Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2018, 11:51   #196
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
W czasie gdy Tori opatrywała geomantkę Joris i Shavri spotkali się z resztą najemników by zaplanować wspólne spotkanie. Nie tylko Traffo miał wieści, którymi chciał się podzielić z kompanami, jednak jego najbardziej pilił czas. Gdy starszy tropiciel pożegnawszy kapłankę, klapsem w tyłek, poszedł coś zjeść i zmienić przemoknięte ubranie, młodszy ruszył by przygotować miejsce zbiórki.


Zajadając pośpiesznie kaszankę z chlebem i popijając piwem, Joris miał czas by przemyśleć to i owo. A choć zaraza była jego główną bolączką, nie umiał teraz odpędzić myśli o tych przeklętych południowcach, którzy zagrozili spaleniem całej osady gdy jego tu nie było. A przeca nie było go raptem parę godzin. Co gdzieś wybywa, jakieś nieszczęście na Phandalin spada. Szczęściem w tym nieszczęściu okazał się Shavri. Chłopak zapanował po prostu nad wszystkim. Poza swoją głową, którą położył na szali. I teraz Joris usilnie kombinował jak mu tę głowę pozostawić na karku. Traffo chciał co koń wyskoczy do Neverwinter pędzić. Tam najpewniej bowiem udali się złodzieje omarowych dóbr. Nie było to takie głupie rozumowanie. Shavri zauważył, że bogactwo tam najłatwiej bez zbędnego ściągania uwagi sprzedać. I wcale nie jest to tak daleko. Sęk w tym, że w tym ludzkim mrowisku znalezienie takiego złodziejskiego chwata co to nie chce się dać znaleźć, nie wydawało się Jorisowi łatwe…
Nabrał do ust kopiastą łychę świeżo nasączonej krwią kaszy, która szlachecką gardziel Tressendara by do torsji doprowadził, popił i zamyślił się. A może… Turmalinę napadli zbójcy co się magii nie bali… Ci sami mogli i Omara okraść? Tyle luda tu się od tygodnia kręci, że nie było to wykluczone…
Poczekał chwilę, a wypatrzywszy Dawda, który wychodził z kuchni, przełknął, otarł usta i podszedł do niego prędko.
- Panie Dawd! Poczeka pan…
Lokaj, czy kto to był odwrócił się zaskoczony i nieco zniechęcony widokiem podchodzącego doń myśliwego.
- Sprawę mam… O tego no… Waszego złodzieja się rozchodzi. Mógłbym ten pokój zobaczyć, z którego fanty zniknęły.
Dawd spojrzał na niego nieco zbulwersowany takim pomysłem i bez słowa się odwrócił.
- No czekajcie. To ważne…
- A czemuż cię ta sprawa interesuje?
- Bo… przyjaciel głowę nadstawił za te wasze rzeczy. I bardzo bym nie chciał, żeby ją stracił. Zależy mi.
Dawd przyglądał mu się przez chwilę, po czym stanął w pozycji sugerującej, że mogą chwilę porozmawiać.
- Szlachetny Omar nie życzy sobie teraz niczyich odwiedzin. I… i po prawdzie jest wściekły - tu lokaj zciszył głos - bardziej chyba go ubodło od straty przedmiotów, to że stracił twarz.
- Ooo… - Joris był szczerze zdziwiony. I dla dumy miałby palić miasto? Choć po chwili zastanowienia wydało się to myśliwemu nawet bardziej znamienne niż dla złota - No tak. To może boleć… A powiedzcie. Był kto wtedy tam u was na pokojach, może? Pozamykane wszystko mieliście?
Czarnoskóry pokiwał głową.
- Pokój był zamknięty. Tylko okno pod dachem stajni otwarte Przedmioty zabezpieczone pułapkami i czarami. Strażnik był przed schodami. Ale nikogo wchodzącego ani schodzącego nie widział. Już został… przesłuchany i ukarany. - ponownie ściszył głos - I jako i wasz przyjaciel uważam, że tej kradzieży nie mógł dokonać nikt miejscowy. Kilka pułapek zadziałało, ale kilka zostało wprawnie rozbrojonych.
Joris poczuł napływ emocji. Znowu pasowało do napastników Turmaliny. Dość wprawni by poradzić sobie z magiczką. Nie dość by dokończyć dzieła.
- Czy strażnik widział może jakichś podejrzanych ludzi? Z kuszami?
- Widział mnóstwo ludzi. Prawie nikogo nie znał i nie potrafiłby rozpoznać.
Joris zmarszczył brwi.
- A co to za pułapki, które zadziałały? Bo jak zmieniły włamywacza w żabę, to…
- Szlachetny Omar przygotował listę dla twojego przyjaciela.
- Aaaa… Shavri ją ma? No proszę…. - zamyślił się i podrapał po głowie - Czyli nie wszedł drzwiami. Więc się pewnie telepatelniował… albo… okno w stajni?
- Tak. Wychodzące na dach.
- Rozejrzę się tam, czy jakich śladów nie ma. Jeśli pilnujecie dachu, to rzeknijcie swoim ludziom, co by mnie nie ustrzelili.
Dawd uśmiechnął się życzliwie i pokiwał głową.



Poddasze stajni było świetną skrytką. Można było się tu zaszyć i uniknąć roboty. Z tego założenia wychodziły dzieciaki Toblena, których ślady ubłoconych stóp, były tu wszędzie widoczne. I na nich skończyły się jorisowe poszukiwania. Myśliwy wyjrzał przez otwarte okno i uznał, że przejście tędy do pokoju Omara byłoby w zasadzie możliwe, jak ktoś potrafił się wspinać i nie bał się wywinąć hołubca. Ale ten wizerunek już mu mniej pasował do twardego oprycha, który napadł Turmalinę. Żeby cokolwiek charakterystycznego o nim zdobyć to by łatwiej szukać było w tym całym Neverwinter… Rozejrzał się raz jeszcze po poddaszu. Słoma, wystrugany w drewnie ork… i kilka mysich bobków. Strzecha miała więc co zrozumiałe swoich mieszkańców… Ciekawe…
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 14-03-2018 o 14:47.
Marrrt jest offline