Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2018, 15:00   #11
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Darla złapała Stephena za ramię, ale jej oczy powędrowały do dziewczynki. Phebe podskakiwała na jednej nodze, z wyciągniętym dla skupienia językiem i próbowała przeskakiwać nad krawędziami płyt chodnikowych tak, aby nie nastąpić na żadne łączenie.
- Musimy jechać na policję, już ! - zaordynowała Darla. - Powiesz, gdzie oni są, może da się coś zrobić.. Nie ma czasu, chodź - pociągnęła mężczyznę.
- Oszalałaś - otworzył szeroko oczy, - przecież wiesz, że nie mogę! Za dużo osób jest w to umoczonych… - Przygryzł wargę. - Pójdziemy z Metysem! Odnajdziemy ich!

Darleen znów rzuciła okiem na małą, która teraz przykucnięta pod drzewem wygrzebywała coś patykiem z ziemi . Ustawiła się tak, żeby nie tracić dziewczynki z widoku. Dużo by teraz dała, żeby móc skupić się wyłącznie na rozmowie z narzeczonym.
- Stephen - zaczęła. - To bez sensu. Łatwiej jest wygrzebywać dwóch, niż czterech… Służby załatwią to raz - dwa, powiemy, że coś usłyszałeś w barze… przecież wszyscy wiedzą o nielegalach. Pójdziemy do ojca, on to załatwi. Nie traćmy czasu.

- Darla - złapał ją obiema rękami za ramiona, tak, żeby spojrzeć jej prosto w oczy, - nie znasz tych ludzi. Oni są bezwzględni. Jak puszczę parę z ust to… - Uciekł wzrokiem. - Nie chcę myśleć co mogą zrobić mi… co mogą zrobić tym, których kocham. - Potrząsnął głową. - Nie Darla, musimy tam zejść sami. Musimy spróbować.

Teraz ona pokręciła głową. Sądziła, że przesadza z tymi wszystkimi...niebezpiecznymi ludźmi. Tu nie wchodziły w grę tak duże pieniądze. Bardziej bała się, że ich szyb się osunie.
- Nie możesz – tłumaczyła łagodnie, jak dziecku. - A jak znowu coś tąpnie? Poza tym - teraz tam panuje kompletny chaos, wystarczy anonimowy telefon, służby się zainteresują i wyciągną twoich kumpli. - znów spojrzała na małą, która, coraz bardziej znudzona, grzebała w ziemi. - Przecież nikt się nie dowie, kto dzwonił.
Nie odpowiedział ale widziała, że złamała jego upór. Bał się schodzić na dół i szukał dobrej wymówki, żeby tego nie robić.
- Może masz rację - bąknął w końcu, nie zupełnie jeszcze przekonany. - Pogadam z Metysem. Zobaczymy się później?
- Dziś wieczorem mamy kolację z ojcem i tą jego nową kobietą, w jej barze. O 20. Przyjdziesz?

Przytaknął.
- Kocham cię Darla - ucałował ją w policzek. - Do zobaczenia wieczorem.
Na pożegnanie potarmosił czuprynę małej.

- Ja też cię kocham – zapewnił go dźwięczny głosik. Phebe uznała, ze chwilka już minęła i postanowiła przypomnieć o swojej obecności.
- Nie rób nic głupiego! – zawołała jeszcze Darla do pleców mężczyzny, biorąc małą za rączkę.
- Wujek poszedł? – zaszczebiotała. – Nie jest głodny? Co będzie robił głupiego? Nie jest grzeczny? Ja jestem bardzo grzeczna i nigdy nie robię nic głupiego. Kiedyś ucięłam nożyczkami włosy, bo miałam za długie z boku, ale to tajemnica.. ciii… nie mów nikomu. Mama nie wie ani pani w szkole. Nie powiesz? Bo wiesz… mogę mieć kłopoty, młoda damo. Masz kłopoty, młoda damo. Maaaasz kłopoty…. młoda daaaamo… iooo iooo yo - zaczęła podśpiewywać, na melodię „Old MacDonald Had A Farm”

Darla zdążyła się już nauczyć, że małej nie potrzeba wiele, żeby mieć poczucie, że jest słuchana – jakieś „świetnie żabko” albo „acha” załatwiało całą konwersację. Prowadziła więc dziewczynkę do pobliskiego baru eko - vege, mekki okolicznych matek. Co najważniejsze – był tam mały plac zabaw i zagroda z królikami, miała więc nadzieję, że spotkają inne dziewczynki z którymi Phebe pójdzie się bawić.
- Dwa razy naleśniki, dla mnie z awokado, dla małej – z czekoladą – zamówiła. – I dwa soki pomarańczowe.
- Czekolada wegańska czy ekologiczna?
– dopytała krótko ostrzyżona dziewczyna za ladą.
- Zwykła, byle dużo – odpowiedziała Darla. – I paczka zżarcia dla królików.

Po chwili Phebe razem z innymi dziećmi karmiła puchate króliki , zajmujące zadaszony wybieg w rogu ogródka. Darla czasem zastanawiała się, czy kiedy spasą się już dostateczne są sprzedawane do innej eko nie- vegańskiej knajpy na ekologiczny pasztet.
Usiadła w zacienionym kącie, skąd miała dobry widok na małą , króliki i plac zabaw. Mogła w końcu spokojnie pomyśleć.
Serio miała nadzieję, że Stephenowi nie przyjdzie nic głupiego do głowy… Zwykle dawała radę go przekonać do swojego zdania, ale teraz wyglądał na mono zdeterminowanego. Choć może kierowało nim poczucie solidarności z kumplami? Nie był przecież idiota, aby leźć pod ziemię, narażając się na wstrząsy wtórne. Choć przecież jego praca zawsze niosła za sobą ryzyko.. na co dzień starała się o tym nie myśleć.

Wyjęła komórkę. Było dość wcześnie, ludzi zwykle o tej porze pracowali. Zresztą.. chciał dać innym czas, żeby zdecydowali, ile jej mogą/chcą powiedzieć. Wybrała pierwszy kontakt Jack Wood – ojciec nie lubił rozmawiać o kopanie, zwykle unikali tego tematu, ale teraz sytuacja była wyjątkowa.
„Tato, przysypało dwóch kumpli Stephena, coś wiesz?” Posłała.
Potem Paul . Jej brat pracował w policji, nie miał zbyt wysokiego stanowiska, ale zawsze. „Hej, tu twoja ulubiona sistra. Masz chwilę? Coś wiecie o kopalni?”
Następny kontakt, Steven Hoover – szef straży pożarnej , a prywatnie jej przyjaciel, też powinien mieć sporo wiadomości. Darla liczyła, że przez wspomnienie o tym, co ich kiedyś łączyło będzie skłonny do rozmów „ Coś wiesz o kopalni?„ napisała.

Z Kate Moss pogada po południu w salonie. Wyciągnęła nogi w szortach przed siebie, przekopała workowatą torebkę i w końcu znalazł listek pastylek. Wyłuskała jedną, połknęła, popiła sokiem.

Zapowiadał się długi dzień.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline