Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2018, 21:11   #118
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Nie minęły trzy modlitwy (które w myślach Jan lub Gabriel może nawet zmawiali) gdy do kainitów dołączyła wataha płocczan. Kobieta, która wbrew zwyczajom żywych ( i zazwyczaj umarłych) wydawała się trzymać pozostałe wilki za mordy, bynajmniej nie w przenośni, uśmiechnęła się krzywo i kpiąco do dzieci nocy:
- No dobra pijaweczki, chowajcie się lepiej na wozie, coby wam w drodze włos nie spadł… albo i więcej.

***

Podróż przeciągała się w nieskończoność, podobnie jak towarzyszący jej niepokój. Przemoczonym, ściśniętym na wozie spokrewnionym nie doskwierał co prawda chłód, jednak podrzucanie co raz i uderzenia o twarde drewno starymi kośćmi już tak. Wampiry nawykłe były do wygód cywilizacji, wyprawa przez leśne, bezludne ostępy, jeśli już była konieczna, odbywała się w czasie dnia, gdy po pierwsze było bezpieczniej, po drugie można było pozostawać w sennej nieświadomości.
Wyobraźnia potrafi płatać figle, gdy od nieprzyjaznej, mrocznej kniei dzieli jedynie przesiąknięte lodowatą wodą poszycie wozu. Każdy dźwięk zdawał się złowrogi, szczególnie dla wyczulonych uszu kainitów.

W pewnym momencie Gabriel stanął jak wryty (co wcale nie było na wozie łatwe i wymagało dobrego zmysłu równowagi.
- Zguba! - mnich przestrzegł jeszcze towarzyszy podróży nim rozerwał spinający materiał i rzucił się z jadącego wozu na złamanie karku. Za moment przez pozostawioną teraz szparę w płótnie zajrzał jeden z lupinów. Jego oblicze było teraz znacznie dziksze, na tyle by jego prawdziwej natury nie można już było ukryć.
- Poszalał, czy któryś mu pomógł? - wilk zastrzygł uszami kierując pytanie do pozostałych kainitów - z wami to nigdy nie wiadomo… - nie skończył mówić nim koń zatrzymał się.
- Co tam się dzieje? - zażądała nieznoszącym sprzeciwu głosem wadera.
- Wygląda na to, że jedna z pijaw postradała ze strachu zmysły i czmychnęła w las. - odpowiedział wilk, na co kobieta tylko zaśmiała się.
- Jeszcze lepiej, jak go znajdą w pobliżu nikt nie będzie miał wątpliwości kto za atakiem stoi.
- Racja - zgodził się trzeci lupin, po czym pociągnął nosem - konni blisko nas!
- Gotujcie się - zarządziła wadera po czym zwróciła się do kainitów - Bolesław pewnikiem zwęszy waszą obecność, pozostańcie w wozie póki go nie osłabiamy - to powiedziawszy zeskoczyła na ziemię i czmychnęła w knieję, to samo uczyniła reszta wilków.

***

Kainici zostali sami w przemoczonym wozie pośrodku leśnej drogi. Niebawem posłyszeli stukot koni, chyba dwóch. Było coś jeszcze: intensywna wnoś świeżej krwi.
- Kto tam?! - zabrzmiał męski głos polszczyzną, którą przynajmniej część kainitów rozumiała.
- Kto… - kolejne pytanie przerwały nieludzkie wrzaski i szczęk broni.

Płocczanie, co tylko wychodziło im na dobre, mieli ograniczone doświadczenia z wilkołakami.
Do teraz.
Zaledwie kilka metrów od nich pięć potworów walczyło zajadle korzystając ze szponów, kłów oraz mieczy. Jak należało się domyślać, największą bestią był sam Bolesław, olbrzymi lupin młócił dookoła mieczem starając się trzymać na dystans dwóch przeciwników - basiora i waderę.
Dwa pozostałe wilki walczyły przeciwko sobie i jednemu szło zdecydowanie lepiej. Najwyraźniej musiał być to towarzysz Bolesława, gdyż wtedy to właśnie Bleier Młodszy postanowił włączyć się do działania. Czarnoksiężnik mamrotał coś w języku który nie mógł być ani łaciną, ani greką - wtedy bowiem Jan mógłby zrozumieć słowa. Wilk chyba wyczuł magię wampira, gdyż natychmiast skupił na nim swoją uwagę. Nie dane mu jednak było zaatakować Bleiera, gdyż nogi dosłownie odmówiły basiorowi posłuszeństwa. Wilk upadł na brzuch, jego napastnik bez skrupułów ukuł go mieczem w bok. “Zwycięski” lupin rzucił przelotne spojrzenie Bleierowi i pozostałym spokrewnionym, po czym rzucił się w stronę walczących z Bolesławem towarzyszy.
Bo i ci ewidentnie z pomocy mogli skorzystać. Potwór jakim był Książe, pozostawał zagrożeniem nawet dla całej trójki swoich krewnych. Momentami trudno było wampirom ocenić, kto tu kogo atakuje.
Jan wykazał się pragmatyzmem - jeśli miał pozostać w lesie z wilkami, wolał pozostać z tymi wygranymi. Kiedy nadarzyła się odpowiednia okazja, grek wystrzelił ze swojej kuszy. Bolesław zrobił unik, zauważył wampira, jednak strzał prawdopodobnie uratował jednemu z atakujących księcia wilków życie.
Książe zamachnął się ponownie mieczem, jednak ostrze wyleciało w powietrze w momencie gdy szponiasta dłoń w której wilkołak trzymał broń dosłownie uschła. Fleur rzuciła spojrzenie na Tomasa. Usta czarodzieja z Elbing wykrzywił tryumfalny uśmiech, jednak wampirzyca dostrzegła też strużkę krwawego potu ściekającą z czoła Bleiera Młodszego. Bolesław zdążył jeszcze pozbawić jednego z napastników sporej liczby kłów uderzając go w pysk samą pięścią, jednak chwilę później miecz wadery odrąbał mu prawą nogę w kolanie. Walka została przesądzona.

***

Zarówno Jan jak i Fleur nie pamiętali by kiedykolwiek dane im było pożywić się krwią tak słodką i sycącą. Żadne z nich chyba też nie piło jeszcze nigdy do końca i choć byli już całkowicie najedzeni, pozostawał jakiś… niedosyt.
- Zabierzcie “to” stąd - naga wilczyca która zdążyła wrócić do ludzkiej postaci, zarzucała na siebie właśnie futrzany kożuch, który wyglądał bardziej na odzienie jakiegoś dzikiego poganina a nie płockiej panienki. Wampiry szybko zrozumiały, że “to” odnosiło się właśnie do nich, kiedy wielkie łapska wciąż pozostających w potwornej postaci basiorów pochwyciły ich kolejno i poderwały do góry.

***

Fleur kurczowo trzymała się sosnowego pnia dobre trzydzieści metrów od ziemi. Drewno trzeszczało niemiłosiernie, upadek byłby bardzo, bardzo bolesny. Wciąż istniała też ewentualność, że uderzy w nią piorun. Wampirzycę pocieszało trochę to, że na wierzchołkach dwóch pobliskich sosen Jan i Thomas trzymali się gałęzi równie rozpaczliwie.

Mimo całej sytuacji kainici starali się zachowywać tak cicho jak to tylko możliwe, z dołu dobiegały odgłosy wielu koni, wielu ożywionych głosów… i skowytów.

***

- Wydaje mi się… że możemy już zejść! - zakrzyknął Thomas na długo po tym jak głosy z dołu ustały. “Zejście” niestety nie obeszło się bez pogruchotania tu i ówdzie kilku kości jednak nie było to nic, z czym wampiry nie mogłyby sobie poradzić.

***

Droga powrotna przez las okazała się długa i żmudna. Thomas utrzymywał, że “wie” jak iść, jednak potykając się o konary, Jan i Fleur mieli co do tego wiele wątpliwości. W końcu, kiedy niebo robiło się już niebezpiecznie szare, Wampiry zwęszyły zapach spalenizny.
[media]https://i.pinimg.com/originals/d9/cc/94/d9cc94211b0c45f9bb7222df0f40edd6.png[/media]
Już na przedmieściach widać było płonący gród. Dookoła leżały ciała ludzi oraz zwierząt. Żadnemu z wampirów nie spieszyło się do pożaru… w okolicy stało wciąż kilka mniej zniszczonych zagród a płacz i jęki wskazywały na to, że nie wszystkich mieszkańców okolicy dosięgła śmierć.
Jan szybko wczuł się w rolę medyka a i Fleur wraz z Thomasem pragmatycznie zakręcili się za jakimś schronieniem - niemal już świtało!

***

Noc Piąta - Epilog

Kiedy kainici wychylili się ze stajni w której najeźdźcy nie pozostawili żadnego żywego konia, ich nawykłe do ciemności oczy poraziła śnieżna biel. Temperatura znacznie spadła, świecący na niebie księżyc rozświetlał pokrytą biały puchem okolicę. Nikogo nie było w pobliżu, wampirom nie pozostawało nic innego jak ruszyć ku zrujnowanym murom Płocka, gdzie ogień został już wygaszony. Początkowo kainici obawiali się, że ludzie całkowicie porzucili miasto, jednak im bliżej ruin, tym więcej pogorzelców pomagało przy wynoszeniu trupów.
W miejscu gdzie jeszcze niedawno znajdowała się brama bielska, stała kobieta. Jej bogaty strój kontrastował z nędzą umęczonych śmiertelników.
[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/e7/1e/43/e71e439303e48216b858c74f5b0bc9dd.jpg[/MEDIA]
Thomas skłonił damie głowę, ta odpowiedziała mu uśmiechem.
- Moi drodzy - kobieta zwróciła się do Fleur i Jana - witajcie w moim mieście.


Koniec
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline