Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2018, 09:59   #88
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Mężczyzna czekał na nich pod pubem. Był wyraźnie zaniepokojony. Charlie ujęła wampira pod ramię.
- To Thomas Gedge. Pracuje w banku. - Odezwała się cicho, wprost do jego ucha.
- Witamy, witamy panie Gedge - przywitał go. - To co, do pubu? Wypijemy jakiś drobiazg za naszą znajomość?
- Z przyjemnością Panie Ashmore
. - Mężczyzna spojrzał niepewnie na towarzyszkę wampira. Wyraźnie spodziewał się męskiego wypadu.
- Przepraszam, że nie mogę panu poświęcić tyle czasu, ile pewnie chciałbym. Ogólnie wie pan, planuję lepiej poznać pracowników banku. Sam pan rozumie, ale zapraszam pana na drobne piwko - po prostu nie miał ochoty na pieprzenie się z panem szanownym Gedge. Jego celem było wsączenie Pamięci opoja na zasadzie: Charlotta oraz Henry właściwie nic nie robią, odwiedzają bank oraz kluby, spotykają klientów, chodzą po sklepach etc. Przypuszczał, że ów mężczyzna nie ma zbyt wielkiej siły woli, skoro zdecydował się, pomimo bycia pracownikiem banku, śledzić ich. Przez jakiś czas myślał Gaheris, żeby zaszczepić mu także ciekawość, kim jest rozmówca. Jednak właściwie uznał, iż nie ma co specjalnie ryzykować. Postanowił poprosić Malkaviankę, żeby kogoś za nim jutro posłała śledząc, albo kilku ktosiów. Weszli więc spokojnie do pubu omawiając pierdoły wtedy właśnie Henry zajął się owym wszczepianiem pamięci. Mężczyzna okazał się być niesamowicie oporny. Już po chwili rozmowy wampir zdał sobie sprawę, że rozmawia z agentem, prawdopodobnie kimś kto służy podobnie jak Charlie służyła Florence. Na szczęście po godzince, mocno zakrapianej alkoholem, udało się wpleść informacje w świadomość Thomasa. Pozostawało tylko pytanie dla kogo pracował. Jednak wcześniej stwierdzone było, iż Gedge sam tego nie wie. Widocznie jakiś wampir więc warunkował owego pracownika.
- Cóż, szanowny panie, było miło, ale póki co, życzę powodzenia panu. Pozdrawiam jeszcze - rzucił kilka uwag oraz później wyruszyli on oraz Charlotta do siedziby księcia Peela. Oczywiście nie wprost. Zwyczajowo planowali pokombinować, stwierdzili iż wysiądą trochę dalej, natomiast później podejdą. Cały czas wampir starał się obserwować okolice. Podczas jazdy oraz podczas drogi pieszej. Gdy jechali, znów miał to niepokojące uczucie bycia obserwowanym. Dziwnie znajome. Zniknęło gdy zbliżyli się do Westminsteru. Rzeczywiście niefajne. Pomyślał, iż porozmawia o tym z Malkavianką. Chciał poprosić ją, żeby śledziła tego, kto ich śledził. Prosta sprawa, trzeba było tylko zorganizować pułapkę pod postacią odpowiedniego przejazdu po takim terenie, gdzie śledzący byłby widoczny.

Gdy dotarli do Peela, okazało się, że trwa jakaś narada. Podobno zwołano ją nagle. Przydzielono im jeden z saloników, by mogli zaczekać na jej koniec. Skoro zaś tak, po prostu czekał popijając pucharek zamówiony od książęcego ghula. Właściwie wcale się nie dziwił, byłoby dziwne, gdyby nie zastanawiali się nad wnioskami wyciąganymi przez wiedeńskiego specjalistę. Charlotta wydawała się być dużo bardziej zaniepokojona, kręciła się po saloniku. Nie tknęła nawet wina i przekąski, którą im przyniesiono.
- Coś się stało? - spytał wprost.
- Wszędzie są jacyś agenci, po mieście chodzi jakiś potężny magik i prawdopodobnie jeszcze poteżniejszy wampir, który pewnie będzie chciał cię zabić gdy dowie się że żyjesz. - Kobieta zatrzymała się i spojrzała na Gaherisa. - Martwię się.
- Póki co przewaga jest taka, że nie wie. Jeśli udałoby się gnojka zaskoczyć byłoby doskonale.
- A co jeśli wie
? - Charlie opuściła wzrok. - Gdy cię znalazłam… miałam zapiski o pochówku rycerza. Florence o nich słyszała i kazała mi sprawdzić, czemu interesuje się nimi ktoś… teraz jestem niemal pewna, że inny wampir. Potem było to porwanie i… boję się, że to się powtórzy. Bo jaka jest szansa, że porwano mnie by pozbawić cię przewodnika? Toż zrobiły to wampiry… - Kobieta mówiła coraz szybciej. Gaheris słyszał jak jej głos drży z obawy.
- Wobec tego musimy się bardzo pilnować - stwierdził przemyślawszy - oraz wykombinować coś kompletnie zaskakującego. Jeśli jednak porwano ciebie, żeby pozbawić mnie przewodnika, wiemy kto maczał w tym swoje paluchy. Wiemy przecież, to to właśnie wykonał. Przypuszczasz kochana, że mamy tutaj panią kombinatorkę? - spytał kobietę mającą wszak wiele więcej doświadczenia podczas kombinacyjnych sytuacji.
- Nie wiem… nie wydaje mi się. Ona może stała za porwaniem, ale naprawdę nie wyglądała jakby wiedziała o tym co mi zrobiono. - Wampir niemal widział jak jego narzeczona ścisnęła nogi, na tamto wspomnienie. Cóż doskonale pamiętał z jakiego stanu odratowali Charlottę.
- Wobec tego może porozmawiać z nią. Bowiem oznacza to, że ktoś dobrał się do jej ghuli wydając im polecenia poza plecami. Wątpię jakoś, żeby taka kobieta mogła to znieść oraz nie włoży wszystkich sił, aby załatwić owego przeciwnika.
- Tak się zastanawiałam
… - Charlie podeszła do niego i bez skrupułów usiadła mu na kolanach. Przez chwilę wyglądała jak mała zagubiona dziewczynka. - Bo widziałam jak Anna rozkazuje ghulom Roberta, a książe -sługom Rebecci… A jeśli to Sire tamtej Jessie? Bo chyba też musi jakiegoś mieć, prawda?
- Wobec tego może porozmawiać z księciem, albo ogólnie znajomymi członkami Rady. Naprawdę kompletnie nie łapię takich kombinacyjnych sytuacji
. - faktycznie bowiem widać było, iż polem Gaherisa była normalna walka, tymczasem tutaj raczej wydawało się, że jest jakaś inna płaszczyzna. Kompletnie nie znał jej oraz był przy niej słaby niczym sałata.
- Nie martwisz się? - Charlie spojrzała na niego lekko zaskoczona. Na chwilę odegnało to jej zmartwioną minę. Opuściła wzrok wpatrując się w jego nogi, które obecnie robiły za jej siedzenie. - Pewnie lepiej byś ty porozmawiał z księciem na ten temat. Chyba nie wypada mi sugerować nic przeciwko rodzinie.
- Pewnie moje kochanie, że się martwię. Jednak walczyłem już z nim kiedyś. Gdyby miał wygraną oczywistą, sięgnąłby po nią bez najmniejszej ochyby. Jednak skoro tego nie uczynił, także jest niepewny, także nie wie, także kombinuje solidnie. Księciu oczywiście zaś powiem, najchętniej na osobności lub w towarzystwie najlepszych znajomków
- miał na myśli Rebeccę, Florence oraz Malkaviankę tylko.
- Pewnie masz rację… - Charlie nie podniosła wzroku.
- Tu jesteście! - Boyle wkroczył do salonu i uśmiechnął się widząc ghulicę siedzącą na kolanach narzeczonego. - Narada jeszcze trwa, ale mnie wygonili.
- Dobry wieczór
- przywitał się wskazując fotel. - Jakieś wnioski co do wczorajszych badań?
- Mam pomysł jak to odkręcić, muszę jednak chwilę nad tym popracować
. - Boyle rozsiadł się wygodnie jakby był u siebie. - Mam nadzieję, że narady się szybko skończą i będę mógł usiąść do pracy. Niestety już mam podejrzenia co do kosztów.
- Eee, mam się bać
? - spytał przypuszczając, iż będą wymagane spore nakłady, albo jeszcze nie wiadomo co.
- To zależy. Jeśli chodzi o utrzymanie obecnego stanu, byłbym w stanie wykonać nawet dziś, tylko potrzebowałbym twojej krwi sprzed wejścia do kręgu. - Boyle sięgnął po wypełniony vitae kielich.
- Do przyjęcia - stwierdził ochoczo Gaheris. - Tylko pojęcia nie mam, skąd wziąć taką krew sprzed wejścia.
- Z twojej narzeczonej
. - Głos Boyla zrobił.się odrobinę bezbarwny. - Jest twoim ghulem.
- Czy zgodziłabyś się, Charlotto?
- Oczywiście
. - Charlie uśmiechnęła się. - A co należałoby zrobić by Henry wrócił do poprzedniego stanu?
- Prawdopodobnie należałoby cię zabić
. - Słowa Boyla zawisły w powietrzu.
- Przykro mi, jednak akurat ten element jest niemożliwy do realizacji w żaden dopuszczalny sposób. Jednak słowo prawdopodobnie oznacza, iż istnieją inne rozwiązania, zaś to było może trochę niewłaściwym, wybacz Boyle, bardzo niewłaściwym żartem.
- Niestety to nie był żart
. - Alchemik dopił kielich z krwią. - Poszukam innych opcji, ale nie mogę nic obiecać.
- Jeśli inaczej się nie da, cóż, po prostu pozostawimy, jak się da. Najwyżej poproszę o kolejną przemianę za jakiś czas, choć to stoi de facto na głowie. Jakieś wydaje mi się nienaturalne
- powiedział spokojnie Gaheris będąc właściwie pewnym swojego. Przecież nie poświęci Charlotty. Ufffffffff … - No wiesz, może mógłbym zrobić jakąś prowizorkę, choćby zghulizować królika czy coś, którego by się wykorzystało? - spytał Wiedeńczyka.
- Gdybyś zrobił to przed wejściem w krąg, może nawet dałoby radę. - W głosie Boyla nie pozostał nawet ślad po wczorajszej żartobliwości. - Choć chodzi tu głównie o ilość krwi, która będzie potrzebna do rytuału. Więc musiałbyś zghulizować co najmniej konia.
- Albo stado królików
? - powiedział rycerz składając inną propozycję. - Konia także by się dało, nawet byka. Dlatego proponuję poszukać rozwiązania, które pozostawi Charlottę całkowicie bezpieczną. Mógłbym prosić cię, żebyś przeanalizował możliwość właśnie użycia zwierzęcia ewentualnie nawet kilku? - zwrócił się do specjalisty magii.
- Jak już powiedziałem to byłaby opcja, ale gdybyś zrobił to nim przekroczyłeś krąg i zaczął się cały proces. Potrzebujemy czegoś lub kogoś kto ma w sobie twoją krew. Im więcej tym lepiej.
- Wobec tego na tą chwilę nic nie wymyślimy, chyba, żeby nakarmić trochę krwią Charlotty, jednak jeśli się orientuję, ghul nie może stworzyć ghula pośrednicząc jakoś.
- Nic mi o tym nie wiadomo. To mogłoby być całkiem niebezpieczne
! - Boyle uśmiechnął się. - Skupmy się na zatrzymaniu całego procesu. Peel prosił bym zajął się sprawą maga i póki on tu jest to i ja tu zostaję.
- Boyle, oczywiście, chcę się skupić, jednak nie kosztem Charlotty
- powiedział poważnie. - Jest ghulem niejako przy okazji, przede wszystkim jednak moją kochaną narzeczoną. Natomiast tamtego maga trzeba zatrzymać, pewnie zresztą cała narada właśnie temu jest poświęcona.
- Chodziło mi o to, że póki jestem w Londynie możemy kombinować. Potem niestety będę musiał wrócić do Wiednia
. - Magik podniósł się i podszedł do barku, po czym przyniósł karafkę z krwią i nalał do obu kielichów. - Zatrzymanie procesu będzie wymagało od panny Ashmore oddania krwi, ale gwarantuję, że nie w ilości zagrażającej życiu.
- Hm, Charlotto, zgodziłabyś się
? - spytał pełen nadziei wpatrując się w narzeczoną swoją. Rzeczywiście wolałby pozostać na takim poziomie, jak obecny. Wprawdzie nie maił niektórych wampirzych mocy na takim specjalnym poziomie, jednak za to mógł dłużej nie spać. Czyli coś za coś. Pasowało mu to. Natomiast pewne dyscyplinę wampirze pozostawały. Sprawdził to już, dlatego wszystko grałoby. Ponadto dawało mu szansę na prawdziwe potomstwo. Wszystko idealnie prawie.
- Oczywiście. - Wyglądało to trochę tak jakby Charlotta miała się zgodzić choćby ją miało to zabić.
- Wspaniale! - Boyle podniósł się. - Chodźmy, rada się skończyła.
- Wobec tego chodźmy. Chciałbym prosić, abyśmy się zajęli tym względnie szybko.
- Możemy po radzie udać się do mnie
. - Boyle ruszył korytarzem, prowadząc ich. - Już prawie wszystko przygotowałem.
- Wobec tego uczynimy tak, jeśli tylko Charlotta się zgodzi. Tymczasem chodźmy do członków Rady, skoro ukończyli narady
- wstał podając ramię dziewczynie. Interesujące bardzo, co władza wampirzego Londynu miała do komunikowania poddaństwu.
 
Kelly jest offline