Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2018, 08:12   #89
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
W sali nie zgromadziła się cała rada. Byli przede wszystkim starsi wampirów, które weszły do kręgu. Czyli Florence, Szeryf i Carl, starszy brujah, którego widział przelotnie podczas pierwszej rady, na którą byli zaproszeni.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/236x/88/b4/02/88b402ab68ad5c6bbd02e825b582e01d--men-portrait-s-fashion.jpg[/MEDIA]

Oprócz tego był jeszcze książe, Rebecca i Anna.
- Co cię sprowadza Henry? - Mała wampirzyca, jak zwykle zajmowała fotel i radośnie machała na nim nogami.
- Przyznaję się, że ja. - Boyle uśmiechnął się do członków rady. - Zaprosiłem państwo Ashmore by omówić sprawę zatrzymania tych zmian.
- Chcę zauważyć, że znów traktujesz pałac jak własny. - W głosie Peela pojawiło się lekkie rozgoryczenie, co było dosyć nietypowe jak na księcia. O dziwo Rebecca uśmiechnęła się szerzej słysząc to.
- Udało się nam namierzyć dom, który odwiedzał mag… podobno z jakimś “drugim mężczyzną” - córka księcia skupiła wzrok na Gaherisie. - Mógłbyś nam coś więcej opowiedzieć o Tarquinie?
- Witajcie, Wasza Wysokość, oraz szlachetni członkowie Rady - wiadomo bowiem, rycerz Artura zawsze dbał, żeby etykieta była na głównym miejscu. - Oczywiście opowiem chętnie, ponieważ przyznaję, mam kilka podejrzeń, o których później. Wasza Wysokość, Lady Rebecco, Szalechtni państwo, Tarquin to łajdak, łotr, drań, którego inteligencja jest wystarczająca, ażeby owe łajdactwa realizować. Kiedyś poznałem go, w VI-ym wieku, czyli bardzo dawno, kiedy Anglia była jeszcze młoda. SirTarquin zwany był Czarnym Rycerzem od zbroi, którą nosił, ale też równie czarne były jego postępki. Straszliwy człowiek, atakował wielu nie tyle dla jakiegokolwiek rezultatu, ale dlatego że uwielbiał to robić. Jeśli jakieś zło wybrałoby sobie namiestnika na terenie Anglii, sir Tarquin byłby wśród istotnych kandydatów. Jednak ludzie źli wreszcie trafiają na innych oraz padają pod ich ciosami. Tarquin przetrwał, bowiem został przemieniony. Przypuszczam właściwie, hm jestem pewny, że klan Ventrue przyjął do do swojego dworu. Miał niesamowite zdolności, był potwornie silny, chociaż także popędliwy, lekceważący innych oraz pyszny. Gardził wszystkimi, posiadał jednak także swoich zwolenników, takich przybocznych. Walczyłem z nim, bowiem także w tym okresie zostałem przemieniony przez lady Nimue, nazywanej Panią Jeziora. Nasze starcie niemal ostateczne miało miejsce na terenie pewnego klasztoru oraz wstrząsnęło posadami okolicy. Mówić wstyd, jednak okazał się silniejszy tamtą walką. Musiał jednak sam uciekać, bowiem walące się ściany mogą stanowić pewien problem nawet dla takiego wampira. Myślałem jednak, iż gdzieś odszedł poprzez tyle wieków. Jednak nie! Zdecydowanie rozpoznałem go wizjami dotyczącymi tamtego pomieszczenia, które wszyscy poznaliście. Otrzymaliście ponadto jeszcze jego wizerunek naszkicowany przez malarza dzięki wsparciu Florence - lekko skłonił się przed Toreadorką. Zresztą ogólnie zerkał oraz uśmiechał się wesoło ku znajomym sobie osobom. - Tyle ode mnie.
- Gdzie dokładnie był ten klasztor? - Florence wtrąciła się do dyskusji. Z zaciekawieniem spojrzała na Charlottę.
- W okolicach Glastonbury. - Ghulica wtrąciła się nieśmiało do rozmowy. - Byłam tam na twoje polecenie, zgodnie ze znalezionymi zapiskami.
- Hm… - Starsza torreadorów skupiła wzrok na jakimś trudny do odnalezienia punkcie, wyraźnie zamyślona.
- Nie wiesz może czy wtedy był młodym czy starym wampirem? - Rebecca powróciła do odpytywania Gaherisa. - Czy istnieje ryzyko, że nie spał przez cały ten czas?
- Odpowiadając na drugie pytanie: pojęcia nie mam, jednak takie ryzyko istnieje. Szczęśliwie odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: był młodym wampirem. Wszyscy wtedy znali jego, jako człowieka, także zresztą ja. Walczyli przeciwko niemu oraz po prostu znali. Może nie osobiście, ale spotykaliśmy się na placu boju. Musiał więc zostać przekształcony mniej więcej pod koniec panowania Jego Królewskiej Mości mojego wuja króla Artura - odpowiedział dumnie, chociaż nie jakoś pyszałkowato. Jednak wspomniana więź stanowiła dla Gaherisa coś prawdziwie wyjątkowego.
- To i tak szmat czasu jeśli nie spał… - Rebecca zamyśliła się.

- To by tłumaczyło, czemu nikt nie mógł mu się przyjrzeć. Macie te swoje sztuczki. - Szeryf podniósł się ze swojego miejsca i po chwili jego postać zafalowała i przemienił się w znaną Gaherisowi z opery kobietę. - Wystawimy z Carlem czujki.
Brujah także się podniósł ze swojego miejsca.
- Im szybciej ich znajdziemy tym lepiej.
- Nie musisz nam tego mówić Carl. - Florence prawie parsknęła.
- Czekamy na informacje co do zatrzymania tego całego cyrku. - Szeryf zmierzył Boyla nieprzychylnym wzrokiem, a ten tylko przytaknął ruchem głowy. Po chwili oba wampiry wyszły.
- Wasza wysokość, Szanowne panie, panie Boyle, ogólnie jest jeszcze taka kwestia,otóż jak wszyscy wiedzą, Toreadorzy mają wśród darów umiejętność bystrego patrzenia, słuchania oraz ogólnie wyczucia zmysłów. Odnoszę wrażenie, iż ktoś nas śledzi. Co więcej, wrażenie to powtarza się. Otóż najpierw wiem, że mamy szpiega w banku, który otrzymał zadanie śledzenia nas. To niejaki Thomas Gedge. Właściwie dawniej uznałbym, że to kwestia konkurencji, ale po pierwsze, kiedy czytałem jego myśli okazało się, iż nie ma pojęcia, kto go wynajął do śledzenia nas. Nawet nie sprawdzania posunięć bankowych, tylko właśnie śledzenia. Dziwne. Druga rzecz, to zbiega się to z tym, iż śledzi ktoś nas, kiedy udajemy się na twój teren, Wasza Wysokość. Gdy zbliżamy się już do twojej siedziby, wrażenie zanika. Ktoś więc ma na nas oko. Dwie sprawy jednocześnie to już doprawdy bardzo dziwne. Byłbym szczerze wdzięczny, jako że nie dysponuję swoją świtą, gdyby ktoś spośród państwa, śledził owego Thomasa, który jutro ma się udać wieczorem na spotkanie ze swoim szefem. Władowałem trochę myśli mu, iż dosłownie nic nie robimy oraz jesteśmy najnudniejszymi istotami Londynu. Nie chciałem nic więcej robić licząc, iż doprowadzi nas do swojego szefa, którym może być ktoś od sir Tarquina. Jest bowiem moim wrogiem od dawna, więc kwestie mogłyby się ewentualnie łączyć, albo przynajmniej warto sprawdzić wspomnianą hipotezę. Druga kwestia, to owo śledzenie, kiedy udajemy się do twojej siedziby książę. Jeśli nie jest to sprawa normalnego nadzoru któregoś spośród państwa tutaj, to może dałoby się nam przyczepić ogon, czyli obserwatora, który obserwowałby, czy ktoś nas nie obserwuje. Aczkolwiek jeśli to robota magika, pewnie nic nie zobaczyłby. Wreszcie kolejna rzecz. Czy rodzic pani Ventrue należącej do rady, mógł bezwiednie wydać polecenie jej ghulowi. Pamiętacie państwo, jak bardzo skrzywdzono moją ukochaną oraz mogło się wydawać, iż sama Ventrue była zaskoczona. Może ktoś więc wydał polecenie za jej plecami. Biorąc zaś pod uwagę, iż sir Tarquin jest Ventrue, wszystko mogłoby się jakoś zazębić - wypowiedź była długa, jednak pełna propozycji oraz konkretów. Sympatycznie się stało, że pozostałe wampiry wyszły pozostawiając jedynie tych, do których miał względne zaufanie.
- Myślę, że moglibyśmy przydzielić temu Thomasowi jakiś ogon. - Rebecca spojrzała na Peela, a ten przytaknął na sugestię. - Wybrałabym kogoś nowego spośród ghuli. Kogoś kogo imię nie figurowało na liście przedstawionej wcześniej przez Henry’ego.
- Dobrze. - Książe odezwał się jak zwykle spokojnym głosem. - Co do obserwacji… rzeczywiście w samym Westminsterze jest sporo agentów, ale twierdzisz że tutaj odczucia zanikają...
- Chyba każdy w obecnej sytuacji wystawił swoich ludzi. - Anna wtrąciła się widząc, że książę chyba nie planuje kontynuować. - Ale nikt raczej nie wędrowałby za wami przez kilka dzielnic… domen.
- Jeśli chodzi o zachowanie tamtego ghula, - Rebecca spojrzała niepewnie na Charlottę. - W niektórych klanach jest tak, że sire poi ghule swego childe swoją krwią. - Słychać było, że uważnie dobiera słowa. Gaheris był niemal pewny, że taka zależność jest m.in. w “rodzinie” księcia. - Wtedy bez trudu można wydać polecenia sługom swego dziecka, a one powinny wykonać je bez wahania.
- Czy wobec tego nie warto by zwrócić uwagę na rodzinę Ventrue?. Dokładniej zaś, żeby być precyzyjnym na pewnego jej przedstawiciela. Bowiem sama taka zasada - zagrał sprytnie - nie stanowi niczego złego, ale wszyscy państwo wiedzą, iż każdą zasadę można do czegoś niewłaściwego jednak wykorzystać. Czy jest możliwe, że właśnie jacyś ukrywający się za mgła tajemnicy Ventrue stoją za wszystkim? Oczywiście, nawet nie wspomniana znajoma Ventrue, jednak wydaje mi się, iż jest duża szansa, że ona coś wie, co uratuje londyńską rodzinę - omijał postać księcia, jak się da, jednak wydaje się, iż dla Peela było logicznym, że któryś spośród innych Ventrue mógł chcieć go cicho obalić. - Oczywiście dziękuję państwu za pomoc w owych kwestia dotyczących obserwacji naszych osób - faktycznie bowiem, osobiście on tego zrobić nie mógł, jednak tutejsze wampiry miały swoją świtę, mogły więc dysponować sługami.
- Pytanie tylko czy to rzeczywiście nasi ludzie, czy też ktoś inny… - Anna zamyśliła się. - Ja nie wydawałam swoim sługom polecenia śledzenia was. Zdarzyła ci się jeszcze taka sytuacja kiedyś?
- Cóż, właściwie nie pamiętam. Obecnie powtórzyło się to kolejny raz kolejnej nocy, dlatego nie przypuszczam, iżby był jednak to przypadek jakiś - starał sobie się przypomnieć jakąś podobną obserwację. - Hm, chociaż nie. Faktycznie, kiedy przybyłem do Londynu. Czułem podobne wrażenie. Ba, kiedyś w ciemności nocy spotkałem nawet kogoś, kto może był wampirem, jednak hm, faktycznie - usiłował sobie przypomnieć. - Rzeczywiście tak było, zaraz po moim przybyciu. Przypominał wtedy kogoś niewidzialnego. Odpłynęliśmy wtedy łódką na spacerze, kiedy przybiliśmy do brzegu Tamizy czekał na nas jakiś mężczyzna, który zniknął we mgle londyńskiej. Był doskonale ubrany, niewątpliwie należał do elity gentlemanów. Oblicza jednak jego nie wiedziałem wtedy. Czyżby był jednak to sir Tarquin? Byłby niesamowicie mocny, gdyby mógł takie przewidywania uczynić.
- Czy mi sie wydaje czy próbowaliśmy go zgubić klucząc przez pół dzielnicy, a potem ratowaliśmy się łodzią? - Charlie zamyśliła się, starając się odtworzyć w głowie tamte wydarzenia.
- Dokładnie wtedy - potwierdził rycerz. - Jednak chyba długo się nie udawało, jakby coś było niewidzialne oraz miało niesamowitą siłę przewidywania.
- Albo bardzo wyostrzone zmysły… - Florence na chwilę wyrwała się z zamyślenia. - Nie wiemy gdzie się podziewa Sire Jessie?
- Stary Miles? - Anna zerknęła na Torreadorkę. - Wydawało mi się, że już jakiś czas temu zapadł w letarg, bo słuch po nim zaginął.
- Miles de Courcy nie zapadł w letarg i ma się dobrze. - beznamiętny głos księcia wdarł się w dyskusję. - Obecnie przebywa w Irlandii.
Tymczasem obok stojący Gaheris jedynie stał przysłuchując się całej rozmowie. Pojęcia wszak nie miał, kim jest ów wspomniany Miles.
- A wiemy kto był jego Sire? - Anna uśmiechnęła się do księcia.
- Patrick de Courcy, wcześniejszy baron Kingsale. - Peel machnął ręką, ta jednak zamarła w locie. - Hm…
- Ojciec Patricka mógł żyć wtedy kiedy Henry, prawda? - Rebecca uważnie przyglądała się swemu Sire. - Byłby wtedy …
- Tak. - Peel uciął wypowiedź swojej córki i spojrzał na Gaherisa. - Istnieje ryzyko, że możemy tu mieć potomków Tarquina. Choć nic mi nie wiadomo o tym by ktoś tak potężny przebywał obecnie w Londynie.
- Trzeba by rozejrzeć się na terenie Jessie. Ciekawe czy ona sama o tym wie. - Anna zamachała entuzjastycznie nogami. - A ja wiem kto może chodzić swobodnie po jej domenie.
Oczy wszystkich zwróciły się na parę narzeczonych.
- Po terenie Jessie … - powtórzył rycerz trochę starając się ułożyć wewnątrz myśli listę spotkanych wampirów. Jessie, blondwłosa, posągowa piękność, choć nie mająca seksapilu Florence. Jednak elegancka, wspaniała, pod pewnymi względami wyjątkowa niewątpliwie. - Oczywiście możemy sobie pospacerować po jej terenie, jeśli możemy. Przepraszam, nie znam jeszcze wszystkich zasad środowiska Londynu. Jeśli jednak tak, czego mielibyśmy poszukiwać, jakiej osoby wypatrywać, czy Jessie się po prostu nie zbulwersuje oraz nie spróbuje ponownie uczynić krzywdy pannie Ashmore niczym właśnie poprzednio? - przedstawiał wątpliwości.
- Właśnie w zamian za tamte wydarzenia, w formie rekompensaty możecie chodzić po jej terenie, a ty nawet polować. - Anna uśmiechnęła się szeroko do wampira. - Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku.
- Aaa, rozumiem. Polować chyba raczej nie planuję, ale spacery. Hm, czy jest tam gdzie pospacerować? - uśmiechnął się rycerz do swojej cudownej damy.
- Mają tam sporo sklepów czynnych nawet po zmroku. To stara dzielnica kupiecka. - Charlie zamyśliła się by po chwili się uśmiechnąć. - Chyba nawet wymyśle coś co mogłabym kupić.
- A pamiętasz tego naszego znajomego meblarza. Nie wiem, czy ma swój sklep tam, ale moglibyśmy go odwiedzić. To taki sympatyczny człowiek, który aspiruje do byciu członkiem Carlton Klubu - wyjaśnił pozostałym osobom na miejscu zebranym. Wszak pewnie nie znali tamtego człowieka. - Właściwie co powinniśmy obserwować?
- Niestety Ainsworth ma sklep całkiem niedaleko. Na terenie domeny Anny, czyli nie w miejscu, które chcemy odwiedzić. Ale rzeczywiście wypadałoby odnowić kontakt. - Charlie uśmiechnęła się ciepło.
- Może znów poczujesz tamtą obecność, albo uda ci się zobaczyć tamtego dżentelmena. - Rebecca spróbowała odpowiedzieć na jego pytanie - To bardzo zawęziło by obszar poszukiwań. Kto wie może spotkasz tego maga?
- Lady Rebecco, obawiam się, że jeśli istnieje taka możliwość ... Powiem ci, iż nie wiem, czy się cieszyć. Obawiam się kogoś mającego takie umiejętności śledzenia. Musi być bardzo mocny, oj bardzo mocny, natomiast mag. Hm, czy jeśli spotkam maga, to będzie na pewno ten mag, czy może być jakiś inny mieszkający na terenie miasta? - rycerz wcale nie był taki wesoły na spotkanie jakiegoś niechętnego człowieka lub wampira.
- Z tego co nam wiadomo w Londynie nie ma więcej magów, tak jak już kiedyś wspominałam. - Rebecca odpowiedziała spokojnie. - Ale prawdą jest, że o tym także nie wiedzieliśmy. Zakładam, że jeśli widziałeś go tak jak Tarquina w wizji, to go rozpoznasz.
- Jeśli rozpoznam, byłoby dobrze, bowiem moglibyśmy stworzyć jego wizerunek. Chyba, że potrafiłby na siebie rzucić jakąś iluzję nawet kryjącą prze spojrzeniem naszego rodzaju. Gorzej, jeśli rozpozna mnie, ale cóż, trzeba to trzeba. Przypuszczam, iż jutro będziemy mogli pomyszkować trochę po terenie Jessie - wspomniał, bowiem przecież po spotkaniu planowali iść do wiedeńskiego specjalisty. Przy okazji, chciał spytać Rebeccę o bal pani Sinett, na który dostali zaproszenie. Zawsze warto cokolwiek wiedzieć, zaś Rebecca niewątpliwie taką wiedzę posiadała, ale to już po całym odpytywaniu dotyczącym rejonu Jessie.
- Na pewno starajcie się nie ryzykować. Warto sprawdzić choć wątpię byście coś znaleźli. Wierzę, że wszyscy jesteśmy obserwowani, tak samo jak i nasze poczynania. - Córka księcia zerknęła na Annę, a ta przytaknęła. - Chcielibyśmy jednak z skorzystać z każdej możliwej okazji do rozejrzenia się. Jednak zarzuty, którymi chcemy obarczyć Jessie są bardzo poważne i im więcej sprawdzimy tym lepiej.
- Rozumiem, wobec tego jakoś sprawdzimy.
- Jeśli już to ustaliliśmy czas wrócić do swoich obowiązków. - Peel przesunął bez pośpiechy wzrokiem po zebranych.

Rycerz leciutko skłonił się, jednak chwilę potem zwrócił już do dziecka księcia. Oczywiście kiedy pozostali zebrani potwierdzili słowa Peela.
- Lady Rebecco, czy mógłbym jeszcze na chwilę? - spytał wspaniałą damę. - Chciałbym cię prosić o opinię przy sprawie towarzyskiej.
Wampirzyca spojrzała na niego lekko zaskoczona, ale przytaknęła.
- Niebawem wrócę. - Skłoniła się lekko ojcu i podeszła do narzeczonych. - Może przejdziemy do saloniku obok?
- A ja odprowadzę miłe panie! - Boyle znów tryskał dobrym nastrojem. Podał ramię Florence, po czym wyciągnął rękę w stronę Anny. Dopiero ująwszy tak dwie wampirzyce spojrzał na Gaherisa. - Zaczekam na was na dole, dobrze?
- Oczywiście, lady Rebecco, niechaj będzie salonik, natomiast - zwrócił się do kolejnej odzywającej się osoby - właśnie chciałem prosić, abyś zaczekał. Przyznaję, że chciałbym to rozwiązać jak najszybciej, choć nie wiem, jak pozostali członkowie rodziny trafieni taką dziwaczną przypadłością - odpowiedział Wiedeńczykowi oraz podał ramię pannie Ashmore. Razem ruszyli za Rebeccą do wspomnianego saloniku.

Wampirzyca zaprowadziła ich do pomieszczenia obok. Już wychodząc Gaheris zauważył, że książe odrazu sięgnął po jakieś dokumenty. Zdawać się niemal mogło, że jedyną rzeczą jaką zajmuje się Peel jest praca. Rebecca weszła pierwsza i rozejrzała się po pomieszczeniu. Trochę jakby upewniała się czy służba dobrze wykonała swoją pracę. Dopiero po tej kontroli spojrzała na towarzyszącą jej parę.
- Jak mogę wam pomóc?
- Widzisz, mamy zaproszenie na bal niejakiej pani Sinett. Podobno owe przyjęcia są bardzo rozpoznawalne oraz dosyć ekskluzywne. Chciałbym prosić o dwie rzeczy. Pierwsza to informacje na temat balu, pani Sinett oraz jej gości, zaś drugą będzie prośba, którą wyrażę po otrzymaniu tych informacji, bowiem właśnie od nich zależy - wyjaśnił Rebecce.
- Przyznaję, że nigdy nie byłam na tych przyjęciach, ale sporo o nich słyszałam. - Wampirzyca zajęła miejsce w jednym z foteli. - Są bardzo popularne wśród bogatych mieszczan, szczególnie magnatów przemysłowych, ale bywa tam też co nieco arystokracji. To jedna z tych imprez na których można sobie znaleźć “właściwego” partnera.

Widocznie wspaniała Rebecca nie chadzała na imprezy pospolitaków, nawet zamożnych mieszczan. Jednak to nic.
- Skoro bywają tam także arystokraci, czy są tam może jacyś twoi znajomi, którzy miło zajęliby się nami, byśmy mogli spędzić nieco czasu w ich towarzystwie? - wiadomo bowiem było, iż jeśli arystokracja nieczęsto odwiedzała takie bale, ale jednak odwiedzała, stawała się natychmiast centrum zainteresowań. Widoczne oznaki znajomości natychmiast postawiłyby Charlottę oraz Henry’ego na wyższym stopniu towarzystwa. Wprawdzie Henry miał nieco gdzieś taką opinię, jednak uchroniłoby to Charlottę od głupich plotek. Wszystko na zasadzie, jak powiadał pewien książę: “Mówiliby żem wariat, ale żem książę, mówią żem oryginał.” Dokładnie ten efekt chciał osiągnąć przy Charlotcie. Bliskie układy z arystokracją przytłumiłyby kwestię wspólnego mieszkania. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby Rebecca sama odwiedziła taki bal, choćby w ich towarzystwie, jednak chyba była zbyt zajęta ochroną księcia Peela. Dlatego właśnie nawet nie poprosił, ażeby towarzyszyła im.
Wampirzyca zamyśliła się.
- Chyba jest kilka osób. Głównie młode damy szukające sobie partnerów… ale jest jedno małżeństwo, które chyba mogłoby wam potowarzyszyć. - Rebecca uśmiechnęła się. - Muszę się tylko upewnić, że są w Londynie, a nie w swojej rezydencji.Szczerze mówiąc byłbym wdzięczny.
- Nawet moglibyśmy zabrać jakąś młodą damę, ponieważ Charlotta mogłaby być przyzwoitką, szczególnie, jeśli wybrałoby się jeszcze owo wspomniane małżeństwo. Bardzo dziękuję ci, że zechciałaś pomóc
- pochylił się całując jej smukłą dłoń. Cóż, szkoda ze Rebecca nie była Toreadorem
- To nie problem. Jutro poślę do was kogoś z informacją kto mógłby wam potowarzyszyć.
- Jeszcze raz dziękuję oraz miłego wieczoru - ładnie powiedzieli do Widzenia wspaniałej wampirzycy ruszając do oczekującego Wiedeńczyka.
Boyla zastali przy wejściu. Palił fajkę przyglądając się ludziom na ulicy z nietypową jak dla siebie poważną miną. Odrobinę wyglądało to jakby wybierał sobie ofiarę. Gdy tylko ich usłyszał uśmiechnął się. Przypominało to założenie maski. Jego twarz nagle całkowicie zmieniła wyraz.
- Gotowi, na małe czary mary?! - Zaciągnął się fajką, wypuszczając z ust kilka kółek.
- Niecierpliwie gotowi - rzekł Gaheris spoglądając na Charlotte. Wszak bez jej zgody nie mogli niczego kompletnie uczynić.
- Jedźmy. - Charlie wydawała się być zdeterminowana.
 
Aiko jest offline