Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2018, 16:15   #199
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Znów w loszku

- No dobrze. Jorisie. Tam capi nieprzeciętnie - Shavri zatrzymał się przed drzwiami do piwnicy, wskazując je zapalonym łuczywem.
Tymi słowami zakończył krótką relację z tego, co udało mu się NIE wskórać z więźniem, odkąd się koło niego kręcił.
- Starsza kapłanka była u niego z jedzeniem, ale z tego, co sie orientuję raz. A ja drugi. Jeśli kradzieży na Omarze nie dokonał jakiś jego pobratymca w wierze, to ciekawe, czemu się tutaj nie pofatygował. Sforsowanie zamku w celi byłoby banalnie proste w porównaniu z zabezpieczeniami Omara, więc jeśli go nie uwolnił, musi mieć go dość bardziej ode mnie… No, albo po prostu złodziej nie jest żadnym kultystą - westchnął młodszy tropiciel.
Sam wiedział, że byłoby zbyt pięknym, gdyby w tej piwnicy znaleźli przynajmniej współwinnego kradzieży, ale marzenia nic przecież nie kosztują.
- Mi jeszcze do głowy przyszło, że złodziej od Omara i napastnik Turmaliny to ta sama osoba. Nie boi się magii i się nie zniechęca… Ale jutro rano może uda mi się to jakoś potwierdzić… - Niosąc polewkę z gospody, Joris skrzywił się - Na bogów. Ja rozumiem, że loch śmierdzi. Ale jak jeden człowiek w parę dni, może tak zepsuć powietrze? Zaczekaj.
Zatrzymał Shavriego w połowie schodów.
- Kusi mnie jedna rzecz, ale na wszystkie duchy lasu, nie wygadaj się Torice. - powiedział bardzo cicho do tropiciela - Chcę go puścić wolno w Neverwinter.
- Chcesz go śledzić, tak? - zapytał rzeczowo Shavri, na co myśliwy przytaknął.
Shavri pomyślał przez chwilę. To był świetny pomysł, jeśliby tylko nie byli ograniczeni czasowo. Podzielił się tą watpliwością z Jorisem.
- Na tę okoliczność mamy sporo złota i nieograniczoną liczbę uliczników i żebraków, którzy sprawniej od nas go wytropią - odparł myśliwy - Bardziej się boję, że… do licha… ten gamoń nie ma skrupułów. Jeśli ktoś zginie przez tę głupotę, to… - pokręcił głową - Ale naprawdę myślę, że kult Shar za zarazę odpowiada. I tu czas też nas goni...
Shavriemu, gdy usłyszał rozwiązanie Jorisa - tak przecież proste - oczy błysnęły wesoło.
- Masz łeb na karku - przyznał. - Nic nie powiem Torice. Rozegrasz to jak chcesz, chętnie ci pomogę. To w końcu twój braniec, a sprawa istotnie, nagląca.
Shavri wyciągnął rękę ku klamce, ale jeszcze na moment się zawahał. Spojrzał na Jorisa i westchnął.
- Strasznie się cieszę, że wróciłeś.
Po czym pchnął drzwi ręką. Smród wyszedł go przywitać…

Wiezień siedział ponury na pryczy. Zmrużył odwykłe od światła oczy, ale nie zmienił pozycji, tylko zacisnął mocno dłonie w pięści. Widać szykował się na obiecane przez Shavriego wieszanie.

- Wiewiórki i bobry - zagaił więźnia Joris - Dzień dobry, dzień dobry. Mamy dla ciebie dobre wieści Szaruś. Jutro wracasz do Neverwinter. Tam odpowiesz za rozbój.
Więzień podejrwał głowę, z niedowierzaniem patrząc na Jorisa.
- Do miasta mnie zawleczecie? Nie łżesz aby? - podejrzliwie spojrzał na Jorisa.
- Niestety nie
- burknął Shavri, starając się za bardzo przy tym nie oddychać.
- No. Wreszcie. Widać kto tu rządzi - z zadowoleniem sapnął młodzieniec.
- Raczej się pierdol - odparł Shavri i bez celu omiótł wzrokiem cele.
- To już w Neverwinter i na pewno nie sam - wesoło odparł więzień.
Shavri, rad był, że akurat odwrócił się plecami do kultysty, bo jego błyskotliwa riposta mimo wszystko spowodowała uśmiech na twarzy tropiciela.
- Ano na pewno nie sam - przyznał Joris równie wesoło - Loch w Neverwinter tłoczny. Będziesz miał komu kąt grzać Szarutek. A na dziś masz.
Wsunął między kraty miskę z polewkę.
- Uhm, tak se mów… - jeniec omiótł Jorisa nieco rozbieganym wzrokiem i chwycił za miskę, jedząc łapczywie.
- Czyżbyś liczył, że twoi safandułowaci koledzy cię od stryczka wyciągną? - myśliwy brzmiał jakby rozbawiła go ta wizja.
- Myśl se co chcesz - wybełkotał jeniec z ustami pełnymi zupy. - Nic na mnie nie macie, mówiłem temu tam… - kiwnął w stronę Shavriego. - Wyście większe zbóje niż ja.
- Oj chłopie. Myślisz, że jakbyśmy już nie wiedzieli, co robicie, to ciagalibyśmy cię do Neverwinter? - westchnął Shavri. - To by było faktycznie bez sensu…
- Jest pismo kompanii handlowe Lionshield żeś zbój. A i od burmistrza mamy potwierdzenie - wyliczał Joris - do tego zeznanie kupca Barthena. No myślę sobie, że tyle wystarczy. Nawet jak nie na stryczek to na - Joris zagwizdał - szmat czasu.
- Co?! -
jeniec zakrztusił się polewką ze zdumienia.
- Ale masz rację. W końcu pewnie wyjdziesz i sobie popierdolisz.
- Po prostu go tu ubijmy, będzie mniej ceregieli, a wyjdzie na to samo
- mruknął znudzony Shavri ledwie słyszalnie, jakby wracał do tego tematu juz któryś raz.
- Oszuści! Kłamcy podli! - smoczy kultysta zerwał się, rozlewając resztę polewki i rzucił się do krat, wczepiając się w nie brudnymi rękoma. - Jaka kompania, jaki burmistrz, ja nic nie zrobiłem, nie znam tych ludzi! Nie wrobicie mnie! Myślicie, że co jesteście? Samozwańczy bohaterowe z zadupia?! Myślicie, że ktoś wam za to zapłaci? Podziękuje? Nikt na was nawet nie splunie za to! - ryczał, wodząc na wpół obłąkanym wzrokiem po tropicielach. - Uroiło wam się wszystko i niby ktoś w to ma uwierzyć? Smoki, kulty i co dalej? Jeszcze wczoraj żeś do kultu Shar chciał przystępować, a teraz wydawac mnie chcesz? - wycelował palec z przydługim paznokciem w Shavriego. - Wyście są przestępcy, ludzi napadacie w zamkach nocujących spokojnie, magów i duchów szukacie, księgi w ja piwnicach trzymacie - barbarzyńcy, profani… - sapał.
- Co? - Shavri zmarszczył czoło. Trochę się przestraszył wybuchu jeńca. Jeśli dostał szmergla, to już raczej nic z niego nie wyciągną. A było to prawdopodobne zważywszy ile czasu spędził samotnie w ciemnicy.
- A kto mówi o kultach i smokach Szaruś? Za rozbój cię osądzą. A kultysta z ciebie jak z koziej dupy trąba. Dupę widziałeś i gówno wiesz, ot co.
- Kóz nie dupczę!
- zawył jeniec.
- Brawo ty - przyznał Shavri skonsternowany.
- Choć po kilku latach w lochu i za kozą zamarzysz - Joris zaśmiał się - Dobra Shavri. On rzeczywiście nic nie wie. Straż miejska w Neverwinter się nim zajmie.
- Taaa… już widze, jak go tam będą słuchać…
- westchnął tropiciel.
Szkoda, ale w sumie sam próbował tych samych sztuczek, co Joris teraz. Nie odważył się tylko na blef, że otruł jedzenie, które mu dał. Są jakieś granice. Nie pozwolił sobie też na żadne uwagi o zarazie. Jeśli Joris nie chciał zaskoczyć więźnia wiedzą na ten temat, Shavri nie zamierzał mu tych planów krzyżować. Ale słowa jeńca o księgach nie dawały mu spokoju, bo faktycznie - w jeden dzień pracowali tu przy nim i dość głośno dzielili się wnioskami. Chłopak starał sobie przypomnieć, co wówczas mówili. Zerknął w stronę kufra i pomyślał, że trzeba się będzie Trzewiczka przed odjazdem zapytać, czy chce na drogę swoją księgę o Bowgentlu do czytania w wózku. Albo jakoś przenieść skrzynię w jakieś bezpieczniejsze miejsce, skoro tu każdy mógł wejść, a po wsi latają zbóje, złodzieje i szarlatani...
- Jorisie, myślisz, że burmistrz pożyczy nam jedno tomiszcze? - zapytał Shavri, wskazujac skrzynię.
- Za zabranie stąd tego niewiniątka? - zapytał kpiąco Joris - Nawet nam je ładnie zapakuje.
- Samimiśmy mu go tu wsadzili… - zauważył Shavri, zerkając wrogo na jeńca. Odwrócił się od nich i ruszył do skrzyni. Na samą myśl, że każdy mógł tu wejść…
-Tak, chowajcie dowody zbrodni! - zachichotał jeniec.
- Dobrze się czujesz, kózko? - zapytał Shavri rozeźlony, zatrzymując się i odwracajac się do niego. Że też kurwa nie pomyśleli z Trzewiczkiem wcześniej o tym, że mają takiego ślicznego widza. Wtedy im to nie przeszkadzało. Nawet Trzewiczkowi, o którym wszyscy wiedzieli, że nie jest sową. Dzisiaj sytuacja się nieco skomplikowała i Shavri miał wrażenie, że wszystko, co się dzieje w Phan i jego bliższej lub dalszej okolicy jest ze sobą powiązane.
- Głupiś jak wycinek na huczkę - odparł Joris - Posłuchaj Szaruś... w ogóle mówić tak do ciebie, czy zwą cię jakoś?
- … Rihar… - bąknął więzień.
- W porządku. Posłuchaj Rihar. Mam w dupie co ty tam sobie wyznajesz i czy wolisz normalne dziewuchy, czy gadowi kuśkę lizać. Jesteś tu boście nas napadli z kusz do nas szyjąc...
Więzień zaczął protestować, ale Joris uciął to stanowczo.
- Będziesz okoniem stawał to i za to odpowiesz. Poświadczenia są, bo tu ludzie na takie szajki co to po lasach się kryją i napadają, uczulone. A jak będziesz pyskować i się odgrażać wszarzu jeden, to wcześniej nie straży, a klerowi Selune cię oddamy, co by cię na pieszczoty wzięli. Jeśli jednak pójdziesz po rozum do głowy i powiesz co ty i twoi znajomkowie robiliście w Thundertree i kto i czemu was tam przysłał, to rozejdziemy się w pokoju. Przemyśl to zanim zaczniesz się ślinić i ponownie wygrażać. Rano wrócę po odpowiedź.
- Bo jak dziesiąty raz zapytasz to akurat coś innego powiem…
- wymamrotał więzień, ale tak cicho, że Joris nie usłyszał. W jego skołowanym mózgu zaczęło jednak kiełkować podejrzenie, że ze starszym tropicielem będzie się łatwiej dogadać niż z młodszym… zwłaszcza jeśli powie coś, co tamten chce usłyszeć. Trzeba było tylko podumać co to może być.

Joris miał już wyjść, ale przed wyjściem zatrzymał się i wyciągnąwszy z torby kilka garści sucharów co to je dziś u Barthena kupił na drogę do kopalni, wsypał je do wywróconej miski i dorzucił do tego bukłak z cydrem. Jeniec skinął głową w podziędzie, a obaj tropiciele wyszli na zewnątrz, z ulgą oddychając świeżym powietrzem.

Nad osadą zapadał już zmierzch.
 
Drahini jest offline