Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2018, 15:39   #151
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- Mój stęskniony kochanek - odezwała się cicho, a w jej głosie było tyle radości i satysfakcji z możliwości wypowiedzenia owych słów. - Mój słodki, spragniony Jarvis. - Dholianka pocałowała mężczyznę w brodę z czułym cmoknięciem i przejechała opuszkami po linii jego szczęki.
- Moja śliczna, słodka Kama… - słowa czarownika przerwało natarczywe pukanie do drzwi ich pokoju. Sięgając umysłami, oboje potwierdzili, że to nie Godiva się dobija, ani Nveryioth, więc… kto ?
- No oczywiście, że ktoś musi przyjść i popsuć całą atmosferę - fuknęła gniewnie dziewczyna, opierając się rękoma z tyłu na blacie stolika. - Może to właściciel przyszedł nas wyrzucić na bruk - stwierdziła trzpiotnie i popatrzyła wyczekująco na ukochanego.
- Możliwe, bo… nikt nie wie, że tu mieszkamy. Nawet nasz znajomy wróżbita - stwierdził mag, głaszcząc bardkę po włosach, choć był nieco zaniepokojony tym wydarzeniem.
- Może to Gamnira, chciała się z nami wybrać na wyprawę, ale... nie dowiemy się póki nie sprawdzisz. - Chaaya potrząsnęła głową, by strzepać kosmyki włosów z twarzy.
- Możeee… - Przywoływacz niechętnie oderwał się od kochanki i ruszył w kierunku drzwi, po drodze sięgając do plecaka i wyjmując ten bardziej ozdobny z pary pistoletów dubeltowych jakie używał.

- Czy to konieczne? - Kurtyzana nieco zmartwiła się taką prewencją u partnera. Wnet skuliła się na stoliku, chowając piersi za ramionami.
- Nie zaszkodzi - odparł cicho chłopak i podszedł do drzwi. Otworzył je lekko i zapytał zaskoczony. - Kim… czego tu właściwie chcecie?
- To dobre pytanie. Ale wolałbym nie omawiać go na korytarzu. Mogę wejść, czy… - Głos był młody i męski, a w “czy” tkwiła zawoalowana groźba.

Złotoskóra zeskoczyła z siedziska i podeszła do porzuconej czarnej szaty, nakładając ją prędko na siebie. Na chwilę wyjrzała przez okno, ale nie mogła z niego dostrzec ruin elfiej świątyni rozpusty. Dlaczego akurat jej chciała szukać, nie była pewna.
~ Wpuść ich… tylko zapnij spodnie ~ stwierdziła po chwili wyjatkowo spokojnie, odwracając się przodem do drzwi.
~ Kto to? ~ dopytała się, wsuwając nogą pod łóżko kilka fragmentów swojej bielizny, którą porzuciła ubiegłej nocy.
~ Łowcy demonów i wampirów. Zamaskowani. ~ Przekazał telepatycznie mag zapinając spodnie i negocjując na głos.
- Jeden tylko. Reszta zostaje.
- Zgoda. - Usłyszał w odpowiedzi. I po chwili do komnaty wszedł on.

Mężczyzna o twarzy zakrytej porcelanową maską i szacie z poukrywanymi nożami. Rozejrzał się bacznie po pokoju, gdy Jarvis zamykał jedną ręką drzwi, w drugiej wciąż trzymając pistolet. Intruz nie wydawał się tym jednak zaniepokojony.
- Przybywam w pokoju - rzekł na powitanie.
- A więc pokój z tobą - odparła brązowowłosa przyglądając się ciekawsko nieznajomemu. - Wybacz nam, że nie mamy za bardzo cię czym ugościć… nie nawykliśmy do odwiedzin.

~ Mam nadzieję, że Nvery nie napyskował któremuś z kleryków ich zakonu, bo może być nieciekawie… ~ stwierdziła żartobliwie, nawiązując kontakt wzrokowy z ukochanym i uśmiechnęła się trochę blado. ~ Jak zawsze stanęłabym w jego obronie i tyle by było z negocjacji…
~ Mogło być gorzej. Mógł któregoś uporczywie nagabywać i teraz do łóżka może mu się pchać i kleryk i wampirzyca ~ zażartował Jarvis, a nieznajomy jakby potwierdzając ich obawy odrzekł
- Z tego co wiem bliski jest waszemu sercu młodzian imieniem Nero pracujacy w u antykwariusza Gulrgama?
~ Co gorsza nie rozpoznaję maski. Nie wiem z jakiej jest organizacji, a co za tym idzie… który klan wampirzy używa go jako swej marionetki ~ dodał czarownik.
- Cóż za brak kultury - odparła słodko bardka. - Prawdziwy biały barbarzyńca jakim straszyła mnie babka. Jesteś tu gościem, który nas nachodzi, miej przynajmniej tyle przyzwoitości w sobie, by się przedstawić, a dopiero później pytać. - Chaaya nie miała zamiaru ulegać wątpliwej jakości “urokowi” nowoprzybyłemu, dając mu jasno do zrozumienia, że jak chce się bawić w kurtuazję to niech się do tego należycie przyłoży.
- Dopóki noszę maskę nie mam imienia madame - odparł mężczyzna spoglądając na tawaif. - Za to mam… ofertę nie do odrzucenia dla was.
- W dodatku pyszałkowaty… skoroś się nie nazywasz, podaj mi imię swego pana, nie rozmawiam o interesach z bezimiennymi o niezbadanej renomie. - Tancerka wskazała na jedyne krzesełko w pomieszczeniu, samej siadając na łóżku.
- Imię niewiele wam powie. Zwie siebie Archiwistą - stwierdził zamaskowany podchodząc do krzesła i siadając na nim.
~ Nie mam zielonego pojęcia kim on jest ~ odparł zaskoczony Jeździec, gdy intruz kontynuował.
- Za to inne imię mogę podać. Francesca. Z tego co wiem, wasz… krewniak wpadł jej w oko - dodał nonszalancko, moszcząc się na krześle.
- Więc jesteś tu z jej powodu. Ale wątpię w jej klanie był jakiś “Archiwista”, wampiry są za dużymi snobami na tak pospolite miana - odparł ironicznie Jarvis.
- To prawda. Nie służę - zgodził się “bezimienny”.

“Prawdziwi dyplomaci się spotkali, jeden durniejszy od drugiego…” Laboni zaśmiała się przysłuchując obu mężczyznom, którzy jawili jej się jak dzieci na placu zabaw.
Dholianka przewróciła oczami, bo dość już miała wysłuchania “uprzejmych” wymian zdań w swojej głowie, więc nie potrzebowała kolejnej Nimfetki z Deewani w wersji starszej i męskiej w świecie rzeczywistym.
- Przejdź do sedna, bo rozmowa z tobą na wyższym poziomie okaże się dla mnie katorgą, a ty mój drogi pozwól naszemu gościowi dokończyć i zachowaj na razie swoje opinie dla siebie. - Kobieta obdarzyła najpierw maga, później posłańca znaczącym spojrzeniem kogoś, kto został zmuszony do uczestniczenia w zabawie, której nie pragnął i zdecydowanie nie był jej fanem.
- Wracając do twojego pytania, tak Neron jest mi bliski, ale nie widzę związku dlaczego miałbyś mnie nachodzić, potajemnie grozić i rościć sobie prawa do jakichkolwiek odpowiedzi nie zachowując się przy tym odpowiednio. Mówiąc w twoim prostym języku: Czego chcesz? - spytała nad wyraz uprzejmie.
- Francesca… zainteresowała się nim. Co oznacza, że prędzej czy później go sobie upoluje. I fakt, że jest smoczego rodzaju ani jej nie odstraszy… ani nie zmartwi. Wampirzyca radziła już sobie z poważniejszymi potworami w swoim nieżyciu. Niemniej… Archiwista może sprawić, że straci nim zainteresowanie w zamian za spotkanie z wami. Godzinkę rozmowy u niego. - Wyłożył swą propozycję, a czarownik starał się ukryć zaskoczenie tym, że zamaskowany przejrzał prawdziwą naturę Nveryiotha.
- Jesteś kompletnym kretynem - obwieściła Kamala kręcąc w zdenerwowaniu głową. - I fakt, że to właśnie ty z nami rozmawiasz oznacza, że nie ma w jego zakonie nikogo lepszego. Nie zastraszy mnie ani wampirzyca, ani bezimienny, zamaskowany i być może wyimaginowany Archiwista - odparła grzecznie, acz sucho, wpatrując się w oczy intruza z beznamiętnym wyrazem kogoś, kto w dyskusji, zwłaszcza ofensywnej, był nie do zdarcia.
- Franczeska da sobie spokój prędzej czy później, jak nie to ją do tego osobiście przekonam. A na propozycję się nie zgadzam. Bo dobrze znam takich wspaniałomyślnych samarytaninów, którzy nagle zjawiają się i oferują godzinę pogawędki, a później chleje taki kleszcz krew i nie da się go wyrwać razem z głową. Po rozmowie, będzie kolejna, po kolejnej następna, później jakaś przysługa, uśmiechy, uściski dłoni i zapewnienia, że to już ostatni raz, że przyjaźń dozgonna, a tymczasem co i rusz będę musiała użerać się z niskimi lotami groźbami i jakże wspaniałymi spotkaniami z tobie podobnymi.
- Masz rację i jej nie masz… zarazem - odparł mężczyzna wyraźnie rozbawionym tonem głosu. - Nie zajmuję się negocjacjami. Zwykle moja rola jest inna. Bardziej subtelna. A poza tym… to nie była groźba. Tylko ocena sytuacji z mojej perspektywy. Nie zmuszę was do spotkania, mogę jedynie przekupić zdjęciem wampirzycy z waszych pleców. Jeśli nie chcecie… cóż…
“Bezimienny” spojrzał na milczącego czarownika.
- On dobrze wie, jaki to problem. A ja zaś… między nami mówiąc, byłbym bardzo ciekaw waszego pojedynku. Twojego i Francesci. Niemniej wiąże mnie wola mojego szefa.
- Och na pewno nadajesz się do subtelniejszych zadań - przyznała skwapliwie, aż nazbyt, Chaaya.
- Można wiedzieć jak chciałby się Archiwista pozbyć naszej wspólnej znajomej? Może gdy dostanie to, czego chce stwierdzi, że jego podopieczna wypełniła dobrze zadanie i pośle ją na kolejną misję uprzykrzania życia, tym, którzy jeszcze je mają? - Dywagowała wesoło, potrząsając przy tym charakterystycznie głową, ni zaprzeczając, ni potakując.
- Przekaże jej pewne informacje, które na stałe skreślą twojego krewniaka z jej listy zainteresowań - wyjaśnił zamaskowany uprzejmie. - Poza tym… nie sądzę by był jakikolwiek powód do stałego szantażowania waszej parki. Nie wiem w ogóle czemu Archiwista interesuje się akurat wami. Oba smoki są wszak ciekawszym wyborem, ale nie znam zamysłów mego szefa.
Bardka wyprostowała się nieznacznie, a jej spojrzenie utkwiło na chwilę za uchem rozmówcy.
Zamyśliła, posyłając jedną z masek na dno do Starca, by z nim uściślić parę kwestii.

Przed pradawnym gadem pojawiła się… Seesha. Jeśli gad miałby ocenić wiek jej powstania była w połowie od Nimfetki do Chaai jaką znał - tyle przynajmniej dało się wywnioskować po jej wyglądzie.
Dziewczyna miała dwa grube warkocze, spływające po jej obu ramionach na piersi i brzuch, aż do bioder. Ubrana była schludnie i tradycyjnie jak wszystkie emanacje tawaif z tym wyjątkiem, że ta miała zatknięte za ucho pióro, a w lewe ramiączko choli… pędzel.
“Dzień dobry Starcz...Staruszku, czy mogę tak do ciebie mówić?” spytała grzecznie, bujając się na piętach z rękoma schowanymi za sobą, przez co przypominała mu nieco Deewani.
~ Starcze! Co to za pomysł ze Staruszkami? Szacunek się należy antycznemu smokowi o wielkiej potędze! ~ odparł Czerwony oburzony takimi sugestiami.
“Ale kiedy Staruszek brzmi milej” odparła radośnie kurtyzana i zaśmiała się ciepło. “Jaka jest szansa, że Archiwista jest którymś z czwórki smoków?” zmieniła szybko temat, przechodząc od razu do konkretów.
~ Nikt z tamtej czwórki smoków nie żyje. Inaczej by rządzili tą dziurą na mokradłach. Zapewne… z pewnością. ~ Skrzydlaty nie brzmiał tak stanowczo jakby chciał. Wyraźnie się zadumał, a potem szybko zmienił temat. ~ Ja nie jestem MIŁY. Ja jestem straszliwą siłą depczącą wszystko co ośmieli stanąć mi na drodze. Ja jestem potęgą obracającą w perzynę każdego głupca, który ośmieli się rzucić mi wyzwanie. Drżyjcie albowiem jestem straszny Ferra… Starzec. Drżyjcie i padnijcie na twarz lub gińcie w mym ognistym oddechu. We mnie nie ma nic miłego!
Bardka jakby straciła równowagę i rymsnęła na “podłoże” nakrywając głowę rękoma, skuliła się teatralnie, drżąc jak wystraszone zwierzątko i popatrzyła przez palce na Czerwonego.
“Ale to ja chce być miła, ty nie musisz…” odparła z pełnym pokory, poważnym głosem, po czym na chwilę się wyprostowała i ponownie uśmiechnęła. “Może dalej rządzą? Tylko w przebraniu? To by pasowało do ekscentrycznego Miedzianogłowego… choć wydaje mi się, że on był raczej z tych dobrych… więc może ta Czarna Gnida?” spytała grzecznie, pamiętając jak ma się wyrażać na temat znienawidzonego przeciwnika Ferragusa.
~ No… miła tak? To w takim razie zwracaj się do mnie pełnym tytułem. Starcze pogromco demonów i władco ognistych równin. To by było miłe ~ oceniła bestia i dodała ~ To tchórzliwe podejście… chować się za przebraniem. Smok… jest za potężną istotą, by taką taktykę stosować.
“Aha… to w takim razie mam jeszcze jedno pytanie Starcze pogromco demonów i władco ognistych równin” odparła dziewczyna drapiąc się po przedziałku na głowie.
“Jakie oceniasz prawdopodobieństwo, że A - Archiwista wie, że mamy amulet jednorożca, który chce wykorzystać, B - wie, że jesteśmy najemnikami z Jaskini i chce nas “oficjalnie” wynająć?”
~ Gdyby wiedzieli, że masz amulet lub ich interesował, to by go ukradli, albo zabrali, albo zaproponowali zakup. Nie bawiliby się w to całe przedstawienie i rozmowę… bo i po co. ~ Zadumał się jaszczur. ~ Może chcą was wynająć. Łatwo połączyć kwestię smoków na jakich jeździcie z waszą profesją.
“Hmmm… Kamala uważa, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że chodzi o amulet… Wiesz czym się zajmuje Archiwista? Siedzi w starych papierach… Może znać historię tego miejsca i smoków i elfów i ich wojenek… Może także inwigilować nas od dłuższego czasu i wiedzieć, że mamy jakieś połączenie z artefaktem i zwykła kradzież na nic mu się nie zda, jeśli pożąda odkrycia jakiejś wiedzy… Tak czy siak… wynajem też jest trafnym spostrzeżeniem…” Seesha zamyśliła się na chwilę z pół uśmiechem na ustach.
“Oczywiście, to może być też coś innego… to może być nawet jakaś snobistyczna głupotka i zachcianka bogatego i znudzonego życiem człowieka, kto wie, kto wie… Deewani chce się z tobą zakładać, ale jeśli ma dojść do zakładu trzeba by podjąć decyzję. “My” nie chcemy iść na spotkanie, bo Jarvis może być przez to w niebezpieczeństwie, a sam nas nie puści.”
~ W niebezpieczeństwie?! Dobre sobie! ~ Zaśmiał się pogardliwie Starzec. ~ Nie jesteście w żadnym niebezpieczeństwie. W razie kłopotów przejmę twoje ciało i spopielę tego Archiwistę i ten cały jego zakon potęgą mojej magii. Nic wam nie grozi. Tobie, boś mym ciałem, a jemu bo tobie…. bo jest mi potrzebny żywy.
“Dziękuję ci Starcze pogromco demonów i władco ognistych równin za rozmowę, udaję się teraz na górę, byśmy porozmawiały z czarownikiem.” Maska rozmyła się nagle, nie zdążywszy się pozbierać z “podłogi”.

- Kiedy ta rozmowa miałaby się odbyć? - spytała bardka, wracając spojrzeniem do oczu zamaskowanego i nawiązując telepatyczną rozmowę z kochankiem, który przez jej myśli słyszał jak ktoś ciągle gniewnie fukał: Śmiecie, Śmiecie, Śmiecie.
~ Wierzysz w jego słowa i tego całego Archiwistę pragnącego porozmawiać, jednocześnie potrafiąc przywoływać i odwoływać… jak sam stwierdziłeś… potężne wampiry?
~ Nie wiem. Natomiast było by miło, gdyby ten Archiwista pozbył się za nas problemu. Francesca żywa lub martwa jest ciężarem, którego wolałbym jednak uniknąć ~ wyjaśnił przywoływacz, a “bezimienny” rzekł
- Teraz najlepiej. Mój szef ma dość napięty harmonogram i dużo planów.
- Gdzie na przykład? I czy z nami obojgiem chce się widzieć? - drążyła dalej temat Dholianka, zniecierpliwiona ciągłymi niewiadomymi.
~ Nie z takimi przeciwnikami mieliśmy styczność Jarvisie… ty również nie jesteś już małym chłopcem by obawiać się nieumarłego… osobiście nie martwię się, że jestesmy na czyimś celowniku, ale nikt jeszcze nie wyszedł dobrze na konszachtach z diabłem… a tym mi właśnie pachnie ta cała sytuacja.
~ Francesca nie jest problemem z tego powodu, że jest potężna lecz… dlatego, że ma wysoką pozycję w klanie. Zadzierać z nią, to zadzierać z całą koterią pijawek. Możesz też mieć rację co do Archiwisty, ale rozmowa to jeszcze nie cyrograf. Zawsze możemy się podczas niej wycofać… ~ ocenił mag.
- U szefa, w jego siedzibie. Jest tajna, więc nie możemy pozwolić wam zobaczyć drogi do niej, ale… możecie zabrać całą swą broń ze sobą. Nie ma z tym problemu - stwierdził posłaniec. - Mogę też przysiąc na swoje życie, że będziecie bezpieczni i wrócicie cali i zdrowi.

“Gówno mnie obchodzi twoje życie ty durny odpadku…” fuknęła gniewnie babka, wprawiając wszystkie maski w trwożliwy dygot.
~ Cicho, siedź teraz cicho! ~ wtrąciła Chaaya, nie do końca panując nad telepatycznym przekazem, bo i ją ten stek bredni irytował.
~ Jarvisie… z mojego doświadczenia wiem, że lepiej użerać się z całym ugrupowaniem skrytobójców, niż wchodzić w układy, które tylko z pozoru dają poczucie bezpieczeństwa. Zgadzając się na rozmowę, podpisujemy cyrograf, TO jest właśnie nasz cyrograf, gdzie w dodatku nasze warunki umowy są niejasne. Ten impertynent od samego początku złamał już co najmniej siedem zasad retoryki - to dziedzina sztuki mówienia, a więc dyplomacji, poselstwa, handlu… Wysłanie do nas takiego człowieka nie rokuje dobrze co do samego spotkania z jego domniemanym panem. Czego od nas chce i kim może być? Przyjacielem nie jest, bo nie wysłałby bandy skrytobójców, mających od progu zastraszyć swoją liczebnością i posiadaną wiedzą na nasz temat. Pragnie informacji? Naszych usług? Ile od nas zażąda za ochronę? Dlaczego się nami zainteresował? Dlaczego nie smokami? Jak długo będziemy musieli spłacać u niego dług? W ogóle czym on będzie? Alarmującym jest też to… że ten cały Archiwista nie “zabije” Franczeski… tylko jej “powie” by dała sobie spokój z Nverym… Jeśli faktycznie ma taką moc perswazji, by tak silnego wampira zniechęcić do upatrzonej ofiary… to kim on jest na bogów? Nie podoba mi się to wszystko.
~ Co jednak zyskamy odrzucając jego ofertę. Pozostaniemy w niewiedzy, nie mając pojęcia jakich wrogów sobie narobiliśmy ~ ocenił sytuację czarownik i zapytał ~ Co radzisz więc? Odmówić mu?
Bardka nie umiała odpowiedzieć na to pytanie. W jej myślach przebijała się obawa i czyjś niesprecyzowany gniew, który ciągle sarkał. Z początku Jeździec miał wrażenie, że to na niego jest skierowany… ale teraz miał niemiłe uczucie, że jego ukochana w jakiś pokręcony sposób katowała samą siebie.

- Odpowiedziałeś tylko na pierwsze z moich pytań… - Głos tawaif wyprany był z emocji gdy zwracał się do kultysty/zakonnika/mnicha/kogoś bliżej niesprecyzowanego. Nie dało się poznać po jej wyglądzie jak niepewna i przestraszona była w rzeczywistości. Nawet oczy, które przecież były zwierciadłem duszy, kłamały tak perfekcyjnie, że gdyby kobieta przejrzała się w lustrze oszukałaby samą siebie. - Jednak dosyć z tym… proszę, opuść na chwilę to pomieszczenie, muszę porozmawiać z moim partnerem. Postaramy się dać ci naszą ostateczną odpowiedź jak najszybciej. - Wskazawszy dłonią na drzwi, nie spuszczała wystudiowanego i bystrego spojrzenia z “gościa”.
- Dobrze. - Ten odparł po krótkiej chwili wahania. I opuścił szybko pokój zostawiając parę samych.
Dwie orzechowe tęczówki, śledziły go do samego końca i nawet gdy mężczyzna zamknął za sobą drzwi, kurtyzana uparcie świdrowała chropowate drewno, jakby chciała przez nie przejrzeć.
~ Mamy niecały kwadrans na zastanowienie się co teraz… ~ odparła posępnie, odchylając się do tyłu i wspierając rękoma na materacu za sobą. ~ Lepiej też, byśmy nie rozmawiali na głos, bo mogą podsłuchiwać. Puściłabym tego wielbłąda z piaskiem, gdyby nie fakt… że być może mamy okazję zbliżyć się do Vantu… jak myślisz?
~ Nie wziąłem tego pod uwagę, ale skoro jego szef tak wiele wie, to może coś wiedzieć i o Vantu. Jeśli mamy sprzedać dusze to… za odpowiednio wysoką cenę. A jeśli zrobi się ciężko… cóż… świat jest olbrzymi. W najgorszym przypadku będziemy musieli poszukać po prostu innego ciała dla Starca. Jest on może bardzo władczy… ale z pewnością nie głupi. Nie zaryzykuje straty ciebie dla nikłej obietnicy nowej postaci ~ ocenił przywoływacz, podchodząc do dziewczyny i siadając obok, opuszkami placów wodził po jej policzku, jak rzeźbiarz oceniający swe dzieło.

Dholianka uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, mrużąc nieznacznie powieki. Oddałaby wiele, by widzieć świat tylko jedną parą oczu, tak jak jej kochanek. Człowiek nieświadomy był o wiele spokojniejszy i szczęśliwszy. Niestety ona nigdy nie zaliczy się do tego typu ludzi. Każda rozmowa i sytuacja będzie odbierana i analizowana wielowymiarowo, ta świadomość była jak trucizna - życie w niej, kojarzyło się do nieustannego, bezsennego dnia.
~ Jak chciałbyś uciec z La Rasquelle? Dookoła jest armia szalonych barbarzyńców, w dodatku ci z pustyni na pewno nas szukają, wściekli, że odebraliśmy im… cennego zakładnika. Gdziekolwiek się nie pojawimy… palimy za sobą mosty, zamiast tego… wolałabym puścić z dymem całe miasto i zbudować sobie nowe na jego popiołach. Serce mówi mi, że powinniśmy iść, ale rozum przestrzega i zaleca ostrożność… Raz nie posłuchałam jego rady i długo za to płaciłam. Nadal płacę.
~ Spalić La Rasquelle jest łatwo. Ale budowanie z popiołów to ciężka robota ~ wyjaśnił magik, czule całując policzek siedzącej ukochanej i dodał wstając.
~ Wezwę Gozreha. Będzie nas śledził z cieni i będzie naszym asem w rękawie. ~ Po tej deklaracji ruszył w kąt pokoju, by w miarę dyskretnie przywołać swego chowańca, a potem wyłuszczyć mu zadanie, w tym czasie tancerka wstała i podeszła do szafy, by się przebrać na spotkanie.
~ Ja też nie jestem pewien, czy to dobrze robimy wchodząc w konszachty z tym Archiwistą, ale jeśli nie spotkamy się z nim, to on będzie miał przewagę. My nie wiemy o nim nic. On… zaś bardzo wiele o nas ~ odparł po chwili.
~ Mam jednak nadzieję, że czymś będziemy w stanie go zaskoczyć… ~ stwierdziła bardka, zbrojąc się jak na wojnę. ~ Przygotuj się na każdą ewentualność… i popracuj nad miną, można z ciebie czytać jak z otwartej księgi ~ dodała wesoło.
~ Będę miał lubieżne myśli o tobie… zobaczymy co wtedy wyczytają ~ zaproponował czarownik szepcząc coś do przywołanego kota, który ze zbolałą miną “znowu ja?” wyrażał swoją dezaprobatę do pomysłu bycia tajną bronią.
~ Ha ha… bardzo śmieszne. ~ Kobieta starała się ignorować cieniostwora, trzymając w dłoniach srebrny widelec oraz poręczne, okrągłe lusterko w ramce z białego drewna. Najwyraźniej chciała to gdzieś sobie “upchać” nie zabierając przy tym torby. Po chwili jednak odłożyła oba przedmioty i podeszła do drzwi z cichym dzwonieniem dzwoneczków. ~ Poinformuję ich, że zgadzamy się na spotkanie, weź co będzie ci potrzebne do ewentualnego palenia miasta.
~ Nie wiem jak zdołam schować pod płaszczem cały ten chrust potrzebny do tego ~ zażartował Jarvis, gdy Chaaya szła do drzwi.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline