Gdy spieniony, rozszalały strumień lodowatej wody wdarł się do wnętrza gwałtownie przechylającego się niemieckiego statku, całe życie przeleciało Wainwrightowi przed oczami. Dzieciństwo w Lymington, matka urabiająca sobie ręce po łokcie w pubie, surowa twarz ojca majstrującego w swoim szkutniczym warsztacie, pyzata, roześmiana twarz dziewczyny z sąsiedztwa, jego pierwszej młodzieńczej fascynacji, surowe twarze jego nauczycieli z Chivers i łobuzerskie ogniki w oczach jego kolegów ze szkoły, które z biegiem czasu ustąpiły poważniejszym, acz wciąż zawadiackim spojrzeniom młodych, dorastających mężczyzn, pierwszy przydział w marynarce, awans, przeniesienie do wywiadu, w końcu przydzielenie do tej dziwnej Agencji...
Przez jedną przerażającą chwilę wydawało mu się, że uderzony przez potężną falę Altmark położył się na burtę i zaczyna tonąć, a wdzierająca się do kadłuba woda jest zapowiedzią strasznej śmierci, jaka zwykle czekała marynarzy uwięzionych w plątaninie kajut i korytarzy tonących jednostek.
Ból żeber, brutalnie potraktowanych z jednej strony zderzeniem ze ścianą korytarza, a z drugiej strony równie silnym uderzeniem lodowatej wody, uświadomił Johnowi, że wciąż jeszcze żyje. Chwilę później uświadomił sobie również, że woda opadła równie szybko, jak nadpłynęła, a Altmark, wśród kakofonii trzasków, wizgów i jęków podobnych ludzkim, wraca do właściwego jednostkom pływającym, wyprostowanego położenia. Jeszcze nie teraz, pomyślał.
Charcząc i plując resztkami wody, sięgnął po zaplątany w elementy oporządzenia i przyciśnięty do ściany korytarza karabin. Zmarzniętymi, przemoczonymi rękami przeładował broń i trzasnął zamkiem. Obok niego, podobnie przemoczony i parskający wodą marynarz Curtis zrobił to samo.
- Żyjesz, chłopie? - sapnął Wainwright.
- Tak jest, sir! - odsapnął Curtis i błysnął zębami w uśmiechu.
- Dobra - wycedził John, zaciskając zęby. - Bierzemy się za nich. Idziemy powoli korytarzem. Jak któryś Hun wychyli łeb, pakuj kulkę. Tylko uważaj - dodał - jak wyskoczy ktoś w żółtym sztormiaku, to nie strzelaj, to nasz agent. Wszystko jasne?
- Aye, aye, sir!
- Idziemy! - zakomenderował John.
Dwaj ociekający morską wodą mężczyźni w mundurach bojowych Royal Navy wychynęli z bocznego korytarzyka i powoli ruszyli głównym korytarzem. Lufy ich Enfieldów patrzyły na główny korytarz, gotowe plunąć ogniem w każdego niemieckiego marynarza, którego wypatrzą... |