Herbata na posterunku.
Marco miewał czasami przeczucia. Tym razem instynkt ostrzegł go i poczuł się niczym królikoskoczek wyczuwający spadającego z nieba drapieżnika. Niestety w tej sytuacji nie miał zbyt dużego doświadczenia…
- Eee, nie, nie mam nikogo. Ale też nie szukam – dodał szybko – sami rozumiecie, praca, wyjazdy służbowe, tak, tak, niedługo z Alongquin też wyjadę… - uznał że taka linia obrony pomoże mu w starciu z miło wyglądającą kobietą.
Hotel Jadeitowy Sen
Marco liczył delikwentów. Jedna prawie ocierała się o Kaburagiego. Druga przydzwoniła w ścianę. Trzeci nie odrywał się od fajki. Brakowało Zhenga, tego za którego upalona panienka uważała Daichiego, i jakiegoś Mako. Troje na miejscu, plus oczywiście pies i dwójka brakujących. Jeden z nieobecnych zajmuje miejsce w kostnicy. Biorąc pod uwagę miejsca sypialne przynajmniej jednego mieli luzem, chyba że pies sam zajmował całe łóżko…
Stając tak, aby mieć w polu widzenia cały „apartament”, a zwłaszcza fajkowca (w końcu może być tkaczem wody, a w fajce miałby podręczny zapas płynu), zaproponował:
- Słuchaj, brachu, może byśmy zabrali ich do nas? Będzie ostre picie, dobra impreza. – puścił oko do Kaburagiego, ale jego oczy pozostały poważne.