Gustaw już miał ruszać na mury gdy zobaczył Berta pędzącego w tym samym kierunku.
~ No! Wreszcie, któryś się ruszył.~ Westchnął i do jego uszu doszły słowa Waldemara, który wydawał rozkazy.
Sierżant stanął jak wryty. Brök rozbijał na części oddział przeznaczony do ochrony garnizonu i jako odwody traktowany. Nie było żadnego znaku z murów by potrzebna była pomoc.
- Brök. Co ty wyrabiasz? Lepiej zajmij się lazaretem a nie wydawaniem rozkazów!- Rzucił do medyka.
- Nie było sygnałów o posiłki więc zostają tutaj. Ja także zostanę i przypilnuję by wszystko z planem szło. Lepiej poślij noszowych na pozycję.- Baron pokiwał głową i wyprostował się widząc Komendanta w oknie.
Sierżant przechylił głowę aż coś strzeliło w szyi i ruszył do Komendanta.
- Panie Komendancie. Jest Pan poważaną osobą w mieście. Jest Pan wojskowym a nikt nie widzi by Pan działał na rzecz obrony. Jak mistrzowie gildii czy cechów oraz co zacniejsi mieszkańcy mają myśleć i jak mają się angażować w obronę jak główny wojskowy miasta siedzi w spokoju w gabinecie nie dotykając miecza i nie powstrzymując wroga.- Gustaw był zły. Komendant najpierw na niego a teraz na Detlefa zwalał wszystko. Sam zachowywał się jak nieudolny książę i nie wychylał nosa z garnizonu. Niby pomagał, ale... ~ Czy aby specjalnie to robił? Widzi jak w obcym mieście sobie armia nie radzi i chce to wykorzystać w późniejszym czasie do negocjacji o przyszłość Meissen?~ Baronowi zaczynał się bardzo nie podobać Komendant. Wielki polityk i chyba coś kręcił na wysokich szczeblach miasta.
- Ja mam się nie pokazywać na murach czy w mieście. Może Pan by trochę wyręczył obrońców skoro do walki Pan nie chce ruszyć?- Dość ostro może wyszło i Komendant się obruszy. Jednak dzięki temu może odkryje przez przypadek swoje karty i Gustaw pozna zasady panujące w mieście.
Jednak jeśli się Gustaw myli to Komendant coś załatwi? Może ten warsztat i kupców za Gustawa? Sam Komendant mówił, że trzeba się wyręczać innymi a samemu nie da się dużo zdziałać na wszystkie fronty. A on, Sierżant Gustaw von Grunnenberg musiał obserwować sytuację i jako wojownik w potrzebie wesprzeć obrońców a nie latać po mieście.