Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2018, 13:19   #193
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
wczesne popołudnie

Wędrówka do osady przebiegła w atmosferze wzajemnej wymiary informacji i plotek, turmalinowych gróźb i przechwałek oraz kurmalinowego gdakania. Pod koniec drogi kura zmęczyła się wreszcie i Torikha musiała ją nieść. Senne “kłoooo...”, jakie od czasu do czasu wydawała umoszczona w płaszczu kokoszka było nawet urocze. Można było zapomnieć jaką wściekłą bestią jest na codzień ta nie-nioska.


Turmalina gruszek w popiele zasypywać nie zamierzała - jak tylko znaleźli się w Phan zakasała rękawy i stanowczym krokiem, z bazyliszkowym spojrzeniem, od razu ruszyła do oberży. Można już było wyczuć lekkie drgania ziemi i usłyszeć trzaski kamyków pękających od nadmiaru wściekłej mocy szukającej ujścia... było jasne że geomantka nie zamierzała odkładać zemsty na później. Albo brać pod uwagę przewagi liczebnej Tressendarów.
Joris samej sobie jej zostawiać nie zamierzał i również skłaniał się do stwierdzenia, że to ktoś od Tressendarów. Kropki jednak z każdym krokiem powoli zaczęły się łączyć i do myśliwego gdzieś na wysokości domu Garaele dotarło w końcu, że Turmalina prawdy dochodzić nie zamierza.
- Czekaj, czekaj… -wyprzedził krasnoludzicę stając jej nagle na drodze z niepokojem zerkając na rozedrgane kamyki na ziemi - Ale… co Ty tak d o k ł a d n i e zamierzasz zrobić? Zdajesz sobie chyba sprawę, że ta karczma to całe życie Stonehillów? I że są tam bogom ducha winni niewolnicy?
- Nie da się wydobyć diamentu nie krusząc skał - zacytowała krasnoludzkiego mędrca Dzierżytoporskiego Turmalina wzruszając ramionami - Dobra, postaram się zniszczyć tylko tę część, gdzie siedzi ta błotna zaraza, ale może być różnie, bom wściekła i celować mi się nie chce. Chcesz pomóc to pokaż gdzie siedzą, zgarnij ludzi, jak mi ich ładnie wywloką i na taczce przywiozą jakem wcześniej prosiła będzie mniej zniszczeń. A niewolnicy mogą się uważać za wyzwolonych z opresji.
- Wyzwolonych? - Joris powtórzył z niedowierzaniem za krasnoludzicą - Turmalina na bogów! Mnie się ci połu… - zawahał się dziwnie - ci południowcy też w ogóle nie podobają i nie obraziłbym się gdyby im jaka szkoda się stała, ale przecież po prawdzie to każdy mógł cię tam napaść. Jechałaś sama na mule, a na biedną mysz klasztorną, to ty wybacz, ale nie wyglądasz. Do tego ostatnio zjeżdża się tu sporo luda z Neverwinter i Trzydzików to i rozboju jest komu robić i bez tych szlachciurów.
- Turmi… jeśli przez upływ krwi nie pomieszało ci pamięci, jestem gotów spalić wszystkich na stosie za tak bestialską zbrodnię, ale potrzebujemy dowodów… by nasz czyn nie obrócił się przeciw nam… mieszkańcy Phan są nam przychylni, bardziej niż Tressendarom, ale niszcząc tawernę… dziś rano motłoch był żądny wieszania kilku szubrawców za skradzenie kilku dóbr, burmistrz nad nimi zupełnie nie panował nad sytuacją… to niebezpieczne tak się rwać na pierwszą linię sporu. - Kapłanka wydawała się zmartwiona, ale jakimś dziwnym trafem, trzymała pochodnię w ręce. Nie zapaloną, wszak było widno… ale skąd ją wytrzasnęła i po co ją dzierżyła?

Na szczęście dla rodziny Stonehillów i wszystkich, którzy aktualnie przebywali w gospodzie, drzwi przybytku otwarły się i na plac wytoczyła się znajoma, korpulentna postać. Mina najstarszego z Rockseekerów przypominała gradową chmurę, lecz rozjaśniła się na widok Turmaliny. Zaraz jednak krasnolud przybrał groźny wyraz twarzy i niczym rozjuszony byk ruszył w jej stronę.
- Ty… ty… ty! Ty babo jedna! - ryknął, celując w geomantkę swym grubym palcem. - Nijak na tobie nie można polegać, nijak! Skaranie boskie, mówiłem kuzynowi, lać na gołe dupsko póki na nim siedzieć nie będzie! Ale gdzie tam! I mam teraz, skaranie boskie! - wrzeszczał, stojąc z Turmaliną nos w nos i wygrażając energicznie.
Hałas przyciągnął ciekawskie spojrzenia nie tylko przechodniów, ale i Zenobii, która właśnie wracała z zakupów wraz z nudzącym się niemiłosiernie Trzewiczkiem. Niziołek wolał póki co trzymać się z dala zarówno od Tressendarów jak i od swojej kryjówki (zresztą w loszku strasznie śmierdziało), więc markotnie włóczył się za kurtyzaną po osadzie.

Tymczasem Gundren kontynuował swe gorzkie żale, nie zwracając uwagi na pobłażliwe uśmieszki osadników.
- Pomoc obiecywała! Radę! Ochronę! I co? Furda wszystko! Żem porządnych krasnoludów nasprowadzał, robotnych, zręcznych, a ta zamiast pod ziemią siedzieć to się po lasach niczym lelef włóczy! Zamknę w izbie póki rozum nie wróci, jak słowo daję! - sapał. Słysząc tą perorę półelfka pobladła jakoś, zastygła dziwnie wyprostowana, starając się jak najdokładniej udawać ścianę z pochodnią, niźli żyjącą istotę.

Widok perorującego wuja chwilowo odsunął pozostałe rzeczy na bok i Turmi zajęła się przekrzykiwaniem się i robieniem sceny na całe Phandalin i okolicę.
- Na mnie nie można polegać? To ja z narażeniem życia kopalnię Ci odbijam, brata ratuję i tyle wdzięczności?
- Kiedy to było… - bez powodzenia próbował wciąć się Gundren.
- ...I nawet teraz się narażam po niebezpiecznych traktach do kopalni, jeżdżę, ledwom z życiem uszła, dwa bełty ze mnie wyciągać było trzeba i bez życia te dni przeleżałam! Martwić się trzeba, ratunek było słać, a nie z GĘBĄ! NIE ZASŁUŻYŁAM!
- Co to dla ciebie bełt albo dwa, utknie w tych durnych nowomodnych kieckach i tyle - Rockseeker najwyraźniej wykłócał się siłą rozpędu. - Poza tym nie trza było JEŹDZIĆ! Kto to to widział - krasnolud na ośle!
- Ten krasnolud nie chciał nowych ciżemek podbrudzić! - obruszyła się Turmi stwierdzając niby oczywistą sprawę - Jechałam do Ciebie wujku, napadli mnie, okradli i konającą na trakcie zostawili. Jak chcesz się na kogoś pieklić, wkurzaj się na tych, co mnie napadli. Może nawet coś z nich zostanie. JAK Z NIMI SKOŃCZĘ!
- Ano chyba że tak… - sapnął Gundren i umilkł gdy dotarła do niego powaga turmalinowej sytuacji. - Zbiry mówisz… A ja żem rady od ciebie chciał, a tak to ten… - zacukał się nieoczekiwanie, przetrawiając wieść o bandytach na trakcie i niedoszłym zgonie młodszej krewnej danej mu, bądź co bądź, pod opiekę.
- NO MYŚLĘ! - Turmi łaskawie przyjęła zwycięstwo nad wujkiem, po czym rozejrzała się po zebranych - Co się tak gapicie? Kłótni nie widzieli nigdy? No dobra, na czym to ja... - wzrok geomantki złowieszcze spoczął na gospodzie.
Te słowa zadziałały na Kurmalinę jak budzik; kursko wyrwało do przodu, a phandalińczycy rozpierzchli się w popłochu. Żaden wiejski burek nie miał w osadzie takiego respektu jak ruda kura. Niejeden odgrażał się, że przerobi ją na rosół, ale na groźbach się kończyło. Czy wojowniczy drób byl chroniony autorytetem Melune, czy swej prawie-imienniczki nie wiadomo; tak czy siak wypoczęta i żyjąca w poczuciu bezkarności Kurmalina znów wyruszyła na wojnę z całym światem.
- Już raz powstrzymałam się od rozwalenia i dostałam żelazicy w podzięce - wzrok geomantki przesunął się na Jorisa i Torihke, ignorując kurę. - Co będzie jutro? Trucizna? Kocham was, ale jak czegoś nie rozwalę to wybuchnę. Arrrrg! Dobra skarbeńku, możesz mnie opatrzeć porządnie i spokojnie a potem postanowię.

Tori westchnęła z ulgą i pociągnęła krasnoludkę w stronę swojego domu. Gundren podreptał za nimi, dziwnie nieśmiało zagadując Turmi o zdrowie.

Shavri i Joris zostali nieco z tyłu, widząc w szybko rzedniejącym tłumie Zenobię i Trzewiczka.

 
Sayane jest offline