Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2018, 09:30   #90
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Po chwili siedzieli w dorożce Boyla. Wszystkie okna były zasłonięte, przez co nie mogli zobaczyć gdzie zmierza powóz. Jazda trwała sporo czasu, a i sam wiedeńczyk nie wydawał się być nazbyt rozmowny. Przeto również Ashmore, ona i on, nie kontynuowali dyskusji. Gaheris niemal wyczuł, że wyjechali z miasta. Powietrze w powozie stało się inne, zmieniła się też nawierzchnia po której jechali. Gdy w końcu powóz zatrzymał się i otworzono im drzwi roztoczył się przed nimi uroczy angielski krajobraz, na którego pierwszym planie znajdowała się spora rezydencja.


- Witam w moich skromnych progach. - Boyle wyskoczył z powozu i zaczekał na zewnątrz na parę narzeczonych.
- Nie są takie skromne, natomiast są mości Boyle, urocze wręcz - wpadł mu Gaheris w wypowiadane słowo.
- Rzadko tu bywam, ale Gehremu udaje się jakoś zapanować nad tym miejscem. - Poprowadził ich żwirową, starannie wypielęgnowana ścieżką.
- Rozumiem, że to twój zarządca? Świetnie sobie radzi, przyznaję oczywiście - faktycznie rycerz rozglądając się tylko mógł cieszyć spojrzenie uroczym, romantycznym widokiem.

Wokół kręciło się sporo osób w kostiumach podobnych do tych, które zwróciły uwagę Gaherisa w Westminsterze. Prawie wszystkie osoby były tutaj ghulami i sądząc po uzbrojeniu, odpowiadały za bezpieczeństwo wampira.
Boyle wprowadził ich do środka i od razu ruszył w kierunku schodów, prowadzących na piętro.
- Zaproponowałbym jakiś poczęstunek, ale lepiej jak przejdziemy do sedna. Ja nadal sypiam za dnia. - Mrugnął do Gaherisa, po czym otworzył wielkie drewniane wrota. Znaleźli się w obszernym pomieszczeniu. Z podłogi zwinięto dywan i leżał on teraz pod jedną ze ścian. Zamiast niego podłogę zdobił wyrysowany okrąg. Po bliższym przyjrzeniu się, okazywało się, że zbudowany jest on z misternie wykonanych napisów.
- Wobec tego działajmy - wampir trochę drżał nie wiedząc, co spotka jego ukochaną, jednak skoro nie było innej możliwości, zaś Charlotcie nic nie groziło … tak czy siak planował bardzo uważać.
- Rzućcie płaszcze tam. - Boyle wskazał zsunięte pod ścianę bogato rzeźbione krzesła. - Ach Henry.. Ty zdejmij też ubrania do pasa, dobrze?

Magik rzucił swój płaszcz na jedno z krzeseł i podszedł do żarzącego się kominka. Wydobył z niego coś co odrobinę przypominało pochodnię i zaczął odpalać od niej liczne świece ustawione wokół kręgu. Gaheris przyglądał się nie odpowiadając, jednak wykonał polecenie stając bez koszuli z nagą klatą. Czekał spokojnie na dalsze polecenia Wiedeńczyka.

Charlie wydawała się mocno zdenerwowana ale także cierpliwie obserwowała poczynania gospodarza. Ten gdy skończył odłożył pochodnię z powrotem do kominka, po czym stanął przy kręgu jakby upewniając się, że wszystko jest jak należy.
- Dobrze… - Uśmiechnął się do nich. - Prawie wszystko gotowe. Teraz ta trudniejsza część. - Sięgnął po leżące na ziemi pudełko i wydobył z niego dwa identyczne noże. Nawet Henry wyczuł, że są magiczne ich aura niemal pulsowała w tym i tak przesyconym niesamowitą atmosferą pomieszczeniu. - Będziecie musieli mi co nieco zaufać.
- Cóż, potwierdziłem już, że chcę
- Gaheris popatrzył pytająco na Charlottę. - Jeśli zgodzi się, proszę rozpocznij swoje sztuczki.
- No, no tylko nie sztuczki
. - Boyle pogroził mu palcem. O ile cała wypowiedź zabrzmiała żartobliwie w oczach wampira pojawiło się coś co nawet tak staremu wampirowi jak Gaheris lekko ścięło krew w żyłach. Wiedeńczyk podał Charlotcie jeden z noży. - Gdy Henry zajmie miejsce na środku my siądziemy naprzeciwko wyrysowanych okręgów. Będziesz musiała naciąć swoją dłoń i umieścić ją tak by krew wpadała do środka koła, dobrze?
Charlie przytaknęła, uważnie przyglądając się ostrzu. Było piękne, misternie zdobione rzeźbieniami i kilkoma klejnotami. Było też coś co rycerz rozpoznał bez trudu. Ostrze było mimo dekoracyjności bardzo ostre.

Trochę spłoszony Gaheris skinął wykonując polecenia. Boyle faktycznie, chyba pomimo lekko wesołej otoczki, stanowił przykład szczwanego lisa oraz silnego magicznie osobnika. Chyba nikt nie chciałby mieć takiego przeciwnika. Zaś ostrze, ciekawe … istotnie magiczne. Wszyscy zajęli swoje miejsca: Charlotta i Boyle na poduchach, na zewnątrz kręgu, a Gaheris w jego środku. Rycerz widział co robią pozostali, gdyż stał do nich bokiem. Boyle szeptał coś bezgłośnie po czym dał znak i oboje z ghulicą rozcięli swoje dłonie, umieszczając je nad kręgami. O ile do tej pory stojący w centrum wampir nie czuł absolutnie nic, to gdy krople spadły na ziemię świat jakby nagle zawirował. Wszystko przykryła czerwona mgiełka. Przez chwilę miał niemal wrażenie, że budzi się w nim bestia. NIeprzyjemny ból i głód zawładnęły jego ciałem, na szczęście jednak nadal był świadomy. Poczuł coś co do tej pory mu umykało. Coś jakby strumień wypływający z jego ciała. Czuł, że to zaklęcie które rzucono na niego gdy przekroczył krąg. Siły upływały z niego niewidocznym dla oka strumieniem. Teraz widział jednak że pozbawiały go nie tylko wampiryzmu. Wraz z nim odpływało życie. Zaklęcie zabijało acz bardzo powoli. Gdy dotarła do niego ta myśl, nagle pojawiła się blokada, a wraz z nią zniknęła świadomość.

Obudził się leżąc na podłodze. Pod głową miał coś miękkiego… kolana Charlotty. Narzeczona pochylała się nad nim, podobnie jak palący fajkę Boyle. Widząc, że otworzył oczy uniósł kryształowy kielich, z którego przyjemnie zapachniało słodkim, gęstym vitae. Gaheris niemal poczuł ślinkę na języku.
- Hm, czy mogę trochę … - wyszkrzeczał raczej, niżeli wypowiedział. Wydawało się mniamuśne, znacznie bardziej mniamuśne, niżeli jeszcze niedawno. - Pić … - powiedział patrząc coraz przytomniej. Jednak niespecjalnie ruszał się, bowiem kolana Charlotty stanowiły bardzo sympatyczną poduszeczkę. Jednak faktycznie, Boyle doprowadził rytuał, przez chwile wcześniej myślał, iż musi uciec oraz uderzyć Wiedeńczyka przerywając inkantacje. Nie mógł, okazało się dobrze, uff jak dobrze. - Jestem winien ci wielkie podziękowania Boyle - powiedział. - Charlotto, wszystko dobrze? -- spytał narzeczoną.
- Tak. Było mi odrobinę słabo, ale Gehry zrobił mi coś ciepłego do picia. - Charlie uśmiechnęła się i pogładziła włosy wampira. Boyle podał mu kielich.
- Będę musiał się szybko zająć resztą. Mocno cię to trzepnęło. - W powietrze poleciało kolejne białe kółko z fajki.
- Szczerze mówiąc, mało co nie próbowałem stamtąd wyskoczyć. Albo może próbowałem? Tylko nie mogłem. Trudno spamiętać. Jednak udało się, jak wygląda sytuacja, powstrzymane jest? Bowiem wydaje mi się, jakby nastąpił troszkę powrót - wspomniał swoje uczucia smakowe dotyczące pucharku.
- Zrobiłem tyle ile się dało by nie zrobić krzywdy dla Charlie. - Boyle podniósł się z podłogi i otrzepał spodnie mimo iż w pomieszczeniu nie było śladu kurzu. - Zatrzymałem zaklęcie i udało mi się co nieco cofnąć.
- Chyba właściwie … nie, nie chyba, ale na pewno, zyskałeś Boyle dzisiaj kogoś, kto dobrze zapamięta, co uczyniłeś. Możesz mi wierzyć, że nie zapomnę twojej pomocy. Nawet jeśli to bardzo niewampirze oraz niepolityczne, jak mi już kiedyś powiedziano. Naprawdę bardzo dziękuję za twoją pomoc … właściwie która jest godzina?
- Dosyć późna… choć chyba należałoby powiedzieć, że wczesna
. - Wiedeńczyk przeciągnął się.
- Zeszło nam się z tym ze cztery godziny. - Charlie wyraźnie poprawił się nastrój, gdy zobaczyła, że wampir dochodzi do siebie.
- Chyba musimy się zbierać, jeśli moglibyśmy dotrzeć do klubu - popatrzył na Charlottę oraz Wiedeńczyka. Bowiem jeśli byłoby naprawdę późno, mogli jedynie liczyć na jego gościnę.
- Zostańcie. - Boyle uśmiechnął się. - Jeśli oczywiście macie ochotę. Pewnie spokojnie wyrobilibyście się do tego “klubu”, ale będzie mi miło kogoś tu gościć. Poza tym mówiłem Charlie, że powinna zrobić sobie dzień wolny i odpocząć. Co jak co ale był to spory ubytek krwi.
- Jeśli byłoby to możliwe
… - wampir spojrzał na Charlottę. Propozycja Wiedeńczyka była szczodra oraz miła. Byłoby sympatycznie pozostać, wypocząć mając jakiś wspólny pokój. Wypić trochę, podjeść oraz wyluzować się na łonie natury choćby spacerując chwilkę po parku pałacu.
- Gdyby nie było bym nie proponował. Cały czas namawiam Peela i Rebeccę by przyjechali, ale to para pracoholików. - Boyle rozejrzał się po komnacie. Pewnie normalnie była to duża jadalnia, mogąca pomieścić spokojnie dwadzieścia albo i trzydzieści osób. Na ścianach wisiały portrety w tym jeden, bardzo przypominający ich gospodarza, jednak odzianego w strój z innej epoki. - Mogę was odrobinę oprowadzić nim udam się na spoczynek.
- Bardzo chętnie
- rycerz zerwał się na równe nogi podając dłoń Charlotcie. - Tylko mogę najpierw kropelkę czerwieni? - spytał, bowiem po pierwsze ślina mu uciekała, po wtóre musiał karmić krwią ghulicę. Dlatego siłą rzeczy musiał się odpowiednio żywić. - Hm, ładne - wskazał na portrety. Rodzina rzecz bardzo ważna, zaś może kiedyś nawet pracoholicy przyjadą, chociaż wątpię, żeby uczynili to obecnie podczas takiej właśnie nieprzyjemnej sytuacji.

Uśmiechnięty mister Boyle wskazał na podany wampirowi kielich.
- Częstuj się. Zaraz poprosimy Gehry’ego by podał więcej.
Charlie podniosła się i podała narzeczonemu zdjęte części garderoby. Rycerz ubrał się oraz łyknął purpury, później chętnie wypił całość płynu. Poczuł się wzmocniony. Przetarł usta zadowolony.
- Wobec tego chodźmy, jeśli mógłbym prosić, gdyby Gehry podał mi po zwiedzaniu - zaproponował. Ciekawy bowiem był pięknego pałacu oraz oprowadzenia przez czarodzieja wiedeńskiego.
- Dobrze.
Boyle oprowadził ich po piętrze i parterze, informując tylko krótko, że w piwnicach są jego pokoje. Wszystko w jego tonie wskazywało na to, że tam wstępu nie ma. Pokój, który im przydzielono znajdował się na piętrze. Dokładnie dwa pokoje. Salonik z oknami i całkowicie ciemna sypialnia.
Po budynku nie krzątało się zbyt wiele służby. Nie licząc Gehrego było to kilka osób, głównie pokojówki. Niewiele jak na tej wielkości rezydencję. Jednak lokajowi wyraźnie wystarczało to do utrzymania domu w idealnym stanie. Przez obszerny salon wyszli do ogrodu utrzymanego w modnym angielskim stylu. Charlie otworzyła aż z zachwytu szerzej oczy.
- Piękny. - Jej dłonie mocniej zacisnęły się na ramieniu Gaherisa.
- To stary ogród, praktycznie już sam dba o siebie. - W głosie Boyla znów była ta radosna nuta. Był wyraźnie dumny ze swojej rezydencji i jej przyległości.
- Aż szkoda, że tak rzadko ktoś tu jest. - Charlie uśmiechnęła się do gospodarza. - Bo na co dzień mieszkasz w Wiedniu, prawda?
- Tak… ostatnio byłem tu ze trzydzieści lat temu. Ale nie mówcie Peelowi, nie odwiedziłem go wtedy
. - Mrugnął do narzeczonych i ruszył jedną z alejek.
- Rzeczywiście piękny - przyznał Gaheris. - Powinien cieszyć oczy jak największej ilości wampirów oraz ludzi. Aż szkoda, że tak … hm, wydaj bal przed wyjazdem - zaproponował Wiedeńczykowi.
- Nigdy nie miałem głowy do organizacji takich rzeczy. - Boyle machnął ręką. - W ogrodzie poukrywane są niewielkie altanki. - Wskazał na jeden z budynków który spokojnie mógłby robić za domek gdyby nie jego ażurowe ściany. Obecnie pokrywały go pnące się kwiaty, przez co wnętrze było niemal niewidoczne.

Oglądającyogród Gaheris poczuł, że jego narzeczonej zrobiło się odrobinę cieplej. Przesunęła swymi szczupłymi palcami po jego ręce, mocno coś rozważając i wampir był niemal pewny, że nie było to coś “przyzwoitego”. Przez chwilę Gaheris uśmiechał się.
- Świetnie prowadzi twój ogrodnik rośliny dookoła pałacu - przyznał rycerz. Oglądał się wokoło spoglądając na rośliny, domki altan, prowadzące pomiędzy zielenią ładne szlaki.
- Jeśli chcecie możecie się trochę przespacerować. - Boyle uśmiechnął się do nich. - Załatwię jeszcze dwie sprawy i możemy spotkać się w salonie. - Wskazał w kierunku, z którego przyszli.
- Doskonale - spojrzał na Charlottę stanowczo nie wątpiąc, iż będzie miała ochotę. - Wobec tego do zobaczenia oraz wiesz, jeszcze ponownie dziękuję, że pomogłeś oraz że nas tutaj zabrałeś. Mieszkasz Boyle w uroczym bardzo miejscu.
Wiedeńczyk machnął tylko ręką i ruszył w kierunku domu. Dopiero po kilku krokach zatrzymał się.
- Tylko się nie zgubcie. - Pomachał im jeszcze raz i zniknął za zakrętem. Gaheris jeszcze przez chwilę widział jego sylwetkę przesuwającą się między drzewami.
 
Kelly jest offline