Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2018, 07:38   #25
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Gdy kompanija obradowała nad planem, dwóch jeźdźców z zapalonymi pochodniami przejechało w bezpiecznej odległości od nich. Podróżując wzdłuż drogi, nawoływali swego zaginionego towarzysza, głośno acz bez entuzjazmu. Nieco pijani ruszali w kierunku rzeki, zapewne nawet sobie z tego nie zdając. Wyglądali na niezbyt przejętych zaginięciem towarzysza. Wyglądali na takich, co uważali że kraj Piastów i Jagiellonów jest już w szwedzkich kajdanach. Byli w sumie nieważni.
Jeśli uda się wybicie Szwedów w samej wiosce, to dwójka jeźdźców będzie łatwym kąskiem na później.

Ruszyli. Dwójka szlachciców na przedzie. Kozak za nimi. Miłowit i Wilczyński ujęli noże w prawice. Te były wszak ostatecznością. Jeśli któryś z nich wystrzeli to będzie to niczym dzwon alarmowy.
Żmajło podążał za nimi. Ponoć. Mroki nocy jakoś nie pozwalały dojrzeć Kozaka mimo że siebie widzieli nawzajem. Ukrainiec nałożył strzałę na łuk, gotów go napiąć i usunąć zagrożenie. Ciemność otulała go niczym matczyne ramiona, więc szedł w nią bez strachu i wątpliwości.
Takoż szli więc ku wiosce, a za nimi trzymając dystans Janina i dwaj słudzy.

Straż odlewająca się gościńcu... jeden lał w krzakach, drugi pilnował jego gołego zadka częściej na niego, niż na drogę spozierając. Może za często nawet na ów zadek. Miłowit szybko wskazał cele. Wilczyński i on mieli zakłuć sikającego, a Kozak ustrzelić drugiego. Co prawda szlachcice wiedzieli, że jeden by wystarczył, ale dwójka dawał pewność że sikający nie piśnie nawet.
Atak ich był zauważony. Sikający żołnierz zauważył zbliżających się mężczyzn, zbyt późno jednak. Zdołał wydać z siebie jakieś słowa, sięgając po rapier, acz... nie miał kto ich usłyszeć. Towarzysz jego bowiem leżał już na ziemi konając z powodu strzały przebijającej jego krtań.
On sam zaś poczuł po chwili dwa sztylety wbijające się w jego żebra i dłoń Jana zakrywającego jego usta.
Dwóch z głowy... najłatwiejsze cele.

Więźniów których Szwedzi pochwycili zamiast od razu zabić, zamknęli w szopie na obrzeżach wsi. Pilnowani przez kolejną parę strażników, wyraźnie znudzonych i pijanych. Z muszkietami w dłoniach. Niełatwo się było do nich podkraść.
Nie dość że sami oświetleni pochodniami, to jeszcze byli dobrze widocznymi punktami dla przechodzących się po wsi pojedynczych żołnierzy. Nigdzie nie było też widać oficera o którym wspomniał Żmajło. Lecz przyczyna tego faktu, była oczywista dla całej trójki. Oficer musiał spać w karczmie. Wszak zapadła noc.
Kozakowi udało się ustrzelić jeszcze dwóch żołnierzy, którzy oddalili się od światła.
Był to przy tym widok dość niepokojący, także dla samych szlachciców. Szwed szedł przez podwórze, strzała wyleciała z mroku i żołnierz padał na ziemię charcząc i kopiąc w ostatnich przedśmiertnych dawkach. Ciężko nie było odczuwać choćby cienia trwogi na myśl o cichym i niewidocznym posłańcu śmierci.

Przy drugim wozie, tym na którym leżały łupy i przy którym zgromadzono co ładniejsze wioskowe dziewczęta powiązane niczym branki, sytuacja również uległa zmianie. Teraz czterech żołnierzy tam się zgromadziło i rozprawiali w swym rodzimym języku, zapewne o tym co się stanie z brankami. Tam też zgromadzone i powiązane były wszystkie konie, w tym te zabrane ze wsi.
Co zatem czynić należało?
Ryzykować uwolnienie chłopów, przekraść się do karczmy i oficjera pojmać, uderzyć na ludzi przy wozie z łupami? Coś innego?
Dałoby się ubić jeszcze paru Szwedów z zaskoczenia, ale... tych najłatwiejszych do uśmiercenia kozacze strzały już posłały do Piekła.

Takich dylematów nie miała Ałtyn zostawiona sama sobie wraz z Maryną, która ciekawsko przyglądała się egzotycznej możnej pani, jakby była rajskim ptaszkiem. Z pewnością nie widziała podobnych jej kobiet w całym swym życiu.


Miłowit będąc przywódcą kompaniji obciążony był planowaniem bitwy. Zoczył szybko iż drewniany budynek pokryty jest strzechą. I to jego słabością było. I ten fakt wykorzystać zamierzał.
Wskazał więc dach i wyjaśnił cicho towarzyszącemu mu szlachcicowi co mu przyszło na myśl.
Mianowicie by sługa Wilczyńskiego wdrapał się na dach i przebił przez jego słomiane okrycie dostając się do środka budynku.

Była to dobra rada, a Wilczyński pobierzył ratować chłopów, jak mu Cadejko poruczył. Tyle że po swojemu, bo całkowicie ignorując radę Cadejki. Fantazyja wzięła nim górę nad rozsądkiem. Widział bowiem, że strażnicy pilnujący chłopów na skraju wsi są pijani i znużeni obowiązkami. Pociągnął więc za sobą Żyda odbierając go spod opieki Janiny. Zakradli się do jednej z obórek, gdzie wyraźnie dochodziły odgłosy muczenia. Krasula była na noc nie wydojona, przeto słuchać ją było jak z cicha dawała znać odgłosy wydając. Szwedzi wszystkie baby powiązali, które mogłyby biednemu zwierzęciu nieco ulżyć. Nie była to jedyny błąd z ich strony, wszak szlachcic i jego sługa zakradli się do obórki niezauważeni. Wilczyński dostrzegł zwiędłe wieńce dożynkowe, których chłopi nie wyrzucili. Złapał za upleciony z kłosów zbożowych wieniec i na grzbiet krasuli zarzucił, po czem powrósłem związał jej pod brzuchem.
- A to szwedki zdziwią jak takiego cudaka zobaczą. Bo widzę, że ci wojacy nieźle już czupryny przypruszyli. - szeptem powiedział do Adama. - Wyprowadzimy ją jak będziemy niedaleko smagnę ją płazem szabli. Ani chybi szwedzi muszą się gadziną zainteresować. Wtedy zaatakujemy, i biegiem zaskoczymy ich nim zdążą po muszkiety sięgnąć. Żydek wpatrzony w szlachcica jak panna w święty obrazek nie miał obiekcyji wobec tego pomysłu (a nawet gdy miał, to by nie śmiał ich wyłożyć).

W tym czasie Cadejko przebrawszy się za Szweda ruszył pijanym krokiem w kierunku czwórki mężczyzn rozprawiających głośno w rodzimym języku. A za nim w oddaleniu podążali Kozak z posępnymi przeczuciami. I Janeczka równie zaniepokojona. Wszak w razie kłopotów Miłowit znajdzie się w samym środku bitwy. I to osamotniony. Towarzyszący Jance Litwin nie zamierzał bowiem ruszać na Szweda ze swoją wierną pałą. Wolał pilnować szlachcianki niż wdawać się w bój. Przedkładał bowiem zbójecką taktykę walenia w łeb od tyłu, na żołnierski stawanie w boju przeciw szeregowi luf wrogiej piechoty.

Im bliżej Cadejko był, tym większą zwracał uwagę. Na szczęście będąc jeszcze słabo oświetlonym, szlachcic był brany za jednego z nich. A przynajmniej to mógł sugerować ton ich wypowiedzi.
- Östrand var har du varit?
- Var hon så bra? Den bondekvinnan?
- Har hon stora tuttar?
Problem polegał jednak na tym, że nie słysząc odpowiedzi z jego strony, Szwedzi przy wozie zaczęli się niepokoić. Na szczęście coś odwróciło ich uwagę. Odgłosy broni palnej.

Miałże rację Wilczyński i racji tejże nie miał. Pijani strażnicy przy szopie nie byli w stanie użyć swych muszkietów skutecznie. Ale mieli je nabite i gotowe do strzału. Nawet pijany dziad proszalny umie nacisnąć spust. Toteż i dwaj strażnicy przez kilka sekund wybałuszali oczy na cudaka jakim była popędzona płazem szabli w ich kierunku przebrana krowa. A że w nocy wszystko wydaje się straszniejsze, a wyobraźnia ugoszczona alkoholem lubi z fantazją przesiadywać, to obaj szwedzcy żołnierze. Sięgnęli po muszkiety strzelając na oślep.
I z wrzeszcząc jak opętani „ Jäkel ! Jäkel !” pognali w kierunku do gospody. Wilczyński miał więc wybór, albo ich dopaść i usiec żołdaków, albo za uwalnianie się chłopów brać.
 
Asenat jest offline