Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2018, 13:33   #198
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Przez chwilę wszyscy w milczeniu wpatrywali się w ciepły płomień, dumając nad wypowiedzianymi tu słowami. Z oddali dochodziły głosy ludzi kończących pracę, śmiech dzieci, meczenie owiec i porykiwanie jedynej we wsi krowy o wielce oryginalnym imieniu Beczka. Gdy w południe wioska nie spłonęła ludzie odetchnęli nieco i wrócili do swoich spraw, śpiesząc się przed nastaniem zmierzchu. Nic nie wskazywało na to, że nad osadą wisi widmo zarazy, magicznej katastrofy, niewolnictwa i bogowie wiedzą, czego jeszcze.

- Jest jeszcze jeden problem. - Półelfka odezwała się w końcu, nie odrywając smętnego spojrzenia od ogniska. Nie była najęta przez Tressendarów, więc nie czuła się w obowiązku wypełniać ich rozkazów. Nie była też harda na złoto, więc i wizja sowitej zapłaty nie podgrzewała krwi w jej żyłach. Westchnęła ciężko jak zwykle czymś zmartwiona, po czym zebrała się w sobie.
- Wszystkie drogi prowadzą do kopalni. COŚ w niej jest. Nie jestem pewna co… ale wysłuchajcie mnie uważnie. Dziś Gundren, wuj Turmaliny, przyniósł pewne niepokojące wieści. Znaleziono w kopalni pozostałości po “kulcie” uskrzydlonego węża; magiczny krąg wyryty w skale, podobny do tego jaki był na podłodze w Studni. Nie ma mowy o pomyłce, rozpoznałam pismo, które dziś w nocy za sprawą Selune odczytam. - Kapłanka wyprostowała się nieznacznie pod ramieniem ukochanego, spoglądając na niego szeroko otwartymi oczami.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to… że mam wrażenie, iż odpowiedź na wszystkie pytania może mieć tylko Bowgentle… a jeśli nie żyje to… jego księga, której okładkę mamy w posiadaniu.
Na początku byli tylko zwierzchnicy Garaele szukający księgi - nic alarmującego, ale później pojawił się Czarny Pająk zawłaszczający kopalnie, później smok z okładką, teraz Tressanderowie szukający maga, który przeszukiwał miejsce domniemanego zamieszkania jak się okazuje samego Bowgentle, gdzie znaleźliśmy pozostałości tajemnej komnaty z wizerunkiem skrzydlatej bestii… rozprzestrzeniająca się zaraza z Neverwinter, która może być wynikiem mrocznego kultu napływającego z niewiadomych przyczyn na nasze ziemie, ale może być też wynikiem klątwy przypisanej do pewnego przedmiotu, który w niepowołanych rękach przemieszcza się. A teraz… ślady w samej kopalni, świadczące o tym, że Studnia Starej Sowy jest z nią ściśle powiązana, a więc z samym Bowgentle i jego księgą.
- Półelka umilkła na chwile nieco zdyszana wywodem. - Nie umiem znaleźć jednego, twardego powiązania tych wszystkich rzeczy na raz… ale każdy łączy się przynajmniej pośrednio. Ciągle rozchodziło się o kopalnie osławioną legendą i pokaźną historią, a teraz dochodzi do tego ta uskrzydlona naga… to pewnie nie naga tylko coś innego… nie wiem co. - Tym jakże polemicznym akcentem, zakończyła swój wywód dochodząc do miejsca, gdzie przestawała ogarniać umysłem ogrom powiązań, których nie potrafiła nawet precyzyjnie wskazać, a jedynie wyczuć, mniej więcej… nieco na oślep.

Shavri słuchał jej bardzo uważnie, marszcząc czoło z wysiłku.
- Znasz się na tym lepiej, Toriko. Czy któreś z przedstawień Shar wygląda jak skrzydlaty wąż? - zapytał w końcu, bezradnie rozkładając ręce. Tori pokręciła głową. Shar zwykle występowała w postaci pięknej, wojowniczej kobiety, nigdy w formie choćby częściowo animalistycznej. Westchnął i pociągnął dalej.
- Ja i Trzewiczek musimy udać się do Neverwinter. A wraz z nami pewnie reszta, która się najęła. Ale ty nie musisz. Pamiętam, co mi powiedziałaś dzisiaj w południe - powiedział spokojnie. - Jeśli czujesz, że dziesięć dni zrobi tutaj różnicę, możesz zostać, ale nie chciałbym, żebyś sama przeszukiwała te kopanie. Jeśli wrócimy, zajmiemy się tą sprawą od razu. Proszę, przemyśl to. To tylko 10 dni. Z racji tego, że nie ma przy nas Marva, dostaniesz jego dole. A chodzenie w pojedynkę po kopalni jest naprawdę niebezpieczne. Wielką Turmalinę jakieś draby srodze i bezczelnie poturbowały tylko dlatego, że się zbliżyła do kopalni. Sama widzisz, że cała ta sprawa jest bardziej skomplikowana, niż się nam wydawało z początku.
Shavri starał się wytłumaczyć swój punkt widzenia najbardziej sensownie, jak potrafił, zapominając, że Tori była jedną z tych, którzy odbili kopalnie z rąk drowa. I że jest w niej teraz całkiem sporo ludzi i nieludzi. Przerażała go myśl o podziale grupy. Przerażała go myśl o tym, a zapewne Jorisa również, że Torika sama bada sztolnie… Wiedział, że jest mężna, dzielna i talentu jej nie brak. Ale są potwory i moce, którym może sprostać tylko cała grupa.
Rzecz jasna był świadomy tego, że w Neverwinter potrzebował głównie specjalistów pokroju Trzewiczka i Zenobi, a Torice zaś do kompanii przydałby się tropiciel i krasnolud, ale jeśli miał pośród nich choć trochę autorytetu i jeśli faktycznie miał zająć miejsce Marva, chciał nie dopuścić do podziału grupy. Jeśli Torika zechce zostać, prawdopodobnie Joris będzie chciał również, żeby nie szła w ciemność bez niego. Shavriemu przypomniało się Oko w studni, a i zachodził w głowę, kto się mógł poważyć - i to skutecznie - zaatakować maga takiego jak Turmalina. Myśl o tym, że coś mogłoby się stać Jorisowi i Torice sprawiała, że robiło mu się zimno.
- Ano. Kapłan się przyda, najmiemy cię przecież. Źle na tym nie wyjdziesz... - Przeborka wyszczerzyła się do Toriki - Jest takie powiedzenie: siła płynie z gór, mądrość z miast. Wszyscy jajogłowi za murami siedzą, a im mury większe, tym bardziej ludzie uczeni. Tedy w takim Never musi być dużo książek i ludzi obytych, tam pewno się taki znajdzie, kto te wszystkie legendy zna i powie, w czym rzecz. A kopalnia nie zając, nagle sobie gdzie indziej nie pokica. Tyle lat się tam nic nie działo, to i kilka dni nic nie zmieni. - wzruszyła ramionami - Skoro złodziej do miasta uciekł, to za nim idąc, wioskę ratujesz przed gniewem Omara. Czyli to robisz, co każdy herszt i szaman dla swoich ludzi robić powinien...
- Nie wiem do czego wam się mogę przydać w mieście w którym nigdy nie byłam. Nie muszę się jednak martwić obietnicą złożoną mojemu byłemu pracodawcy, bo Turmalina bezpiecznie wróciła do Phandalin. Nie mam jednak ni konia, ni umiejętności by na takim jeździć, a Stimi jest otruty… i liczy się dla niego czas. Mój marsz może być dla niego śmiertelny, bo gdy trucizna zacznie działać… żadna łaska mu nie pomoże. Jestem za młodą i za słabą kapłanką, by go w razie krytycznej chwili odratować... Oczywiście istnieje czar spowolnienia działania trucizny… jest on jednak czasowy i zdaje mi się, że jedynie pół dnia więcej dla niego zyskamy… a przypominam, że do Neverwinter idzie się trzy dni. - Selunitka podrapała się po szpiczastym uchu i popatrzyła przepraszająco na niziołka. Nie chciała go straszyć, ale takie były właśnie realia sytuacji w jakiej się znalazł. Miała wrażenie, że część towarzyszy zbyt wielką wiarę pokładała w jej czarodziejskie zdolności.
- Trucizna jest po to, żeby zabijać. Szybko, żeby zyskać w walce przewagę. Jak jeszcze po takim czasie maluch biega, to znaczy że organizm zwalczył trutkę i wyżyje. - barbarzynka machnęła ręką - Nie mówię, że bez szkody, ale zemrzeć nagle nie zemrze, co najwyżej słabości go wezmą. Konia się kupi, zawsze można wóz zaprząc, a jak nie to cię chłop też może wziąć... na siodło. - kobieta wyszczerzyła zęby - Szukacie problemów na każdym kroku. Dupę w troki trza zabrać i w drogę, od siedzenia i mielenia ozorem nic się jeszcze nie zrobiło samo. Tu wszystko, co mogliśmy zrobić, zrobiliśmy. Trza odpowiedzi w nowych miejscach poszukać… - popatrzyła po wszystkich siedzących w kręgu, a potem zatrzymała wzrok na Tori - W mieście i na trakcie można łacno w łeb oberwać. Tedy kapłańskie ręce są nieodzowne na takie wyprawy. I już się tak nie umniejszaj, przeca szaman musi mieć słuszną dumę, że to właśnie do niego bogowie mówią. A oni byle kogo nie wybierają. - pocieszyła kapłankę, bo aż głupio było jej tego jęczenia słuchać.
- Poprosiłam Garaele by nawarzyła wam trochę mikstur leczniczych… działają tak samo jak moje modliwty - odparła rozbawiona półelfka. - Jutro powinna mieć kilka na stanie, a ja dołącze do was do miasta w swoim czasie… po prostu nie chcę, by z mojej winy Trzewik tracił cenny czas.
- Toriko, my sami mimo pośpiechu pewnie nie wyjedziemy do rana. Sam jestem nie do końca zaopatrzony, a i musimy z Jorisem przesłuchać tego gada z lochu. Dnia nam zaś sporo już ubyło
- stwierdził Shavri. Nie potrafił ukryć radości z jej decyzji pojechania z nimi, błyszczała mu w oczach zmieszana z wielką wdzięcznością.

- Zenobio czy ty również wybierasz się do Never? - zapytała zaciekawiona selunitka. - Jeśli tak to czy mogłabym jechać na twoim wozie… a jeśli nie to czy mogłabym go wynająć na czas podróży?
-A wiecie? To się dobrze składa, bo ja i Trzewiczek musimy to lustro dla bahsnee znaleźć. Tak sobie przypominam, że taki jeden półelf jest w sprawę zamieszany. Poznam go, bo bliznę ma na twarzy. Agata nam go pokazywała. Lustro też, ale niezbyt je pamiętam. - odparła wyrwana z zamyślenia Zenobia, dzieląc się wszystkimi szczegółami “zlecenia” od Agathy.
-[i]Co prawda nie do końca tam go kazała szukać, ale kto wie gdzie teraz wisi? Albo ten półelf? Neverwinter to jednak wielkie miasto, może go tam spotkamy albo kogoś, kto go widział?
- Półelf z blizną!? - zaczął Shavri, odwracając się do Zenobii i Trzewiczka. - Posłuchajcie. Jeżeli to ten Orlin Krótkopióry, o którym myślę, to jest to kawał cwaniaka i bawidamka. Wygląda mi też na nielichego spryciarza. - Shavri zmarszczył czoło z wysiłku, starając sobie przypomnieć więcej szczegółów. – Spotkaliśmy go w Mirabarze podróżując poprzednio z karawaną Leny. Bawidamek podróżował wtedy z chłopcem… Joirilem na oko szesnastoletnim. Przez chwilę jechali z nami, korzystając z opieki, za jaką płaciła nam Pani Lena. A ten Orlin, to był udany. Miał lutnie, jastrzębia, goguś taki. Wiem, jak on wygląda, więc też powinienem go poznać.
Shavri opisał im półelfa w miarę dokładnie, ale rzecz jasna nie przyznał się, że wygląd Orlina aż za dobrze i na długo zapadł mu w pamięć. Szkoda, że półelf był wówczas wielce zainteresowany bardzo rezolutną kuszniczką, która im wtedy towarzyszyła. Opis zgadzał się z tym co Zen i Stimiemu pokazała bahsnee.
Odchrząknął.
- Za to Joril. Dobry chłopak. Wrażliwy na magię. Nasza ówczesna kapłanka opowiadała, że nawet przy niej zdarzył mu się jakiś niegroźny, magiczny wypadek. Orlin mówił, że on ma takie jakby „przebłyski” magiczne. W każdym razie, do czego zmierzam - Longsaddle, w którym się zatrzymaliśmy wtedy, z tego co pamiętam jest niedaleko wzgórza Beruna. Tak się składa, że i dla Omara musimy prędzej czy później tam zaglądnąć. Możemy o niego rozpytać. Nie mam pojęcia, po co obaj chcieli wtedy jechać do Silvermoon, ale jeśli Joril ma zadatki na maga…
-To znakomita wiadomość, teraz na pewno go znajdziemy. Ruszajmy czym prędzej. Oczywiście dla potrzebujących miejsce na wózku się znajdzie-Zenobia na chwilę zapomniała o zatrutym Trzewiczku i jego jeszcze bardziej szkodliwych księgach. Trzewiczek przytakiwał entuzjastycznie, bo w tym zamieszaniu z trucizną i księgami zupełnie o lustrze zapomniał.
Shavri uśmiechnął się.
- No dobrze. Jeśli macie coś jeszcze do załatwienia, radzę dzisiaj. Ruszamy ze świtaniem. Ktoś ma jakiś kąt, w którym mógłby mnie dziś przenocować? Smutno i mokro na polu po mojej karawanie.
- Ja właśnie dostałam taki “kąt”.
- Przeborka wstała i przeciągnęła się - O, tamta stodoła. Ciepło, przytulnie. Tylko trochę zakurzone i mnóstwo dziwnych gratów, ale miejsca na całą wesołą kompanię. Jak komu zimno i mokro, to zapraszam! - obwieściła, robiąc zapraszający gest. Turmalina zerwała się również. W chwili gdy usiadła przy ognisku dopadło ją zmęczenie po wędrówce do osady i popołudniowej aktywności. Stanowczo nie była jeszcze w pełni sił. Zamiast żywo dyskutować kiwała się na pniaku, drzemiąc prawie; kompani niemal zapomnieli, że z nimi siedzi. Może to i dobrze, bo wstyd tak drzemać na siedząco, jak pijak pod płotem. Rozbudził ją dopiero ruch Przeborki.
- Dobra, koniec, odpadam. Od kilku dni nie spałam w porządnym łóżku i muszę się w końcu wyspać, nie wspominając o kąpieli. Najlepiej z dala od tych thayańców, bo to że zgodziłam się nie zwalać im sufitu na łeb niekoniecznie znaczy że i oni mi odpuścili. Jadę rano z wami. Perspektywa zobaczenia jak ten elfi wypierdek spuszcza wam manto jest zbyt kusząca by tu zostać.

Od zamknięcia tematu Marduka, Joris się nie odzywał. Siedział zamyślony, choć raczej nie ponury i ślepił w ogień, podrucając doń niedopalone kawałki by palenisko się nie rozrastało. Nie miało to w taką pogodę i w takim miejscu żadnego znaczenia, ale najwyraźniej sprawiało mu jakiegoś rodzaju satysfakcję. Uniósł na chwilę głowę przy wzmiance o pozostałościach kultu w kopalni i Agahcie, ale przy zawiłościach zażyłości poszukiwanego przez nią półelfa ponownie wrócił spojrzeniem do ognia. Starał się odnotować najważniejsze informacje, bo jak wiadomo, nigdy nic nie wiadomo. Ale najważniejsze teraz dla niego było Thundertree ze swoimi kultystami i Shavri ze swoją głową, która warta była całego Phandalin. Reszta jako mniej paląca musiała poczekać na swoją kolej.
- Wezmę jakąś flaszeczkę od Toblena i możemy trochę jeszcze posiedzieć i pogwarzyć - stwierdził w odpowiedzi na gest barbarzynki - Ale to już jak wrócę z loszku. Natenczas wygląda, że wszystko ustalone i ruszamy jutro wszyscy w stronę Neverwinter.
Spojrzał raz jeszcze na ukochaną, która ku jego zdziwieniu wybrała dwukółkę Zenobii na środek transportu. Może bała się Panicza? Będzie musiał go trochę jeszcze przyuczyć, bo iście złośliwy bywał i uparty.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline