Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2018, 01:01   #27
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Poranny incydent

Imperium jest równie wielkie, co różnorodne i to w każdym tego słowa znaczeniu. Wymiar sprawiedliwości, jak i samo prawo, różnią się pomiędzy poszczególnymi prowincjami, a im dalej od głównych ośrodków władzy, tym na większym znaczeniu zyskuje rozstrzyganie sporów we własnym zakresie. W Oshausen, na pograniczu Imperium, nie mogło być inaczej. Do takiego sposobu rozwiązywania problemów przywykły w trakcie swych podróży krasnoludy i najwyraźniej też awanturnicy, którzy domagali się od karczmarza odszkodowania. Ten jednak pozostawał nieugięty, nie dostrzegając w tym krzty swojej winy. W ruch poszły nawet obraźliwe słowa, a i oskarżenia łatwo przychodziły na język gościom karczmy, którzy w przypływie niezdrowych emocji najwyraźniej zapomnieli, kto ich tak ciepło przyjął i ugościł.

- A i karczmarza warto by przycisnąć. Wszak z tego tu - odezwał się Dietrich, wskazując ruchem głowy stajennego - złota nie wyciągniecie, a przecież to karczmarz za dobytek swych gości odpowiada. Niech złoto za konie odda. I to szybko, póki jeszcze jego karczma cała stoi.

Frederik Rottenstadt chrząknął głośno, słysząc te słowa, czy raczej groźby, pod swoim adresem. Wielki, czarny wąs uniósł się nieco w górę i drgnął nerwowo, kiedy karczmarz przywołał na twarzy pełną dezaprobaty minę.
- Nie wiem, mości panie, skądże pochodzisz, ale w tych stronach takie prawo nie obowiązuje. Zostawiacie swoje mienie u mnie na własną odpowiedzialność i dopóki nie wykażecie mojej winy, przez co ma się rozumieć celowe działanie na cudzą szkodę, to nie macie prawa domagać się ode mnie zadośćuczynienia.

Tymczasem biały jak pergamin stajenny przełknął głośno ślinę, słysząc co rusz padające z ust gości karczmy obelgi pod jego adresem, jak i liczne oskarżenia, których padł ofiarą. Mężczyzna większość życia przepracował w stajni i choć nie był to usłany różami żywot, to przynajmniej miał pracę, dzięki której mógł utrzymać siebie i swoją świeżo założoną rodzinę. Ani mu w głowie były myśli o zdradach i łapówkach, wszak to jednorazowy zysk i wyżyć z tego ciężko na dłuższą metę. Poczciwy chłop nie potrafił zrozumieć, jak ktokolwiek mógłby się na coś takiego odważyć, tym bardziej, że religijnym był i pozostawał wdzięczny wobec bogów za spokojny żywot, jakim go obdarowali. Nie potrzebne były mu przygody, ani tym bardziej podejmowanie tak wielkiego ryzyka.
- Na litość waszą i naszą! - Odezwał się w końcu, swoim krzykiem przerywając panującą wokół niego wrzawę głosów. Kiedy spostrzegł, że teraz wszyscy spoglądają na niego, zląkł się nagle, ale dość szybko zdołał opanować strach i przemógł się do wygłoszenia kilku zdań.
- Ja… Ja nie byłem przy waszych wierzchowcach przez cały czas... No, przysnęło mi się, co chyba zrozumiałe jest, prawda? Zwierzęta te nie wymagają stałej opieki. W dodatku tej nocy lało jakby sam Mannan postanowił wylać nam morze na głowy, a i wicher taki hulał, że na zewnątrz nie słychać było nic prócz jego głośnego zawodzenia. Kto by chciał w taką pogodę biegać po wiosce i truć konie? Zwierzętom dałem żarło, te samo co zawsze, wodę też miały, a i siano świeżo naniesione było. Robota skończona, więc położyłem się na sianie i kimnąłem się trochę. To chyba nic złego?

Po tych słowach na długo zapanowała cisza. Stajenny wydawał się mówić prawdę, ale trudno było zignorować jego winę, jaką niewątpliwie było przyznanie się do zaniedbania swoich obowiązków. W większych miastach, w bardziej luksusowych przybytkach, taki dawno by wyleciał za samą drzemkę w trakcie pracy, ale tutaj nikt nie wydawał się tym przejmować. Krasnoludy zaś nie lubiły partaczy, dlatego ich reakcja nie mogła być inna i raz jeszcze zarzucili karczmarza oraz stajennego swoimi żądaniami. Wszystko wskazywało na to, że nie dojdzie do porozumienia, jednakże po pewnym czasie do karczmy weszła kolejna osoba, której zeznania rzucił nieco więcej światła na ową, dość zagmatwaną sprawę.
Był to sędziwy rybak, wyraźnie kulejący na prawą nogę, którą musiał wspierać drewnianymi kulami, aby móc w miarę sprawnie przemieszczać się po stałym lądzie. Wkroczył on do karczmy jakiś czas po tym, jak rozpętała się w niej awantura, która była na tyle głośna, że wieść o niej dosięgła uszu nawet najdalej żyjących mieszkańców wioski.
- Tak się składa - rzekł głosem rzężącym jak źle nastrojone skrzypce - żem widzoł wczoraj dwóch nicponi, co mogli być za to odpowiedzialni. Wstałem na długo przed świtem, co by przynęty na łódź zanieść i sieci przygotować, bo z samego rańca wypływam na połów. Czarno było i lało jak skurwesyn, więc mord ich nie rozpoznałem, ale widziałem ino jak dwóch zakapturzonych łotrów majstrowało przy łodziach, cumy przecinając. Wydarłem się, że nogi z dupy powyrywam, pogroziłem też kulą, co najwyraźniej poskutkowało, bo wiali, że aż miło patrzeć było! Chędożone młodzieniaszki, co psoty lubią robić, czmychnęli na mój widok, ale tym razem srogo przesadzili, skoro wierzchowce waćpanów otruli. Jeszcze raz ich zobaczę, tylko rozpoznam, to skórę złoję!
- Twierdzisz, że jakieś dzieciaki otruły nasze wierzchowce, a później chciały przeciąć cumy? - Odezwał się Karl, któremu opowieść ta wydała się dość mało prawdopodobna.
- Nie, żadne tam smarkacze! - Zaprzeczył rybak, niedbale machając ręką, jakby odganiał się od natrętnej muchy. - Zwykłe wioskowe gnoje i przygłupy, niewiele od was młodsze, tak myślę. Wzrostem waszmościów przypominające.

Słowa rybaka w uszach krasnoludów brzmiały przekonywująco, a wpływ na to nie miała jego wątpliwa ogłada, lecz sam fakt, że był to sędziwy człek, a starszyznę w krasnoludzkich społecznościach zawsze się respektowało; ich zdanie traktując z należytą powagą i szacunkiem. Wciąż jednak uważali karczmarza i stajennego za współodpowiedzialnych zaistniałej sytuacji i uparcie przy tym trwali, ale zgodzili się puścić ową zniewagę w niepamięć, jeśli Frederik oraz mieszkańcy wioski pomogą w ujęciu sprawców.

- Obudźcie Lelianę nim prześpi cały dzień - zwrócił się w końcu Karl do awanturników. - Jeśli zamierzacie szukać sprawców, zakupić niezbędny w podróży ekwipunek, czy zwyczajnie spakować się przed podróżą, to macie na to niecałą godzinę. Nie mam zamiaru brać udziału w poszukiwaniu winnych, gdyż teraz jestem już całkowicie przekonany, że była to próba spowolnienia mnie. Pewnie teraz czekają na przybycie posiłków... Ja zaś będę czekał na was przy przystani. Odpływamy nim słońce przekroczy tę linię drzew - powiedział, wskazując przez okno las rozpościerający się w pobliżu Oshausen.
- Utratę wierzchowców wpiszę w koszta związane z podróżą - dodał na koniec, przerywając chwilę ciszy, która zapanowała po jego ostatnim zdaniu, po czym opuścił karczmę.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline