Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2018, 20:44   #482
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Port i przystań

Leonora trajkotała jak najęta, a ludzie wokół rozluźnili się.
- To jednak ona - stwierdził Trotsky, gdy jeden z jego ludzi zaczął kręcić palcem przy skroni wskazując ciałem na akolitkę - zaczynam rozumieć, czemu Krasnolud odesłał ją na jedyny nieatakowany odcinek. I po co my tu jesteśmy - dodał i jego ludzie rozeszli się do swoich zajęć. On sam spojrzał na akolitkę i powiedział:
- Posłańca już wysłałem. Czy jeszcze jakieś rozkazy raczysz wydać? Ci ludzie na drugim brzegu biegną zaatakować fort. Żadne barki nie atakują. I dziś raczej nie zaatakują. Widzicie tę barkę? - wskazał na tę, którą całkiem niedawno Leo kazała zmienić w pływający magazyn materiałów palnych - Jedna płonąca strzała wystarczy by zablokować podejście na czas wystarczający do nadejścia posiłków. A poza tym nikt nie byłby na tyle głupi, by spróbować podpływać w dzień, gdy możemy go łatwo zau... - przerwał i wpatrzył się w rzekę, gdzie jakiś pływak starał się możliwie niezauważenie zbliżać do portu.


Barykada przed mostem i fort

Detlef
nakazał by druga dziesiątka krasnoludzkich wojowników pod dowództwem Ulfa Warsunga, ruszyła w kierunku bramy, a teraz stojąc na barykadzie mógł tylko obserwować, jak na wschodnim brzegu rzeki zbrojni wroga biegli w kierunku fortu, niezorganizowaną gromadą wchodząc w zasięg. Zupełnie jakby spodziewali się, że fort będzie słabo, jeśli w ogóle, broniony. Jakby znali plan oddania fortu niemal bez walki i podpalenia go. Krasnolud, który w ostatniej chwili go zmienił i posłał do fortu dwie dziesiątki pod dowództwem Waltera, mógł mieć tylko nadzieję, że strzelcy nie zaczną strzelać zbyt szybko.

Walter nie musiał posyłać nie wiadomo ilu strzał. Krzyk bólu po trafieniu oznaczał, że strzała strzaskała kość, której odłamki porozrywały delikatne arterie i żyły, poszarpały mięśnie. Jedynym, co nie było pewne, było to, czy najpierw się wykrwawi czy utonie. Niemniej ten problem był już rozwiązany. Ale czy na pewno? Cyrkowiec dostrzegł, że skupiony na pływaku nie zauważył łódki, którą widać ktoś musiał spuścić zza spalonego młyna. Osoba w niej siedząca bardzo widać chciała dostać się do miasta. Osoba będąca w niej uniosła wiosła i pokazała, że ma na sobie Wissenlandzki mundur. Ale łódka pchana siłą rozpędu nadal płynęła w kierunku miasta, nawet jeśli prąd znosił ją na północ.
Jednocześnie wrogowie na brzegu akurat wbiegali w skuteczny zasięg kusz i łuków - strzelcy czekali na rozkaz Waltera by wypuścić śmiercionośną salwę.


Garnizon

Bert upichcił jajecznicę i poszedł na mury, Waldemar nie został jednak sam wrócił bowiem wkurzony czymś Gustaw.
- Idę na mury!- oznajmił głosem nie rozumiejącym sprzeciwu.


Mury

Bert, ledwo wszedł na mur, zorientował się, że sytuacja daleka jest od dobrej. Z drugiej strony - nie była także tragiczna. Zdezorganizowany tłum na dole, choć liczny, nie wyglądał szczególnie groźnie. Co prawda mury nie były tak wysokie jak w Nuln czy Altdorfie, ale nawet pięć metrów wystarczy by poczuć się bezpieczniej, zwłaszcza jeśli przed murami była jeszcze fosa i ludzie z drabinami nie mieli jak podejść pod ścianę cegieł i kamieni.
Niemniej przeciwnicy doszli do fosy i zaczęli ją zasypywać. Z tej odległości widać już było, że mniej więcej jedna czwarta to chłopi wzięci w niewolę do robienia za siłę roboczą i żywe tarcze. Ludzie na "jego" odcinku murów wciąż strzelali i kolejnych kilku wrogów padło. Podobnie jak kilka "żywych tarcz".

Na południowym odcinku sytuacja miała się podobnie. Dowodzenie przejął tam Kapłan Sigmara, nie chcący widać wypaść gorzej niż akolitka Myrmydii, a może po prostu pragnący mieć na oku maga.

Diuk broniący okolic bramy nadal rozstrzeliwał przy pomocy swojej dziesiątki strzelców obsługi drabin i kolejna upadła, gdy z niosącej ją czwórki ludzi został tylko jeden. Na baszcie dwie dziesiątki strzelców rywalizowały ze sobą i sprawiały krwawą łaźnię biegnącym ku fosie wrogom. Mimo utraty części "zasypywaczy" atak dotarł do fosy, w którą poczęto wrzucać wszystko co się dało, zarówno kosze z ziemią, jak i śmieci czy nawet poległych towarzyszy.
Dodatkowym "problemem" w okolicy była sytuacja na szczycie baszty. Kiedy dwóch posłańców, jeden od Detlefa i drugi od Gustawa wbiegło na górę, rozległy się wrzaski frustarcji. Mimo odgłosów bitwy, krzyków napastników i obrońców i świstu strzał, wyraźnie słyszał wyzwiska Ferreta, który od nocy zmieniał nastawy balisty, by teraz się dowiedzieć, że niepotrzebnie, i że ma ustawić ją tak jak była, a do tego właśnie zabierano mu jedynego pomocnika, Glorma, który miał iść do garnizonu i pisać "tę cholerną, jebaną przez goblina w rzyć listę" po raz czwarty. Padło także kilka słów o szlachcicach i ich matkach, a gdy Glorm dotarł na poziom bruku zapytał retorycznie:
- Czy ten ginit je kolekcjonuje?!
Pytanie zawisło w powietrzu, gdy krasnoludzki inżynier mijał Karla. Od krasnoludów zrobiło się zresztą gęsto - do Tophera i jego dziesiątki halabardników dołączyła dziesiątka ciężkozbrojnych krasnoludów pod dowództwem Ulfa "Wojennej Pieśni" Warsunga, wysłana przez Detlefa.


Wieża obserwacyjna

Loftus ponowił swoją sztuczkę z dźwiękiem. Słusznie zauważył, że może nei wyjść dwa razy z rzędu na tych samych ludziach, tym razem wziął na cel łuczników na wschodnim brzegu. Dźwięk wybuchł akurat w momencie, gdy mieli maksymalnie naciągnięte cięciwy. Dwadzieścia strzał poszybowało w niebo w kierunku obrońców Przystani. Żadna nie trafiła. Większość nawet nie doleciała, wpadając do rzeki. Zaledwie kilka spadło na brzegu, nie wyrządzając żadnych szkód.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline