Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2018, 23:44   #35
noboto
 
noboto's Avatar
 
Reputacja: 1 noboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputacjęnoboto ma wspaniałą reputację
Pir ruszył w miasto z Lucy, wyraźnie go to cieszyło że oddalił się od Victora i może porozmawiać na spokojnie, jego motywacje były jasne jak słońce, ot chłopaczek idzie obok niezłej dupeczki sam bez jej opiekuna, nie może odpuścić takiej okazji.

Gdy zniknęli już za ruderami odezwał się.
-Poszukamy jakiegoś baru?- Bez nadzoru Viktora mógł być trochę mniej skrępowany i łatwo było wyczuć że jest napalony, patrzył na Lucy jakby chciał ją zjeść.

- Jasne. - odrzekła Lucy. Odgarnęła lśniące długie czarne włosy na bok i posłała wilkołakowi łobuzerski uśmiech. Nie zdjęła jednak ręki z swojego karabinku, który wisiał na jej ramieniu. Jej wzrok skrycie badał otoczenie, mimo, iż dziewczyna wyglądała na rozluźnioną, w rzeczywistości była spięta i gotowa na wszystko.*

Pir szybko wyczuł że Lucy jest spięta, rozejrzał się i zaciągnął się powietrzem, zobaczył kilku miejscowych którzy się im przyglądali, wbił w nich swoje oczy, nawiązał się pojedynek na spojrzenia w którym wygrał dość łatwo
-Nikt raczej nie ma ochoty robić nic głupiego, zwłaszcza przy mnie- Pir uśmiechnął się

- Zawsze jest ktoś, kto chce zrobić coś głupiego. - odparła filozoficznie dziewczyna. - Choćby ja. - zaśmiała się srebrzyście. Jej śmiech był uroczy. Kojarzył się młodemu z blaskiem słońca przebijającym się przez zielone sklepienie w kwitnącym wiosną lesie. Lub z szumem górskiego potoku i zapachem konwalii. Pir jednak wiedział, że Lucy nie była delikatnym kwiatem. Czarnowłosa była twarda, bywała zadziorna i czasem nawet złośliwa. Między innymi to odróżniało ją od rudo włosej Vanessy, która wydawała się być uosobieniem kobiecej łagodności i powabu.

-O tam jest bar jeśli można tak to nazwać- weszli do budynku który swoją funkcję wskazywał wyłącznie za pomocą brzydko namalowanego napisu nad wejściem “Bar”.
W środku panowała luźna atmosfera, kilka stołów i krzeseł zrobionych z czego się dało lub zagrabionych z okolicy, nawet jedno plastikowe ukradzione z jakiegoś ogrodu się znalazło.
Było kilku miejscowych którzy nie zwracali szczególnej uwagi na nowo przybyłych, ot kolejni przyjezdni, jedynie kundel spod stołu się ożywił i zaczął obserwować Pira, gdy zasiedli niedaleko baru pies się zmył, pewnie wyczuł zagrożenie.
Pir podniósł rękę braman ich zauważył -Dwa piwa- spojrzał na Lucy -Chyba że chcesz coś innego-
- Piwo będzie super. - rzekła z nieskrywanym entuzjazmem. W ciężarówce mieli do wyboru wodę lub bimber... a dziewczyny wyraźnie unikały tego ostatniego. Lucy tylko raz sięgnęła po owo paskudztwo i to tylko, by użyć go w charakterze rozpuszczalnika.

Pir zaczął -Nie mieliśmy okazji pogadać po drodze, czułem lekka presję ze strony Viktora bym się wami za bardzo nie zajmował- uśmiechnął się pod nosem -Zadam pytanko, trochę to wścibskie ale chciałbym wiedzieć, kim jesteś dla Viktora? jak nie chcesz mówić to nie a i oczywiście mi też możesz zadawać pytania-

- Nie przejmuj się za bardzo Victorem, - rzekła wesoło. Lecz szybko się zreflektowała. Przez chwilę pobladła. - to jest... nie bierz tego czasem dosłownie... nie wkurzaj go na poważnie, bo oderwie ci głowę, wypróżni się do niej i wyśle twojej mamie z pozdrowieniami... Poważnie.- wyjaśniła. - Lecz zwykle, jest w porządku. Nawet bardzo. Lubi po marudzić, powarczeć, no jak to wilk. Ale chyba cię polubił. - wyjaśniła biorąc łyk piwa. Skrzywiła się. - Co za paskudztwo. - mimo to, na przekór swym słowom, wzięła następny łyk. Smukłym palcem zebrała pianę pozostałą na ustach, po czym zmysłowo zlizała ją z niego.
- Powiem ci szczerze, że nie wiem, kim jestem dla Victora... to trochę skomplikowane. Obie z Vanessą zawdzięczamy mu swoje życie i więcej. Mamy dług krwi wobec niego. Można by powiedzieć, że jesteśmy mu zaprzysiężone, należymy do niego, ciałem i duszą. Kiedyś byliśmy kochankami, Victor i ja, ale to dawne dzieje. Myślę... że byłam z nim z wdzięczności, nie z miłości. On to wyczuł. Cóż... po prawdzie, to nigdy nie żądał miłości, tylko lojalności... nie wiem nawet, czy potrafi kochać, jest zbyt porywczy, zbyt hmm... jurny. Myślę, że on widzi się jako samca alfę w stadzie, a nas jako swe podopieczne. Coś w tym rodzaju. Czy... czy to ma dla ciebie sens?*
-Cóż odziwo tak- wtedy do stołu podszedł pewien mężczyzna w kowbojskim kapeluszu

Pir usłyszał cichy szelest. To Lucy zmieniła położenie karabinka. Leżąca na jej kolanach broń kierowała obecnie pod stołem w kierunku intruza. Znów Lucy zdradziła swoją paranoję, a może tylko zwyczajny profesjonalny rozsądek. Na jej twarzy nadal królował przyjazny uśmiech, jaki cieszył oko Pir'a podczas ich rozmowy. Wilkołak jednak wyraźnie wyczuwał, że ciało dziewczyny napięte jest niczym struna, gotowe do walki na najmniejszy oznak zagrożenia.*

-Można się przysiąść chłopcze?- zapytał nieznajomy
-Cóż chyba tak... ale o co chodzi?- Odparł pir
-Bezpośredni, cóż jestem bill i chcę zaoferować wam małą robótkę na trasie co wy na to?- zapytał Bil
-A jaką?- Spytał Pir
-Szukamy ludzi, którzy pomogą nam konwojować karawanę. Mamy broń. I ludzi. Ale czeka nas droga na zachodnie wybrzeże. To daleko. Nie każdy da radę. Szukam twardzieli - Wyjaśnił Bill
-Cóż powinniśmy się zapytać największego twardziela Alfa co nie Lucy?- Zapytał Pir

Dziewczyna o mały włos nie parsknęła śmiechem. - A no. Trzeba połechtać nieco jego ego. - przytaknęła.*

-To dokończymy piwo i chodźmy do niego- Pirow się to nie podobało, zaczął nawiązywać dialekt z Lucy, ale dobr hmm… Watahy? było ważniejsze? Nie to nie była wataha, za krótko się znali no i połowa to byli ludzie, to nie wataha, zmarszczył na chwilę czoło gdy o tym pomyślał i szybkim łykiem opróżnił kufel, wstał i ruszył bez słowa.

A jeśli jest to wataha?

Lucy chyba wyczuła irytację Pir 'a. Nim wstał od stolika, poczuł, jak dziewczyna kładzie mu swą dłoń na grzbiecie jego własnej. Jej palce musnęły delikatnie jego skórę. W porównaniu z jego potężną ręką, dłoń dziewczyny wydawała się tak niedorzecznie mała i krucha. Dotyk jej skóry był przyjemnie chłodny i rozkosznie miękki. Na chwilę ich spojrzenia spotkały się. Jej ciemne, sarnie oczy wydawały się obiecywać, ~ wrócimy do tej rozmowy. ~ Trwało to zaledwie moment. I skończyło się nieprzyjemnie nagle. Dziewczyna cofnęła rękę, by również wstać. Lucy nie mogła dorównać wilkołakowi w wyścigach na pochłanianie piwa jednym haustem. Nie dopiła go zatem, zabrała je najzwyczajniej ze sobą. Gdy wyszli na zewnątrz, zmrużyła oczy, na moment oślepiona blaskiem słońca.*

Dość szybko dotarli do Victora, w sumie dłużej zajeło im znalezienie baru.
Zauważyli go gdy rozmawiał z jakąś dziewczynką.
-Co to za jedna?- zapytał Pir Lucy, nie zbliżał się bo nie chciał im przeszkadzać ale wytężał słuch

- Nie wiem. - szepnęła Lucy. - Chyba tutejsza sierota.*

Pir obserwował co Viktor zrobi z mutantem
 
noboto jest offline