Przez pierwsze kilka sekund, Ferad wpatrywał się tylko w tumany kurzu, które było widać z samochodu. Z początku zastanawiał się, co to może być, ale w końcu doszedł do wniosku, że to nie jest burza piaskowa, czy inne naturalne zjawiska. Gdy usłyszał w oddali huk wystrzałów, stracił już wszystkie wątpliwości i wiedział z całą pewnością, że ktoś tam jedzie. Domyślał się, że ktoś zaatakował kogoś innego oraz że jest to karawana. Wpatrywał się tak w tuman kurzu, gdy usłyszał głos Jany “Uważaj”. Wtedy przestał gapić się na napaść i dotarło do niego, że Jana mocno przyspieszyła. Pomijając już taką kwestie, że przy większej prędkości mogli sobie coś urwać, to zobaczył, w jakim kierunku jedzie.
- Co ty do cholery robisz? Omiń ich!
- A jakby to ciebie ktoś zaatakował? Też byś chciał, żeby wszyscy patrzyli w drugą stronę? - warknęła.
- Jakby mnie ktoś zaatakował, to bym się pogodził ze śmiercią i dziękował tym na górze, że dali mi żyć tyle lat. Co ty chcesz tam zdziałać? Tam pewnie jest cała banda, a my mamy nadpobudliwą kobietę z karabinkiem i kreślarza, który nawet nie ma tego syfu, tylko włócznie.
- To nie gadaj tylko wyciągaj dwururkę, leży za twoim siedzeniem, a jeżeli zaiste jesteś gotowy na śmierć, to nie widzę problemu, żebyś przed tą śmiercią zrobił dobry uczynek. - westchnęła głęboko - Zresztą nie martw się, podjedziemy na odległość wzroku i jeśli będzie ich zbyt dużo to zdążymy uciec, tz powinniśmy zdążyć. - powiedziała już ciszej, nie zwolniła jednak. Fakt, że nie planowała umierać nie zmieniał faktu, że w miarę możliwości nie chciała aby na jej oczach umierali inni, a już napewno nie tak bezsensownie jak wtedy młody …
Westchnął tylko w odpowiedzi i sięgnął po broń za siedzeniem. Zaczął powoli się uspokajać, ale nadal nie ufał osądowi tej kobiety. Był prawie pewny, że z łatwością wpędziła by ich do grobu, przy najbliższej okazji. Po chwili natrafił na metalową lufę i wyciągnął broń na kolana, oglądając ją przy okazji.
- Nienawidzę tego syfu. - Mruknął do siebie i położył ją koło siedzenia. - Nie rób nic głupiego, bo wbrew zapewnieniom, nie tak śpieszno mi do śmierci.
Znów przeniósł wzrok na kłąb kurzu i powiedział cicho, bardziej do siebie niż do niej.
- Miejmy nadzieje, że umiesz tym jeździć w ekstremalnych warunkach.
Jana, chociaż znów zagotowała się w środku, nic mu jednak nie odpowiedziała, jeśli przeżyją jeszcze zdąży, jeśli nie to nie ma to znaczenia...