Phalenopsis, dzielnica rzemieślnicza. Luinehilien wypowiedziała słowa czaru i wyciągnąwszy ręce w górze z obawą czekała na to co sie wydarzy.. Chmury sie zakotłowały na drzewem , zaś samą druidkę otoczył krąg drobnego złotego pyłu unoszącego sie w powietrzu. Po chwili z chmur uderzyła błyskawica, piorun trafił w drzewo rozczepiając pień na dwoje...Ale i to nie powstrzymało stwora przed coraz bardziej nieudolnymi atakami na Rasgana. Także kolejne pociski Aydenna i ciosy mieczów Rasgana, mimo, że dokonywały pewnych zniszczeń, nie zmieniły taktyki potwora. Zupełnie tak jakby temu drzewu nie zależało zupełnie na przetrwaniu. Miało swój cel i dążyło do niego bez względu na przeciwności. Luinehilien sprowadziła kolejny piorun i ten dokończył dzieła. Uderzenie błyskawicy rozerwało stwora na pojedyncze szczapy, które rozrzuciło po całej ulicy.
Jeden z kawałków drewna pochodzących z tego potwora upadł niedaleko Ammana. Młody druid spojrzał na ziemię. W przeciwieństwie do innych, ten jarzył się lekką zielonkawą poświatą. Druid wyczuł, że jest nim coś.. wyjątkowego. Phalenopsis, budynek Szlachetnej Gildii Inżynierów.
Uderzenie pioruna i zakończyło żywot stwora. - Niesamowite, zupełnie jak na przedstawieniu o herosach, jakie wydziałem kilka lat temu!- Aydenn usłyszał zachwyt w tonie głosu krasnoluda. Odwrócił sie w jego kierunku, i zobaczył, że ten taszczy naręcza map. - Gdy wy toczyliście ten heroiczny bój, ja skopiowałem mapy. Z magicznym proszkiem kopiującym to trwa tylko kilka minut. -rzekł Turam .
- Wiesz Aydennie, zrobiło sie juz dość ciemno. Więc chyba czas spocząć ..Zapraszam ciebie i całą drużynę do siebie. Mam duży dom, wszyscy sie zmieszczą. A jutro możemy rozpocząć misję. Phalenopsis, dzielnica rzemieślnicza. Verryaalda stał w cieniu i oceniał swe obrażenia.. Nie było tak źle, trochę obitych kości i opuchnięta kostka. Nic z czym nie poradzi sobie kilka godzin odpoczynku oraz okładów i bandaży. Bo teraz ciało tropiciela sie właśnie tego domagało. Jutro obrażenia otrzymane podczas tej walki będą tylko małym utrapieniem, ale dziś.. Dziś ból był dość irytujący i nie chciał ustąpić. Phalenopsis, dzielnica rzemieślnicza, w cieniu jednej z ulic.
Masywny ork i jego trzej kumple, przypominający bardziej obdartusów niż członków gangu, przyglądali sie całej bitwie. Rozchodzący sie obłok smrodu z tyłu za nimi przypominał im o obecności Króla i jego kompana. Ork, który jako jedyny z tej całej hałastry przypominał wojownika rzekł.- Co ty sobie, żartujesz król? Na kogo chcesz wystawić? - Wystarczy jak dobijesz tego tropiciela ,co z spał na drzewie. Reszta mnie nie obchodzi.- rzekł kryjący sie w cieniu król. - Żartujesz żebraku?- gęba orka wykrzywiła sie w grymasie podobnym do uśmiechu.- Nawet ranny rozniósłby mnie i moich chłopców na strzępy.. Układ zerwany... - Ale, ale ..-wykrztusił z siebie król. - Zerwany. - powtórzył ork.- Znikam stąd, póki jeszcze mnie nikt nie zauważył. I moi chłopcy też.. Tobie też to radzę królu.
Po czym ork razem ze swoją bandą cicho i dyskretnie zaczął sie oddalać ..A król i jego kumpel, chcąc nie chcąc, podążyli za nim.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |