luny. Gigantyczne tsunami ciemności zalało jej zmysły. Zabrało jej świadomość, ale i zabrało ból.

***

- Panna Harvisham! A któż to? - prychnął pogardliwie Wielki Gatsby - Musimy pomóc! A cóż mnie to obchodzi! Nasze królestwo się wali. Ściany pękają, upadają mury. Wszystko na krawędzi.
Tłusty pers nawet nie zaszczycił Coco spojrzeniem. Swoją kwestię wygłosił głosem dostojnym i wielce wzgardliwym. Koci łeb miał wzniesiony wysoko, Przez cały czas jego nozdrza i uszy poruszały się nerwowo.
- I co tu jeszcze stoisz? Na co czekasz! Zawijaj kitę! Czas ucieka. Szukaj zguby kapitana, tylko to się teraz liczy.
Wielki Gatsby zamilkł. Audiencja skończona.

Nagły błysk, niczym kosmiczny flesz zalał oczy Coco. Błysk zrozumienia. Błysk objawienia. Wraz z nim przyszedł lęk i strach.
Dudnienie ciężkich kroków i podmuch lodowego wiatru. Rzeczywistość upomniała się o swoje i ściągnęła Coco z odległych sennych krain.

***
Drzwi pokoju Samuela otworzyły się z głośnym trzaskiem. Chwile później, roznosząc wokł kakofonię skrzypienia i piszczenia, wytoczył się z nich jego wózek. Samuel Bamber opuścił swój azyl. Zostało to odnotowane złotymi zgłoskami w kronice domu na końcu alei Wiązów.
Samuel Bamber błędnym wzrokiem rozejrzał się wokół. Każdy stojący w pobliżu poczułby się pijany od samego wdychania powietrza wydobywającego się z ust byłego majordomusa.
- Różo! Różo! Cóż to za hałasy? Mów mi zaraz, co się stało?
- Wracaj do siebie - odezwała się pani Róża z kuchni - Nie twoja sprawa. Zajmij się tym, co umiesz najlepiej.
- Chętnie, Różo. Bardzo chętnie, ale właśnie wychyliłem ostatnią kropelkę. Czy byłabyś tak miła…
- Zapomnij! - odparła wyprzedzająco pani Róża - Musisz poradzić sobie sam. Jestem teraz zajęta.
Samuel Bamber nie zamierzał się ani spierać że swoją żoną, ani ponawiać swojej prośby. Wiedział, że nic by to nie dało, a jedynie mogłoby ją rozzłościć i niepotrzebny kłopot gotowy.
Samuel Bamber spojrzał w dół.
Pod wielkim, stary lustrem leżała śpiąca kotka. Były majordomus nie miał świadomości, że Lady Luna leżała całkowicie nieprzytomna.
- Kotku - szepnął Samuel Bamber podnosząc Lady Lunę z podłogi - Pomożesz mi?
Lady Luna otworzyła oczy i zaskoczona ujrzała nad sobą pomarszczoną twarz, pijanego Samuela Bambera.
- Kotku, tylko jedna buteleczka. Dasz radę. Proszę tylko jedna buteleczka. Bądź grzecznym kotkiem.
W ostatnich słowach Samuela, Lady Luna wyczuła jakąś dziwną, niewypowiedzianą groźbę.
 
__________________
I only have time to coffee
The best is yet to come
Mr.Tremond jest offline