Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2018, 09:03   #32
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Victor oznajmił, że zostanie przy ciężarówce. Musiał przygotować grubą Bertę, jak ją potocznie zwali, do dalszej drogi.
- Lucy, skarbie, zobacz, czy w tej zapyziałej dziurze jest może jakiś burdelik, albo chętna, byle czysta, panienka, która miała by ochotę pobrykać z takim ogierem jak ja. - Victor zdawał się być w świetnym humorze, jego oczy lśniły łobuzersko.
- Stary zbok. - parsknęła Lucy. Zgrabnym, niesamowicie szybkim ruchem nachyliła się do przodu, pochwyciła kamień i cisnęła w mężczyznę. - Sam zadbaj o dziwkę.
Kamień trzasnął Victora w pierś. Mężczyzna skulił się przesadnie, szczerząc z rozbawienia zęby. Lucy posłała mu jeszcze jedno, pochmurne spojrzenie, potem oddaliła się od ciężarówki. Pir dostrzegł jak się uśmiecha rozbawiona. - Choć młody, zwiedzimy tą dziurę. - rzuciła mu przechodząc obok. Vanessa wzruszyła ramionami i już chciała podążyć za koleżanką, gdy dojrzała błagalne spojrzenie Victora. - O nie Victor. Ja nie bawię się w stręczycielstwo, nie patrz tak na mnie. - Vanessa roześmiała się perliście, gdy Victor starał się zastosować na niej spojrzenie jamnika, które w jego wydaniu wyglądało, jakby dostał zatwardzenia. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i pobiegła za Lucy.
- Tak idźcie sobie. Przyjaciół poznaje się w biedzie, nonie?! Ha, Tylko nie przychodźcie potem do mnie z jakąś prośbą! Nich was pustynny jaszczur oszcza! Parszywe niewdzięczne zdziry! - rzucił Victor za nimi, starając się, by jego słowa brzmiały groźnie, lecz po chwili musiał się obrócić, by nie pokazać jak się śmieje.

Podczas gdy Pir bratał się z lokalną społecznością, Victor przeglądał ciężarówkę. Sprawdzał podwozie, upewnił się, że płyty zabezpieczające hydraulikę są nienaruszone. Sprawdził opony. Potężne szeroko rozstawione terenowe koła były oblepione pyłem i zaschniętym błotem. Lecz nie szkodziło to ich konstrukcji. Samo prężna pianka zamiast wypełnienia powietrzem pozwalała podróżować nie martwiąc się o przysłowiowego kapcia. zadowolony Victor odłożył zestaw naprawczy, tym razem nie potrzebował nic kleić ani wypełniać nową pianką. Oskrobał nieco brudu tu i tam. Ośmiokołowa ciężarówka w brudno szarych maskujących kolorach z napędem na wszystkie koła stała dumnie w prażącym słońcu.
Gruba Berta mogła pochwalić się zastosowaniem zwolnic w piastach kół i blokadą mechanizmu różnicowego, która poprawiała nie tylko nośność, ale także wytrzymałość tych elementów i właściwości terenowe CF-a. Tylna oś wyposażona była w osiem drążków reakcyjnych, dzięki czemu w terenie monstrum miało zdecydowanie większą stateczność boczną.
Pomyślano również o drobiazgach. Zabudowa wentylatora zapobiegała wzbijaniu kurzu. Było to szczególnie ważne, jeżeli pojazd pracował, tak jak obecnie, stojąc w suchym i piaszczystym terenie. Dodano również cyklonowy filtr powietrza. Dzięki ruchowi wirowemu największe zanieczyszczenia były w 95% wyłapywane przed właściwym filtrem. A ten był stworzony z nano włókien, i hepa filtra, co pozwalało na wyłapanie najmniejszych drobinek. Victor przetarł hepa filtr, uwalniając go od nagromadzonego brudu.
Victor kontynuował przegląd pojazdu. System chłodzenia był sprawny. Podobnie jak pneumatyka i hydraulika. Victor opuścił kabinę na miejsce. Przez chwilę wpatrywał się w groźnie wyglądający front potężnej ciężarówki. Szyby były zabezpieczone czymś na rodzaj stalowej żaluzji. Szerokie na dobre 20 cm wzmocnione osłony wisiały niczym gęsty regał przed frontową szybą. Pozwalały na widok do przodu, lecz strzelić było trudno, tor lotu pocisku musiał by być równoległy do ułożenia opierzenia. A to szło zatrzasnąć, pozostawiając jedynie wąską szparę dla obserwacji. Dodatkowo przód wieńczył prowizoryczny taran ukształtowany w klin, tak by łatwiej było spychać przeszkody na bok. Rząd chronionych kratą reflektorów ciągnął się wzdłuż górnej części kabiny. Taran można było unosić i opuszczać, podobnie jak z łyżką spychacza.
Gruba Berta osiągała kąt natarcia o wysokości 35 stopni. To dzięki zmodyfikowanemu kształtowi zderzaka i brakowi przedniej belki przeciw najazdowej. Prześwit pod podwoziem wynosił w zależności od uniesienia osi 340 do 710 mm. Samo podbrzusze bestii było opancerzone na tyle, by mogła się prześlizgnąć po ostrych głazach nie ponosząc większych szkód niż zerwany lakier. Dodatkowo wyciągarka z przodu i z tyłu pozwalała pokonać jeszcze większe przeszkody, aczkolwiek nie z marszu.
Skrętne tylne koła pozwalały na osiągnięcie średnicy zawracania koło 12m, co przy tak wielkim pojeździe było niesamowicie niewiele.
Victor wdrapał się za szoferkę. sprawdził połączenie z naczepą. Ciężarówka była przystosowana do ciężkich terenów, długa naczepa została umocowana na specjalnym pół sztywnym siodle. Victor sprawdził wał przenoszący w razie potrzeby napęd na tylne koła naczepy. Sprawdził okablowanie w opancerzonych prowadnicach oraz rękaw osłaniający przejście pomiędzy szoferką a tyłem ciężarówki. Wszystko było jak należy.
Mężczyzna wdrapał się na dach kontenera. Przejrzał włazy, zarówno prowadzące do szoferki jak i do naczepy. Sprawdził i oczyścił baterie słoneczne. Wystawił leżak. Gdy skończy, zamierzał rozsiąść się tu z piwem w ręku i obserwować okolicę. Teatrzyk. Tak, trochę to było przedstawienie dla tubylców. Victor odgrywał rolę paskudnego najemnika, szczającego napalmem i gryzącego gwoździe na śniadanie, podczas gdy dziewczęta, głównie Vanessa, uśmiechając się słodko i prezentując trochę krągłego ciała napędzała interes. Trochę handelku, trochę zleceń. Zwykle działało to dość dobrze, a Vanessa była świetna w owijaniu sobie zarówno kobiet jak i mężczyzn dookoła palca.
Victor rzucił spojrzenie Pir 'owi. Ten stał w pewnej odległości i rozmawiał z kimś z tubylców. Victor wyprostował się. Nie umknęły mu spojrzenia, jakie posyłali w jego stronę tutejsi ludzie. Wilkołak zrobił groźną minę i wyprostował się na swoją całą wysokość, rozpościerając potężne ramiona, jakby się rozciągał. Uśmiechnął się kwaśno, gdy z głośnym hukiem zatrzasnęły się niektóre okiennice.
Zeskoczył w dół, wzbijając tuman kurzu. Musiał jeszcze sprawdzić włazy w podwoziu.
- Vanessa, Lucy, melduj.- warknął mało przyjaźnie do krótkofalówki. Byli w obcym miejscu. Zbieranie raportów co kilka minut było rutynowym działaniem. A mimo swego szorstkiego tonu, Victor martwił się o dziewczyny. Tak, potrafiły o siebie zadbać. Najczęściej... lecz nie pomagało to jego wewnętrznemu kundlowi warczeć na każdego przechodzącego obok.
Dziewczyny szybko odpowiedziały. Użyły słów kluczy, znaczących, że wszystko ok. Byli zgraną bandą. Mieli ustalone słowa klucze na różne okoliczności. W tym i takie, mówiące na przykład - ktoś przyciska mi lufę do głowy i każe potwierdzić, że wszystko w jak najlepszym porządku. Ach i jest ich trzech i nie są ludźmi.
Podczas podróży, Vanessa zaczęła szkolić i Pir 'a w używaniu kodów pozwalających przesłać proste ostrzeżenia używając pozornie niewinnych słów. Victor potem chętnie przepytywał młodego.
Dwa czy trzy razy, zatrzymali się również, by przećwiczyć taktyczne poruszanie się w napotkanych ruinach. Victor był stanowczy. Jeśli mieli razem działać, musieli się dotrzeć, poznać swoje style walki, nauczyć się działać jak jeden organizm, jak dobrze naoliwiona maszyna do zabijania. Za często widział, jak niedopasowanie zabija pozornie silnych wojowników. Widział jak współpraca pozwala dużo słabszym, lecz dobrze zgranym wojownikom pokonać i powalić najniebezpieczniejszego przeciwnika. Walcząc wspólnie, trzeba było wiedzieć, jak zareaguje partner. Trzeba było mieć pewność, że zrozumie przesłane znaki, że będzie cię krył podczas twojego podejścia, że odetnie drogę ucieczki wrogowi, gdy ty go płoszysz. By zwyciężać, trzeba było działać jak wataha, razem.
W takich manewrach Pir i Victor zawsze obierali szpicę, a dziewczyny ubezpieczały ich z pewnej odległości. Karabinki dam dawały im sporą przewagę zasięgu. Podwieszony granatnik zaś zapewniał znaczną siłę rażenia, gdyby było to konieczne. Wiszące wysoko na niebie, prawie niewidoczne z ziemi ustrojstwo stale karmiło panie strumieniem danych o bliższym i dalszym otoczeniu.

Vanessa wróciła po jakimś czasie. Zastała Victora rozwalonego w leżaku na dachu szoferki. Na oparciu stała szklanka, zapewne z gorzałką. Victor samemu pędził bimber w ciężarówce. Na tyle mocny, że od biedy można było używać go jako rozpuszczalnika. Mężczyzna zajmował się obecnie przeglądem broni. Rozebrał na kawałki szturmową śrutówkę, obecnie naoliwiał i polerował jej poszczególne części.
- Załatwiłam nam zapas paliwa. - zawołała. Victor zmarszczył brwi. Rozejrzał się dookoła, jakby chciał powiedzieć, gdzie?
- Jest tylko jeden problem... - zaczęła dziewczyna. A Victor westchnął teatralnie. - Zawsze jest... - mruknął, odłożył broń na bok i zeskoczył z kabiny, lądując miękko na ugiętych nogach. Jego liczny ekwipunek nawet nie zaszeleścił. Victor bardzo dbał o to, by wszystko było porządnie zabezpieczone, czasem od umiejętności cichego poruszania się, mogło zależeć czyjeś życie. Jego... albo jego przeciwnika.
Victor uniósł brew.
- Jest w tamtej szopie, i... nie ma cysterny... - oznajmiła Vanessa.
Victor spojrzał w kierunku, wskazywanym przez dziewczynę. Szopa znajdowała się w głębi podwórza, otoczonego niskim, lecz solidnie wyglądającym murkiem. Na domiar złego, na końcu wąskiej uliczki, za wąskiej dla Berty. - Spoko, zwalę budynki po .. - Nie. - przerwała mu Vanessa. - Żadnego burzenia. Sory. Ale poczekaj. - rzekła po czym zniknęła na chwilę w naczepie. Gdy wyłoniła się z mroku, a słońce rozpaliło jej rude włosy, miała w rękach dwa metalowe kanistry. Cisnęła je w Victora, który złapał je zręcznie. Vanessa kocim ruchem zeskoczyła na dół. Z triumfalnym uśmiechem rzekła - trochę ruchu ci dobrze zrobi.
- Niech cię licho. - warknął Victor. - Co ja ci takiego zrobiłem? Mówiłem ci już, twoja matka sama do mnie przyszła wtedy uhm... - Drobny łokieć wbił się mężczyźnie pod żebra, wyciskając powietrze z płuc. Victor stęknął i zgiął się nieco. Trzymane w rękach kanistry zaszurały o piasek. - Kobieto, będziesz moim grobem. - syknął przez zęby. Vanessa pochyliła się do niego. Poczuł jej słodki zapach. Jej twarz zbliżyła się do niego, ich policzki musnęły się. Poczuł jej oddech na swoim uchu.
- Trzeba było wtedy przyjść do mnie, może miał byś wtedy matkę i córkę równocześnie, a tak, zadowoliłeś się tylko starszą panią. - wyszeptała Vanessa przepełnionym niewypowiedzianą obietnicą głosem.
Victor przełknął łakomo ślinę. Jednak Vanessa już się wyprostowała i ruszyła w stronę jednego z budynków, nęcącego cienistym chłodem. Wpatrywał się w jej kołyszące biodra, prawie zapomniawszy, iż miał coś ponosić. Jego nozdrza rozszerzyły się, gdy wciągał w nie kobiecy zapach, jakiego Vanessa pozostawiła po sobie. Warknął coś niezrozumiale, splunął na piasek i ruszył w stronę szopy.
Targanie paliwa zajęło mu sporo czasu. Ale sprytnej ladacznicy udało się wydębić od prostych chłopów tyle, że nie dość, że udało się uzupełnić potężny bak Grubej Berty, ale i dodatkowy zbiornik w naczepie. A teraz napełniał już jeden z ostatnich kanistrów. Victor był zmęczony, ale i zadowolony.
Wyprostował się i otarł pot z czoła. Praca była ciężka, szybko pozbył się koszulki i prezentował tutejszym dziewczętom nagi tors. Jego potężne mięśnie grały tuż pod ogorzałą i mokrą od potu skórą. Liczne blizny, kilka tatuaży i piękna rzeźba sprawiały, że wpasowywał się znakomicie w rolę niegrzecznego, śmiertelnie niebezpiecznego samca alfy. Może nie był zbytnio urodziwy, ale roztaczał dookoła siebie intensywną aurę pewności siebie, seksapilu i jeszcze czegoś mrocznego, drapieżnego. Posłał raz oczko starej kwoce, która odciągnęła od okna swą córkę. Nastolatka obserwowała go z otwartą buzią od dłuższego czasu. Victor chętnie odgrywał dla niej swą małą szopkę. uśmiechając się w duchu, gdy dziewczyna kuliła się lub drżała pod jego okazjonalnymi spojrzeniami. Już miał nadzieję, że może spotka ją nocą... a wtedy pojawiła się ta gruba stara kwoka. no może nie aż taka gruba, Victor lubił jak było za co chwycić. I może nie znów tak stara. dojrzałe kobiety znały kilka fajnych sztuczek, których brakowało niedoświadczonym małolatom. Victor puścił jej więc jednoznaczne oczko. Matrona zaczerwieniła się, z udawanym oburzeniem, a Victor uśmiechnął pod nosem. A może by tak matkę i córkę tej nocy? Victor nie mógł powstrzymać kosmatych myśli, było to głęboko osadzone w jego naturze

Wtedy podeszła do niego mała dziewczynka. Victor przechylił głowę na bok. Z wszystkich panien na tym zadupiu trafiła mu się akurat nieletnia mutantka? Poważnie? Co za parszywy los...
Victor podrapał się po zarośniętym twardą szczeciną policzku. Nawet on miał swoje granice. Szybko przepędził z głowy widok odciąganej z przed okna nastolatki. Tamta była w odpowiednim wieku. Miała już miłe dla oka krągłości tam, gdzie młoda dziewczyna powinna je posiadać. Ta tu... cóż.. była jeszcze dzieckiem. A to była dla niego nieprzekraczalna granica. Pozbył się zatem szybko kosmatych myśli.
Przez chwilę spoglądał w jej ślepe oczy. By wreszcie skupić się na jej widzącym środkowym oku. Nie czuł odrazy, jaką często widział u zwykłych ludzi, gdy przyszło im obcować z zniekształconymi mutantami.
Zniżył się do jej poziomu. Przykucnął kładąc dłonie na szerokich udach.
- Syn Jaszczura! - wskazywała na niego palcem, a jej piskliwy dziecięcy głosik był bardzo kontrastujący z poważną treścią - Tyś jest synem jaszczura! Nie skryjesz łusek. Twą matką była wilkołaczka. Ciebie nie powinno tu być. Tacy jak ty nie chodzą pośród ludzi. Tacy jak ty nie przekraczają zasłony.

- Tak. - rzekł krótko. - Jam jest. Jaszczura i owszem. Lecz i więcej niż to, mała księżniczko. Znacznie więcej niż to. - potwierdził. - I chodzę gdzie mi się podoba. Przekraczam każdą barierę, jaką zapragnę pokonać. I nikt, ni człowiek, ni zwierze, ni mutant, nie będzie mi mówił, co ja powinienem a czego nie. - jego głos był spokojny. Wyjątkowo nie czuć było w nim złości. Mówił powoli i wyraźnie, jakby chciał się upewnić, że wiadomość dotrze do odbiorcy.
- Po co podeszłaś do mnie? Czego chcesz mała księżniczko? Nie boisz się bestii, którą wyraźnie we mnie widzisz? - Victor nie poruszył się. Nie zrobił najmniejszego ruchu by wystraszyć czy skrzywdzić kruchą dziewuszkę. Jedynie jego lewa powieka drgała nerwowo, a nozdrza rozszerzały się, chłonąc zapach mutantki. Nawet jego głos zdradzał zaciekawienie, wyjątkowo pozbawiony swej zwyczajnej szorstkości.
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 14-03-2018 o 16:39.
Ehran jest offline