Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2018, 12:06   #197
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Obrzeża Phandalin

popołudnie

- No dobrze, poprawcie mnie, jeśli źle zrozumiałem - powiedział Shavri, wstając od ogniska, które udało mu się w końcu porządnie rozpalić, i wycierając ręce w spodnie. Rozłożył palenisko nieopodal miejsca, gdzie wcześniej Przebijka rozbiła swój namiot. Mogli tu w spokoju porozmawiać, nie niepokojeni przez mieszkańców, a z daleka widzący ewentualnych przybyszów. Tropiciel przyniósł tu kosz z wcale jeszcze nie małą porcją posiłku. Deszcz już wprawdzie nie siąpił, chmury nieco się podniosły, ale słaby wiaterek cały czas zaciagał nieprzyjemnie chłodny, a korony drzew lepiły się od mokrej i pierzastej, wszędobylskiej mgły. Dla Shavriego jednak rozpalanie ogniska z dużą domieszką wilgotnego drewna nie było niczym nadzwyczajnym, choć zabrało nieco więcej czasu niż zwykle. Płomień na razie syczał i gwizdał w proteście na mokrą strawę, ale nie ustępował.

Przeborka
, która dotarła jako jedna z pierwszych na miejsce zbiórki, wpierw miała pomysł, by wszyscy zebrali się u niej w stodole, ale widząc trud (i płynącą z niego dumę) jaki młody tropiciel włożył w rozpalanie ognia na mokro i całą zabawę z rozkładaniem “obozu”, machnęła ręką na przekonywanie reszty do zmiany miejsca. A niech ma chłop trochę radości... i poczucia dobrze spełnionego obowiązku.

Młodszy tropiciel siadł teraz w końcu, popatrzył po towarzyszach, dobrze kryjąc ulgę, że widzi ich tutaj, i zaczął przecierać wilgotną szmatką zakrzepłą krew z czoła i palca. Było jej dość dużo, jako że przy kości zawsze mocniej brudzi.
- Otóż z chorobą zwierząt i jak się okazuje ludzi mogą mieć coś wspólnego kultyści Shar, a ktoś od naszych miłych, drogich zleceniodawców napadł Turmalinę. Tak?
- A kto inny? Ci durnie obrażają się o byle co, nie dziwota że wysłali za mną ludzi jak do wujcia jechałam
- Turmalina ignorowała fakt że nie tylko Oni obrażali się o byle co. - A kto inny nie nie zląkł by się czarów niż thayańscy siepacze?

Torikha przycupnęła przy ogniu wielce kontent, że mogła się ogrzać. Północ była dla niej mroźna, nawet w najgorętsze dni… które przeminęły wszak teraz bezpowrotnie. Nie odzywała się, bo i nie miała nic do powiedzenia, choć przy wzmiance o znienawidzonej bogini, Sharvi miał wrażenie, że go kapłanka zadziobie jak jej niecna kura, ale wrażenie to było krótkie. Pozwoliwszy reszcie opowiadać, słuchała wpatrując się w pomarańczowe języki tańczące na syczącym drwie.

Pomysł narady na dworzu, Joris przyjął bez komentarza. Sam nie miał nic przeciwko spaniu na gołej ziemi i pod otwartym choćby i deszczowym niebem, ale mając do dyspozycji kilku sprzyjających gospodarzy takich jak pan Edermath, czy pani Dendrar wolałby wnętrze izby.
Usiadł przy kapłance i założywszy jej na ramiona koc, objął ją i z początku obserwował starania Shavriego by zapewnić im ogień. Młodzik, rzec trzeba było, radził sobie tak dobrze, że Joris wolałby się z nim nie mierzyć w kunszcie fachu. Wkrótce więc ciepło było wyczuwalne.
- Niby mogą - skwapliwie przytaknął Joris - Ale i smok mógł być winien… i góra Hotenow… Kultyści pasują bo pojawili się w Thundertree niedawno. Tak jak zaraza. I na wszelki wypadek jako zarazę by ich trzeba potraktować sobie myślę. Znaczy zdusić w zarzewiu. Tak czy inaczej chcę wrócić do Thundertree… Koniecznie z Zenobią, bo mateczka wyraźnie zna się na magii i poszukać tego cośmy tam przeoczyli. Potem mogę iść do Neverwinter.
- Wszyscy zgodziliśmy się, że Thundertree trzeba odwiedzić jeszcze raz. A i górę Hotenow mamy na swojej liście celów. Ale Neverwinter z konieczności sytuacji musi być pierwsze
- stwierdził spokojnie Traffo i pozwolił starszemu koledze kontynuować wypowiedź.
- A Tressendarowie… - Joris wzruszył ramionami zakłopotany. Już dowiedział się o złapaniu złodziei i o wymierzonej karze. A także o pogróżkach południowców i tym co Traffo zrobił dla miasteczka - To możliwe, że to oni ją napadli. W końcu byle obwieś jak zobaczy co Turmalina potrafi, powinien się zniechęcić. Ale… to trochę mało, zdaje mnie się. Już wcześniej chciałem to zrobić, ale się jakoś nie składało. Chcę zobaczyć w nocy, czy coś się dzieje w ruinach dworu. Wiedzie tam sekretne wejście w lesie. Ktoś idzie ze mną?
- No Ba-a! -
geomantka prychnęła lekceważąco - To że nie rozwaliłam ich w proch nie znaczy że im odpuściłam! A potem zajmiemy się klątwą, mam dług honorowy do spłacenia. Może jak będziemy mieli szczęście to oni sprowadzili klątwę i ubijemy dwa gobliny jednym toporem?
- Dwór? Mówisz o tej ruince nad miasteczkiem? Myślę, że mógłbym pójść z wami. Obawiam się, że dzisiaj i tak nie wyjedziemy.
- A po co ich znów denerwować?
- barbarzynka pokręciła głową - Dopiero co Sharvi wioskę od spalenia uchronił, bo ktoś coś cennego panu zaiwanił. Widać, że w gorącej są wodzie kąpani. Przyłapią kogo na myszkowaniu w ich kolejnych sprawach, to znów awantura będzie. - pokręciła głową - Spokojnie to wszystko załatwmy. Przywieźmy im rzeczy maga, głowę mordercy, skradzione fanty. Mało czasu na to mamy... ale jak się uda, to nielicho zarobimy i co więcej, jaśniepana ugłaskamy. Wtedy od nowa można będzie go drzaźnić. - spojrzała na Jorisa, jakby chwilę się nad czymś zastanawiała i wypaliła w końcu - Ja wiem, co oni tam zamierzają. W karczmie podejrzałam... Powiem wam, ale na trakcie, jeśli rychło wyruszymy i nie będzie żadnych głupot przed wyjazdem. Stoi? Ja będę spokój miała, a wy rozwiązanie zagadki bez narażania skóry…

Joris spojrzał na Przeborkę zaskoczony, ale i szczerze z jakiegoś powodu uśmiechnięty.
- Jak dla mnie, stoi - pokiwał głową, ale i zaraz zmarszczył brwi -[i] Zaraz…jakiego mordercy?
- Grozili spaleniem Phan, jak dla mnie to już jest przegięcie. Nie ma co się z nimi układać, trzeba zrobić z nich przykład. Jak wrócimy z dworu z dowodami na ich niecność sami zobaczycie [i]- Turmalina nie odpuszczała, najwyraźniej prawo do niszczenia osady w całości i kawałkach uznawała za Swoje i nie zamierzała się nim dzielić.
- Ano to prawda Turmalino - pokiwał głową Joris - Ale nawet z dowodami skończy się chryją tu w Phandalin. Tu gdzie po obejściach bogom ducha winne chmyzy i dziewuchy latają. A do tego nie dopuszczę. Skoro Przeborka powie to wypad niepotrzebny. - jakoś nie przyszło mu do głowy, że rewelację waligórzanki mogą wcale nie być takie istotne. - A z pierścieniem będziemy ich za jaja trzymać. Wyciągnąć z osady. I jeśli swołoczem podszyci to z dala od chałup im to wywlec i odpłacić. Tylko nadal nie wiem o jaką głowę się rozchodzi, bo jak Marduka to po moim trupie.
Co rzekłszy spojrzał ostro kolejno na Przeborkę i Shavriego. Zenobii, mimo że również najętej przez Omara do ukarania mordercy, nie wliczał.

Shavri wzruszyła ramionami.
- Nauczono mnie nie dzielić skóry na niedźwiedziu. Zbierzemy więcej informacji, w ogole przeszukamy wskazane miejsca, zobaczymy, co się okaże. A co do wyprawy do dworu. A raczej jej braku. Mnie pasuje również. Zamiast tego moglibyśmy, Jorisie iść do Twojego więźnia. Byłem u niego, postraszyć go stryczkiem, ale twardy. Siedzi tam we własnym smrodzie i o suchym pysku. Może tobie się uda coś z niego wyciągnąć.
Przeborka wywróciła oczami na to Jorisowe łypanie.
- Młody ma rację. Będę miała tego, co maga zabił, w rękach, to się zastanowimy, czy i co mu uciąć i Tessendarom przynieść. Na razie to czcze gdybanie. Ale miast więźniów zabawiać, to by można wcześniej wyruszyć, dziś jeszcze. Zawsze to pół dnia urwiemy, a czasu mało jest.
- Marduk to druh mój, a nie jakiś zwierz łowny
- nie ustępował Joris. Elf był jaki był, ale myśliwy nie mógł się tak po prostu od niego odciąć. - I jeśli mamy razem stawać, to chcę wiedzieć jakie są wasze wobec niego zamiary.
- Nawet licząc, że dożyję ranka jedenastego dnia od dzisiaj
- zaczął Shavri uśmiechając się z wisielczym humorem. - To pytasz mnie tak, jakbyś chciał wiedzieć, co się stanie, kiedy nam skrzydła wyrosną. Nie mam pojęcia, Jorisie - rzekł w końcu, poważniejąc. - Ale obiecuję ci szczerość, kiedy sam to wykoncypuję. Wiem natomiast jedno. Ciężko mi będzie od tak podnieść miecz na twojego druha.
Starszy myśliwy patrzył przez chwilę na niego jakby spodziewając się dalszej części wypowiedzi, gdy jednak ta nie nadeszła, odwrócił wzrok.
- Jak chcesz Shavri.
Gest ten powiedział Traffo więcej o lojalności Jorisa względem Marduka, niż starszy tropiciel zdołałby ubrać w słowa. Dlatego Shavri bardzo starał się zapamiętać wszystkie szczegóły tego momentu, by móc je sobie dobrze przypomnieć, jeśli w przyszłości nadejdzie moment próby. Rozumiał jego troskę, ale w obliczu tego, jak wiele rzeczy mogło się jeszcze okazać... Joris oczekiwał odpowiedzi, podczas gdy było tyle niewiadomych.
Ale też ponieważ zleceniodawca, który straszy wypaleniem wioski do gołej ziemi, nie skłania zbytnio do całkowitej lojalności, Shavri - ku własnemu zaskoczeniu - zauważył ostrożnie:
- Cóż. Różne rzeczy dzieją się i okazują na szlaku. Niewykluczone, że poszukiwany przez nas człowiek zdoła zbiec - stwierdził, odchrząkując w ten szczególny sposób, który sugerował, że w razie czego on akurat będzie patrzył w przeciwnym kierunku. - Pożyjemy, zobaczymy.
Choć już Joris na te słowa nie odpowiedział, skinął lekko Shavriemu głową w geście zrozumienia, lub podziękowania.
- Chciałabym to zobaczyć, wiesz? Jak podnosisz miecz na tego Błyszczyka. Skubaniec jak opije się elfiej magii staje takim diabłem i krwiopijcą, że raz-dwa takiego chwata posieka na dzwonka. Postaram się trzymać z daleka, szkoda sukienki - prychnęła Turmi, która nie raz widziała elfiego kapłana w akcji. Joris i Torikha nie mogli odmówić jej racji. W walce wręcz Mardukowi mogła dorównać co najwyżej Przeborka. A i to nie było wcale takie pewne.

 
Sayane jest offline