Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2018, 11:54   #22
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację






Miłosne uniesienia, jakie sir Mikael dzielił ze swoją ukochaną trwały w najlepsze. To było w istocie idealne zwieńczenie udanej wyprawy i zwycięskiego starcia z potworem grasującym na tych ziemiach. Dowód rycerskiego męstwa, w postaci rogów monstrum odrąbanych podczas potyczki, pewnie wciąż tkwiły skryte w jukach. Satysfakcja przepełniała bohatera, a oddanie i cześć jakim obdarzała go kobieta, tylko potęgowało poczucie wielkości.
Głośny,
donośny trzask i ból gwałtownie przerwał tą trwającą wieczność chwilę. Obok łóżka stała ubrana w skórzaną zbroję kobieta. Wystarczył tylko jeden rzut oka na jej twarz, by rozpoznać intruza - Opal, niedoszła wybranka serca sir Mikaela. Kobieta, której serce okazało się być równie czarne i przepełnione mrokiem, co dusza potwora, którego przyszło mu niedawno usiec. Pomimo że poznał się na niej i odszedł, kochanka najwyraźniej nie przestała go ścigać.
W jej rękach, w świetle pochodni zabłyszczał świeżo naoliwiony bicz…
- Przepraszam - mruknęła lubieżnie uśmiechając się na jedną stronę.
Celeste pisnęła krótko gramoląc się na łóżku i starając się zakryć prześcieradłem.
- Co ty tu robisz, czyż nie.. przegnałem cię kobieto wiarołomna i zdradliwa?- zaczął pytać Mikael z wyrzutem patrząc na kobietę i bicz w jej dłoni, acz… natura Smitha nie była tak czysta jak narzucony na nią wzorzec sir Mikaela. I wspomnienia innych kobiet w skórzanych wdziankach przebijały się z czeluści jego jestestwa. Przyjemne ws
pomnienia… choć niekonieczne “czyste”.
Wśród wspomnień znalazły się również te z Opal… wyjątkowo świeże i wyraźne.
- Co ja najlepszego robię… - mruknęła dawna kochanka zwijając bicz i biorąc jeszcze jeden zamach. Jej ciało wygięło się kusząco pod skąpą, skórzaną “zbroją”, która jeszcze chwilę temu była pełniejsza i groźniejsza. Oliwione rzemienie błysnęły zwiastując kolejne
uderzenie bólu…
Mężczyzna nie zamierzał jednak czekać. Przechwycił wrogi atak. Bicz owinął się wokół jego dłoni, ale… albo to bojowe doświadczenie, albo Opal się nie przyłożyła. Bowiem nie bolało tak jak powinno. Trzymając za bicz sir Mikael szarpnął mocno pociągając ku sobie dawną kochankę, tak że ta dosłownie wpadła w jego ramiona. Objął ją mocno w pasie nie pozwalając uciec i… cóż, sir Mikael był rycerzem i pogromcą, a ona przegrała. Więc ode
brał swoją nagrodę całując namiętnie w policzek, bo żmijka mu uciekła odwracając twarz.
Nie puszczając złapanej eks-kochanki mruknął. -Czy dla tego pocałunku warto było wdzierać się do zamku mej Celeste? Aż tak ci mnie brakow
ało?
W końcu był pogromcą nie tylko potworów, ale i niewieścich serc.
Celeste krzyknęła przejmująco, gdy Opal wpadła w ramiona rycerza. Naraz zanurkowała w bok, do kredensu, łapiąc karafkę z alkoholem. Ujęła ją tak, jakby zamierzała się nią bronić… lub zaatakować. W jej oczach błysnął gniew.
Tymczasem była kochanka, teraz rozdziana całkowicie, oplotła nogami sir Mikaela. Poczuł jej ciepło i bliskość, a zaraz potem dzikość
- właśnie taką, jak zapamiętał.
Karafka błysnęła, lecz trafiła w pustkę. Opal swoimi silnymi udami i zawziętością godną dzikiej wojowniczki zrzuciła siebie wraz z rycerzem wprost na zimną, kamienną posadzkę. Sir Mikael jednak był również zaprawiony w bojach, jak i zapasach. Przetoczył się, tym razem górując nad niedoszłą biczowniczką.
- Twoja luba wcale, nie jest taka
święta! - wysapała, leżąc pod nim chwilowo pokonana.
- Zazdrośnaś o nią? Toooo… urocze.- nie wypuszczając złapanej kobiety ustami musnął jej szyję, językiem wodząc po skórze. Nie wypuszczał jej ze swych objęć, wiedząc jak dzika i niebezpieczna żmijka jest z niej. Mroczna i obłudna… ale przecież kiedyś coś ich pociągało.
- Czemu tu zjawiłaś właśnie teraz. Chciałaś zabić moją Celeste, by zwrócić me serce ku tobie?- zapytał sir Mikael spoglądając się w oczy dziewczyny. Coś… było w niej… coś czego nie było w Celeste. Może wspomnienie przeszłości, gdy walczyli razem przeciw wrogim rycerzom, gdy uciekali strzelającym do nich łucznikiem, gdy… Jakoś nie potrafił przypomnieć sobie takich zdarzeń z Celeste. Cze
mu?
- Ona cię oszukuje! - jęknęła dawna kochanka, a jej oczy się zaszkliły.
Coś odwróciło uwagę sir Mikaela od szyi Opal. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Podniósł głowę, by ujrzeć jak na jego oczach, w powietrzu materializują się kolejne postacie… to była wciąż Opal, ale inaczej ubrana - w świetlistą zbroję. Chwilę później zniknęła, a jej miejsce zajęła Opal w czarnej, mrocznej szacie. Była jednocześnie pod nim, oraz stała obok…
Zdezorientowany magicznymi sztuczkami nie dostrzegł zdradzieckiego ciosu. Poczuł tylko ból głowy, gdy karafka rozbiła się z brzękiem na jego skroni. Zamroczony przetoczył się na bok wyzwalając Opal, by zar
az potem otrząsnąć się i ujrzeć jak zapłakana i zagniewana Celeste klęczy na krawędzi łóżka trzymając w zakrwawionych dłoniach skorupę z naczynia. Sam zaś poczuł krew spływającą po skroni i policzku.
- On jest móóóóój! - zawyła księżniczka.
-Dooo
ść!- wrzasnął rozglądając się dookoła i chwytając za zranioną głowę jedną ręką. Mikael próbował tak zatamować krew cofając się w kąt i rozglądając dookoła. Instynkt i doświadczenie nakazało mu rozeznać się wpierw w sytuacji. Zlokalizować zagrożenie i zneutralizować je. -Żadnej walki!
Sir Mikael nie zamierzał pozwolić na to by niewiasty biły się na jego oczach, lub jakaś została skrzywdzona przy nim. Nawet tak zdradziecka i niebezpieczna jak Opal. Był rycerzem, więc opieka nad niewiastami należała do jego rycerskiego obowiązku.
Krwi nie było na szczęście dużo. To była ledwie błahostka w porównaniu z prawdziwymi bitewnymi rana
mi. Jednak coś podpowiadało sir Mikaelowi, że mimo wszystko ta potyczka może być o wiele trudniejsza niż z ta stoczona uprzednio z potworem.
Celeste raz jeszcze zawyła i przycisnęła do przedramienia skorupę karafki. Ewidentnie chciała odebrać sobie życie! Kobiece serce było…
Smith złowił kątem oka jakiś ruch. W lustrze stojącym pod jedną ze ścian majaczył się jakiś cień - humanoidalny ciemny kształt jakby utkany z dymu. W miejscu gdzie powinien mieć oczy świeciły na czerwono płomienie. Szczerzył puste kły w uśmiechu i wskazywał na Celeste.
- Zzzaaaabij sssss
ię. Sssskoooończ tooooo. - syczał, lecz jego głos rozbrzmiewał jakby bezpośrednio w głowie rycerza.
Sir Mikael mógł zrobić tylko jedno. Rzucił się ku Celeste, by pochwycić ją, rozbroić i nie pozwolić jej zrobić sobie krzywdy.
Rycerz wystrzelił do przodu jak z procy. Był szybszy od ukochanej. Wytrącił jej z dłoni skorupę, która brzęknęła o ziemię. Strużk
a krwi pociekła z jej dłoni, która zbyt mocno była zaciśnięta na narzędziu zbrodni. Dziewczyna była jednak bezpieczna. Opadła w ramiona sir Mikaela.
- Mój bohaterze - wyszeptała z czułością.
Cień z lustra zniknął. Może to było przywidzenie? Opal stała nieruchomo obserwując całe zajście z zawiścią w oczach. Z pewnością szykowała się do kolejnego zdradzieckiego ruchu.
- Ciii.. jesteś już bezpieczna.- szeptał czule rycerz głaszcząc po głowie księżniczkę, by ją uspokoić.
- Po co tu przy
szłaś…- dodał gniewnie szeptem zerkając w kierunku Opal.- Z zazdrości chcesz zakłócić me szczęście?
Nie odpowiedziała. Zamiast tego obeszła łóżko kusząco kręcąc biodrami. Z kredensu wzięła szklankę, w której było jeszcze trochę trunku i wychyliła te kilka ostatnich łyków prezentując łabędzią szyję i swój profil. Przełknęła głośno i zwróciła się w kierunku Smitha oraz Celeste. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz nagle przez jej twarz przemknął grymas bólu. Zgięła się wpół i zaczęła migotać. Jej skóra zaczęła zmieniać ko
lor...
Pokryte symbolami AR ściany ziały pustką. Kamuflaż Opal klęczącej przed łóżkiem rozmywał się odsłaniając domyślny, ciemny kolor skóry. Wyglądała na schorowaną…
Księżniczka zadrżała w ramionach sir Mikaela


Celeste zaczęła dygotać, a na jej ustach pojawiła się piana. Ciężko było jednak skupić na niej uwagę. Silny ból i uczucie płonięcia wypełniło ciało Smitha. Mdłości zaczęły zbierać się w okolicach żołądka i gardła. Chwilę później ciało samo zwinęło się w kłębek i zaczęło wymiotować reakcją tak silną, że niemożliwą do opanowania przez silną wolę. Dopiero po chwili implanty i modyfikacje wystartowały, choć były ewidentnie osłabione. Powstrzymały drgawki i wymuszone odruchy pozwalając otworzyć oczy. Ból przestał być tak dotkliwy i obezwładniający. Opal była w takim samym lub gorszym stanie. Naga, zwinięta w kłębek na ziemi dygotała z zimna. Wymiociny, tak jak u Smitha znaczyły podłogę. Celeste wciąż miała drgawki, a piana na jej ustach wskazywała, że przechodzi cały proces gorzej niż pozostała dwójka.
- Katon… status…- wychrypiał mężczyzna starając się pozbierać myśli do kupy. Cokolwiek się tu działo było niepokojące. Smith próbował się podnieść i odłożyć Celeste na łóżko. Jej nie mógł pomóc w tej chwili. Pozostała Opal. Należało ją wynieść stąd. I też samemu opuścić budynek.
Katon: Przyczyna drgawek i konwulsji nieznana. Masz obniżoną temperaturę ciała. Nie jestem w stanie w pełni określić sprawności, ale morf sprawia wrażenie sprawnego. Implanty pracują, a tętno spada do akceptowalnego poziomu. Jeśli odczuwasz zawroty głowy i mdłości, możliwe że atak nie ustał i potrzebna jest pomoc lekarza.
Opal o dziwo sama się podniosła. A przynajmniej usiadła. Spojrzała na swoje ręce i zaklęła cicho pod nosem. Jej naga skóra zamigotała kiedy Cameleon Skin został na nowo uruchomiony i znowu zaczęła się zlewać z otoczeniem. Tuż przed zniknięciem nawet ślepy zauważyłby, że dziennikarka nie miała swoich fioletowych włosów, a ciasno związane, czarne warkoczyki tuż przy skórze.
- Smith? - zapytała wycierając z twarzy wymiociny. - Wezwałeś Kantona… nie jesteś już sir Mikaelem?
- Potem… wynosimy się stąd. Celeste zajmie się właścicielka. Za dużo zainwestowała w swoich… pracowników...- miało się wrażenie, że Smith chciał użyć innego określenia, ale zmienił zdanie w ostatnim momencie. Rozejrzał się za ubraniem.- ... by pozwolić sobie na straty. Możesz iść, czy potrzebujesz mojej pomocy?
- Mogę, ale nigdzie stąd nie idę. Muszę jeszcze Billa uwolnić spod wpływu wirusa. - Opal dźwignęła się na nogi.
- Poza tym i tak potrzebuję wrócić po swoje ubrania. Zbieraj się, ale wynieś ze sobą próbkę wirusa, z tego napoju. Chyba, że masz jeszcze jakiś pomysł co zrobić aby wyciągnąć stąd jeszcze jakiś dowody - kobieta zaczęła iść w stronę drzwi. Póki co ostrożnie aby zapanować nad morfem, który doznał przeciążenia.
- Skoro to wirus zawarty w płynie… to wystarczy chyba rozlać trunek na ubraniu.- ocenił sytuację Smith.-Kto tam by zwracał uwagę na plamę na koszuli. A… Bill… gdzie jest?
- Potrzebujemy go nienaruszonego. Najwyżej zabiorę butelkę z pokoju Billa. Bo on też poddał się jego działaniu niestety. Przydałoby się wyprowadzić któregoś z pracowników poza obręb budynku… - ostatnie słowa dziennikarka mówiła już do siebie. Zostawiła Smitha w pokoju udając się do najbliższego chodnika. Potrzebowała się udać do niebieskiego korytarza.
Mężczyzna zaś wpierw wybrudził swoją koszulę kroplami trunku nie bardzo rozumiejąc sens wypowiedzi dziewczyny. Gdzieś… kiedyś… dowiedział się, że wirusy biologiczne i bakterie są wyjątkowo żywotnymi organizmami i potrafią przetrwać w każdych warunkach. Nie był też pewien, czy dałoby się wynieść alkohol w butelce bez wzbudzania podejrzeń. Można by spróbować, ale… wolał mieć ów swój plan awaryjny. Nie czuł się zbyt dobrze, by mieć ochotę na konfrontację z personelem. Spojrzał na “Celeste”. Ta choć w tej chwili bezbronna, była z pewnością zbyt dużym balastem, by targać ją ze sobą. Choć humanitarnym czynem, byłoby wynieść ją stąd, to jednocześnie było to zadanie trudne wykonania. I zdecydowanie komplikujące i tak już poplątane zadanie. Zresztą… pomijając oczywisty paragraf jakim był ten akt (porwanie lub kradzież w zależności od prawnej interpretacji), nie byli przygotowani do takiej akcji. A to miejsce z pewnością miało swoich goryli, być może nawet dosłownie.
Dlatego też po oblaniu koszuli, zaczął szukać trunku w butelce, którą dałoby się wynieść w kieszeni. A następnie planował się ubrać i poszukać Opal lub/i Billa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline