Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2018, 10:12   #194
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Zwyczajowo zatroskana Torikha zaprowadziła Turmalinę do chaty Garaele by opatrzyć jej rany. Nic to, że krasnoludzica oberwałą bełtami dobre kilka dni temu; troskliwości musiało stać się zadość. Gundren deptał im po piętach.
Elfka uprzejmie wyraziła radość z powodu szczęśliwego powrotu geomantki i zajęła się swoimi sprawami, zostawiając “gabinet” Tori. Zostawiwszy Rockseekera za przepierzeniem kapłanka rozebrała pacjentkę i zajęła się oglądaniem ran. Blizn raczej, bo mimo braku dostępu do magii druid świetnie się spisał i rany ładnie się zagoiły. Melune mogła co najwyżej dodać małą modlitwę by nie zostały blizny, co też uczyniła, dobrze znając próżność koleżanki.
- Reidoth wspaniale cię opatrzył, w jakim on jest w ogóle stanie? Wypadałoby mu podziękować i pomóc w chorobie… - Melune odezwała się cicho i wskazała na ubrania zaklinaczki. - Możesz się ubrać… postarałam się, byś nie miała blizn po tym spotkaniu.
- Dziękuję Skarbeńku, kochana jesteś. Kto mnie zechce gdy będę mieć skórę podziabaną od żelaza? - popisała się bezmyślnym taktem Turmi - A Reidoth to jedną nogą w grobie, podziabany zarazą. Zratował mnie, więc odwdzięczyć się muszę i zratować jego. Choć buc!
- No… czyli w dobrym zdrowiu jesteś? - upewnił się Gundren gdy na powrót ubrana Turmalina wyszła zza przepierzenia.
- Wygląda na to że tak, chyba tylko krwi natraciłam, szyby niczego witalnego nie przebiły. Ale i tak jak o tym pomyślę to mam ochotę coś rozwalić. Nic mi nie jest? Ani choroby, ani klątwy? - zapytała jeszcze raz Tori, co ta potwierdziła.
- Bo taką sprawę mam… - niepewnie zaczął krasnolud. Chyba mu było głupio zawracać Turmi głowę, gdy ta ledwie z życiem uszła. Choć wyglądała nadzwyczaj zdrowo i żwawo. Czyli jak zwykle. Turmi skinęła zachęcająco głową.
- W kopalni dobrze idzie, jeszcze dużo nie dobywamy, sprzątnąć trza stare gruzy i tak dalej… Z wody czasem jakie żaboludzie wyłażą, ale w pojedynkę; łatwo się im bobu zada… Sęk w tym, że pod jednym z osuwisk żeśmy znaleźli takie oto bazgroły. Duże toto, a kopalnia magiczna, wiadomo, to się chciałem spytać, czy nam te runy jakiego potwora na łby nie sprowadzą, albo krasnoludów nie przeklną…
Gundren wyciągnął zza pazuchy nieco pomięty pergamin, złożony na czworo. Znajdował się na nim duży rysunek, wykonany zaskakująco szczegółowo. Widać było, że ktokolwiek go wykonał miał dryg do pióra.

Na pierwszy rzut oka glify nic Turmalinie nie mówiły, ale Torikha zmarszczyła brwi. Nie była pewna szczegółów, ale jak dla niej to symbole wyglądały podobnie do tych jakie znaleźli w pomieszczeniu pod wieżą Starej Sowy.
- Eee... wujek, wiesz co? Ja skubnęłam tylko podstawy, na tyle by wiedzieć co robię i by mi się talent spod kontroli nie wyrwał. Ja to czuję, mam we krwi. Z teorią u mnie gorzej - Krasnoludka klapnęła na fotel zawiedziona nieco sobą i swoją niewiedzą. Ale nie trwało to długo i Turmi uśmiechnęła się szeroko - Ale zawsze mogę to rozwalić! To z reguły załatwia sprawę!
- No pewno! Żeby już wszystko wybuchło i w pierony poszło? Nie po to kopalnię czyścimy, żebyś ją na powrót zawaliła! - zaperzył się Gundren. - Małoś kaplicę tam zrujnowała?!
- Dobrze już, dobrze. Bez rozwalania. Do mojego Papy można napisać, w runach równych sobie nie ma, a to zgrabnie przerysowane - zasugerowała geomantka.
- Jeno mnie odpowiedzi teraz trza, a nie na wiosnę… - zasępił się Gundren.

Kapłanka łypała ślepiem zza ramienia przyjaciółki, marszcząc nieco czoło w zamyśleniu i dając pierwszeństwo w wypowiedzi krasnoludki. Dopiero wtedy zabrała swój głos.
- W nocy mogę uzyskać łaskę, by móc przetłumaczyć treść zawartą w tych rytach… ale na razie radziłabym omijać to miejsce szerokim łukiem, gdyż mam niemiłe wrażenie, że wiąże się ono z miejscem mrocznego kultu…
- Ja im dam mroczny kult, drowom jednym!
- krasnolud z miejsca obarczył winą jednego z największych wrogów brodatego ludu. Nic dziwnego, w końcu to drow właśnie porwał braci Rockseekerów, zabił mu jednego z nich i próbował zagarnąć Koplanię Phandelver. - Niech no tylko kapłan nam dojedzie to raz-dwa plugastwo pajecze wytrzebi! Bez urazy panienko, ale co krasnoludzki kapłan to krasnoludzki kapłan, bez urazy dla panienki księżycowej damy. Jużeśmy kaplicę Dumathoina skończyli odgruzowywać, jeno naprawy trza zrobić i będzie jak się patrzy. Ale póki co… to bym o tłumaczenie co to za bazgroły jednak prosił, ot tak, na wszelki wypadek. Oczywiście za stosowną opłatą - uczciwie dodał na koniec.
Torikha pokiwała głową uśmiechając się grzecznie. Nie czuła się urażona, bo już nawykła, i do zawziętości, i do bolesnej szczerości krasnego ludu.
- Oczywiście, rozumiem… obawiam się jednak, że kult ten powstał o wiele wcześniej, zanim pojawił się Czarny Pająk. W ruinach starej wieży, widziałam pozostałości podobnych glifów… to niepokojące, wieczorem nad tym przysiądę i dokładnie zbadam co tu jest napisane, a na razie proszę o ostrożność, bo możemy mieć do czynienia z czymś pradawnym co tylko arcymagowie i arcykapłani będą w stanie pokonać…
- Tori zdolna, załatwi sprawę! Brawo Skarbeńku! Może tu znajdziemy rozwiązanie tej durnej klątwy i nie będę musiała się do Neverwinter wlec?
- ucieszyła się krasnoludka i klasnęła w dłonie.
Półefka zarumieniła się nieznacznie, nienawykła do pochwał, a już zwłaszcza z ust kogoś takiego jak Turmi!
- Jakiej znowu klątwy!? - przeraził się naraz Gundren.
- Ta zaraza co się przywlokła w te okolice z Lasu Neverwinter, to chyba klątwa. Załatwiliśmy nawiedzoną kopalnię, smoka... co nam klątwa. Też załatwimy! Nic się wujek nie martw - wzruszyła ramionami geomantka.
- U nas żadnej zarazy nie ma… chyba że katar… A, furda z tym! Mało mi kłopotów?! - zdenerwował się Gundren i wstał. - Nie możesz na dupsku usiedzieć to załatwiaj, byle raz-dwa! Widzieli ją, bohatyrka jedna… - mamrocząc pod nosem skłonił się Torice głęboko i ruszył do wyjścia. Widać nerwy o bezpieczeńśtwo geomantki znajdowały teraz ujście w awanturowaniu się z nią.
- A pewnie że Bohaterka! - krzyknęła za nim Turmalina, w końcu ważnym jest by mieć ostatnie słowo!

Turmi przez chwilę trwała w samozadowoleniu. Obciągnęła sukienkę i sięgnęła po zwój, który zostawił im wujaszek. Może gdyby się przyłozyła to coś by z tych run wykoncypowała. Ale teraz jej się nie chciało.
 

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 14-03-2018 o 12:46.
TomaszJ jest offline