Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2018, 21:52   #30
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Podziemia bazy wojskowej

- MUSISZ mi powiedzieć skąd masz takie bajery. Nawet zwykłe gacie by mi już dupsko kryły - zaśmiał się Malakai gdy zobaczył rozciągający się strój. Nigdy czegoś takiego nie widział, a było naprawdę bardzo wygodne.

Tomi nie zastanawiał się za wiele. Ani przy tym jak dość nieporadnie próbował otworzyć sejf… Ani teraz gdy Luna oceniła ich szanse jako marne. Pytanie zadane przez nowego towarzysza też pozostało bez odpowiedzi.
- Do windy tam ich zatrzymamy i zastanowimy się co dalej. - powiedział Indianin i zerwał się do dzikiego biegu. Co prawda miał ze sobą ciężki sejf, jednak jego forma dawała mu sporą szybkość i siłę.

Malakai ciął nisko, przebijając się tomahawkiem przez krocze głęboko w ciało, aż podrzucając w górę nieszczęsną pokrakę, wyszarpnął ostrze chwytając dogorywające ciało i miotnął nim w kolejnego. Wziął wdech i ryknął z mocą przyjmując postawę czteronożną i ruszył jak taran w kierunku windy.

Rząd stworzeń znajdujących się najbliżej rozpierzchł się. Tomi nie mógł celnie strzelać z karabinu trzymając go w jednej pazurzastej łapie. Dlatego też kilka stworzeń oberwało sejfem. Przebijali się powoli. Podłoga starej bazy wojskowej pokrywał się krwią i innymi wydzielinami pozostawianymi po zabijanych potworach. Tym razem to Malakai okazał się skuteczniejszym wojownikiem. Toporek, który wydawał się żałośnie mały w rękach bestii okazał się machiną zniszczenia. Sejf był dużo bardziej nieporęczny, choć i tak pozwolił zmiażdżyć dwa łby bez utraty amunicji.

Im bliżej byli windy, tym większy opór na nich czekał. Luna również korygowała ich szanse na przeżycie. W końcu zasugerowała skręt w prawo i znaczące odbicie od drogi powrotnej. Choć wykorzystujący swój gniew Malakai mordował kolejnych przeciwników, to bestii zdawało się przybywać. Skorzystali z porady luny. Sam dron musiał wrócić na plecy Toma, gdyż korytarze robiły się zbyt wąskie, żeby mógł bezpiecznie manewrować. W końcu dostali się do klatki schodowej. Góra była zasypana. Drzwi niemal natychmiast zatarasował Albinos kilkoma kawałkami gruzu. Niżej leżały dwa ciała. Przy jednym leżał dziwny miecz. Przy drugim magazynki z amunicją 5.56, trzy sztuki po 20 nabojów. Wystarczyło je przepakować w magazynki, które miał ze sobą Tomy.

Było to marne pocieszenie jak na fakt, że byli uwięzieni.

****

Rozdroża

Pir rozglądał się po okolicy, podczas gdy wiele bardziej pragmatyczny Victor postanowił ograniczyć czas spędzany z ludźmi do minimum. Toteż wysoki chudzielec podróżujący z tarczą i toporem zaczął nawiązywać kontakty, a Victor był wytykany palcami.

- Jest opcja łatwego zarobku. Szukamy ludzi, którzy pomogą nam konwojować karawanę. Mamy broń. I ludzi. Ale czeka nas droga na zachodnie wybrzeże. To daleko. Nie każdy da radę. Szukam twardzieli - mówił facet w kowbojskim kapeluszu, który kazał się tytułować Bill.

****


Victor kończył tankować. Dodatkowe paliwo wlewał do kanistrów. Było to upierdliwe, ale nieporównywalnie przyjemniejsze niż pchanie ciężarówki z pustym bakiem. Wtedy podeszła do niego mała dziewczynka. Mutantka. Widział ich wiele. Ta miała dwójkę ślepych oczu i trzecie wpatrujące się w niego ze środka jej czoła.

- Syn Jaszczura! - wskazywała na niego palcem, a jej piskliwy dziecięcy głosik był bardzo kontrastujący z poważną treścią - Tyś jest synem jaszczura! Nie skryjesz łusek. Twą matką była wilkołaczka. Ciebie nie powinno tu być. Tacy jak ty nie chodzą pośród ludzi. Tacy jak ty nie przekraczają zasłony.

****

W drodze

Walkiria przemierzała drogę cały dzień. Nie mogła jechać zbyt szybko, bo i to co zostało z dróg było raczej utrudnieniem niż pomocą w podróży. A jednak Kartograf wiedział, że mają bardzo dobrą prędkość. Cały dzień kontrolował długość i kierunek padających cieni. Kompas był kompletnie nieprzydatny. Kiedyś podobno był podstawowym narzędziem orientacji. Teraz bieguny magnetyczne były tak rozregulowane, że igła wykonywała skoki z amplitudami rzędu 15 stopni.

Jana zobaczyła to pierwsza. Tumany kurzu z prawej. Nie burza piaskowa. Znała takie tumany z podróży z karawaną. Tam, ktoś właśnie atakował kogoś innego. Karawany takie jak jej ojca jechały drogami. Napastnicy zaś często ukrywali się przy drodze. Pościg po wydmach zawsze wzbijał w powietrze właśnie takie tumany kurzu. Jana sięgnęła po mapę, którą akurat chwilę temu przeglądał. Zwolniła i palcem wyszukała miejsca w którym teraz byli. Faktycznie ich trasa miała się przeciąć z innym szlakiem. Z północnego wschodu. Czyli jeżeli czegoś nie zrobią, to zaraz mogą trafić na małą wojenkę.

Z drugiej strony, czy mogła pozostawić obcą karawanę bez pomocy? Co powiedziałby Miron? Powinna to przedyskutować z Kartografem, który też nabrał już podejrzeń co do tego co właśnie się dzieje. Zwłaszcza, że w powietrzu niósł się już huk pierwszych wystrzałów.

Jana miała tę jedną przewagę, że to ona siedziała za kierownicą.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline