-
Oh... - Venora mrużąc oczy chwilę zastanawiała się co począć. Nawet jakby wzięła coś od Agness to z pewnością źle by to na niej leżało, z uwagi na różnice sylwetek i wzrostu, a głównie to, że exkultystka "miała czym oddychać". Wisiałoby to na niej, ale z braku laku... -
Wiem! Wezmę strój, który miałam na kolacji u Trollobójcy - przypomniała sobie o ubraniu które siedziało na dnie torby w zapomnieniu. -
Pójdziesz tam ze mną? - zapytała Arla i rozwinęła koc, ukazując się mu całkiem nagą. Podeszła do wiadra i zaczęła doprowadzać się do porządku po porannych intensywnych igraszkach.
-
Oczywiście, że pójdę!- odparł i od razu wartko doskoczył do nagiej kochanki dotykając ją bez opamiętania po udach, pośladkach, brzuchu i piersiach.
Venora już zaczęła poddawać się jego pieszczotom, ale opamiętała się. Odwróciła się przodem do niego i położyła dłonie na jego piersi.
-
Nie wypada się spóźnić na to spotkanie - powiedziała, nie szczególnie bardzo broniąc się przed jego dotykiem. -
Wrócimy tu po śniadaniu - zapewniła go a błysk w jej oku wyraźnie mówił, że sama bardzo tego chciała. -
Zgoda? - dodała i odsunęła się od niego, wracając do porannej toalety.
-
Dobrze.- odparł i odsunął się od Venory na bezpieczną odległość.
~***~
Drogę do komnat lorda znali już doskonale. Venora maszerowała w swej sukni po chłodnych korytarzach zamczyska obok swojego mężczyzny. Strażnicy przed drzwiami nawet ich nie zatrzymywali. Jednego z nich Venora widziała w nocy, podczas pościgu za trucicielką i ten od razu rozpoznał w niej wybawczynię ich chlebodawcy. Drzwi przed rycerką i magiem stanęły otworem a w środku komnaty czekał na nich lord w towarzystwie starego, ciężkozbrojnego męża.
-
Panienka Venora…- rzekł ciepłym tonem. Wyglądał znacznie lepiej niż w nocy, kiedy trucizna na niego oddziaływała. -
Bogowie wiedzieli, kiedy zesłać cię na moje włości. Jak ci się odwdzięczę za uratowanie mojego żywota?- podszedł do panny Oakenfold i czule ją objął, nie kryjąc swej wdzięczności.
Na masywnym stole w zachodniej części komnaty czekało już wykwintne śniadanie, dzban wina oraz ogrom łakoci z czekolady.
Widok ten był na tyle obiecujący, że Venora zdecydowała jednak nie odpuszczać sobie posiłku.
-
Cieszę się niezmiernie, że mogłam pomóc - odparła z przyjaznym uśmiechem paladynka gdy lord już ją puścił. -
Proszę, że przedstawię mojego towarzysza - powiedziała, choć drobną chwilę zawahała się jakiego określenia co do niego użyć, bo ten poranek bardzo dużo zmienił w życiu panny Oakenfold. -
Arlo jest magiem wojennym, a wczoraj wraz z pozostałymi naszymi kompanami udało mu się zabić twego truciciela
-
Tak. Moi ludzie już mi donieśli co się dokładnie wydarzyło.- skomentował zapraszając gestem rąk do stołu. Wszyscy usiedli na swoich miejscach, a lord zachęcił gości do częstowania się wszystkim, co sobie zażyczą.
-
Cóż nasze stosunki z klanem Ducha Sowy są dość chłodne ostatnimi czasy, lecz nigdy ale to nigdy nie były wrogie. Wódz Niedźwiedzia Łapa był tutaj zawsze mile widziany i szanowany za swoją mądrość, uczciwość i honor. Nie rozumiem jak mogło do tego dojść.- pokręcił głową z niedowierzania.
-
Ekhem…- odchrząknął starszy jegomość w półpłytowej zbroi, zwracając na siebie uwagę reszty.
-
Naszyjnik, który znaleźliście przy ciele denatki jest symbolem wspomnianego przez miłościwego lorda klanu barbarzyńców.- wtrącił.
-
Uważacie, że to Niedźwiedzia Łapa zlecił zabójstwo?- spytał Arlo.
-
Cóż, trudno mi w to uwierzyć, ale dowody wskazują wyraźnie osadę w górach.- podstarzały zbrojny wzruszył lekko ramionami.
Paladynka przysłuchiwała się im, podjadając pieczone udko kurczaka. Znaleziony symbol na pewno był intrygującą sprawą, łączył zabójcę i klan, który ponoć dostał zakaz na handel z mieszkańcami twierdzy.
~
Ale czy nie jest zbyt oczywisty? ~ przeszło jej przez myśl. Przełknęła kęs i mogła zdradzić co sama w tym temacie myśli.
-
Proszę mi wybaczyć jeśli wykażę się brakiem wiedzy, ale wydaje mi się że zabójca, do tego tancerz cieni, to zbyt wyrafinowany sposób na pozbycie się wroga jak dla klanu barbarzyńskiego - powiedziała Venora. -
Poza tym, jaki mieliby powód by mordować lorda Twierdzy? - dodała dla upewnienia się czy zakaz handlu obowiązuje naprawdę.
-
Tego nie wiemy. Nic im po mojej śmierci. To wolni ludzie. Żyją w swoim świecie z dala od oznak cywilizacji. Nawet gdyby moja śmierć doszła do skutku i tak nie przejęliby twierdzy.- wyjaśnił Marduck.
-
Zabójca jak zabójca. Jeśli ktoś miał na celu zamordowanie naszego pana to musiał jakoś dostać się na zamek. Żaden z barbarzyńcow nie dałby rady wspiąć się na mur, ani poruszać się niezauważonym po korytarzach.- dodał zbrojny.
-
A jak wygląda ogólnie sytuacja w okolicy? Orkowie kręcą się w pobliżu może jakoś bardziej? My przywieźliśmy złe wieści, że wioska Iern została zgładzona przez demony. Ktoś w jednej z chat odprawił rytuały przyzwania ich. Niestety nie udało nam się dowiedzieć czyja to była sprawka - opowiedziała ze smutkiem w głosie panna Oakenfold. -
Wiemy, że "coś" jednoczy orków, a w górach wyczuwalna jest potężna energia magiczna. Może to ma związek z unieszkodliwionym zabójcą?
Szlachcic wymienił krótkie spojrzenie z siedzącym obok zbrojnym.
-
Patrole częściej napotykają zielonoskórych, ale nie stanowią dla naszych żołnierzy większego zagrożenia niż dotychczas.-
-
Właściwie to jest to bezpośredni powód zerwania naszej dyplomacji z barbarzyńcami…- wtrącił się starzec.
-
Jak to?- Arlo ciągnął go za język.
-
Herszt Niedźwiedzia Łapa, przygarnął pod swoją opiekę jednego z orków. Dla nas, mieszkańców Cormyru a szczególnie Twierdzy Wysoki Róg, to niedopuszczalne. Orkowie to nasi wrogowie i nie uznajemy żadnych petraktacji z tym oponentem.- wyjaśnił lord.
-
Rozumiem... - Venora pokiwała głową w zamyśleniu. -
A wiadomo coś więcej o tym przygarniętym orku? To jedna sztuka, czy jest ich więcej? - dopytała.
-
Podobno- podkreślił zbrojny. -
Tylko jeden. Nie wiele wiemy o tej sprawie. Kiedy doszły nas wieści o pojawieniu się zielonoskórego w osadzie, lord posłał gońca z żądaniami wyjaśnień, lecz Niedźwiedzia Łapa wyśmiał go i oznajmił, że przed nikim nie klęka i nikomu nie musi się tłumaczyć.- wyjaśnił starzec.